Poprzednie częściLiana *Prolog*

Liana *Rozdział 1*

Liana! Przestań się kręcić. - Moja mama,Sele, po raz kolejny w ciągu zaledwie dziesięciu minut, ukuła mnie szpilką.

Kiedy skończymy? - wzdycham, zmieniając temat.

Nie chcę się z nią kłócić, ale zdecydowanie przesadza. Książę Jugin zaprosił mnie jedynie na kolację, a Sele już wyobraża sobie niewiadomo co. Według niej, jak będę dobrze wyglądała, książę poprosi mnie o rękę. Doskonale wiem o tym, że ją by to ucieszyło. W końcu skończyłoby się poniżanie nas. Mnie, ponieważ jestem mieszańcem, a mamę, dlatego że zaszła w ciążę z człowiekiem.

Przymknęłam oczy, zacisnęłam palce w pięści i odetchnęłam. Jeśli bym mogła, uciekłabym najdalej jak to możliwe. Gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Skończyłoby się pokazywanie palcami na moje uszy, tak niepodobne do tych elfickich, które posiadają wszyscy w Rooth. A to tylko jeden z wielu szczegółów mego życia, jakie dzielą mnie i inne dziewczęta z królestwa.

Nie mam siły do tego wszystkiego. Przeraża mnie to, boję się o przyszłość. Nie tylko swoją, mamy także. Źle się czuję, mieszkając tutaj.

I… Już. Skończyłam. - Słyszę dumny głos za sobą.

Spoglądam w pobitą taflę lustra. Podobno, dawniej było ono przepięknym zwierciadłem ze złotym obramowaniem oraz kilkoma kamieniami szlachetnymi. Dziś jednak tego po nim nie widać. Odgarniam z twarzy czarne pasma włosów. Kiedy przyglądam się sobie, brakuje mi słów. Widać, że moja mama się postarała. Co prawda, wszystko co szyła, wyglądało przecudownie, ale teraz… Wyszło jej po stokroć wspaniale.

Nie potrafię ukryć wzruszenia. Słone łzy spływają po moich policzkach, a mateńka spogląda na mnie przerażona. Nie dziwi mnie jej reakcja. Po raz pierwszy od kilku lat, widzi jak płaczę. To nie zdarza się często. Sama nie wiem czemu. Nawet, gdy jestem zła, smutna czy rozpiera mnie jakakolwiek silna emocja - nie umiem wydusić łez. A teraz…

Wyglądam… Jak nie ja - chichoczę, ocierając łzy z twarzy. - Jest cudownie, mamuś - uśmiecham się szeroko.

Pamiętaj, ty zawsze wyglądasz cudownie. Jesteś jedyna w swoim rodzaju. Wyróżniasz się spośród innych, ale to jest właśnie twój atut. - Gładzi mnie po włosach. - No dobrze, ja już idę, a ty się przygotuj. Zostało ci półtora godziny. – Przypomina mi, a potem wychodzi.

Staram się nie rozmyślać. To mi nie pomoże, a wręcz przeciwnie - może nawet pogorszyć sytuację.

 

***

 

Czas kolacji następuję szybciej, niż bym chciała. Nie jestem gotowa psychicznie. Pomimo że nie jestem w pałacu po raz pierwszy, czuję się nieswojo. Zdaję sobie sprawę z tego, że jeden niewłaściwy ruch, a wygonią mnie. Nie tylko z zamku, a także z całego królestwa. A wtedy… Nigdzie nie znajdę dla siebie bezpiecznego schronienia, w którym mogłabym spędzić resztę swoich dni. Chyba wolałabym jednak śmierć, niż taką tułaczkę.

Miło cię widzieć, Elis.

Poczułam na szyi oddech Jugina. Gdybym tylko mogła, skrzywiłabym się. Uśmiecham się szeroko, po czym odwracam się w stronę mężczyzny. Blond włosy sięgają mu do ramion. Spiczaste uszy przyozdobił wiszącym kolczykiem z, jak przypuszczam, rubinem , a usta wygięły się w półuśmiechu. Jego ubiór wręcz lśnił przy każdym ruchu.

Witaj. Wybacz, książę, ale mam na imię Liana. Nie Elis. - Ukłoniłam się.

Nie wiem co powinnam o tym wszystkim sądzić. Wpierw zaprasza mnie do swego zamku, a potem myli moje imię? Absurdalne.

Oh, wybacz mi, panienko Lire. - Wyraz twarzy chłopaka, a raczej mężczyzny, wyraźnie posmutniała. - Nie stójmy tak i chodźmy do jadalni.

W tej samej chwili, zapanowała wręcz grobowa cisza. Nie lubię, kiedy tak się dzieję. W takich chwilach mam ochotę się gdzieś schować. Chociaż… Takie momenty mają także swoje plusy. A jednym z nich jest to, że mogę bezkarnie się rozejrzeć. Choć nie jest to pierwszy raz, jak odwiedziłam Zamek Ramurd, zawsze się zachwycałam jego wyglądem. W całym budynku, na każdej ścianie wisiały przynajmniej dwa obrazy przedstawiające przecudne krajobrazy Rooth. Framugi okien wręcz święciły się (jeśli to w ogóle możliwe) od złota, którym były przyozdobione.

Weszliśmy do ogromnej jadalni, większej od mojego domku. Na samym środku został ustawiony ogromny, podłużny stół. Na nim ustawiono różnorodne, przepysznie pachnące dania. Ten cudowny zapach unosił się po całym pomieszczeniu. Jugin odsunął mi krzesło i pomógł mi usiąść.

Dziękuję - odzywam się, przyglądając jak mój towarzysz siada po drugiej stronie stołu.

Po raz kolejny tego dnia, biorę głęboki wdech, zastanawiając się czy rozpocząć jakiś temat, czy on to zrobi. Któryś z bożków chyba stwierdził, że mnie wyręczy, ponieważ to książę odezwał się jako pierwszy.

Częstuj się. Jeśli czegoś ci będzie brakować, służba się tobą zajmie i ci pomoże. - Zapewnił mnie.

Podziękowałam mu skinieniem głowy, szukając wzrokiem mojego ulubionego dania - steku z dzika wraz z sosem grzybowym. Gdyby nie to, że siedziałam wraz z księciem przy jednym stole, z pewnością moje maniery poszłyby dawno w las. Nie siedziałabym tak spokojnie, mając przed oczami tyle pyszności.

Tak więc, wasza książęca mość… Domyślam się, że nie zaprosiłeś mnie tutaj po nic. Zapewne jest ku temu jakiś powód.

Prostuję plecy najbardziej jak mogę, obserwując zachowanie księżulka. W jednej z książek mojego taty - który zmarł, gdy tylko byłam dzieckiem. Wykończyła go choroba, rak płuc. - czytałam, że wiele można wyczytać po zachowaniu drugiej istoty. Irytacja,

Nie. Tak naprawdę, nie ma konkretnego powodu. Przed kilkoma dniami wróciłem tutaj po dziesięciu latach nieobecności. Chciałem odnowić kontakt z dawną przyjaciółką.

Czy mu uwierzyłam? Nie. Nie od dziś wiadome mi było, że książę kilka lat temu opuścił nasze miasteczko, Land, by móc uczyć się od najlepszych (jak na księcia przystało). Z powodu jego wyjazdu, zorganizowano nawet przyjęcie. Nigdy nie zapomnę, jak wtedy okropnie się czułam. Ten ból towarzyszy mi do dziś.

Ja i on byliśmy dawniej przyjaciółmi, ufałam mu jak nikomu innemu. Tak właściwie - on był jedynym, który mnie nie prześladował, a co więcej, bronił mnie. Był moim jedynym przyjacielem. A potem, ni stąd ni zowąd, dowiedziałam się o jego wyjeździe nie od niego, a od wieszcza. Na przyjęciu nie miałam okazji z nim porozmawiać. Czy on ma świadomość jak bardzo mnie zranił? Sądząc po wyrazie jego twarzy - nie.

Wybacz, ale nie wierzę ci. Wiem, że jesteś księciem i wiem, że tu nie pasuję. Ale to jak wtedy mnie potraktowałeś, było okropne. Musisz mieć jakiś powód. Odkąd pamiętam, nic nie robisz bezinteresownie.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • zsrrknight dwa lata temu
    Te same błędy, co poprzednio + literówki, wadliwa interpunkcją itp. Trochę szkoda, bo to nie jest zły tekst, tylko jest strasznie niechlujnie zapisany.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania