LBnP57 – Przed-wio-śnie
Budzę się na śniegu. Lodowate powietrze drażni moją skórę, wbijając się w nią jak cienkie igiełki. Gdy oddycham, z moich ust wydobywa się dym. Nie mam sił, żeby wstać – cała drżę. Jedyne na co mnie stać to oprzeć się o drzewo za mną.
Rozglądam się dookoła. Znajduję się w lesie. Gołe drzewa w niewielkich odstępach od siebie tworzą istny labirynt.
Czy ten las ma koniec? – zastanawiam się. Panuje tutaj całkowita cisza przerywana tylko przez mój nierówny oddech. Pierwsze, co przychodzi mi na myśl po oswojeniu się z myślą, że nie wiem gdzie jestem, to obmyślić plan działania. Muszę wstać i poszukać czegoś innego niż drzewa. Nie ma tu żywej duszy. Prócz mnie nie dostrzegam nikogo innego, nawet ptaka.
Zakładam włosy sięgające mi do połowy szyi za ucho. Co ja właściwie mam na sobie? Sukienkę balową. Skąd się tutaj wzięłam…? Chwila, mam lepsze pytanie. Kim właściwie jestem? Co się stało? Jak mam na imię? W głowie kłębi mi się milion pytań, lecz nie umiem odpowiedzieć na żadne z nich. Pomimo tego nie czuję strachu, wręcz przeciwnie. Czuję się, jakbym już kiedyś tutaj była.
Kiedy po chwili znajduję w sobie siłę, żeby wstać i rozejrzeć się dokoła, w oddali dostrzegam błysk. Jakby światło słoneczne odbiło się od czegoś metalowego. Postanawiam zrobić krok w tamtą stronę. Potem drugi, trzeci i czwarty. Wspomagam się, chwytając pnie drzew. Osiemdziesiąt siedem kroków później – liczyłam, żeby oderwać uwagę od dreszczy – dochodzę do małej polanki. Zupełnie, jakby ktoś w losowym miejscu postanowił wyciąć parę drzew. Na środku lewituje lustro. Podchodzę wolno, bojąc się, że upadnę. Odbija się w nim obraz nastolatki z brązowymi włosami przyciętymi ponad ramię, jest bardzo drobna. Tak na oko ma z metr pięćdziesiąt. Intensywnie zielone oczy niemal wypalają dziurę w zwierciadle. Ma na sobie morską sukienkę z falbanami. Nie podoba mi się, jej też chyba nie. Gdy wyciągam rękę w stronę dziewczyny, a ona powtarza gest, orientuję się kogo widzę w odbiciu.
To ja.
– Napij się. – Słyszę za sobą męski głos przerywający ciszę. Niemal natychmiast odwracam się w stronę intruza. Blond czupryna opada mu na czoło, niebieskie oczy przywołują na myśl łagodne, wiosenne powietrze.
Przełykam głośno ślinę. Chłopak trzyma przed sobą kieliszek z czerwonym jak krew winem. Uśmiecha się przyjaźnie.
– Nie bój się – przekonuje. – Będzie ci cieplej. – Podchodzi o krok bliżej. Cofam się, prawie wpadam na złote ramy tafli.
Naprawdę mu nie ufam, ale argument, że zrobi mi się cieplej przeważa. Niepewnie, na miękkich nogach podchodzę i biorę w ręce kieliszek. Chłopak uśmiecha się ciepło. Ma może z siedemnaście lat – czyli teoretycznie jest w moim wieku. Ubrany w idealnie skrojony garnitur, nie powiedziałabym jednak, że jest mu zimno. Wygląda, jakby żył w takiej temperaturze codziennie.
Biorę łyk, później drugi… Wypluwam zawartość ust na śnieg. Tworzy się na nim czerwona plama. Nie interesuje mnie nieeleganckie zachowanie, jestem skupiona na smaku krwi w buzi.
Gość dał mi krew do wypicia?
Krzywię się z obrzydzeniem i rzucam mu pełne wściekłości i niedowierzania spojrzenie.
– I jak tam, smakuje ci? – pyta jakby nigdy nic. Widzę jednak błysk w jego oczach. Nie potrafię do końca stwierdzić, cóż to. Satysfakcja? Złość? Chciwość?
Czuję się jak zdobycz. Jak zwierzyna upolowana przez pana domu.
Próbuję coś powiedzieć, ale głos zastyga mi w gardle. Jest jak woda. Chce wypłynąć, ale powietrze mrozi go i wprawia w wieczny sen. Ja też zastygam.
Sen. Seeeeen. Sen, sen. Sen, sen. Sen, sen. Interesujące.
Sceneria powoli budzi się do życia. Śnieg topnieje, drzewa wypuszczają pąki, ptaki śpiewają. Z ziemi powoli wyrastają kwiaty. Zieleń oblewa obraz przed moimi oczyma, lecz dalej nie mogę się poruszyć.
Przedwiośnie?
Czy to nie dziwne?
Przed-wio-śnie. Hm. Dziwne słowo.
I wtedy upadam na ziemię. Suknia się gniecie, a tam gdzie leżę ziemia przybiera srebrny odcień. Gdzieś dalej widzę błysk i domyślam się, co to. Kawałki szkła, potłuczony kieliszek. A gdzie zniknął blondyn? Kiedy rozpłynął się w powietrzu? Czy uciekł ze śniegiem?
Wstaję i rozglądam się dokoła. Lustro, właśnie. Teraz nie widać w nim jedynie odbicie drzew. A gdzie ja? Nie mam mnie w lustrze. Mnie? A kim jest Mnie? Nie znam jej. Nie wiem, kim jest. Jak Mnie ma na imię?
Nie wiem.
– Obudziła się?
– Nie wiem…
To zabawne, ja też nie wiem. A może ty wiesz kim jest Mnie?
Komentarze (20)
👌👌👌 - za ładne wprowadzenie w nietuzinkowy klimat lasu - do lewitującego lustra.
Plusik za opisy. Są naturalne, nie brzmią topornie.
Całościowo - jest okej. Rozwijasz się i robisz postępy.
Literkowa
Przynajmniej wiem kim jesteś ;)
Literkowa
P.S↔Trochę za dużo zaimków, zdaniem mym:)
Koncepcja dobra, wampirek wcina się w przestrzeń, rozbija biel szkła.
Można szukać, dopowiadać i tak nie będzie jednoznacznej odpowiedzi.
Sen jest często podprogowo zagadkowy.
Dziękuję najmocniej za wizytę 😊
Sny mają pewien klucz do drzwi, tylko trzeba znaleźć i pewnie tam czeka odpowiedź.
Serdecznie pozdrawiam
Również pozdrawiam, Pasjo i dziękuję za przeczytanie :)
PriceB 2 godz. temu
https://www.opowi.pl/lbnp57-przedwiosnie-a87983/"
Niepamięć o przelogowaniu...
https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-glosowanie-w935/
Autorzy czytają i pozostawiają komentarze i nagradzają według zasady: 3 - 2 - 1 plus uzasadnienie; dlaczego?
Głosowanie potrwa do 18 listopada /sobota/ do godz. 23:59
Literkowa
/niedziela - poniedziałek/
Literkowa
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania