LBnP nr.40 Do złotóweczki
Agnieszka zbiegła do pokoju w podskokach. Śpieszyła się bo miała jeszcze dużo spraw na głowie. Między innymi namalowanie wielkiego słoja, który stał w przedpokoju.
— Ktoś widział moje pastele?
— Nie!!! — odpowiedziały jednocześnie siostry bliźniaczki. Były w trakcie wielkiej kłótni o gofrownicę. Ciągnęły za nią to w lewo to w prawo, aż w końcu cisnęły sprzętem kuchennym o ścianę. Z pomieszczenia obok rozległ się nieprzyjemny dźwięk odsuwanego krzesła. To już było jasne, że mamusia się zbliża.
— I co narobiłaś idiotko!?
— Co ja narobiłam?! To przez ciebie!!!
Dalszych wyzwisk dziewczynka nie zdążyła usłyszeć bo w kolejce czekał gabinet rodziców.
— Widziałeś moje pastelki? Białe opakowanie w różowe kwiatki i czerwone kropki. Firma… Mi nie znana, trudna nazwa.
— Nie, nie widziałem. Może dziewczyny widziały, pytałaś? — tatuś nie spuścił wzroku z nad ekranu komputera. Wziął łyka kawy i na dalsze wywody córki o pastelach kiwał tylko głową.
— … Więc dlatego też potrzebuje ich. Ty mnie jedyny rozumiesz. Jest jeszcze parę skrytek, w których mogą się kitrać — wybiegła.
— Tak, tak. Kocham cię.
Agniecha kierowała się w stronę ogrodu. Spędzała tam mnóstwo czasu na bazgraniu. Po drodze zaczepił ją pies, Darek. Zatoczył parę kółek wokół niej, machając przy tym ogonem. Dziewczynka zachichotała, ale nie zatrzymała się. W końcu zwierzak dał jej spokój. Nie chcę głaskać to nie.
— Dziadku Julku! Widziałeś moje pastele. Kolorowe. Wszystkie kolory mają. Drogie, od mamusi i tatusia.
— Co tam szepczesz? — Znad powierzchni wyłoniła się pomarszczona twarz w okularach przeciwsłonecznych.
— Dlaczego siedzisz w tak głębokim dołku?
— Kopie.
— Ale co dziadku?
— Grób! Ktoś musi to zrobić. Nie będę płacił, żeby mi grób wykopano! Nie ma mowy…
— Widziałeś pastele?
— Nic nie widziałem! Nic nie słyszałem!
— Chory człowiek — szepnęła sąsiadka z pobliskiego ogródka. Rwała właśnie chwasty.
— Co powiedziałaś prukwo?!
— Nie słyszysz jak wnuczka do ciebie mówi, a to umiesz usłyszeć stary capie?!
Podczas krzyków i obelg, coś zabłyszczało czerwono-różowym opakowaniem. Tuż pod krzakiem z porzeczkami. Jeszcze nie otworzone, nowiutkie. Dziewczynka chwyciła swoją własność. Popatrzyła przez chwile na jaskrawą kompozycję. Próbowała sobie przypomnieć dlaczego zostawiła tu coś tak cennego. Rączkami otrzepała całość z wilgotnej ziemi i pobiegła.
— Tato! Znalazły się!
— Co takiego?
— No pastele przecież. Popatrz o te! — wysunęła ręce do przodu, żeby zobaczył. Po ciężkim westchnięciu obejrzał się zza ramienia — Pierwszy raz je widzę. Skąd je masz?
— Od was przecież. Co tydzień dajecie mi złotówkę. Moje kieszonkowe od siódmych urodzin. Zbierałam złotówkę do złotówki i uzbierałam na najdłuższe opakowanie w sklepie u Pani Kowalskiej.
— Aha.
— Zawsze chciałam ten zestaw. Pokazywałam nawet wam przez szybę papierniczego.
— Idź porysuj nimi. Mam dużo pracy kochana.
Zaczęła od pierwszej kreski. Plany się trochę pozmieniały i zamiast słoja, przed oczami miała własny dom. — Początek dość kanciasty — pomyślała. Poprawiła krzywizny paroma ciemniejszymi krechami. Jeszcze dach i okna. W środku kwadratu stała ona. Była tam sama.
Komentarze (11)
Pozdrowienia!
Pozdrawiam ciepło :)
https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-linki-do-w934/
Literkowa
Autorzy czytają i pozostawiają komentarze i nagradzają według zasady: 3 - 2 - 1 plus uzasadnienie; dlaczego?
Zapraszamy obowiązkowo Autorów do czytania, komentowania i zagłosowania.
Głosowanie potrwa do 10 marca /środa/ godz. 23:59
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania