Lenka - rozdział 9 - ostatni
- Nigdy więcej – wyjęczała szefowa, kiedy tylko pojawiłam się w poniedziałek rano w pracy. - Gdybym następnym razem miała ochotę się napić, wybij mi to z głowy – poprosiła, patrząc na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
Pokiwałam głową, choć naprawdę czułam się tak, jakbym przebywała w zupełnie innym świecie. Cały wczorajszy dzień spędziłam na przeżywaniu tego, co stało się z Karolem. Nigdy nie podejrzewałam, że śmierć zupełnie obcej dla mnie osoby tak mną wstrząśnie.
Teraz koniecznie potrzebowałam tego, by ktoś wylał mi na łeb wiadro zimnej wody, bym wzięła się w garść. Przecież tego, co stało się w przeszłości nie można było już zmienić!
Z tobą, widzę, też jest nie najlepiej – odezwała się Ulka.
Nie odpowiedziałam, nie podniosłam też głowy, by spojrzeć na nią. Lepiej, by myślała sobie że wciąż mam kaca niż poznała prawdę.
Wyprostowałam się jak struna. Przecież to było kłamstwo, kompletnie nie w moim stylu. Co się ze mną działo?
***
Po południu, będąc już w mieszkaniu, kompletnie nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca. Chodziłam w kółko, usiłując znaleźć sobie jakież pożyteczne zajęcie, jednak nic mądrego nie przychodziło mi do głowy.
W końcu mój wzrok wpadł na drzwi do sypialni pani Magdaleny. Na samą myśl, że mogłabym wreszcie przekroczyć jej próg, coś ścisnęło mnie w gardle. Podjęłam jednak decyzję, że nie mogę odwlekać tego w nieskończoność.
Wzięłam głęboki wdech i nacisnęłam na klamkę. Drzwi otworzyły się z cichym głośnym skrzypnięciem, od którego ciarki mi przeszły po plecach. Weszłam wolno do środka. Sypialnia była urządzona bardzo skromnie, panował tu straszliwy zaduch, na niektórych meblach osiadł już kurz.
Pośrodku pokoju stało podwójne łóżko, w którym moja sąsiadka spędziła swoje ostatnie chwile życia. Po obydwu jego stronach znajdowały się dwie nocne szafki. Naprzeciwko łóżka, tuż przy drzwiach stała duża, drewniana szafa. W kącie pokoju, przy oknie, ustawiony był wiklinowy fotel.
Podeszłam do szafy i ostrożnie otworzyłam jedno ze skrzydeł, jakbym się bała, że coś wyskoczy na mnie z jej wnętrza. Wyciągnęłam drżącą dłoń i dotknęłam szorstkiego materiału marynarki pani Magdaleny, jednocześnie czując, że zbiera mi się na płacz. To wszystko zaczęło mnie przytłaczać i dusić. Musiałam się jak najszybciej stąd wydostać, inaczej wspomnienia mnie zdławią.
Wybiegłam z sypialni sąsiadki do swojego pokoju i zaczęłam głęboko oddychać. Po około pięciu minutach wreszcie poczułam się nieco lepiej.
Wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Przetarłam oczy dłońmi i poszłam otworzyć. Na progu stał nie kto inny, jak Paweł. Zaniepokoiła mnie jego śmiertelnie poważna mina.
- Mam nietypową sprawę. Mogę wejść? - zapytał.
- Pewnie – odparłam i przesunęłam się, by przepuścić go w drzwiach.
Mogłabym przysiąc, że jeszcze nie widziałam mojego sąsiada tak zestresowanego. Wściekłego i owszem.
Uniosłam brwi i rzuciłam mu pytające spojrzenie.
- Zostało mi kilka dni do wypłaty, a okazało się, że moja lodówka świeci pustkami. Mogłabyś mi pożyczyć pięćdziesiąt złotych? Obiecuję, że oddam je wraz z procentem – wyrzucał z siebie słowo po słowie jak maszyna.
- Oczywiście, pożyczę ci te pieniądze – powiedziałam z uśmiechem i sięgnęłam po przewieszoną przez oparcie krzesła torbę.
- Dzięki, ratujesz mi skórę – odparł, a po chwili spytał: - To twój album?
Wzruszyłam ramionami, grzebiąc w torbie w poszukiwaniu portfela.
- Można tak powiedzieć.
Kątem oka zobaczyłam, jak Paweł wyciąga rękę po jedną z fotografii. Tknięta złym przeczuciem, rzuciłam wszystko i skoczyłam w jego kierunku. Zdążyłam chwycić go za dłoń, nim wir czasowy przeniósł go w przeszłość.
- Co jest, do cholery? - usłyszałam jego słowa zaraz po tym, jak wylądowaliśmy w cieniu jakiegoś zniszczonego budynku.
Puściłam jego rękę i rozejrzałam się. Warszawa wyglądała jak jedno wielkie gruzowisko. Gdzie się nie obejrzałam, wszędzie widziałam ruiny lub dopalające się zgliszcza. Resztki budynków wyglądające nim ogromne żebra wystające z ziemi czy ukruszone zęby. Wiatr niosący ze sobą cuchnący odór rozkładających się ludzkich ciał.
Przejęta straszliwym widokiem miasta kompletnie zapomniałam o Pawle, który stał tuż obok mnie. Rzuciłam mu krótkie spojrzenie. Był kompletnie zdezorientowany. Nie dziwiłam mu się. Ja wyglądałam tak samo podczas mojej pierwszej „podróży”.
Przed nami ni stąd, ni zowąd pojawiła się Lena. Wyglądała jak obłąkana; miała postrzępioną, brudną sukienkę i rozczochrane włosy, a na jej nagich nagich łydkach widniało mnóstwo krwawiących ranek.
Przestąpiłam krok w przód i zaczęłam cicho śpiewać:
„Warszawo ma, o Warszawo ma
Wciąż płaczę gdy ciebie zobaczę,
Warszawo, Warszawo ma! (...)”
Wtedy Lena uniosła wzrok i spojrzała wprost w moje oczy, a ja doznałam uczucia, że nie patrzę na nią, lecz na kobietę, którą poznałam kilkadziesiąt lat później.
KONIEC
--------------------------------------------------------------------------
Dziękuję bardzo Wszystkim za śledzenie, czytanie i komentowanie „Lenki”. Wasze uwagi bardzo mi pomagały i były doskonałą motywacją do pisania kolejnych części.
Jeszcze raz Wam dziękuję i zapraszam do zapoznania się z moim nowym opowiadaniem - „Dziewczyną od duchów”. Pozdrawiam :)

Komentarze (8)
że to już koniec. Zgadzam się z Karolom, mogłaś jeszcze troszkę pociągnąć
tą historie : ) 5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania