Poprzednie częściLeworęczni -Prolog (poprawiony)

Leworęczni - Rozdział 11. (1/2)

GALTHAR

 

 

Wszystkie oczy były zwrócone na Galthara. Była to jedyna szansa, żeby się uwolnić.

Wziął głęboki oddech układając myśli w głowie, po czym przemówił:

- Bo… Szturm na miasto, tym bardziej na Tressport, które jest na drugim końcu świata, nie wydaje mi się dobrym pomysłem.

Karzeł świdrował go oczami.

- Dawać go tu – mruknął po chwili, a strażnicy rozstąpili się przed Galtharem i został podprowadzony pod dębowe podwyższenie – Jakbyś to zrobił? – zapytał Najwyższy.

W Sali zapadła cisza. Wszyscy w skupieniu czekali na to, co powie.

- Udał się do Tressport bez sztandarów i armii – wzruszył ramionami – podróżowałbym jako nieznany nikomu podróżnik, a gdy dotarłbym na miejsce, po prostu włamał się do zamku pewnej nocy. Nikt by nawet nie wiedział, że taki napad się zdarzył.

Pomruk uznania przeszedł przez Salę. Galthar zerknął na Ser Romana, który wcześniej wyszedł z pomysłem, aby najechać na Tressport. Wyglądał tak, jakby Galthar wymordował mu całą rodzinę.

- Sądzisz, że nadajesz się do tej roboty? – zwrócił się do niego karzeł.

- Na pewno bardziej niż do pracy w Radzie – uśmiechnął się Galthar – w czym jak w czym, ale w napadach mam duże doświadczenie.

Ser Ellan Trew zrobił krok do przodu.

- W to nikt nie wątpi – rzekł czerwony na twarzy – Panie – zwrócił głowę w stronę siedzącego na tronie człowieczka – Ten człowiek to przebrzydła szumowina, której nie można ufać. Zabierze złoto i ucieknie.

Galthara przeszył dreszcz strachu. Ser Ellan Trew przejrzał jego zamiary szybciej niż nikt inny.

- Faktycznie – powiedział powoli karzeł, jakby zastanawiając się nad każdym słowem – Ale, czy nie takiej szumowiny właśnie potrzebujemy?

 

Galthar, widząc przychylność, postanowił jeszcze raz wtrącić się w całą sprawę.

- Panie – rzekł - Trzydzieści tysięcy, to minimalna liczba żołnierzy, których potrzebujesz, aby wtargnąć do miasta. Czy Perhange dysponuje taką armią? Zapewne tak, lecz przetransportowanie takiej ilości zbrojnych wymaga kosztów, czasu i zwrócenia niepotrzebnej uwagi – spojrzał mu prosto w oczy - Poza tym, nie wierzę, że zbroja jest dla Ciebie, Panie, priorytetem. Potrzebujesz żołnierzy tutaj, w Perhange.

Ser Ellan Trew jak i Ser Roman byli wściekli. Karzeł natomiast, kiwał głową z aprobatą po każdym zdaniu wypowiedzianym przez niego.

- Trzeba ciszy, spokoju i niewidocznych ruchów, a nie wiem, kto mógłby lepiej wykonać to zadanie, Panie – kontynuował – Może nie jest to zaleta, którą możnaby się chwalić, jednak włamywałem się już do setek różnych miejsc. – Oczy mu zalśniły – Choćby ostatnio do skarbca twojego wroga, Lorda Edrica, do którego nikt wcześniej nie dał rady się włamać. Możesz szukać na Sali ludzi bardziej oddanych Twojej sprawie i znajdziesz ich wielu. Ale nie znajdziesz wśród nich lepszego specjalisty ode mnie.

Na Sali rozległy się niespodziewane brawa.

- Zaskoczyłeś mnie Lordzie Galtharze – powiedział po chwili milczenia Pumbernill z uznaniem na twarzy.

Lordzie… Czyżby już zapomniał?

Ser Ellan nie dawał jednak za wygraną.

- Ten człowiek wydał swoich przyjaciół – warknął – szczurowi nie można ufać!

- Jest na to jedna rada, Ser – powiedział Pumbernill z uśmiechem.

Galthar zmrużył oczy.

- Jaka? – zapytał Dowódca Straży, który nie wydawał się zbyt przekonany, co do tych słów.

- Musisz pojechać z nim, Ser.

Przez Salę znowu przeszły brawa, a Ser Ellan wyglądał jakby dostał pięścią po twarzy (i to nawet dwa razy).

- Cisza, Ser Ellanie – rzekł karzeł, gdy spostrzegł, że Dowódca chce jeszcze coś powiedzieć - Bardzo mi się podoba ten plan – spojrzał na Galthara - Gratulacje, Lordzie Galtharze. Może nie zaimponowałeś mi swoją wiedzą o polityce, czy ekonomii, ale faktycznie, do takiej roboty nadajesz się jak mało kto.

- Dziękuję – powiedział Galthar spoglądając na Ser Ellana z prześmiewczym uśmieszkiem.

W głębi duszy czuł jednak ulgę.

Pumbernill wrócił na tron, a Galtharowi pozwolono zostać przy podwyższeniu i nie wracać już do grupy skazanych. Niektórzy z nich, w tłumie, kręcili głowami z niedowierzaniem. Pewnie niejeden teraz żałował, że sam nie wystąpił z podobną mową.

Widzicie chłopcy? Lata doświadczenia robią swoje!

- Audiencja skończona – zawołał w końcu karzeł - Lordowie proszę się rozejść. Skazani zostają. A z wami panowie – Tu zwrócił się do Galthara i Ser Ellana - muszę porozmawiać trochę dłużej, na osobności. Ale to nie w tej chwili. Szykuje się krwista noc!

 

Został uwolniony i mógł spędzić kolejną noc w swojej komnacie, nie pozwolono jednak opuścić zamku. Byłoby to zbyt proste, gdyby mógł tak po prostu wyjść i zniknąć. Został przecież ułaskawiony tylko dzięki poważnemu zadaniu, które otrzymał i musiał je wykonać. Jednak spełnianie tego zadania wcale mu się nie widziało.

Odbywać męczącą podróż, tylko, aby wykraść głupią zbroję?

Nie było mu to potrzebne do szczęścia i najchętniej uciekłby z tego miejsca. Lecz nie miał wyboru, jak na razie musiał grać w ich grę.

 

- Panie, wzywają cię – powiedziała do niego służąca następnego poranka, kiedy się obudził.

W Kamiennym zamku dało się odczuć atmosferę zmian. Wszyscy poruszali się korytarzami, jakby pełni ekscytacji. Wczorajsza przemowa nowego władcy była o tyle intrygująca, gdyż zapowiadała nastanie lepszych czasów.

Wyjście z kryzysu, w którym tkwili za czasów Lorda Edrica wydawało się teraz tylko kwestią czasu, co sprawiało, że ludzie zaczynali czuć się szczęśliwi.

Galthar nie wiedział co myśleć o karle. Zawsze był postacią stojącą na uboczu, o której nigdy za wiele się nie mówiło. Jednak jego wczorajsze wystąpienie zrobiło na nim spore wrażenie. Sposób mówienia i logiczne argumenty stawiały go w świetle kogoś, kto zna potrzeby ludzi i tym samym doprowadzi do polepszenia bytu mieszczan w Perhange. To mogła być złota postać tego miasta.

 

Kolejny raz został zaprowadzony do Wielkiej Sali Tronowej. Dzisiaj Sala była równie pełna, lecz oprócz Lordów siedzieli (lub stali) tam również zwykli mieszczanie.

Zmienił się także wygląd Sali. Szare chorągwie, zwykle stojące rzędami pod ścianami komnaty zamieniono na czarno-czerwone, opadające zasłony we wzorze szachownicy. W ten sposób nowy Najwyższy chciał pokazać, że nie kryje się z przejęciem władzy.

Galthara posadzono między Lordami na jednej z ławek. Parę znajomych twarzy, które poznał podczas świętowania swojego nowego stanowiska (które zdążył już stracić i ponownie odzyskać) skinęło mu głową z uznaniem. Odpowiedział tym samym.

Lorda Edrica i grupy pojmanych, z którymi stał wczoraj w tłumie, nie było nigdzie widać. Pumbernill mówił wcześniej o masowym ścinaniu głów, ale czy naprawdę do tego doszło czy były to tylko puste słowa? Tego nie wiedział i nie miał zamiaru zakrzątać sobie tym głowy.

Nowy władca był obecny na Sali. Siedział na tronie w sposób normalny, tak, że obie ręce spoczywały na poręczach Kamiennego Tronu. Błazeński strój dzisiaj zastąpił czerwoną przeszywanicą przepasaną czarnym pasem. Na nogach miał czarne rajtuzy i brązowe buty, a na głowie srebrny diadem - znak władzy w Perhange.

Zaskakującym było to, że Ser Ellanowi Trew odebrano miecz. Za czasów Lorda Edrica, który nie miał siły utrzymać oręża w rękach, miecz Najwyższego był oddany pod opiekę Dowódcy Straży. W tym momencie broń była oparta o jeden boków tronu. Karzeł, choć też nie uniósłby miecza, widocznie chciał mieć go po prostu przy sobie.

Ser Ellan Trew stał z boku i nie wyglądał na zadowolonego. Nowy władca nie darzył go już wielkim zaufaniem i nie było w tym nic dziwnego. Tak samo jak Galthar, Ser Ellan Trew nie pokazał w ostatnim czasie największej lojalności…

Kiedy zostały zajęte wszystkie wolne miejsca ludzie nadal przybywali. Audiencja była dzisiaj otwarta dla każdego z mieszkańców Perhange i wiele osób po prostu chciało się dowiedzieć co ma do powiedzenia ten, kto brutalnie przejął władzę, wyrywając ją „bezbronnemu staruszkowi”.

Drzwi zostawiono otwarte, gdyż przed nimi cisnęło się tyle ludzi, że nie sposób było ich zamknąć.

Pumbernillowi widocznie się to podobało.

Po długim czasie oczekiwania, kiedy na Sali trochę ucichło człowieczek wstał i zaczął przemawiać. Tak samo jak wczoraj wytłumaczył swoje pobudki, które zmusiły go do przejęcia władzy, wyjaśnił dlaczego uważał Lorda Edrica (użył czasu przeszłego, co dawało jasny sygnał Galtharowi, że już więcej nie zobaczy starca) za złego władcę, mówił o problemach w mieście i o tym w jaki sposób chce je naprawić.

- Edric był tchórzem – karzeł skrzeczał na tyle głośno, żeby wszyscy zgromadzeni mogli go usłyszeć – dawał wykorzystywać się królowi, bo po prostu nie umiał mu się przeciwstawić. Ile razy podnosił podatki podczas swojego panowania? Aż siedem razy, zawsze z dużym procentem! To niewyobrażalne pieniądze, które zostały skradzione z waszych… naszych kieszeni. Jak można było tego uniknąć? Każde miasto, również tutaj, na północy musi płacić podatki koronie. Skąd wziąć pieniądze? My, jako Perhange oprócz opłat w mieście pobieramy także podatki z mniejszych miast sąsiednich, pobliskich wiosek, a także z obozów górali w górach. W zamian zapewniamy, a raczej powinniśmy zapewniać, bezpieczeństwo i pomoc w trudnych chwilach tym, którzy jej potrzebują. Jednak, kiedy ktoś z poza miasta odmawia płacenia podatków, co jest jego obowiązkiem, powinno się wydrzeć mu je siłą. A mój poprzednik zamiast działać po prostu podnosił podatki mieszczanom. – za każdym razem, gdy o nim wspominał jego mina przybierała kwaśny wyraz – Kolejna sprawa. W mieście mamy dobrze funkcjonującą armię, ile razy została użyta przez ostatnie cztery lata? Piętnaście razy. Wszystkie przypadki miały miejsce tutaj w mieście. Żadnej agresji na niepłacących, tylko tłumienie buntów mieszczan, którzy pokazywali swoją dezaprobatę. Co swoją drogą było słuszne.

Wszyscy krzyczeli i wiwatowali na jego cześć.

Przybliżył także historię Czarnego Rycerza i dodał swój komentarz, tak aby wszyscy ludzie w mieście mogli się dowiedzieć o punkcie widzenia na całą sytuację w Dwurzeczu. Jednak o wyprawie na którą miał wyruszyć Galthar z Ser Ellanem Trew nic nie wspomniano. Widocznie o niej mieli się dowiedzieć tylko wybrani, zaufani Lordowie. Reszta już zginęła.

Audiencja trwała jeszcze długo. Pumbernill przedstawiał nowe dekrety i zarządzenia i do każdego dodawał parę swoich słów.

Następnie zgromadzonym pozwolono zadawać pytania.

- Co się stało z Lordem Edrickiem – zawołał od razu pewien starzec stojący w tłumie przy wielkich drzwiach.

- Został ścięty – odparł spokojnie człowieczek – ta jak reszta jego popleczników, którzy nie chcieli przejść na moją stronę. Opozycję należy zwalczać. Edric był słaby i absolutnie zbędny w tym mieście – kiwnął głową - Dalej proszę.

Następnie podniósł się jeden z Lordów siedzących obok Galthara. Miał na sobie ciemnoniebieski płaszcz, czarne włosy i brodę.

- Lord Emmerick, jeśli łaska. Mówisz o obaleniu króla, Panie. Jakie będą twoje pierwsze ruchy militarne?

- Doskonałe pytanie – ucieszył się Najwyższy. Zeskoczył z Tronu i zaczął opowiadać o swoich wojennych planach przechadzając się po całej Sali, jak to miał w zwyczaju – Zamierzam działać otwarcie – poinformował - Na początku planuje rozesłać listy do wszystkich Najwyższych z czternastu miast. Opiszę w nich swoje plany i przemyślenia co do króla, podam swoje obawy i zapytam, czy będą chcieli mi pomóc. Myślę, że co najmniej pięciu poprze mnie i dołączy do sojuszu. Reszta jest zbyt tchórzliwa – niektórzy parsknęli śmiechem – Jeżeli Northall, nasz najbliższy sąsiad, nie odpowie na moje wezwanie to ono będzie pierwszym celem ataku. Mają problemy postaci wojskowej, bo borykają się z plemionami zza gór. Wiele wojsk muszą przerzucać do swoich obozów na południu, więc są osłabieni. Zaatakuje miasto i podam ultimatum dla Najwyższego. Będzie miał dwie opcje do wyboru, albo poprzeć mnie, prowadząc otwartą politykę wojenną przeciw królowi, albo oddać stanowisko komuś, kto będzie w stanie to zrobić – kolejne wiwaty poniosły się przez Salę - Równie dobrze, Northall może od razu zgodzić się na współpracę i agresja wcale nie będzie potrzebna. Tak czy inaczej wciągu najbliższych tygodni Northall stanie się naszym pierwszym sojusznikiem i nie ma co do tego wątpliwości.

- A co jeżeli ktoś przyjdzie z odsieczą na Northall - zapytał ten sam Lord.

Pumbernill przystanął i spojrzał na niego z uśmiechem.

- Nikt przyjedzie. To chyba jasne. Northall działa na własną rękę i nie ma sojuszników. A Król? – zaśmiał się - Nie będzie marnował swojej armii na jakieś Northall. Jak już mówiłem, Król Brendan Preyen nie jest dobrym władcą. Władca musi być odważny i surowy, a przy tym dbać o poddanych. On tak nie robi – pokręcił głową - Jeżeli zaatakujemy Northall, odsiecz uzna za niepotrzebne ryzyko, a stratę jednego miasta z listy sojuszników za niewielką krzywdę. To właśnie go zgubi.

Lord podziękował bez przekonania i usiadł na swoim miejscu. Jednak karzeł kontynuował.

- Stopniowo zamierzam zdobywać kolejne miasta. A im więcej tym lepiej. Moja unia będzie rozrastała się, ponieważ ludzie będą widzieli, że moja polityka przynosi korzyści, a moi poddani są szczęśliwi. Będą chcieli tego samego i przyłączą się do sojuszu. Czekają nas intrygujące czasy, nie ma co do tego żadnych, ale to żadnych wątpliwości.

Ktoś z tłumu znowu zadał pytanie, nie zachowując przy tym zamkowej etykiety.

- Dlaczego mówisz o swoich planach wszystkim zgromadzonym? Przecież inni władcy mogą się dowiedzieć i…

- Ktoś chyba nie słucha uważnie – zauważył Pumbernill przerywając mówcy – W tym momencie mogę wysłać list do Króla, w którym przedstawię mu w punktach jak zamierzam go obalić. Co będzie mógł zrobić? Obroni Northall? Nawet jeżeli spróbuje przerzucić wojska, nie zdąży. Jesteśmy zaraz obok, a jego czekałaby go walka na otwartym polu, o czym wie, więc nie zaryzykuje – karzeł wziął głęboki oddech - Oddaje Northall, nic nie znaczące miasto, co dalej? Namawia Najwyższych, aby poparli jego, nie mnie. Jeżeli są rozważni i mądrzy, bazują na rozumie i nie są zapatrzeni w Króla Brendana, nic mu po namowach i przekupstwach. Wybiorą dla siebie lepszą opcje. Nie ma co do tego wątpliwości – z uśmiechem i pewnością w głosie mówił o swoich planach - Stolica ma silną armię i mocną twierdze, zgoda. Ale co im po dziesiątkach tysięcy żołnierzy, sokoro całe Dwurzecze, lub chociaż znaczna jego część zbuntuje się przeciw nim? Będzie musiał oddać miasto i Tron. Do tego prawdopodobnie dojdzie.

Przez następną godzinę zadawano pytania dotyczące wojny.

Skąd wziąć wojsko? Skąd wziąć pieniądze na wojsko i zapasy? Jak zadbać o dobre morale wojsk? Czy Northall na pewno tak szybko upadnie?

Na większość pytań Pumbernill odpowiadał spokojnie, przedstawiając rozsądne i logiczne argumenty. Wyglądało na to, że całą wojnę, która miała przewrócić Dwurzecze do góry nogami zaplanował od początku do końca i nie było wątpliwości, że mu się to uda.

Audiencja trwała kolejne parę godzin i zostało poruszone wiele ważnych spraw dotyczących przyszłości miasta. Mimo to jeszcze wiele pytań pozostało bez odpowiedzi i dalszą część spotkania przesunięto na następny dzień.

- Druga część audiencji rozpocznie się jutro o tej samej porze w tym samym miejscu – mówił herold – mile widziany każdy mieszkaniec miasta żądający polepszenia swego bytu. Proszę się rozejść.

Wszyscy zaczęli cisnąć się do drzwi.

W tłumie chciał pojawić się także Galthar, który postanowił wykorzystać zamieszanie, aby opuścić Kamienny Zamek. Aczkolwiek strażnicy bacznie go obserwowali.

- Pójdziesz z nami panie – odparł mężczyzna w czarno czerwonej zbroi, który stanął przy nim w tym samym momencie w którym podniósł się z ławy.

- Oczywiście – odpowiedział z wymuszonym uśmiechem.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Anonim 29.08.2015
    Karzeł jest zbyt ufny. Wiem, że w pewnym sensie jest elastyczny, bo robi to, na co żaden inny władca raczej by się nie poważył. Mimo to jednak, trochę przesadza, dając tak ważną misję Galtharowi, przecież wiadomo, że Galata jest nie w ciemię bity ;) Co do błędów, znowu głównie przecinki, i jeszcze małe zażalenie, że od połowy trochę się dłużyło. Nie spodobały mi się też te brawa na sali, trochę zbyt teatralne, ogólnie jednak czytało się dobrze :) I tym razem dam 4. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania