Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

LBnProza (55 ?) – Nigdy nie mów nigdy

– Otwieramy książki na stronie dwudziestej siódmej. – Marek Jagoda spojrzał na grupę nastolatków, z których połowa nie miała szansy na nic więcej niż złapanie rycerza czy księżniczki w błyszczącym, ortalionowym dresie. – Monika, zacznij czytać.

Mocno wymalowana dziewczyna z drugiej ławki ostentacyjnie wyjęła gumę z ust i przykleiła ją od spodu blatu.

– Szybciej, szybciej, nie mamy całego dnia.

Nic nie odpowiedziała, tylko głupio się uśmiechnęła, wzruszyła ramionami i zaczęła dukać, wywołując salwy śmiechu u kolegów i koleżanek, a on wyłączył się całkowicie, intensywnie analizując ostatni weekend, gdy umówił się z panią Magdą.

Kobieta od dawna fascynowała go swoją twórczością. Pisała z ogromną przenikliwością i kilka razy przewidziała różne rzeczy na scenie polityczno-gospodarczej, które uderzyły w zwykłych ludzi jak grom z jasnego nieba. Była niemal jak prorok, i dlatego bardzo się ucieszył, gdy w końcu dała się zaprosić do teatru.

Tego wieczora, po raz pierwszy od wielu lat, nie wiedzieć czemu, czuł się mocno zestresowany, i choć miał trzydzieści lat, kilka razy czerwienił się i jąkał jak dwudziestolatek, a po obejrzeniu sztuki i zjedzeniu kolacji nie miał ochoty na nic więcej.

Była środa, kilka dni po tej kompromitacji, i mężczyzna wciąż próbował ustalić w swojej głowie, czy to dlatego, że pani Magda w realu wyglądała i zachowywała się raczej przeciętnie, czy problem tkwił po jego stronie.

Z tych niewesołych rozmyślań wyrwał go dzwonek. Monika w ławce przed nim skończyła czytać, a on dodał, bardziej z przyzwyczajenia niż rzeczywistej potrzeby:

– Macie się nauczyć na kolejną lekcję. Będzie kartkówka.

Nastolatki wyszły, a on ciężko westchnął, patrząc na liczne papiery na podłodze, zamknął salę lekcyjną, i ruszył do pokoju nauczycielskiego, gdzie odłożył klucz, a potem zajął się wypełnianiem dokumentów.

W środku siedziały koleżanki od języka polskiego, matematyki, było ciało pedagogiczne wykładające fizykę, pan od wychowania fizycznego i praktykantki od biologii i plastyki. Znał tu wszystkich, a oni jego, i wszystko toczyło się znanym od wielu miesięcy rytmem. Starsze kobiety patrzyły trochę rozmarzonym wzrokiem, z kolei jedna z młodych dziewczyn, niewiele starsza od uczniów, pożerała wzrokiem umięśnionego mężczyznę, który codziennie przebiegał po kilka kilometrów i zdecydowanie emanował zdrowiem i tężyzną fizyczną.

Marek pomyślał, że pewnie tak samo jest w tysiącach pokojów nauczycielskich, biur, przychodni i innych miejsc na całym świecie. Wynikało to z prostego faktu, że dzieci mają swoje ideały, chcą zostać strażakami, policjantami czy astronautami, potem jest dorastanie i konieczność wybrania partnera czy partnerki z tego, co chodzi i biega po okolicy, pojawia się konieczność płacenia rachunków, studia, wpadka, i marzenia odchodzą na bok, a zaczyna się ciężka orka, od czasu do czasu, czy non-stop, przerywana miłosnymi uniesieniami, alkoholowym, nikotynowym czy innych hajem, czy pójściem na całość, zakończonym wyrokiem czy innym nieszczęściem.

– A pan, panie Marku, dlaczego jest taki zamyślony? – Maria, dwudziestopięciolatka, która w innym świecie mogłaby być jego córką, uśmiechnęła się dziwnie i odruchowo złapała za drewniany krzyżyk, który zawsze trzymała na widoku, pomiędzy małymi piersiami.

– Chcę to szybko zakończyć i zrobić jeszcze zakupy na bazarku przy domu.

– Aha. Rozumiem. – Zobaczył ogniki w jej oczach i pomyślał, że pewnie mógłby się z nią umówić, gdyby był naprawdę, ale to naprawdę, zdesperowany.

Mężczyzna nie komentował dalej, tylko spokojnie dokończył swoją pracę, grzecznie pożegnał się ze wszystkimi i wręcz pobiegł na najbliższy przystanek, a tam wsiadł do tramwaju. W trakcie drogi dopadło go kilka razy zniechęcenie. Działo się to szczególnie wtedy, gdy patrzył na młode dziewczyny w botkach na wysokim obcasie, z szerokim paskiem mocno uwydatniającym biust, skórzanymi, obcisłymi spodniami i białą bluzką. To była uczta dla oczu, potem jednak przychodziła natrętna myśl, że wielka szkoda, że takie sztuki nie patrzą na takich jak on, a te lepsze nie jeżdżą środkami komunikacji miejskiej.

 

***

 

„Wolf sp. z. o. o. ma zaszczyt zaprosić szanownego Pana Marka Jagodę na odczyt dotyczący produkcji układów scalonych w nowym zakładzie produkcyjnym, a potem na bankiet z okazji otwarcia placówki”

Mężczyzna po raz trzeci czytał zapisany kartonik, właśnie wyjęty z koperty ze skrzynki pocztowej. Zaproszenie przyszło na jego adres domowy, którego zasadniczo nikomu nie podawał, i zdziwił się, że je dostał, w końcu jednak wzruszył ramionami i stwierdził, że darmowa wyżerka nie zdarza się na co dzień, problem może jedynie tkwić w odpowiednim ubiorze, który on, jako kawaler, musi przygotować.

 

***

 

– Dzień dobry państwu. Dziękuję panu Krzysztofowi za interesujący wykład, a wszystkim gościom za przybycie. – Niski, gruby czterdziestolatek w drogim garniturze powiedział tylko kilka słów i pokazał na kobietę w doskonale skrojonym kostiumie. – A oto moja urocza małżonka. Brawa proszę.

– Szanowni państwo, Polska w ramach transformacji ustrojowej zyskała bardzo wiele. Chcemy rozwijać nasze miejsca pracy, jak również… – na chwilę zawiesiła głos – …jak również wspierać wybrane szkoły ponadpodstawowe. Jedną z metod będzie organizowanie warsztatów dla najbardziej uzdolnionych uczniów. Szczegóły projektu zostaną ogłoszone w najbliższych tygodniach. A na razie zapraszam na skromny poczęstunek.

Marek nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć, i nie czuł się tu zbyt pewnie. Nie bywał wśród rekinów biznesu, i cała sytuacja była dla niego zupełnie nowa. Spotkał tu kilku starych znajomych, znanych ze szkół w Warszawie i wcześniejszej pracy, wymienił uściski ręki, trochę grzeczności, i wynudził się niemiłosiernie, gdy jeden z pracowników przedstawiał coś, co na rynku było obecne od wielu lat. Jedyną ciekawą pozycją wieczoru wydawał się bufet szwedzki, i mężczyzna miał cichą nadzieję, że wart był godziny siedzenia na niewygodnym krześle, a potem odstanie w długiej kolejce.

– Witam. Dzień dobry. – Nagle stanęła obok niego blondynka ze sceny, a on zapomniał nawet, jak się nazywa. – Pan chyba z jednej ze szkół, które wspieramy?

– T-a t-a tak – wybełkotał, całkiem onieśmielony, ale ona cicho kontynuowała, zupełnie jakby nic nie zauważyła.:

– Będziemy wspierać państwa imprezę studniówkową. Możliwe, że pojawię się tam osobiście. Na razie życzę udanego wieczoru i przepraszam. – Uśmiechnęła się, odsłaniając idealnie białe zęby, i powoli oddaliła się, najwyraźniej chcąc powiedzieć kilka słów do wszystkich zaproszonych gości.

Mężczyzna pomyślał, że życie jednak jest mocno niesprawiedliwe, i niektórym dostały się o niebo lepsze karty.

 

***

 

– Co, do… – Marek jęknął, mocno zdziwiony.

Nic nie widział, do tego leżał na czymś miękkim, miał skrępowane ręce i nogi, a na dodatek był nagi. Znajdował się chyba w jakimś zamkniętym pokoju, bo nic słyszał, i było mu całkiem ciepło.

Zdecydował, że nie będzie się rzucał ani krzyczał. To nie miało najmniejszego sensu. Ten, kto go tu zamknął, na pewno pomyślał o czymś tak oczywistym, jak wyciszenie, i pewnie z tego powodu nie założył mu żadnego knebla.

Marek próbował sobie przypomnieć, co mogło się stać, ale ostatnie, co pamiętał, był poranek w domu. Potem miał w pamięci jedną, wielką dziurę, a właściwie tylko strzępy obrazów, zapachów i dźwięków.

Nagle nad jego głową zapaliło się delikatne, lekko żółte światło. Delikatnie podniósł głowę i próbował się rozejrzeć. Znajdował się na ogromnym łóżku, w pomieszczeniu wielkości przynajmniej trzydziestu metrów. To była raczej piwnica, i znajdował się tu stół do bilarda, ogromny telewizor z kinem domowym i czarną, skórzaną kanapą, obok której stał stolik z nieźle zaopatrzonym barkiem. Było tu nawet wejście do czegoś, co wyglądało na saunę, a on sam leżał na czerwonej, satynowej pościeli, i choć na rękach i nogach miał pasy, jakie zwykle zakładają ludziom w szpitalach, w ogóle się nie bał.

Usłyszał cichą, relaksującą muzykę.

O dziwo cała sytuacja zaczęła go nawet trochę podniecać, a jego penis dostał wzwodu, gdy do środka weszła śliczna, długonoga kobieta w białym szlafroku. Poruszała się z widoczną gracją i zdecydowanie miała klasę.

– Psssss. – Przyłożyła palec do niezbyt dużych, delikatnie pomalowanych ust, a potem zrzuciła odzienie.

Patrzył na nią z narastającym pożądaniem. Ubrana była w czerwony gorset, który rozkosznie uwydatniał talię i piersi. Miała na sobie zestaw małych, skórzanych pasków, pełniących rolę podwiązek, i wyglądała na jedną z luksusowych dam do towarzystwa, a w każdym razie takie robiła wrażenie.

Kobieta schyliła się i wysunęła spod łóżka jakąś szufladę, z której wyjęła niewielki słoiczek. Odkręciła go i wypielęgnowaną dłonią nabrała z niego trochę przezroczystego kremu. W pomieszczeniu rozszedł się zapach ziół czy kwiatów, a ona zatarła ręce, potem weszła na łóżko i spokojnie dotknęła jego członka, który jeszcze bardziej się naprężył. Powoli zaczęła go obejmować i masować, a Marek poczuł przyjemne, promieniujące gorąco. Kobieta starała się być delikatna, i uważnie obserwowała jego reakcje, wycofując się, gdy choćby minimalnie, odruchowo się skrzywił.

Najwyraźniej sama się również rozkręcała, bo w pewnym momencie, bez ostrzeżenia, posmarowała się na dole, między nogami, i usiadła na nim okrakiem.

Mimowolnie jęknął, budząc w niej uśmiech. Choć normalnie był bardzo logiczny i uprawiał kilka razy seks z kobietami, tym razem pragnął dokończyć w jej środku.

Nigdy czegoś takiego nie czuł, a ona, zupełnie jakby czytała w jego głowie, zamknęła oczy i powoli poruszyła się do góry i dołu. Rozkosznie zagryzła wargi i złapała się za własne piersi, a potem przyspieszyła. Jej usta otworzyły się, i zaczęła się oblizywać i cicho jęczeć.

Podniecenie udzieliło się również Markowi. Mężczyzna miał coraz szybszy, płytki oddech, i serię drgawek, gdy gorący płyn w końcu wytrysnął i wypełnił jej wnętrze.

Jęknęła, kilka razy jeszcze się poruszyła, a potem pocałowała go w policzek i zeszła. Podeszła do stolika z alkoholami, gdzie, jakimś dziwnym trafem, znalazła się również zapalniczka i paczka marlboro. Nalała sobie drinka, zapaliła, zaciągnęła się, a po chwili wróciła do łóżka, w jednej dłoni trzymając szklankę, w drugiej papierosa, i usiadła na skraju, patrząc spokojnie na Marka.

– Dziękuję. Zazwyczaj nie pyta się nikogo po stosunku, czy było dobrze. – Bardziej zauważyła niż zapytała. – A już na pewno nie wtedy, gdy seks nie był za obopólną zgodą.

Jej ton głosu był niezwykle ciepły i melodyjny, i skądś go kojarzył. Chwilę myślał i w końcu doszedł do wniosku, że ten obudził w nim jakieś uśpione przez lata nuty. Nie pamiętał, gdzie ani kiedy, ale miał wrażenie, że kiedyś, w dzieciństwie, spotkał podobny ideał, tylko oczywiście był za młody, żeby do czegoś doszło.

– Myślę, że dobrze wybrałam. I na pewno nie masz mi tego za złe. A za fajki przepraszam. Ten nałóg jest naprawdę straszny.

Zapadła długa, niezręczna cisza.

– Co ja tu robię? – zapytał w końcu.

– To chyba oczywiste. – Wzruszyła ramionami.

– Ale ja nic nie pamiętam – jęknął.

– Chemicy są coraz lepsi. To się nazywa pigułka gwałtu, i niestety szkoda, że dotarła do nieodpowiednich ludzi, którzy sprzedają je na dyskotekach – westchnęła, strzepując popiół do popielniczki poza jego wzrokiem.

– Zabijesz mnie?

– Nie ma takiej potrzeby – uśmiechnęła się. – Nie będziesz nic pamiętał.

– Ale dlaczego? Dlaczego tu jestem?

– Z co najmniej trzech powodów. Zwróciłeś moją uwagę i jeszcze raz zwróciłeś moją uwagę, a do tego potrzebuję dziecka z dobrymi genami.

– Dziecka? – Mimowolnie się szarpnął.

– Dziecka. Czuję, że jesteś naprawdę niezłym facetem, tylko w siebie nie wierzysz. – Zbliżyła twarz do jego twarzy. – My kobiety mamy naprawdę dobry węch, do tego wystarczyło poczytać twoje uwagi, które zgłosiłeś kolegom w sprawie asynchronicznych układów elektronicznych.

Marek milczał, a ona delikatnie dotknęła jego piersi.

– Nie masz się czego wstydzić. Polska jest w bardzo dziwnym momencie rozwoju. Rozumiem, że jesteś rozgoryczony, jak bardzo cię zignorowano. Mogę sobie wyobrażać, co przeżyłeś, gdy spadłeś na dół i zostałeś zasranym nauczycielem informatyki, którego rzuca się na wszystkie możliwe zastępstwa. Moje koleżanki na pewno zadbały, żeby zgnoić takich gości jak ty.

– Koleżanki?

– A jak myślisz, kto rządzi światem?

– USA i Rosja.

– A kto jest u nich najważniejszy?

– Prezydenci.

– No patrzcie. Taki mądry, a nie wie – uśmiechnęła się, ale z niesmakiem.

– Czego nie wie? – obruszył się.

– Kobiety. – Wypuściła w powietrze kółko z dymu. – To one rządzą facetami, wybierają geny, które przetrwają, i komu się oddać. Dzięki nim upadają całe rządy i dynastie. I muszę ci powiedzieć, że będzie coraz gorzej.

– Niby dlaczego?

– To bardzo proste. Jak jest wojna, to panowie są na pierwszym miejscu. Gwałty, zabijanie, i tak dalej. Dominuje testosteron. Przeżywają najlepsi, którzy zakładają rodziny. Płodzą zdrowe dzieci, w tym silne kobiety. W kolejnym pokoleniu te zaczynają wszystkim po cichu sterować, a że nie ma wojen, to testosteron przegrywa. I teraz właśnie jest taki moment. Polskie kobiety są najbardziej agresywne ze wszystkich, i panie z innych krajów chcą się ich pozbyć, za wszelką cenę. A żeby to dobrze zrobić, to muszą uderzyć w ich facetów. Za pięćdziesiąt lat trend znowu się odwróci. Będzie jakaś ogromna wojna czy kataklizm, i cykl znowu się rozpocznie. Wielka szkoda, że tego nie doczekam.

– I tak spokojnie o tym mówisz.

– Nie będziesz nic pamiętać. Z góry przepraszam za kaca.

– Gdyby to była prawda, mielibyśmy cywilizację amazonek.

– A nie mamy?

 

***

 

– Panie Marku, panie Marku! Pan się obudzi! – Do świadomości mężczyzny zaczęło docierać, że ktoś przeciera mu twarz czymś chłodnym i mokrym.

– Co? Co się stało? – Otworzył oczy, i zobaczył przed sobą starszą kobietę, tuż przed emeryturą, którą młodzież pieszczotliwie nazywała ciocią.

– Nie pamięta pan?

– A co mam pamiętać?

– Wczoraj był bal maturalny. Pożegnał się pan ze wszystkimi i wyszedł. Był pan jakiś taki nieswój.

– To jak ja się tu znalazłem?

– A bo ja wiem?

– Jezu, co to za dzień? – Mężczyzna powoli się podniósł z materaca w magazynie sprzętów szkolnych, trzymając się za bolącą głowę.

– Sobota wieczór. Pan już idzie lepiej do domu. Ja sprzątać muszę. I lepiej, żeby pana nikt nie widział. Jeszcze ludzie będą gadać.

– Dziękuję, pani Krysiu. – Spojrzał z ogromną wdzięcznością.

– Pan to taki… męski. – Jej wzrok zaczął się śmiać. – Nie to, co te degenaraty w rurkach.

– Degeneraci.

– No przecie mówię. Mądre kobiety na pewno za panem patrzą. Ja tam wiem swoje. Dobry z pana człowiek, a dobrym ludziom trzeba pomagać. Tylko pan wincej nie pije. To same problemy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Witamy w Bitwie!

    Zapraszamy i zachęcamy do zagłosowania!
    Czytamy i pozostawiamy komentarze.
    Głosujemy według zasady: 3 - 2 - 1 plus uzasadnienie; dlaczego?
    https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-glosowanie-w935/
    Głosowanie potrwa do 24 maja /środa/ godz. 23:59

    Literkowa pozdrawia i życzy przyjemnej lektury.
  • Józef Kemilk rok temu
    Fajne
  • Dobrze się czyta i choć tekst dość długi nie męczy. Najwyraźniej jest to fragment wyjęty z czegoś większego, albo przynajmniej jest tu potencjał na duuuży rozwój.
    Podobało mi się.
  • Dekaos Dondi rok temu
    Tommy↔Życie bywa nieprzewidywalne. Zarówno skutki, przyczyny i następstwa:)↔Pozdrawiam🙂:)
  • Krystian K rok temu
    3 spoko
  • Pasja rok temu
    Jesteśmy tylko trybikikami życia i często popadamy w jego wnyki. Słabość mężczyzny do kobiet bywa przewrotna, a jeszcze popita dużą ilością alkoholu wzmaga męskie pożądanie.
    Pozdrawiam
  • Jeszcze masz trzy godziny, aby zagłosować.

    Literkowa

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania