Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Krwawa Wigilia
Utwór jest oparty na autentycznych wydarzeniach i opisany z relacji trzech bohaterów.
22 GRUDNIA 1944, OCHOTNICA DOLNA
Konwój niemieckich ciężarówek zbliżał się powoli krętą drogą do podhalańskiej wsi. Jestem dowódcą oddziału i mam rozkaz przeprowadzić tzw. akcję aprowizacyjną. W praktyce oznaczało to, że żołnierze pod moim dowództwem mieli okraść mieszkańców Ochotnicy Dolnej z jedzenia i innych dóbr, które można skonsumować np. kurczaków.
Do Ochotnicy Dolnej konwój dotarł zgodnie z planem. Zbliżały się Święta. Od razu po wyjściu z samochodu postanowiłem zapalić papierosa. Na dworze było cholernie zimno. Zacząłem nerwowo energicznymi ruchami pocierać ręce, by było mi cieplej.
Kazałem żołnierzom, by rozpoczęli masowy rabunek drobiu. Oddział wykonał rozkaz z nieukrywaną przyjemnością. Znudzeni komandosi podróżą z Krościenka postanowili rozprostować ręce i nogi. Zachowywali się jak małe dzieci, a nie jak podli i zimni mordercy.
Widok nazistów biegających za szybkimi kurczakami rozbawił mnie. Zaciągnąłem się papierosem i wtedy padł strzał. Widziałem przez moment kruki, które przestraszone wystrzałem odleciały szalone z pobliskich drzew. Poczułem silny ból w klatce piersiowej i stwierdziłem, że jest mi bardzo słabo.
Papieros wypadł z ust. Upadłem nagle na kolana.. Na chwilę przed utratą przytomności złapałem się za pierś i przerażony stwierdziłem, że na czarnej rękawicy jest krew. Powoli traciłem wzrok, aż nastała ciemność. Ostatnie słowa, które słyszałem od zaskoczonych żołnierzy brzmiały, że podoficer Bruno Koch został zastrzelony przez partyzanckiego snajpera.
23 GRUDNIA 1944, OCHOTNICA DOLNA
Wiadomość o zastrzeleniu Unterscharführera SS Bruno Kocha dotarła do nazistowskich oddziałów jeszcze w grudniowy piątek w nocy. Do Ochotnicy Dolnej dotarło sześć samochodów z około dwustu SS-manów. Mieszkańcy zaatakowanej wioski byli zaskoczeni i zajęci przygotowaniem się do sobotniej Wigilii. Przepisy kościelne wtedy nie pozwalały obchodzenia Wigilii w niedzielę.
W jednej chwili wszędzie biegali naziści. Wpadli do domów i przeklinając żądali pieniędzy.
Przez okno do kuchni wpadł granat. Siedziałem z rodziną przy wigilijnym stole. Wszystko działo się w zwolnionym tempie. Widziałem jak siła wybuchu urywa ręce córce i głowę żony w drobnych kawałkach. Udawałem, że nie żyję. Miałem twarz zranioną odłamkami szkła.
Nagle do pomieszczenia wkroczyli hitlerowcy. Zobaczyli ciała członków rodziny Karczewskich i zrabowali cały majątek. Zamordowali prawie wszystkich. Nie oszczędzili nawet mojego psa. SS-mani podpalili naszą góralską chatę. To cud, że przeżyłem schowany przed zabójczymi płomieniami w piwnicy, która była połączona z kanałami. W ten sposób nie zginąłem podczas „Krwawej Wigilii’. W tym masowym mordzie zginęło 56 osób.
Nazywam się Jan. Ze względów bezpieczeństwa nie mogę podać mojego nazwiska. Jestem Polakiem i zostałem siłą wcielony do karnej kompanii SS. Bojąc się o mnie i najbliższych musiałem brać udział w zemście dokonanej przez nazistów na mieszkańców Ochotnicy Dolnej. Widziałem jak niemieccy żołnierze wkraczają siłą do chatek górali i żądają pieniędzy. Jak ktoś nie chciał zapłacić, to został bestialsko mordowany przez najeźdźcę.
Hitlerowcy dźgali w klatki piersiowe małe dzieci i ich matki. Starsze osoby i niemowlęta wrzucali do ognia. Byłem świadkiem jak jeden z granatów został wrzucony przez okno do chatki górali o nazwisku Karczewscy. Ich dom został zrabowany i podpalony.
Osobiście nikogo nie zabiłem. Jednak byłem świadkiem mordów i czułem się współwinny, bo nic nie mogłem zrobić, by powstrzymać morderców kobiet, dzieci i ich ojców oraz braci.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania