Krótkie historie - Biała Dama
Z dedykacją dla Audiser/Efrii za wyzwanie literackie ;)
_______________________________________________________________________________________________________
Zawsze wpatrywał się w tę szczelinę. Nawet nie zdawał sobie do końca sprawy, co znajduje się dookoła. W zasięgu wzroku miał jedynie pokrytą zaschniętymi warstwami krwi ścianę i ciemne rogi pokoju, gdzie zawsze coś się wiło, ale nigdy nie widział co. Słabe światło już tam nie sięgało - tylko domyślał się, że nad nim wisi samotna żarówka. Nie był jednak pewien, nigdy nie spojrzał w górę albo w boki.
Tylko szczelina i pordzewiała rura, do której była przywiązana z jednej strony smycz.
Dziesięcioletni chłopiec, wiedziony nawykiem, położył ręce na drewnianej konstrukcji. Przypominała nieco krzesło z bardzo szerokim oparciem, do której ktoś przymocował dwa stalowe zawiasy.
Jak zawsze, mężczyzna ściągnął pasek ze spodni i przywiązał nim do zawiasów ramiona chłopca tak, by mógł swobodnie poruszać palcami i dłońmi.
- Życie, mój drogi chłopcze, to sztuka codziennych wyborów - powiedział tym samym głosem, co zawsze.
Głosem boleśnie trzeźwym i świadomym.
Chłopiec żałował, że mężczyzna nie był pijany. Ale on nigdy nie był pijany, bo nigdy nie pił alkoholu. Gdyby pił, to dziesięciolatek miałby wyjaśnienie. To było najgorsze - nie wiedzieć “czemu?”.
Mężczyzna wprowadził ofiarę, wabiąc ją szuraniem miski i stukotem suchej karmy. Następnie przypiął ją do rury, a chłopcu wcisnął strzelbę w dłonie i wycelował w psa.
Dziecko wpatrywało się nieustannie w szczelinę. Miało nadzieję, że kiedyś coś z niej wyjdzie i wszystkich pozabija. Ale nawet kiedy patrzył w ziejącą ciemność pęknięcia, to nie mógł oszukać wzroku. Dostrzegał kątem oka sierść golden retrievera.
- Nauczę cię sztuki trudnych wyborów. Takich, które muszę podejmować codziennie, żeby prowadzić biznes. Żeby wyżywić ciebie i twoją niewdzięczną matkę. - Poprawił broń w rękach chłopca. - Dlatego zabrałem psa z mojego schroniska i jego karmę. Jeśli go zabijesz, karma jest twoja i twojej mamy. Jeśli go nie zabijesz, to zabiję psa i wtedy zjecie psa. A twoja matka go przyrządzi.
Zawsze mówił to samo. Chłopiec wiedział, że recytuje z pamięci.
- Strzelaj.
Wpatrywał się w szczelinę.
Jak zawsze nacisnął spust. Nawet nie słyszał huku. Po prostu świeża warstwa krwi ozdobiła ścianę.
Wpatrywał się w szczelinę.
W ciemnych rogach pokoju coś się wiło. Światło tańczyło na ścianie - żarówka musiała się bujać.
Mężczyzna ściągnął pasek od spodni, przymocował ramiona chłopca do konstrukcji - tylko tym razem jakoś mocniej i agresywniej. Oddychał ciężko.
Dziesięciolatek kątem oka dostrzegł, że biała koszula jest zachlapana krwią.
- Życie, mój drogi chłopcze, to sztuka codziennych wyborów - powiedział roztrzęsionym głosem.
Brzmiał obco.
Mężczyzna zaciągnął ofiarę do smyczy. Tym razem była większa, nosiła białą koszulę nocną. Chłopiec wpatrywał się w szczelinę, ale nie potrafił oszukać wzroku - widział blond loki. Kobieta szarpała się. Krzyczała. Wzywała kogoś, ale dziecko nie słyszało.
- Twoja matka pozbawiła mnie środków do życia i godności. Uderzyła mnie publicznie, rujnując mój wizerunek. Zgłosiła moje schronisko policji, więc je zamknęli. A mężczyzna musi zapewnić żywność rodzinie. Nie mogę pozwolić, by moje dziecko głodowało. Więc dzisiaj, drogi chłopcze, sztuka trudnego wyboru. Zabijesz swoją matkę i zjemy ją razem. Albo ja ją zabiję i zjem ją na twoich oczach.
Obwiązał smycz dookoła szyi kobiety, zrobił supeł. Matka zaczęła się dusić.
- Zabiję cię - powiedziała, patrząc na mężczyznę.
- Strzelaj.
Chłopiec nacisnął spust.
Cały czas wpatrywał się w szczelinę.
Kobieta ucichła.
Wpatrywał się w szczelinę.
Kawałki mózgu gniły na ścianie, coś wiło się w rogu pokoju.
Pasek trzeszczał, kiedy pozbawiona głowy, odziana w biel kobieta przymocowywała ramiona mężczyzny do drewnianej konstrukcji.
- Proszę, nie. Nie rób tego - jęczał mężczyzna.
- Życie, mój drogi mężu, to sztuka codziennych wyborów - odpowiedziała Biała Dama. Jej głos wydobywał się z wewnątrz jej ciała.
Przywiązała chłopca smyczą do pordzewiałej rury. Dziecko wpatrywało się w szczelinę. Miało nadzieję, że kiedyś coś z niej wypełznie i wszystkich pozabija.
- Zabij mnie.
- Nauczę cię sztuki trudnych wyborów - kontynuowała zjawa. - Takich, które musiałeś prowadzić codziennie, kiedy jeszcze prowadziłeś swój biznes. Żeby wyżywić mnie i swojego niedorozwiniętego syna. Jeśli go zabijesz, zmuszę go, by cię odwiedzał, dopóki nie strzelisz sobie w łeb. Jeśli go nie zabijesz, to obiecuję, że przecisnę go przez tę szczelinę, w którą tak się gapi i już nigdy więcej go nie zobaczysz. Ale mnie będziesz widział już do końca życia.
Chłopiec odwrócił wzrok od szczeliny i spojrzał w górę. A więc jednak była tam żarówka.
- Strzelaj.
Nawet nie usłyszał huku.
Po prostu świeża warstwa krwi ozdobiła ścianę.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania