Lęk wysokości

Komu to zawdzięczam?… nie prosiłem o to, przyszło samoistnie, jak wypadanie włosów i zmarszczki na twarzy. Pamiętam natomiast dziewczynę, która chciała mnie z tego wyleczyć. Właściwie nie była to moja dziewczyna, tylko córka znajomych moich rodziców, ale zawsze odnosiłem wrażenie, że byłem dla niej kimś więcej aniżeli zwykłym kolegą. Stanęła tuż przy krawędzi dachu, lecz pomimo łatwości z jaką to zrobiła, za żadne skarby świata nie ruszyłbym za nią. Widok pustki otaczającej jej drobną postać przyprawiał mnie o mdłości, moje ciało instynktownie przywarło do ściany, a ona drwiła sobie z najmniejszych oznak bojaźliwości:

— Nie bądź tchórzem, zobacz jaki stąd wspaniały widok!

Prosiłem, żeby przestała stroić żarty, ale nie zwracała uwagi na prośby. Uniosła jedną nogę i pochylona nad czeluścią rozłożyła dla równowagi szeroko ręce, jak baletnica w Jeziorze Łabędzim, tylko w tej chwili nie było to jezioro, lecz podwórko ze śmietnikiem i trzepakiem. Spojrzałem w dół i od razu poczułem zawrót głowy. Dziesiąte piętro lub wyżej, a ja, niezdara dokonałem niemożliwej sztuki: zrobiłem kilka kroków i postawiłem ostrożnie stopę obok jej malutkiego czółenka. Stała pewnie na jednej nodze, ja na obydwu, a mimo to czułem jak kolana mi miękną, plecy oblewa pot, serce podchodzi do gardła. Dopiero gdy zamknąłem oczy, uczucie lęku odeszło nieco. Czułem powiew wiatru, słyszałem szum pojazdów jadących ulicą, dookoła huczał zgiełk miasta w najbardziej ruchliwym momencie dnia. Nagle naszła mnie myśl: czy spadając na chodnikowe płyty zginąłbym na miejscu, czy może umarł po drodze ze strachu, albo stracił przytomność uderzając głową w balkon? Dotknęła mojej ręki, a wówczas zapomniałem gdzie jestem. Tańczyliśmy wysoko na dachu świata. Pozwoliła bym niósł ją w obłokach, a ja trzymałem ją mocno, dopóki czar nie prysł. Wtedy zjechaliśmy windą na klatkę schodową, odszedłem bez słowa, przestałem myśleć o niej.

 

Przypomniałem sobie tamten dzień dopiero lecąc na wczasy do Bułgarii. Nikt na sąsiednim miejscu nie siedział, nie było komu złapać mnie za rękę. Po drugiej stronie korytarza jakiś starszy pan ruszał bezgłośnie ustami, siedzący za nim przesuwał w palcach różowe koraliki, ktoś zakreślił kilka razy znak krzyża. Nad rzędami siedzeń panowała grobowa cisza, nikt nawet nie zakaszlał. Samolot kołował po płycie lotniska, jeszcze za szybą widać było błękitne kwiaty chabrów na łące, lecz moment oderwania kół od ziemi nadchodził niepowstrzymanie. Nie mogłem zrozumieć czemu w takich chwilach ludzie przystępują do modlitwy. Skoro wierzą w Boga, żadna ryzykowna czynność nie powinna ich przerażać. Bóg zapewni im bezpieczną podróż, choćby nad lotniskiem zawisła burza, nadeszło gradobicie pociskami wielkości arbuza, diabeł urwał silnik… Wszystko idzie zgodnie z bożym zamysłem; gdyby nawet z malutkiego turbo-śmigłowca zostały tylko drobne szczątki, byłby to akt miłosierdzia, bo jakże dobry Bóg mógłby uczynić człowiekowi coś złego? A jednak ludzie nie dowierzają Bogu, powątpiewają w jego doskonały plan, a nawet chcą ten plan zmienić, wybłagać dla własnych korzyści wyjątkowe traktowanie: niech będzie wola boska, żebym tylko ja i moja rodzina ocalała. Ci co wierzą naprawdę, siedzą cicho, o nic nie proszą, ufają stwórcy i czekają spokojnie aż samolot łagodnym ruchem uniesie ich w przestworza…

 

Podobne medytacje towarzyszyły mi przed odlotem w czeskiej Pradze, bo nie miałem szczęścia kupić biletu na bezpośrednie połączenie. Dwa starty, dwa lądowania, za każdym razem te same emocje. Tym razem leciałem odrzutowcem Tu-154, któremu uśmiechnięty dziób podskoczył raptownie na starcie, podrzucając nas jak na huśtawce, żebyśmy przypadkiem nie zawadzili na końcu rozbiegu o coś twardego. Składających rąk w modlitwie nie zauważyłem, za to po niespełna dwóch godzinach lotu, widok mijanych brzózek i murawy pod spodem lądującego samolotu przyniósł pasażerom wyraźną ulgę, choć wtenczas właśnie pacierz należy odmawiać jak najgorliwiej, gdyż zatrzymanie rozpędzonej masy samolotu jest najbardziej niebezpiecznym manewrem. Tak to mądry Bóg postanowił, że katastrofa przychodzi zazwyczaj w najmniej spodziewanym momencie. Samochody wpadają w poślizg, pociągi wyskakują z szyn, statki walczą z wściekłymi falami, podczas gdy samolot idealnie stabilnym ruchem pokonuje przestrzeń w sterylnej atmosferze, a mimo to ludzie odczuwają paniczny lęk podczas lotu.

 

Na pierwszy rzut oka Sofia sprawiała wrażenie miasta obfitości, lecz gdy górską drogą dotarłem do Kozłoduju, gdzie mój ojciec pracował przy budowie reaktora numer pięć tamtejszej elektrowni, szybko zdałem sobie sprawę, że na potrzeby stolicy ogołacano cały kraj. Mój stary wczesnym rankiem pojechał do roboty, a ja wyruszyłem na zakupy: od placu do placu, szlakiem marmurowych promenad, którym ojciec oprowadził mnie poprzedniego dnia. Pierwszy napotkany sklep był zamknięty z powodu przyjęcia towaru, którego nigdy nie przywiozą, w drugim rozpoczęto jak na złość remont generalny na niby, następny był chwilowo nieczynny z powodu przerwy śniadaniowej trwającej cały dzień, w kolejnym miała miejsce fikcyjna inwentaryzacja, a do ostatniego sklepu stała tak długa kolejka kołchoźników, że dałem sobie spokój i resztę upalnego dnia spędziłem odbijając piłkę rakietką o betonowy mur przed apartamentem ojca.

 

Wracając z wakacji odkryłem, że lęk przestrzeni łatwo można uśmierzyć dużą ilością wina polewanego przez dobre wróżki przebrane za stewardessy. Niebawem po starcie miejsce wcześniejszego lęku zastąpiło wzruszenie: myślałem z żalem o ojcu, z którym popadłem w kłótnię już pierwszego dnia o to, że pomimo najszczerszych chęci nie zdołałem kupić mu mleka. Za karę ojciec wyekspediował mnie do Złotych Piasków i nie widziałem go, aż do dnia odlotu. Zawiodłem jego oczekiwania, co gorsza wyrządziłem mu przykrość, a wypijane wino tylko umocniło mnie w przekonaniu własnej winy. To nieświadome, a całkiem miłe topienie smutku w kieliszku zaprowadzi mnie w przyszłości nad przepaść alkoholizmu, tylko wtedy jeszcze tego nie wiedziałem. Na razie cieszyłem oczy słoneczną pogodą i towarzystwem kumpla, który przywitał mnie na warszawskim Okęciu. Większość musującego wina zakupionego w Sofii nie doczekała planowanej zabawy w Sylwestra — kilka butelek wypiliśmy tamtego gorącego wieczora przy śpiewach i muzyce. Dwa lata później kolega poleciał do Londynu pracować jako pomoc w restauracji, a mnie czekał najtrudniejszy test w locie długodystansowym.

 

Dwa okropne wypadki w krótkim odstępie czasu, po których Ił-62 zyskał miano latającej trumny. Tylko czekać aż „trumną” poleci na śmierć więcej bogobojnych ludzi. Patrzyłem przerażony na rozchwianie skrzydła, nasłuchiwałem monotonnego buczenia turbin, a najmniejsza zmiana natężenia dźwięku budziła we mnie alarm. Z tyłu w ogonie, towarzystwo kilku osób podróżowało na wesoło. Asystentki bez szemrania podawały wódkę w nadziei, że pasażera to znieczuli i da im odpocząć. Byłem chyba jedynym z niepijących. Na szczęście wkrótce zapadła noc i koszmar urwanych skrzydeł chwilowo przeminął. Powoli zaczynałem wierzyć, że bezpiecznie dolecę do celu. Widząc jak stewardessy wynoszą nietrzeźwych gości z samolotu, nabrałem nawet przekonania, iż jestem kimś lepszym: zostałem stworzony do wykonania jakiejś ważnej misji i choć nie znam szczegółów, muszę przeżyć szczęśliwie do samego końca. Z lekkim sercem zająłem miejsce w Boeingu 747, wynalazku najwyższej technologii, ale po kilku godzinach przyjemnego lotu poderwały mnie na nogi sygnały ostrzegawcze i komunikat pilota: „Turbulencje, proszę wracać na miejsca i zapiąć pasy!” Jak na ironię, na ekranach leciał właśnie film science-fiction o skazanym na zagładę statku kosmicznym. Większość lubi takie filmy, bo mogą przeżywać lęk z dala od niebezpieczeństwa, w komforcie własnego mieszkania. Gorzej oglądać coś takiego we wnętrzu jumbo jeta rzucanym na wszystkie strony: jedno piętro do góry, dwa piętra w dół… Powietrzem też można nabić sobie guza. Wyjrzałem przez okienko: dookoła ciemność, widać tylko zielone światło pulsujące na końcu skrzydła. Ten zielony punkt to była teraz latarnia morska, jedyne źródło zbawienia. Byłoby mi bezpieczniej gdyby tysiące metrów pode mną przelewał wody ocean, ale mapa pokazywała niezmiennie suchy ląd: olbrzymi, surowy, niezaludniony…

 

Powinienem mieszkać przez wszystkie lata w jednym miejscu: ponurym, czteropiętrowym bloku usytuowanym w połowie drogi między przystankiem tramwajowym i budką z piwem, pod którą mógłbym wystawać z gitowcami i zaczepiać dziewczyny, ale dziewczyny widywałem codziennie, a dalekie kraje, egzotyczne wyspy wabiły mnie samą tajemnicą istnienia. Ptaki migrują nieustannie pomiędzy kontynentami, a ja, cóż takiego miałbym zrobić, żeby latać jak one? Podróżowałem samolotem tak często, aż pokonałem strach. Pomagała mi w tym obserwacja żeńskiej części personelu, bo przecież spędzają w powietrzu połowę życia i nic sobie z tego nie robią: wykonują rutynowo obowiązki, dowcipkują, opowiadają sprośne kawały, zabijają czas wspólnie z koleżankami układaniem rankingu najprzystojniejszych facetów na pokładzie…

— Czy mogę usiąść obok?

— Proszę bardzo, a co złego z pańskim fotelem?

— Nic, nie lubię latać samemu…

— Niech pan nie będzie dzieckiem. Samolot to najbezpieczniejszy środek transportu.

— Możliwe, ale rzadko kto wychodzi bez szwanku. Jak w tym francuskim co runął tydzień temu na dno Atlantyku. Wszyscy zginęli.

— Po co pan to ogląda? Nas nic takiego nie spotka.

— Skąd ta pewność?

— Bo jestem urodzona pod szczęśliwą gwiazdą, wystarczy to panu?

Faktycznie, trudno jej nie wierzyć: szansa spotkania takiej wynosi jeden na tysiąc lub rzadziej. Siedzieliśmy chwilę w milczeniu, gdy nagle coś mnie ścisnęło w dołku.

— Słyszałaś ten podejrzany zgrzyt… Co to może być?

— Wysuwane podwozie, podchodzimy do lądowania.

Minęło kilka sekund…

— Silnik w ogniu! Patrz, kłęby czarnego dymu, chyba coś wleciało do turbiny…

— To tylko strzępy chmury. Podać panu coś do picia?

 

Lepiej być nie może. Strach jest nieodłączną częścią życia. Trzeba do niego przywyknąć, a najlepiej traktować jak dobrego znajomego i wyjść mu naprzeciw. Może dlatego jednego dnia wpadł mi do głowy szalony pomysł: pójdę na kurs dla pilota, otrzymam licencję prywatną, zostanę lotnikiem! Kierowanie samolotem też dla ludzi, zwłaszcza w kraju, gdzie nie wszędzie można zdążyć na czas samochodem lub pociągiem. Awionetkami transportują chorych do szpitala, farmerzy używają ich do uprawy dużych obszarów rolnych, kowboje tropią z wysokiego pułapu stada dzikich koni, to czemu ja nie mogę polatać sobie raz na jakiś czas dla czystej przyjemności?

 

Siedzę w kabinie za panoramicznym oknem, ramiona wrastają mi w skrzydła zamocowane wysoko nad głową, nic nie przesłania widoku, wyczuwam w drążkach pod stopami opór powietrza na sterach, jestem zespolony z maszyną! Moja Cessna ma wyraźną tendencję do skręcania w lewo, pracuję nad utrzymaniem steru na linii środkowej, potem dobra robota przy przepustnicy prędkości, trochę więcej nacisku, jeszcze więcej, no i już jest prawie tak jak powinno być, wtedy pcham lekko do przodu, bo dziób musi dotykać linii horyzontu i sprawdzam piłkę: piłka jest szczęśliwa, ale żeby utrzymać wysokość wycinam dziobem nieco w dół i gotowe: uzyskuję poziome położenie, znowu pcham, przycinam, nieźle jak na drugi lot, całkiem fajnie mi to idzie, świetnie nawet… Spoglądam z wysokości pięciu tysięcy stóp na szachownicę pól, pastwisk, lasów, ale nie odczuwam lęku. Bojaźń dokucza tylko tym, których los spoczywa w rękach innych ludzi. Szybując samotnie na bezkresnym niebie myślę o dziewczynie z wieżowca. Pewnie wyszła za mąż, mają dziecko, może nawet więcej niż jedno. Czy mnie jeszcze pamięta, czy miałaby ochotę lecieć teraz ze mną, czy chciałaby przeżywać to samo co ja?

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (39)

  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Opowiadanie, dobrze napisane, ciekawe i mądre. Mam jednak zawód, że nie rozbudowałeś pierwszego wątku. Może nawet byłoby fajnie rozdzielić to na dwa opowiadania. Jedno o super dziewczynie z dachu, drugie o mężczyźnie, który bał się latać samolotem. Jedna uwaga wyraz "Bóg" piszemy z dużej, kiedy chodzi o Absolut. Mimo pewnych mankamentów daję maksymalną ocenę. Pozdrawiam 5
  • Narrator dwa lata temu
    Marek Adam Grabowski

    Tak, można rozbudować wątek o dziewczynie w osobne opowiadanie, ale zależało mi, żeby odegrała rolę postaci mijanej w życiu jak kamień milowy, do której jednak wraca się myślami po latach.

    Wbijano mi do głowy pisać rzeczowniki małą literą, lecz chodziłem do religijnie neutralnej szkoły.

    Najbardziej w Twoim komentarzu cieszy mnie słowo: „mądre”. ?
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Narrator Spoko! Polecam to moje opowiadanie https://www.opowi.pl/podstawowe-pytanie-a76979/#comment-730406
  • Niezły psychol dwa lata temu
    Dosyć egocentryczny tekst
  • Narrator dwa lata temu
    Niezły psychol

    Dziękuję za komentarz. Następnym razem postaram się napisać o kimś altruistycznym. ?
  • Niezły psychol dwa lata temu
    Narrator Do niczego nie namwaiam, aczkolwiek pewne rzeczy dość dobrze rozumiem
  • rozwiazanie dwa lata temu
    Tekst napisany plastycznie ze smakiem, a dziewczyna z dachu wieżowca z pewnością wybrałaby się w taką podróż, wystarczy jej zaproponować :))
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Narratorze↔Jest akcja, są przemyślenia, jest dziewczyna na krawędzi i facet w samolocie. Czytając tekst, można sobie wszystko wyobrazić. No i chociaż trochę podzielony i łatwiej, było mi czytać. Jednakowoż Boga z małej,
    bym nie napisał↔chociażby z szacunku dla wierzących↔(nawet gdybym był wiarygodnym ateistą i nawet nie wierzył w Jego istnienie)↔ Oczywiście, nie mógłbym mieć wtedy pretensji do Istoty, która w mym przekonaniu, by nie istniała.
    Mam inny lęk wysokości. Gdy patrzę pod górę, na budowlę z dołu↔Pozdrawiam?:)
  • Narrator dwa lata temu
    Dekaos Dondi

    Kiedy ostatni raz napisałem „Bóg” dużą literą pani nauczycielka obniżyła mi ocenę z wypracowania, uzasadniając: piszemy zgodnie z zasadami ortografii, nie religii. Ale to było dawno temu, teraz być może zasady są inne.

    Trudno mi sobie wyobrazić lęk patrzenia z dołu na szczyty wieżowców, chyba w obawie, żeby coś z nich nie spadło mi na głowę, ale zawsze wierzyłem, że każdy człowiek jest inny, więc taka reakcja wcale mnie nie dziwi. ?

    Dziękuję za interesujący komentarz. ✒️
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Narrator albo źle ci wytłumaczyła albo coś niewłaściwie zrozumiałeś. To linki do oficjalnej strony rady języka Polskiego https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/bog-czy-Bog;8654.html https://sjp.pwn.pl/slowniki/b%C3%B3g.html Gdy piszemy o Absolucie, to piszemy z dużej, gdyż to osoba. Małej piszemy kiedy mowa o bogach mitologicznych.
  • Andi Perry dwa lata temu
    Nie chcę być drobiazgowy, ale słowo szybując dotyczy lotu bez silnika, szczególnie lotu szybowcowego. Czy narrator tego opowiadania latał w ten sposób?
  • Narrator dwa lata temu
    Andi Perry

    Cenię sobie krytyczne opinie językowego purysty.

    Oczywiście określenia „szybować” użyłem jako przenośni, jest to również synonim słowa „lecieć”, które pierwotnie opisywało lot ptaków, owadów oraz innych stworów natury, na długo zanim ludziom śniło się wzbić w powietrze, dlatego żaden język nie jest sterylnie czysty. Zresztą nie miałem zamiaru pisać artykułu naukowego na temat awiacji, tylko sto procent fikcję, ale jeśli chcesz wiedzieć czy śmigłowiec jest w stanie szybować z wyłączonym motorem zajrzyj na to forum:
    https://aviation.stackexchange.com/questions/2999/how-far-can-airplanes-glide

    Tym bardziej mnie cieszy, że pomimo obiekcji przeczytałeś i zostawiłeś komentarz. ?️
  • Andi Perry dwa lata temu
    Narrator Ale to w najmniejszym stopniu nie było uszczypliwe. Bardzo byłem ciekaw czy narrator ( opowiadania) leciał bez silników, a to jest przecież jednym z etapów nauki pilotażu w każdej szkole lotniczej. A śmigłowce mogą rzeczywiście szybować pod jednym wszak warunkiem - trzeba koniecznie przestawić skok ich wirnika głównego, aby leciały autorotacją tak jak wiatrakowce latają normalnie ( nie zagarniają powietrza z góry tylko "mielą" powietrze z dołu w górę).
  • Narrator dwa lata temu
    Andi Perry

    Jeśli to był jego dopiero drugi lot to raczej nie leciał bez włączonego silnika.

    Tutaj masz film, który wykorzystałem do opisania tej sceny oraz dialog poniżej.

    https://www.youtube.com/watch?v=mCVzjUaKe2Q

    All right, let’s go. Hey, got a lot of left turning tendencies, work to keep that rudder on center line. Good job on the throttle speed. A little bit more pressure, a little bit more, there you go, and then it’s almost as you push forward right away, because that nose has got to be on the horizon and check your ball, okay and ball is happy and now you want to maintain this altitude a little bit nose down. What can you do to maintain this altitude? Trim it out, there you go, okay and hold it steady, pushing, trimming, hold steady, pushing, trimming, okay tram feels pretty good, nice, that’s great.
  • Andi Perry dwa lata temu
    Narrator Super kanał. Widzę, że latają także Piperami po kamienistych plażach/brzegach rzek Alaski. Cool:) I ten entuzjazm.
  • Trzy Cztery dwa lata temu
    — Silnik się pali! Patrz, kłęby czarnego dymu, chyba coś wleciało do turbiny…
    — To tylko strzępy chmury.

    Jak dobrze mieć przy sobie kogoś, kto jest spokojny, opanowany, zna się na rzeczy.
    "Tylko strzępy chmury" - ale to brzmi...

    Ciekawie pokazałeś wielką przemianę - od człowieka z lękiem wysokości, po szybującego, siedzącego za sterami.
    To się naprawdę zdarza. Znam podobne historie, chociaż przemiany - na innym gruncie. Jednak także "kosmiczne".
  • Narrator dwa lata temu
    Trzy Cztery

    Zainspirowała mnie scena z filmu 'The Aviator':
    https://www.youtube.com/watch?v=krql2ZRTnoE

    Mam nadzieję, że Tobie również się spodoba. ✈️

    Kiedyś leciałem liniami KLM trasą Düsseldorf-Amsterdam-Singapur-Sydney i zaraz na początku po bardzo stromym starcie (żeby zmniejszyć hałas nad miastem) patrzę przez okno, a tu: silnik dymi, wyraźnie dymi, kłęby czarnego dymu ciągną się za wirnikiem turbiny, jak z trafionego samolotu w filmie „Bitwa o Anglię”. Wtedy pomyślałem: „A jednak się stało, musiało się stać, to już koniec…” — byłem przygotowany na śmierć. Nie miałem wówczas pojęcia, że wiele lat później wykorzystam ten zabawny epizod w opowiadaniu, a tym bardziej, że ktoś to przeczyta i zauważy. Może właśnie dlatego silnik dymił? ?

    Dziękuję ślicznie za wspierający duchowo komentarz — bez niego pisanie nie miałoby sensu. ?
  • Narrator dwa lata temu
    Marek Adam Grabowski
    Niezły psychol
    Rozwiazanie
    Dekaos Dondi
    Andi Perry
    Trzy Cztery

    Nie spodziewałem się tylu pozytywnych reakcji. ?

    Odpiszę na każdy komentarz oddzielnie, gdy tylko będę mieć możliwość. U mnie długi weekend, urodziny królowej w poniedziałek, jestem teraz w Snowy Mountains (niedaleko Góry Kościuszki), gdzie nastały świetne warunki narciarskie wyjątkowo wcześnie w tym roku, lecz recepcja słaba. ?️

    https://www.thredbo.com.au/weather/snow-cams/

    Dziękuję serdecznie za wszystkie komentarze. ??
  • rozwiazanie dwa lata temu
    Ale masz frajdę, piękne widoki. Pomyślnych zjazdów. ?
  • Narrator dwa lata temu
    Rozwiązanie

    Zdjęcia nie oddają całego piękna: na przykład żółtych kwiatów akacji przykrytych śnieżną czapą, bo jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności kwitną zimą, tak samo jak pomarańcza dojrzewają zimą, za płotem u sąsiada leży ich na trawniku cała sterta. Sam nie je, ale kiedy zapytałem czy mogę pozbierać, to mi pożałował, lepiej niech zgniją. To dobry człowiek, ale jak nawet najlepszy człowiek — ma w sobie wiele zła.

    Ciekawostką jest, że zawiązał się komitet zamiany nazwy Góry Kościuszki na jakąś łatwiejszą do wymówienia, bo na obecnej można sobie połamać język: Kaziasko. Problem w tym, że najwyższa góra Australii nie ma aborygeńskiej nazwy, bo Aborygeni sądzili, że najwyższa jest ta zaraz obok niej, ale Strzelecki zmierzył dokładnie, z polską precyzją, więc chyba skończy się na jałowych protestach. Ale to pokazuje jak mało na Zachodzie mają zrozumienia dla polskiej tradycji i historii, a my powinniśmy o tym pamiętać.

    Dziękuję za komentarze i pozdrawiam. ?
  • Szpilka dwa lata temu
    Tylko przy lądowaniu mam lekkiego pietra, to pewnie przez bolące uszy, ale co tam i tak warto latać, a nawet trzeba, by doświadczyć choć kawałek naszego świata, a cudny jest. O!

    Z lękami winno się walczyć, lęki potrafią być bardzo niewygodne, ale do lęków można się przyzwyczaić albo zaleczyć ?

    Kawał fajoskiej prozy ?
  • Narrator dwa lata temu
    Szpilka,

    na zatykanie uszu najlepsze żucie gumy lub ssanie cukierka. ?

    Im mniejszy samolot, tym zatyka bardziej, ale gorsze niż to jest terroryzm i ostatnio covid: trzeba całą podróż nosić maseczkę, a ode mnie do LA lot trwa trzynaście i pół godziny.

    Dziękuję za fajowski komentarz. ✍️
  • Szpilka dwa lata temu
    Narrator

    Luknij na video, tam to się wyprawia, Xi Jinpingowi już całkiem rozum odebrało, ale jak to komuch zatwardziały, do błędu się nie przyzna, bo twarz straci, a w ogóle ją kiedyś miał?

    https://www.youtube.com/watch?v=NOTh6jiRNxU

    W Europie też próbowano ludzi zniewolić, u mnie stuknięty Lauterbach planuje coś na jesień, przymus szczepień nie wypalił, Lauterbach niepocieszony, nikt już na niego uwagi nie zwraca, a taki był ważny, gdy straszył śmiercią. Ja nie umarłam np., wirus się ze mną dość łagodnie obszedł ?

    Pomagają mi zatyczki do uszu, ale i tak po długich lotach uszy bolą, tak już mam. Nie, nie godzę się na siedzenie tylu godzin w maseczce, no i niezaszczepiona jestem, status ozdrowieńca do przyszłego roku nie styknie. Nic to, poczekam, aż mumia Biden przestanie być prezydentem, może nowy zniesie to koronowe guano. Najważniejsze, że plan wycieczki do USA już mam i kasiorę też. A co! Pociągiem z oknami widokowymi z Waszyngtonu do Chicago, ale wyraj ?

    https://www.polrail.com/polecane-trasy/capitol-limited

    Udanego wieczoru ?
  • Andi Perry dwa lata temu
    Szpilka Na ból uszu trzeba mieć buzię cały czas otwartą. Ciśnienie w jamie ustnej musi się równać ciśnieniu wewnątrz samolotu. Samoloty współczesne są budowane w postaci szczelnej kabiny. Teoretycznie muszą mieć ciśnienie równe atmosferycznemu na poziomie Ziemi. Ale tylko teoretycznie, ponieważ są mikronieszczelności, którymi powietrze z kabiny pasażerskiej ucieka w przestworza. Czemu ta buzia jest tak ważna? To przez trąbkę Eustachiusza. Doprowadza nam ciśnienie wewnątrz jamy ustnej i gardła do ucha środkowego. Jeżeli mamy wahania ciśnienia w samolocie, a buzię zamkniętą, to na błonę bębenkową cały czas działa ta amplituda ciśnienia i powoduje dolegliwości. A druga sprawa, że z rozdziawioną buzią trochę nieładnie to wygląda. Coś za coś:)
  • Szpilka dwa lata temu
    Andi Perry

    Pomysł fajoski, dzięki, wspomogę się rozwierakiem dentystycznym ?

    https://iqrmedical.pl/sklep/rozwieraki-do-ust/
  • Andi Perry dwa lata temu
    Szpilka Teraz wpadłem na inny pomysł. Wystarczy krótka gruba słomka między zębami, ale nie zgnieciona i na górze języka:)
  • Szpilka dwa lata temu
    Andi Perry

    Słomka też się znajdzie, spróbuję ?
  • Andi Perry dwa lata temu
    Szpilka Tylko nie podczas burzy i turbulencji, bo można wciągnąć do oskrzeli po wpadnięciu samolotu w pustkę powietrzną:)
  • Szpilka dwa lata temu
    Andi Perry

    To jednak rozwierak bezpieczniejszy ?
  • Andi Perry dwa lata temu
    Szpilka Też można połknąć. Można kupić dydek/ smoczek i w nim wywiercić dziurkę:) Smoczek jest zabezpieczony przed połknięciem :) :)
  • Szpilka dwa lata temu
    Andi Perry

    Hahahaah, z samolotu mnie wyproszą - dorosła kobita z dydkiem, jak nic czubek ?
  • Narrator dwa lata temu
    Szpilka

    Szanghaj zamknęli całkowicie już w kwietniu, podobno zlikwidowali wszystkie przypadki covida, aż tydzień temu ktoś kichnął na ulicy i znowu blokada kilkunastu dzielnic — koszmar bez końca. Trzeba w Australii czekać rok na nowy samochód, ponieważ brakuje komponentów do produkcji — oto rezultat globalizacji. To samo z produkcją procesorów i układów scalonych do komputerów.

    USA to ciekawy kraj do zwiedzania, ale nie zapomnij ekstra gotówki na napiwki oraz Panadolu, bo Polakom bez recepty od lekarza nie sprzedadzą, co może kosztować 300 dol.

    Do Jackowa wyjechało pół klatki schodowej z mojego bloku, to chyba nie może być tam tak źle. ??

    Trzymaj się zdrowo (bez maseczki). ?
  • Andi Perry dwa lata temu
    Szpilka Oj tam czubek od razu. Powiesz, że jesteś artystką, a to Twój standup czy performance jak kto woli.
  • Szpilka dwa lata temu
    Narrator

    Trzymam się, dzięki. Do Jackowa wjeżdżam z własnymi lekami, Panadol to okropne świństwo, lepiej łyknąć aspirynkę, lek natury - z kory wierzby kiedyś uzyskiwano. Wiem, wiem, taki obyczaj - nosikowemu trzeba w hotelu kilka dolców wręczyć, paniom sprzątającym itp., ostanio jedna sierota mi lodówkę wyłączyła odkurzaczem ?
  • Szpilka dwa lata temu
    Andi Perry

    Hahahahah, aleś mnie rozbawił, dzięki ?
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Szpilka Ta sierota chyba nie zasłużyła na napiwek! ?
  • Szpilka dwa lata temu
    Marek

    Ciężka robota, sprzątania dużo w limicie czasowym, zarobki mizerne, dlatego zawsze zostawiam napiwki, nie chciałabym być na miejscu pań sprzątających. W lodówce były różne sery, jabłka i jogurty, nic im się nie stało.

    Pamiętam w Weyregg /Austria/ młodziutką dziewuszkę, która cały dzień pucowała ogromny hotel, strasznie ją właściciel wykorzystywał, tym bardziej że niemal wcale nie mówiła po niemiecku i pewnikiem zatrudniona na czarno.
    Hotel piękny i jeziorko fajoskie ?

    https://www.tripadvisor.de/Hotel_Review-g1172301-d619004-Reviews-Strandhotel-Weyregg_am_Attersee_Upper_Austria.html#/media/619004/406981378:p/?albumid=101&type=0&category=101
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Szpilka Masz dobre serce. ❤ Gdyby co skomentowałem jeden twój archiwalny wiersz. Pozdrawiam
  • Szpilka dwa lata temu
    Marek

    Dzięki, to zwykła empatia, przecież ludźmi jesteśmy ?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania