Poprzednie częściKroniki senne

Kroniki senne Ktoś na kim ci zależy

Tanatos pomyślał chyba, że jestem ciut niedorozwinięta. Najpierw patrzyłam na niego bezmyślnie, później wybełkotałam parę lapidarnych zdań, a teraz się rozpłakałam. Cała sytuacja całkiem mnie przerosła. Dopiero ledwo co pogodziłam się z faktem, że znajduję się w równoległym wymiarze, a teraz dowiaduję się, że posiadam "dar wychodzenia z wszelkich opresji" Co więcej mam pomóc wydostać się z mojego snu jakiemuś mitycznemu stworowi... Zajebiście! Myśli dziko kotłowały się w mojej głowie. Co miałam zrobić, żeby zakończyć tą serię niefortunnych zdarzeń? Jedynym rozsądnym(a raczej nierozsądnym)wyjściem wydało mi się przystać na warunki Tanatosa. Podniosłam głowę i spojrzałam prosto w jego trupie oczy. Mój oddech stał się nieregularny, a serce zaczęło okropnie łomotać. Przygryzłam lekko dolną wargę i zebrałam w sobie całą odwagę.

 

- A co jeśli się nie zgodzę?- Tanatos uśmiechnął się szelmowsko ukazując ostre kły. Zbliżył usta do mojego ucha i wyszeptał.

 

-Umrzesz...- przeszedł mnie zimny dreszcz. Odsunęłam się gwałtownie od mojego towarzysza i postanowiłam, że resztę rozmowy będę prowadziła kilka metrów od niego.

 

-Nie boję się śmierci. Zresztą sam mówiłeś, że jestem w stanie wyjść cało z każdej sytuacji.

 

-Hmm... może faktycznie nie boisz się własnej śmierci, a jeśli odebrał bym życie komuś na kim ci zależy?- Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem. Od zawsze byłam sama. Nikt mnie nie kochał, ani ja nikogo nie kochałam. Argument Tanatosa wydawał się więc absurdalny. Już chciałam czymś mu się odszczeknąć, gdy zobaczyłam w mojej głowie obraz.

 

Szara ulica w Międzyświecie. Mgła, która otulała wszystko niczym gruby płaszcz. Szafy, piętrzące się aż pod nieboskłon... i on. Siedział z głową między kolanami. Dłonią przeczesywał śnieżnobiałe włosy. Hypnos. Pomyślałam, a wtedy on podniósł się w jednej chwili. Mogłam podziwiać jego idealną muskulaturę, delikatne rysy twarzy i czarne oczy, w których teraz majaczyły łzy. Chciałam go dotknąć, powiedzieć, że już jestem, wtulić się w jego nagi tors. Wyciągnęłam rękę i kiedy już miałam musnąć jego włosy... Wszystko zniknęło. Znowu byłam w nicości, razem z Tanatosem, który stał wyprostowany, dumny i pewny swojego zwycięstwa. Podszedł do mnie i rąbkiem swojego rękawa wytarł łzę spływającą po moim policzku.

 

-Czyli się zgadzasz?

 

-Tak. Zgadzam się. Pomogę ci się stąd wydostać.

 

- Cudownie. Nie ma na co czekać. Poznajmy twój największy koszmar- myślałam, że zaprowadzi mnie teraz do jakiejś sali i każe pić eliksir ze złotego kielicha, albo przetnie mi dłoń czarodziejskim sztyletem (tak wyglądały rytuały w filmach, które oglądałam. W Merlinie albo Les Visiteurs). Tanatos jednak przysunął się blisko mnie... niebezpiecznie blisko. Zbliżył swoje usta do moich i złożył na nich pocałunek. Ja głupia, zamiast odepchnąć go i wymierzyć mu cios prosty w ostre ząbki... dałam się całować... I to komu!? Najokropniejszej kreaturze jaką widziałam! Co więcej czułam się z tym naprawdę dobrze. Zamknęłam oczy i zatraciłam się w chwili...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania