Poprzednie częściLever du Soleil - Prolog
Pokaż listęUkryj listę

Lever du Soleil - Rozdział I - " Sto lat" w Mieście Świateł

(Paryż, rok 2023)

 

- Patrzcie, już ją widać! - Julka przykleiła nos do szyby samolotu, dostrzegając w dole zarys Wieży Eiffla. - Ja nie mogę, pierwszy raz jestem w Paryżu!

 

- Mówią, że pierwszego razu nigdy się nie zapomina a my zrobimy wszystko, żeby twój był jak najlepszy - odparła siedząca obok niej Olga, odgarniając z czoła kosmyk brązowych włosów.

 

- Właśnie, to będą twoje najlepsze urodziny w życiu - zapewniła trzecia z przyjaciółek, Ania, klepiąc jubilatkę po ręce. Po krótkim czasie samolot gładko wylądował na płycie lotniska Roissy a trója dziewczyn zaczęła się zbierać do wyjścia. Gdy tylko wydostały się z gmachu lotniska, trzymając w rękach walizki, Olga uśmiechnęła się szeroko, wciągając paryskie powietrze.

 

- No dobra dziewczyny, zarządzam najlepszy weekend w historii! Zapominamy o niedawnej sesji, teraz liczą się tylko te trzy dni nad Sekwaną!

 

- Zapominamy o sesji, nawet jeśli któraś z nas ma poprawkę z anatomii we wrześniu - zaśmiała się Julka, trącając przyjaciółkę w bok - Ktoś tu może nie zaliczyć pierwszego roku i nie jestem to ja.

 

- Gdybym studiowała historię sztuki to też nie bałabym się o zaliczenie, ale ja jestem na poważnym kierunku lekarskim - odcięła się pół żartem ciemnowłosa. - Zresztą, nie ja pierwsza, nie ostatnia, która będzie brać udział w kampanii wrześniowej. Teraz liczy się tylko to , żeby twoje dwudzieste urodziny były niezapomniane! A więc najpierw do hotelu a potem idziemy podbijać to miasto!

 

Pozostałej dwójce udzielił się entuzjazm studentki medycyny, więc wszystkie w entuzjastycznych nastrojach udały się do autobusu, który miał je dostarczyć do centrum stolicy Francji. W środku było niezwykle tłoczno a sytuację pogarszał tylko czerwcowy upał, pasażerowie wręcz ociekali potem, ale nic nie mogło zniszczyć dobrego nastroju dziewczyn. Nawet korek wjazdowy i widok paryskich przedmieść nie osłabił ich wiary w to ,że będą to niezapomniane trzy dni. Rzecz jasna, oddalonym od centrum dzielnicom daleko było do eleganckich zakątków turystycznych, po chodnikach walały się śmieci, większość mieszkańców stanowili imigranci, czasem można było się też natknąć na bezdomnych śpiących pod drzwiami domów.

 

- No cóż, takie uroki metropolii - westchnęła Ania. Dla niej także była to pierwsza wizyta w mieście sztuki i mody. Nie mogła się doczekać zwłaszcza zwiedzania Luwru, zobaczenia najsłynniejszych dzieł rzeźbiarzy i malarzy. Nie bez znaczenia był tu też kierunek studiów dziewczyny - malarstwo na warszawskiej ASP.

 

W końcu po jakimś czasie autobus zatrzymał się przy Operze Garnier. Złote zdobienia gmachu lśniły w promieniach letniego słońca.

 

- Jest przepiękna - westchnęła z zachwytem Julka.

- To dopiero początek, jeszcze zdążysz się tu zachwycić wieloma rzeczami - stwierdziła Olga, równocześnie odpalając na telefonie Mapy Google - zobaczcie, stąd już niedaleko do naszego motelu. Może nie jest to Ritz, ale lokalizacja jest super, wszędzie się stamtąd dostaniemy.

 

Rzeczywiście, pokój nie okazał się szczytem luksusu, były tam trzy pojedyncze łóżka i jedna szafa a łazienka znajdowała się na korytarzu. Studentki jednak niespecjalnie się tym przejęły, zdarzyło im się już spać w gorszych warunkach. Po szybkim rozpakowaniu się i powiadomieniu rodziców o bezpiecznym dotarciu na miejsce wyszły na zalane czerwcowym słońcem ulice Paryża.

 

- No to od czego zaczynamy? - zapytała Ania, wertując przewodnik.

 

- Myślę, że Julka powinna zadecydować, to w końcu jej święto - stwierdziła Olga, odkręcając butelkę z wodą - O Boże, jak tu gorąco, mam nadzieję , że wieczorem będzie chłodniej, może wtedy pójdziemy nad Sekwanę. Zresztą, Paryż wieczorem jest najpiękniejszy.

 

- No to chyba klasycznie, idziemy zobaczyć Wieżę Eiffla, w końcu to grzech być tutaj i jej nie zobaczyć - zdecydowała jubilatka. Pełne optymizmu dziewczyny skierowały się na siódmą linię paryskiego metra. Po przejechaniu kilku stacji wysiadły przy École Militaire, skąd jak na dłoni było widać zarówno Damę Paryża, jak i kopułę Les Invalides.

 

- Wiecie, zdałam sobie sprawę, że jestem tu już któryś raz a nigdy nie byłam przy grobie Napoleona. Może idźcie sobie zrobić selfie z wieżą a ja do was dojdę - stwierdziła Olga. - Potem możemy iść od razu na Most Aleksandra, jest niesamowity.

 

- Ok, no to daj znać, jak skończysz zwiedzanie! - odkrzyknęła Ania i wraz z Julką oddaliła się w kierunku Pól Marsowych.

 

***

 

Olga stała sama na wewnętrznym dziedzińcu Les Invalides. Zdziwił ją ten spokój, zwłaszcza o tej porze roku.

 

- Pewnie większość turystów poszła do Luwru , na Champs Elysées albo jeszcze gdzieś indziej - powiedziała do siebie i przeszła przez drzwi kościoła Inwalidów, w którym znajdował się grób pierwszego cesarza Francuzów. Przy wejściu siedział na rozkładanym krzesełku starszy mężczyzna.

 

- Bonjour, monsieur. Un billet réduit s'il vous plaît - powiedziała studentka , dziękując w duchu za intensywne lekcje francuskiego w szkole. Zapłaciła wymaganą kwotę i weszła głębiej do świątyni. Tak, jak się jej początkowo wydawało, była jedyną turystką.

 

Ściany kościoła doskonale tłumiły hałas miasta a nieskazitelnie biały marmur, w którym wyrzeźbione były zdobienia tworzył wokół atmosferę wręcz niebiańskiego skupienia. Dziewczyna aż westchnęła z zachwytu spoglądając na zdobione sklepienie. W końcu jej uwagę przykuł znajdujący się na samym środku pomieszczenia sarkofag, w którym spoczywało ciało Napoleona. Podeszła bliżej i musnęła palcem gładką, zimną powierzchnię. Nagle u jej stóp coś błysnęło, jakby promień słońca odbił się w posadzkę. Olga zaskoczona schyliła się i odkryła że przy podstawie sarkofagu leżał niewielki pierścień. Podniosła go i przyjrzała mu się uważniej.

 

Był przepiękny, chociaż na pewno nieco staroświecki. Srebrna obrączka, grawerowana w kwiaty lilii, stanowiła oprawę dla wspaniałego szmaragdu w kształcie łzy, współgrającego z kolorem oczu studentki. Kamień łapał w siebie promienie słoneczne, które rozbłyskiwały tysiącem małych tęcz. Olga nie mogła oderwać od niego wzroku, mimo że wiedziała, że powinna jak najszybciej go oddać. Spojrzała na swój serdeczny palec. Klejnot zdawał się pasować.

 

" Co się stanie, jeśli tylko go przymierzę? W końcu znalezione nie kradzione" - pomyślała i jednym ruchem wsunęła pierścień na czwarty palec lewej dłoni. Obrączka była lekko za duża, ale biżuteria nie ześlizgiwała się. Ciemnowłosa dotknęła lekko szmaragdu i wtedy owładnęła nią ogromna senność...

 

Gdy otworzyła oczy była pewna, że śni. Zniknęło gdzieś marmurowe wnętrze sanktuarium i cesarski sarkofag. Zamiast tego stała na miękkim, szkarłatnym dywanie najwyższej jakości, ściany były obite brokatem a przed nią stało mahoniowe, rzeźbione biurko.

 

- Co się stało? - wyszeptała dziewczyna. Pytanie jednak pozostało bez odpowiedzi. Po chwili usłyszała skrzypnięcie drzwi i do pomieszczenia wszedł mężczyzna. Olga znieruchomiała, zastanawiając się jak wytłumaczyć swoją obecność. Niepotrzebnie. Nieznajomy przeszedł tuż obok niej, jakby była powietrzem. Studentka przeżyła kolejny już tego dnia szok, gdy zauważyła, że był ubrany w strój przypominający te , które widywała czasem w podręcznikach do historii. Biała, jedwabna koszula, ozdobiona koronkowym żabotem. Błękitny surdut haftowany złotą nicią, idealnie kontrastujący ze śniadą cerą mężczyzny. Zgrabne, szczupłe nogi okryte koronkowymi pończochami i buty na lekkich obcasach ze złotymi klamerkami. Włosy miał długie, kręcone, opadające na ramiona i plecy w miękkich lokach. Rysy twarzy szlachetne , z lekko tylko wydatnym nosem. Olga starała sobie przypomnieć, dlaczego ten profil wydawał jej się znajomy i , co najważniejsze, dlaczego nagle zobaczyła człowieka ubranego jak w XVII wieku.

 

Tymczasem mężczyzna, nie zdając sobie sprawy, że dziewczyna bacznie go obserwuje, wziął z biurka plik dokumentów i zaczął je przeglądać. Po chwili odwrócił się w stronę drzwi.

 

- Monsieur Colbert! - usłyszała zdecydowany głos nieznajomego , zwracającego się do kogoś stojącego za drzwiami. Colbert? Gdzieś już przecież słyszała to nazwisko!

 

- Sire - nagle z mgły wyłonił się kolejny mężczyzna, podobnie ubrany, lecz znacznie starszy. Skłonił się przed swoim towarzyszem z szacunkiem.

 

-" Sire?! Dlaczego on zwraca się do tego drugiego w taki sposób!?" - zastanawiała się gorączkowo studentka medycyny. Jednocześnie jak przez mgłę usłyszała rozmowę, którą prowadzili tamci dwaj.

 

- Sire, prace są już w zasadzie na ukończeniu. Niedługo twoi żołnierze dostaną godne miejsce, gdzie będą mogli opatrzyć rany i odpocząć od wojennych trudów.

 

- Doskonale , Panie Colbert - odparł ten młodszy. - Informuj mnie o dalszych postępach. Teraz możesz odejść.

 

"Zaraz, zaraz. Sire?! Colbert?! Przytułek dla wojskowych?!" - Olga prawie dostała zawału serca, gdy zorientowała się, że nie bez powodu młodszy z dwóch rozmówców wydawał jej się znajomy. I że Les Invalides tak naprawdę miało swój początek w czasach Króla Słońce. Zszokowana spojrzała w dół, na klejnot w pierścionku i zauważyła, że błyszczy on niesamowitym światłem.

 

W tej samej chwili wizja zniknęła a dziewczyna znalazła się na powrót we wnętrzu kościoła. Oddychała płytko, nie mogąc się uspokoić. Zakręciło się jej lekko w głowie, więc oparła się o sarkofag Napoleona, próbując zebrać myśli.

 

- Czy...czy ja właśnie widziałam Ludwika XIV? - wyszeptała drżącym głosem. Jej wzrok ponownie padł na biżuterię na jej palcu, która teraz wyglądała niewinnie. Ciemnowłosa wzdrygnęła się i szybko schowała pierścionek do kieszeni spodenek. Następnie odwróciła się i wybiegła ze świątyni, jakby odgłosy miasta mogły ją uspokoić. Dopiero na zewnątrz udało jej się uspokoić szaleńczo bijące serce. Drżącymi dłońmi napisała do przyjaciółek SMS-a, żeby kończyły już robienie sobie zdjęć z wieżą i dołączyły do niej na Moście Aleksandra. Następnie sama udała się w tamtą stronę, chcąc zapomnieć o tym, co widziała, Postanowiła nic nie mówić reszcie dziewczyn, jeszcze tylko niepotrzebnie by je przeraziła. Jednak kształt pierścionka w jej kieszeni nie dał jej zapomnieć o tajemniczej wizji.

 

***

 

Reszta dnia minęła spokojnie, przyjaciółki spacerowały po urokliwych paryskich uliczkach, zjadły po croissancie z pobliskiej piekarni i robiły mnóstwo zdjęć. W końcu nadszedł wieczór i cały Paryż rozbłysnął milionami świateł.

 

- Miałaś rację, faktycznie jest przepiękny - westchnęła Julka. - Już rozumiem, czemu nazywają go Miastem Świateł.

 

- No to co, czas zacząć prawilnie świętować twoje urodziny ! - krzyknęła Ania i we trójkę udały się do najbliższego sklepu po butelkę różowego wina po czym, z najnowszym nabytkiem, skierowały się w stronę bulwarów nad Sekwaną. Noc była ciepła, na niebie świeciły miliony gwiazd, więc nie tylko one nabrały ochoty na wieczorny spacer. Nad rzeką kręciły się tłumy zarówno turystów, jak i lokalnych osób, pragnących odpocząć po gorącym dniu. Po tafli płynęły statki wycieczkowe, na których kłębiły się niezliczone ilości zwiedzających, chcących zrobić jak najlepsze zdjęcie a w oddali słychać było ulicznego muzyka, grającego tradycyjną melodię na akordeonie. Przyjaciółki usiadły na jednej z ławek i otworzyły wino.

 

- Wszystkiego najlepszego! - krzyknęły Ania i Olga, równocześnie obejmując Julkę. Potem obie zaintonowały "Sto lat " dla jubilatki, do którego przyłączyli się także inni ludzie, każdy śpiewając w swoim języku.

 

- Dzięki, jesteście najlepsze! - roześmiała się studentka historii sztuki, pociągając pierwszy łyk z butelki. - O Boże, dobre jest! To na pewno wino z sieciówki?

 

- To jest Paryż, kochana, tutaj wszystko smakuje trochę lepiej - zaśmiała się Olga. - La vie est belle!

 

Jak nietrudno się domyślić, na jednej butelce wina się nie skończyło, ale na szczęście cała trójka, choć lekko wstawiona, dała radę dotrzeć do motelu około drugiej nad ranem. Będąc już w pokoju , przy okazji przebierania się, studentka medycyny przypomniała sobie o pierścionku, ale na razie nie miała siły myśleć o tym, co widziała w kościele Inwalidów. Kto wie, może po prostu przegrzała się na słońcu? Teraz nie miała siły o tym myśleć. Zajmie się tym jutro, przy okazji zwiedzania Luwru. Na razie jedyne o czym marzyła to ciepłe, wygodne łóżko, tak więc niedługo potem zarówno ona, jak i jej przyjaciółki wpadły w objęcia Morfeusza, ukołysane dźwiękiem nocnego życia paryskiego.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Vespera ponad rok temu
    Moja pierwsza myśl - historyczne, a dzieje się w przyszłości? Toż to już science fiction z definicji. A potem jakaś magia, artefakt i wizje przeszłości - toż to fantasy! I jak to zaszufladkować? Jakoś tak ciężkawo... Lubię niejednoznaczne rzeczy, które umykają łatwej klasyfikacji, gatunkowe klisze do mnie nie przemawiają. Będę więc czytać dalej.
  • DianaAkiret ponad rok temu
    Mi także ciężko było wybrać tutaj kategorię, ale w końcu stwierdziłam, że jednak fabuła opiera się w ogromnej części o wydarzenia historyczne, wymyślony jest tu w sumie tylko wątek podróży w czasie i trzy główne bohaterki więc najlepiej jednak pasuje to do historycznych :) Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania