La Rachelle

La Rachelle, Francja

 

24 grudnia

 

Tego dnia na ulicach miasta La Rachelle panuje wielka pustka. Sklepy, jak i inne działalności gospodarcze, są ociemniałe i osamotnione. Pogoda również nie sprzyja codziennym spacerom – pada ciężki deszcz, który w oka mgnieniu zamienia się w lód. Prócz tego niebezpiecznego zjawiska, chodniki, jak i reszta podłoża, wyłożona jest śnieżnobiałym puchem, gdzieniegdzie bardzo śliskim. Temperatura zaś momentami sięga do minus dwudziestu stopni. Nic dziwnego więc, że na zewnątrz panuje cisza i brak jakiekolwiek żywej duszy. Na oknach widać powstałe od mrozu smugi, a niektóre z nich przymarzły na tyle, że chociażby ich uchylenie nie jest w tym momencie wykonalne. Tak też dzieje się i w tym oknie. Jest ono zapomniane przez każdego, nawet mieszkańców budynku. Dlaczego więc o nim wspominam? Szyba ta, choć zamarznięta i brudna, jakby myta nie była od lat, należy do małego chłopca, zamieszkującego właśnie ten pokój, który mieści się w zaniedbanym domu dziecka. Blaise Vigneron to dziecko porzucone przez swoich biologicznych rodziców. Niemalże od samego urodzenia jego życie toczy się za murami tego budynku. Nigdy nie przebywał na zewnątrz, choć wiele razy miał do tego okazję. Blaise stracił jakąkolwiek nadzieję oraz pozytywizm dnia codziennego.

 

W domu dziecka właśnie trwają przygotowania do tak dobrze znanej każdemu wieczerzy. Mieszkańcy sierocińca dzielnie pomagają w zwykłych, lecz potrzebnych, obowiązkach. Opiekunowie uczą tych starszych, jak i najmłodszych ich podopiecznych, jak poprawnie wykonywać różne czynności. Zawsze w takich miejscach prócz grzecznych i pomocnych dzieci, znajdą się również takie, które zgubiły drogę do poprawczaka. Tak też dzieje się i tu.

 

— Blaise, kolego, mamy do pogadania. — Chłopiec, słysząc dobrze znane głosy starszych od siebie „kolegów", nie zamierza się zatrzymać i dalej, nie zwracając na nich uwagi, zmierza do swojego pokoju. Damen Cartier oraz Jacques La Brun to dwa łobuzy starsze od Blaisa o równe trzy lata. Ich relacje nie są za przyjemne, a już szczególnie dla Vignerona.

 

— Co tak pędzisz? Czyżbyś nie chciał z nami pogadać? — Nie było mu dane oddalić się od prześladowców. Tuż przed samymi drzwiami od swojego pokoju musieli go dorwać. Blaise przełyka ślinę, udając niewzruszonego, lecz nie jest to takie łatwe. Wie dobrze, jak kończą się te ich „pogaduszki" i tego obawia się najbardziej. Pomimo faktu, że mógłby spokojnie wejść do pokoju, w którym czuje się najbezpieczniej, nie robi tego. Stoi, odganiając od siebie myśli o ucieczce od starszych mieszkańców domu. „To może skończyć się o wiele gorzej" – Myśli przelatują przez jego zaalarmowany umysł, dając do zrozumienia powagę zaistniałej sytuacji.

 

W jednym momencie Damen Cartier chwyta młodszego „kolegę" za włosy, które zdążyły mu już odrosnąć, i mocno za nie ciągnie. Chłopiec powstrzymuje krzyknięcie, które aż prosi się o wyjście na światło dzienne. Zamiast tego pomieszczenie wypełnia się głośnym śmiechem drugiego towarzysza.

 

— Jak dobrze, że mamy takiego wspaniałego kumpla, na którym zawsze możemy się wyżyć — mówi Jacques, a w jego głosie naprawdę słychać powagę, a nawet lekkie szczęście. Nie wiadomo kiedy, drugi z nich wymierza solidny cios Blaisowi, po którym chłopiec nie może się pozbierać. Natychmiastowo chwyta się za bolące miejsce, które na pewno zostanie pokryte siniakiem. Przed oczami pojawią się mroczki, a momentami nawet całkowita ciemność. Chłopiec nie jest na tyle odporny i silny, aby wytrzymywać takie ataki. Kątem oka zauważa jednak, jak jego oprawcy oddalają się, zostawiając Blaisa samego. Vigneron z trudem łapie powietrze, mając nadzieję, że to mu pomoże. To już nie pierwszy raz, kiedy obrywa mu się tak naprawdę za nic. Jego psychika bardzo na tym cierpi, równie mocno jak i ciało.

 

— A co ci się stało, Blaise? — Z zamyśleń wyrywa go głos swojej opiekunki. Nawet nie wie, kiedy tu się znalazła. Delikatnie podnosi wzrok na jej twarz, lecz zawzięcie unika jej oczu. Wie dobrze, że nie może powiedzieć jej prawdy, choć bardzo by tego chce.

 

— Przewróciłem się jakoś niefortunnie — tłumaczy, spuszczając swą głowę u ziemi. Pani Michel wzdycha przeciągle, patrząc z niedowierzaniem na małego chłopca.

 

— To już kolejny raz — odpiera pełna zdumienia. Blaise czuje, że jego opiekunka nie do końca mu ufa, ale nie zamierza zmieniać jej nastawienia. Kobieta wystawia rękę, aby pomóc swojemu podopiecznemu, po czym przygląda się mu z zastanowieniem. — Jeśli masz jakiś problem możesz mi o tym powiedzieć. — Słowa pani Michel mocno utkwiły w głowie Blaisa. Może jednak nie każdy chce jego cierpienia?

 

— Dziękuję, pani Michel. Ja już pójdę. — Chłopiec kulturalnie wymija kobietę i udaje się do swojego pokoju. Zdejmuje swoje „wychodzone" już buty, po czym niezgrabnie wdrapuje się na łóżko. Blaise nieco się krzywi, kiedy skrzypienie starego materaca rozbrzmiewa po całym pomieszczeniu. Pomimo tylu lat spędzonych w tym miejscu, nadal nie przywykł do jego warunków. Kiedyś miał nadzieję, potrafił znajdować pozytywne strony, aspekty życia. Jego poglądy uległy zmianie, lecz całkiem niedawno. Teraz jego egzystencja koncentruje się jedynie na tym, by przetrwać kolejny dzień. Chłopiec wzdycha z ulgą. Cieszy się, że jest choć na chwilę bezpieczny. Jego wzrok ucieka na powieszone na ścianie zdjęcie pary zakochanych osób. Fotografia nie jest w najlepszym stanie, ale dla Blaisa to najważniejsza rzecz. Zdjęcie przedstawia rodziców chłopca, a przynajmniej tak mu powiedziano.

 

— Czemu mi to zrobiliście... —szepcze z żalem dziecko, wciąż patrząc na twarze, jakie przedstawia fotografia. Największym marzeniem chłopca jest uczucie zaakceptowania. Niestety, ciężko jest mu to zdobyć. Łzy samowolnie opuszczają jego czerwone oczy, kapiąc wprost na czystą pościel. Nie jest w stanie powstrzymać słonego wodospadu. W natłoku myśli oraz buzujących emocji, Blaise ponownie zakłada swe buty, chwyta zdjęcie, po czym bez wahania opuszcza pokój. Ma dość złego traktowania przez innych domowników, ale także opiekunów, którzy sami nigdy nie zauważą żadnego problemu. Rozpacz, jaką czuł jeszcze moment temu, zamienia się w istną wściekłość. Pierwszy raz od bardzo dawna pojawia się w nim uczucie nadziei. Wierzy, że uda mu się uwolnić od tego złego świata, rządzącego przez niewłaściwe osoby. I choć nigdy dotąd nie był na zewnątrz, nie przeszedł przez mury Domu Dziecka, to ma poczucie, że tam znajdzie cel swojego istnienia.

 

Przedzierając się przez korytarze sierocińca nie natrafia na żadnego opiekuna. Jak widać los jest po jego stronie. Jedynie kilkoro domowników, dzieci, rozmawia gdzieś na boku holu. Nikt nie zwraca najmniejszej uwagi na Vignerona, chłopiec nie posiada tu żadnych znajomych. Jest zbyt zamknięty w sobie, nie potrafi nawiązywać kontaktów między rówieśnikami. Dzisiejszego dnia nawet wyjście z domu dziecka okazuje się nie być specjalnie trudne. Wiele dzieci nadal pomaga przy przygotowywaniu Wigilii, dlatego też ciągle panuje ruch przy drzwiach wejściowych. Opuszczenie budynku wcale nie jest takie „niewykonalne", jakie mogłoby się wydawać. Ciało Blaisa momentalnie zaczyna drżeć, kiedy znajduje się już na zewnątrz. Nie spodziewał się tak niskiej temperatury. Jednak nie zwraca na to uwagi, a jedynie pospiesznie opuszcza teren sierocińca. Nie może uwierzyć, że naprawdę mu się to udało. Szybkim krokiem pokonuje kilka przecznic, aby znaleźć się jak najdalej od tamtego miejsca. Teraz dopiero czuje się w pełni wolny, ale nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji swoich czynów. Pomimo mrozu, jaki panuje tego dnia, dzielnie mija kolejne ulice w nadziei, że znajdzie swój cel istnienia. Właśnie – nadziei. Tak bardzo dawno nie czuł już tego uczucia, że zdążył zapomnieć, jakie jest piękne. 

 

~*~

 

Blaise poza murami sierocińca jest już dobre kilka godzin. Jego dłonie, jak i twarz, są wręcz lodowate. Brzuch natomiast aż woła o jedzenie! W końcu nie jadł nic od samego rana. Jest wycieńczony i brakuje mu sił na dalsze wędrówki.  Chwilami nawet rozważa myśl wrócenia do "domu", ale ta szybko zostaje rozwiana. Za daleko się posunął, aby móc teraz zwyczajnie zrezygnować.  Pogoda również mu nie dopisuje – z nieba spadają grube płaty śniegu, które opadają na jego zmarznięte ciało, tym samym mącząc i tak cienkie ubranie. Na chodnikach nie widać nikogo, a nawet żadne auto jak dotąd nie przejechało. Nic dziwnego, kto by chciał się pakować w taki mroźny dzień, a nawet już wieczór! Chłopiec nie do końca przewidział takie przeciwności losu i nie przygotował się odpowiednio. 

 

— Oh, jest tak zimno... a ja jestem taki głodny — szepcze z żalem pod nosem, a burczenie w brzuchu jest idealnym argumentem jego słów. Nie wie co ma ze sobą zrobić. Z jeden strony pragnie coś zjeść i zaznać straconego ciepła, ale zaś z drugiej nie chce tam wracać. Czuje się, jak w sytuacji bez wyjścia. Cokolwiek wybierze, będzie dla niego złą decyzją. 

 

Ba zewnątrz zdążyło już zrobić się ciemno, a okna zabłysnęły jasnością. Blaise wspomina sobie jaki dzisiaj jest dzień i jeszcze bardziej staje się głodny na myśl o wigilijnym stole. Patrząc na światłość w budynku na wprost dziecku przez myśl przechodzi pewien bardzo ryzykowny pomysł. Bez większego zastanowienia podchodzi do pierwszych drzwi i zwyczajnie w nie puka dwukrotnie. Nie musi długo czekać, gdyż gospodyni domu otwiera je w szybkim tempie. 

 

— Dzień dobry, proszę Pani — zaczyna Blaise, lecz cala jego pewność siebie natychmiastowo gdzieś uciekła. Wyraz twarzy kobiety nie pomaga mu w odzyskaniu "języka w buzi". — Ja... dzisiaj jest wigilia... a ja nie mam gdzie się podziać. — Wreszcie udaje mu się poskładać w całość te jedno zdanie, które jest dla niego bardzo ważne. Jego wzrok wędruje na oczy domowniczki, ale od razu tego żałuje, ponieważ wyrażają one jedynie pustkę. 

 

— To szukaj gdzieś indziej! — Krzyczy zezłoszczona kobieta i z trzaskiem zamyka drzwi przed samym nosem Blaise. W oczach chłopca mimowolnie pojawiają się łzy bezsilności. Naprawdę miał nadzieję, że przyjmie go albo chociaż da mu coś do zjedzenia. Tym czasem nic się nie zmieniło, prócz jego samopoczucia. 

 

Po dłuższym namyśle postanawia znów spróbować u innych mieszkańców, ale kończy się to takim samym niepowodzeniem. Kiedy  i kolejna próba nie skutkuje, chłopiec rezygnuje ze swojego pomysłu. Siada na zaśnieżonym schodku jednego z przejść i chowa twarz w swych dłoniach, dając opust emocjom. Jedyne co teraz czuje, to ogromna rozpacz i zawiedzenie. Nawet odzyskana nadzieja znów od niego odeszła! W oka mgnieniu cała jego buzia zalana jest słoną cieczą, a potężny szloch słychać nawet na końcu ulicy. Chłopiec czuje się przegrany, bezsilny, z brakiem pomysłów na wyjście z tej okropnej sytuacji. 

 

— Chłopcze! — Nagle dociera do niego głośne nawoływanie, lecz nie zwraca na nie uwagi sądząc, że to wcale nie do niego. Nadal siedzi ze spuszczoną głową i płacze bez opamiętania. — Dziecko, dlaczego tu tak siedzisz? Zamarzniesz! — Blaise odruchowo podnosi wzrok, aby spojrzeć na osobę, która stoi przed nim. A jednak to do niego odzywał się mężczyzna. Pospiesznie wyciera oznaki łez i pociąga nosem pełnym kataru. 

 

— Nie mam gdzie się podziać — odpiera smutno chłopiec, lecz nie spuszcza wzroku z starszego mężczyzny. 

 

— U nas jest dość miejsca i dla ciebie. — Słowa nieznajomego odbijają się echem w głowie Blaisa, dlatego też nie reaguje na nie. Stara się przyswoić ich znaczenie, aby przypadkiem nie palnąć jakiejś gafy. — No, chodź! Przecież jest zimno, zaraz będziesz niczym kostka lodu! — namawia mężczyzna i podaje dłoń chłopcu, aby pomóc mu podnieść się z mokrej i lodowatej ziemi. Vigneron nie zaprzecza, ponieważ wie dobrze, że starszy obcy ma rację. Już teraz jest mu bardzo zimno, a co dopiero za jakiś czas! 

 

Mężczyzna prowadzi Blaisa do jednej z kamienic tutejszej dzielnicy. Chłopiec w tym czasie nie odzywa się ani słowem. Boi się, że to co teraz się dzieje, zaraz pryśnie i okaże się jedynie jego wspaniałym złudzeniem. 

 

— Kochanie, przygotowałaś już miejsce dla naszego gościa? — Podekscytowany głos mężczyzny sprowadza chłopca na ziemię. Uważnie rozgląda się otoczeniu, w jakim się znajduje. Wreszcie może poczuć ciepło, nie musi marznąć na potężnym mrozie. Wypuszcza, trzymane dotąd, powietrze z płuc i zdejmuje z siebie wierzchnie ubranie. 

 

— Tak, oczywiście. Zapraszam. — Kobieta wita go szczerym uśmiechem. Jest naprawdę szczęśliwa, że może gości u siebie niespodziewanego potrzebującego. Uważa to za konieczny gest i nie wstydzi się o tym mówić głośno. 

 

Blaise zajmuje miejsce przy rodzinnym stole wigilijnym, ale nie czuje się z tego powodu skrępowany czy nieswojo. Właśnie przeciwnie! Czuje się naprawdę dobrze, jakby odnalazł swój cel, które tyle szukał. Starsze małżeństwo przedstawiło się grzecznie chłopcu, dzięki czemu cała napięta atmosfera runęła, a zamiast niej jest wesoło i rodzinnie. 

 

— Co cię tu sprowadza, Blaise? — pyta Claire Giroud, gdyż tak nazywa się gospodyni tego mieszkania. Chłopiec połyka kęs ryby, który znajduje się w jego buzi, po czym spogląda na kobietę, siedzącą przed nim. 

 

— Nie miałem gdzie się podziać — powtarza słowa, których używał też wcześniej, mając nadzieje, że to wystarczy. Niestety, nie tym razem. 

 

— A gdzie twoi rodzice? — Chłopiec spuszcza wzrok z kobiety i zawiesza go na swoich dłoniach. Wyraz jego twarzy mimowolnie się zmienia i teraz jest on smutny. 

 

— Sam chciałbym wiedzieć — odpowiada z "fałszywym" uśmiechem. Tym razem miny małżeństwa również bledną. Oboje z uwagą wpatrują się w chłopca, oczekując wyjaśnień. 

 

— Mieszkasz z dziadkami? — wypala Adrien, lecz te pytanie wydaje się być nie na miejscu. Blaise jedynie kręci przecząco głową, a jego twarz staje się coraz bardziej smutna. 

 

— Mieszkam w domu dziecka. — Jego głos wyraża rozpacz. Martwi się, że mówiąc o swoim pochodzeniu małżeństwo przestanie go dobrze traktować. 

 

— To bardzo przykre — komentuje Claire, po czym poprawia swoje długie, ciemne włosy. — A nie powinno cię tam teraz być? 

 

— Ja... uciekłem stamtąd — przyznaje się "bez bicia" i ponownie spuszcza wzrok na swoje palce, które poruszają się niespokojnie. — Wy nawet nie wiecie, jak tam było okropnie! — Przez nagły napływ emocji Blaise całkowicie zapomina o użyciu formy grzecznościowej mówiąc do starszych gospodarzy. Jednak małżeństwo wcale nie zwraca na to uwagi. Bardziej zaskoczeni są jego słowami. 

 

Chłopiec bez wahania opowiada o przykrych sytuacjach, które miały miejsce w sierocińcu. Jego wypowiedź jest na tyle szczera i poruszająca, że Claire nie może opanować potoku łez. Blaise również uronił niejedną przy własnej wypowiedzi. Emocje dają górą nad wszystkimi w tym pomieszczeniu. Ta historia na pewno będzie najbardziej zapamiętaną przez starsze małżeństwo. 

 

— To naprawdę bardzo wzruszające — jako pierwsza odzywa się kobieta, a chłopiec podnosi na nią wzrok pełen smutku i żalu. 

 

— To prawda — zgadza się Adrien, który po chwili chwyta dzban z sokiem i nalewa każdemu zgromadzonemu przy stole. — Ale trzeba też  dokończyć te całe jedzenie! — Mężczyzna stara się rozluźnić napiętą atmosferę, co wychodzi mi z niezłym rezultatem. Zgodnie ze słowami Adriena zgromadzeni powracają do zajadania się przygotowanymi pysznościami. Przynajmniej na chwilę mogą zapomnieć o przykrościach, a w szczególności Blaise. 

 

Reszta Wigilii mija w radosnej aurze. Wszyscy pochłonięci są jedzeniem smakołyków przygotowanych przez Claire, a także rozmowami na wszelkie tematy. Blaise wreszcie może poczuć się jak w prawdziwym domu. I choć nie jest to jego żadna rodzina, to czuje od nich moc wsparcia oraz sympatię, a tego właśnie mu brakowało.  

 

— Blaise, kochanie — Claire próbuje zwrócić na siebie uwagę chłopca, który jest bardzo zainteresowany rozmową z jej mężem. — Rozumiem, że nie jest ci najlepiej w miejscu, w którym mieszkasz... ale wiesz, że musisz tam wrócić — zaczyna ostrożnie. Nie chce urazić Blaisa ani stracić jego zaufania. Kiedy słowa docierają do chłopca jego twarz natychmiastowo zmienia wyraz – jest przygnębiony. Kobieta zerka znacząco na swojego wybranka, w nadziei otrzymania pomocy od niego, gdyż jej samej jest ciężko w tej sytuacji. 

 

— Blaise, ale nie myśl od razu tak źle! — W głosie Adriena można wyczuć  nutkę podekscytowania, przez co chłopiec patrzy na niego z zainteresowaniem. — Będziemy cię odwiedzać. — Słowa mężczyzny robią wielkie wrażenie na małym dziecku. Nie może uwierzyć, że zaprzyjaźnił się z kimś tak wiele starszym! Przecież Blaise ma zaledwie dwanaście lat! — O ile oczywiście tego chcesz... — droczy się gospodarz. 

 

— Pewnie, że chcę! — Entuzjazm aż "wyskakuje" z ciała chłopca. Jestem bardzo szczęśliwy na wieści od Adriena. Cieszy się, że ktoś się nim interesuje. Już teraz nawet nie ma oporów, by wrócić do sierocińca. Wie, że nie będzie tak źle. A może i Damen z Jacquesem dadzą mu spokój? Na pewno, jeśli ktoś zamoczy w tym palce. 

 

Blaise spędził jeszcze trochę czasu w domu państwa Giround zanim kazano mu się zbierać. Małżeństwo postanowiło odprowadzić chłopca do sierocińca oraz złagodzić fakt o jego małej ucieczce. Kiedy wszyscy stoją już gotowi do wyjścia, nagle Blaise przystaje i z uwagą patrzy na starszych gospodarzy. 

 

— Nigdy wcześniej nikt nie zajął się mną tak, jak wy. Okazaliście mi uczucie, jakiego bardzo mi brakowało — wyznaje wzruszony chłopiec. Małżeństwo w skupieniu słuchają wypowiedzi małego osobnika, a na ich twarz goszczą ogromne, sympatyczne uśmiechy. — Jesteś moimi idolami, autorytetami — dodaje już ciszej, gdyż czerwień wkrada się na jego polika. 

 

— Słonko, to urocze. My też bardzo cię polubiliśmy... a ty wiesz w ogóle co to znaczy autorytet? — pyta zaciekawiona kobieta, gdyż nie uważa się za kogoś tak ważnego. 

 

— Tak, pani Clairo. Chciałbym być taki, jak wy. — Blaise dumnie podnosi głowę ku górze, aby wypuścić trzymane powietrze. Następnie zakłada na siebie długi płaszcz i oznajmia gotowość do wyjścia. 

 

W życiu małego chłopca, mieszkańca sierocińca, wiele się zmieniło. Jego poglądy uległy znacznym redukcjom. Ale najważniejsze dla niego jest to, że zdobył swój własny wzór do naśladowania, który od tego dnia czuwa nad nim o każdej porze. Od teraz Blaise nie ma potrzeby czuć się samotnym, odrzuconym. Nie, mając takich oddanych przyjaciół. Z pewnością te święta Bożego Narodzenia pozostaną w pamięciach wielu mieszkańców La Rachelle. 

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Onyx 27.02.2021
    Dobry tekst. Jest parę błędów, ale nie przeszkadzają jakiś szczególnie w czytaniu. Czyta się bardzo płynnie, można wczuć się w opowiadaną historię.
    Podoba mi się.
    5
  • Klaudia0614 28.02.2021
    Dziękuję bardzo!
  • Tamaryszek 27.02.2021
    Tekst ciekawy .Opisy tego co odczuwa chłopiec współgrają z opisywaną historią. Dobrze się czyta . Myślę ,że można jeszcze wprowadzić kilka poprawek stylistycznych,ale to już detale..!.
  • Klaudia0614 28.02.2021
    Dziękuję bardzo!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania