Kryzys twórczy (One Shot)

Kryzys trwa od dawna. Nie pamiętam już, jak długo nie jestem w stanie niczego napisać. Powoli zaczynam mieć dość pojedynków ze sobą, wojny z własną niemocą.

Odpalam papierosa. Głęboko zaciągam się wonnym, gryzącym dymem, wpatrując w uporczywie migającą pionową czarną kreskę w prawym górnym rogu wirtualnej kartki. Wydycham dym. Przekręcam głowę powoli, w lewo i w prawo, aż kości karku odpowiadają pyknięciem.

‑ No, dobra... - szepcę sam do siebie.

Układam dłonie na klawiaturze, kontynuując pojedynek na spojrzenia z monitorem. Patrzę na niego, a on zdaje się patrzeć na mnie. Przebieram palcami, ale nie wciskam żadnych klawiszy. Siedzę. Pozwalam, by myśli płynęły wolno. Nic. Pustka. Włączam przeglądarkę, sprawdzam kilka znajomych stron. Szukam inspiracji, relaksu, czegokolwiek, co pomoże mi zacząć.

Odpalam kolejnego papierosa. Za dużo palę. Minimalizuję przeglądarkę i wracam do pustej strony Worda. „Mgła spowiła wszystko”, zapisuję, po czym przyglądam się temu zdaniu przez dłuższy czas, jakby było w obcym języku.

‑ I co, kurwa, z tego, że spowiła wszystko? - pytam sam siebie.

Boże, ależ wkurwia mnie ta migająca kreska. Dzwoni telefon. Odbieram, nie patrząc nawet na wyświetlacz.

‑ Co? - pytam nieobecnym głosem.

‑ Pan auto sprzedaje? - odpowiada mi gruby głos po drugiej stronie.

‑ No.

‑ A coś więcej byś pan powiedział o tym aucie? - burczy mój rozmówca.

‑ Ma cztery kółka i silnik. Kierownica gratis.

‑ Co? - pyta zdziwiony baryton.

‑ Gówno - odpowiadam i rozłączam rozmowę.

‑ Co za pajac - dodaję na własny użytek, chociaż nie jestem pewny, czy mówię o sobie, czy o nim.

Patrzę znowu w ekran.

‑ O co mi chodziło z tą mgłą?

Sięgam po papierosa. Za dużo palę. Patrzę się na laptopa, niczym na śmiertelnego wroga. Nic. Kurwa, chociaż auto mogłem sprzedać, bo z pisania to chyba jednak nie wyżyję. Siedzę.

‑ Mgła spowiła wszystko... - mówię na głos, jakby mi to miało pomóc. – Tylko co, kurwa, z tego, że spowiła wszystko?! - krzyczę.

Trochę mi lepiej. Pokazuję monitorowi środkowy palec. Uśmiecham się pod nosem, zadowolony z siebie i zapalam papierosa. Czas mija nieubłaganie a na monitorze wciąż tylko jedno zdanie i ta zasrana migająca kreska. Tym razem to jej pokazuję środkowy palec. Nie poprawia mi to już jednak nastroju. Wręcz przeciwnie, trochę mi głupio. Dzwoni telefon.

‑ Co?

‑ Co słychać, synku? - Rozpoznaję głos mamy.

‑ Zależy, gdzie ucho przyłożysz...

‑ Do ciebie przykładam... - odpowiada, siląc się na wesoły ton głosu.

‑ To za blisko mnie stoisz.

‑ Synku...

‑ Co?

‑ Jadłeś coś dzisiaj?

‑ Mamo... - rzucam zirytowany.

‑ Jadłeś?

‑ No.

‑ A co?

Wytężam wszystkie siły, by nie powiedzieć „gówno” i się nie rozłączyć.

‑ Nie wiem, nie pamiętam.

‑ Jak to nie pamiętasz? - Mama, nie daje za wygraną.

‑ Mamo, zajęty jestem...

‑ A co robisz?

‑ Sram.

‑ Jesteś obrzydliwy. Na razie.

‑ Pa... - odpowiadam i się rozłączam.

Mam trochę wyrzutów sumienia, ale z doświadczenia wiem, że miną. Zapalam papierosa. Za dużo palę.

‑ O co mi, kurwa, chodziło z tą mgłą?

Sięgam do szuflady. Wyciągam butelkę taniej whisky i zeszyt z notatkami. Przewracam strony i popijam rudą berbeluchę, spoglądając co chwila na monitor.

‑ Mgła to tylko metafora... - szepcę i czuję, że za chwilę w mojej głowie dokona się przełom.

Dzwoni telefon.

‑ Co?!

‑ Witam pana. Dzwonię z organizacji walczącej z rakiem piersi, czy chciałby pan wspomóc nasze dążenia do...

‑ Droga pani! - przerywam jej. - Proszę nie zrozumieć mnie źle. Cel macie szczytny i jestem wielkim fanem cycków, ale sam jestem ze szczętem spłukany, więc nic wam nie dam.

‑ Gbur! - krzyczy piskliwie i się rozłącza.

‑ Dobrze... - mruczę, odpalając papierosa i pociągając łyk z butelki. - „Mgła spowiła wszystko”. Mgła jest metaforą... O co mi, kurwa, chodziło z tą jebaną mgłą?!

Mam dość. Wyłączam komputer. Wyłączam telefon. Gaszę papierosa i kładę się spać. Zapadam w głęboki, niespokojny sen.

Jestem w swoim samochodzie, siedzę na miejscu pasażera, a prowadzi jakiś łysiejący tłuścioch. Grubym basem zadaje mi durne pytania odnośnie auta:

‑ A przebieg jaki? Dwie stówy wyciągnie, nie? Wspomaganie jak? Ile pan możesz zejść z ceny? Łożyska tłumika w porządku?

Nie odpowiadam na żadne z nich, bo mam pełne usta jedzenia. Na tylnym siedzeniu jest moja mama. Trzyma na kolanach wielki piknikowy koszyk i wyciąga z niego coraz to inne przysmaki. Bułki, ciastka, placki, wątróbkę, całego pieczonego kurczaka. Wszystkie te specjały rzuca mi na kolana i krzyczy, żebym jadł. Więc jem.

Patrzę przez okno, a tam na niebie zamiast ptaków są piersi. Całe stada skrzydlatych cycków. Wirują wokół samochodu, głośno kracząc wronimi głosami: „Daj! Daj!”. Nagle wszystko spowiła mgła.

‑ O co, kurwa, chodzi z tą mgłą? - myślę i odpalam papierosa.

Budzę się w środku nocy zlany potem. Muszę przestać pić... albo pisać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • nagisa-chan 08.05.2016
    Naz ujawnił się
  • Shina-san 09.05.2016
    Hah, końcówka najlepsza
  • Nazareth 09.05.2016
    Dzięki :)
  • vilemo 03.06.2016
    I co? Przestałeś jedno i drugie? A właściwie co za głupie pytanie! Piszesz i pijesz:)
  • Nazareth 03.06.2016
    Piszę i mimo, że piszę prozę to chleję jak poeta :D
  • Ritha 06.09.2016
    Ojejku, tekst mi bardzo bliski, bo ekspresja jakaś taka podobna do mojej ;)
    A kryzys twórczy, cóż, towarzyszy każdemu... "Gdyby chociaż mucha zjawiła się, to mogłabym ją zabić, a później to opisać" :>
  • Rasia 10.12.2016
    "‑ Gówno - odpowiadam i rozłączam rozmowę.
    ‑ Co za pajac - dodaję" - to powinno być w jednej linijce :)
    "Patrzę się na laptopa, niczym na śmiertelnego wroga" - bez przecinka, bo porównanie proste, i bez "się", bo Patrzeć to nie czasownik zwrotny
    Masz świetne pomysły. Niesamowicie podoba mi się ta klamra kompozycyjna, jaką zastosowałeś. Początek tekstu tak bardzo przypominał mi te moje chwile bezsilności, tyle że ja najczęściej piszę cokolwiek, bo wierzę, że jak postukam sobie w klawisze, to się rozruszam (to zazwyczaj nic ambitnego, coś w stylu "HEJEJEJE", ale czasem pomaga). Rozbawił mnie ten telefon z piersiami, chociaż może nie powinien, bo z drugiej strony też zasmucił. Kurczę, mam takie dylematy przy Twoich tekstach, ale podziwiam naprawdę za taki dobór słów, chcąc opisać brak weny. Końcówka nawet troszkę taka przerażająca, nieco jak karma :) Zostawiam piąteczkę :)
  • Nazareth 11.12.2016
    Miło mi, że tyle dostrzegłaś w tym prostym i z pozoru "grubo ciosanym" tekściku. Jest w nim wiele wątków biograficznych, chociaż udramatyzowanych i przejaskrawionych. Najważniejsze, że był to tekst którego napisanie przerwało mój kryzys twórczy, podczas którego wpatrywałem się godzinami w monitor pijąc tanią whiskey i paląc jednego papierosa za drugim. Co do tego telefonu z piersiami... to też nie wzięło się z nikąd. Kiedy mieszkałem za granicą otrzymywałem całkiem sporo takich połączeń, a to policja, a to weterani, samotne matki i pobliskie parafie. Dzwoniło całe mnóstwo ludzi, którzy chcieli bym poprostu dał im pieniądze. Gdybym chciał im wszystkim podarować chociaż minimalną dotację o jaką prosili, pracowałbym wyłącznie na cele charytatywne. Jednak organizacja, dzwoniąca do mnie najczęściej zajmowała się właśnie walką z rakiem piersi. Kiedy pewnego dnia zadzwonili do mnie trzy razy w przeciągu kilku godzin przerywając mi pracę otrzymali właśnie taką odpowiedź, jaką zacytowałem powyżej. Nie jestem z tego dumny, ale cel osiągnąłem bo przestali dzwonić. Bardzo dziękuję, że zechciałaś przeczytać :)
  • Neurotyk 11.12.2016
    Dzięki Rasi przeczytałem poraz drugi - za pierwszym razem zbyt pospieszne. Ironiczny tetekst, zabawny. Zgryzliwy na temat samego siebie. Czuć irytację bohatera, czyli Twoja. 5 Super:)!
  • Nazareth 11.12.2016
    Irytacja samym sobą, własną niemocą, w tym wypadku twórczą to straszna sprawa. Mnie pomaga autoironia; dystans do samego siebie, ktory tak jak tutaj, można osiągnąć np. Przez zrobienie z siebie fikcyjnej postaci w swoim opowiadaniu.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania