Poprzednie częściLos sprawia nam figle - Prolog

Los sprawia nam figle - Rozdział 5

Widzisz, to pali mnie, chcę być w tym mocnym

 

Wiem ze to jest coś co muszę zrobić

Ale to nie znaczy ze chce

Próbuje powiedzieć, ze ja Cię kocham, po prostu

Czuje jakby to dobiegało końca

I lepiej jest dla mnie żeby odpuścić sobie teraz, zamiast trwać w tym i Cię krzywdzić

Musze pozwolić temu spłonąć

 

 

I stało się coś czego nie zdołałem przewidzieć. W gazetach rozpisywali, że Timothy Hills w stanie śpiączki, obdarowuje potrzebujących pieniędzmi. Zastanawiali się, jak to było możliwe, kto za tym stał, czy udawałem śpiączkę, by wzbudzić sensację? Czytałem i nie mieściło mi się to w głowie. Jak mogli wyciągać takie wnioski i skąd takie spekulacje? A do tego wszystkiego nękali rodziców. To były szuje. Gdy tylko odzyskam swoje ciało, to pokaże im.

 

Dorothy uważała, że wywołanie sensacji zwiększa im sprzedaż gazet, bo każdy był ciekawy jak to się stało. Niektórzy twierdzili, że to cud, inni że dobra gra, a pozostali że to pic na wodę. Ludzie jednak byli zawzięci i wredni. Sprawiali ból mojej rodzinie tym co mówili.

 

- Przestań się zamartwiać i rób dalej to co robisz - powiedziała Dorothy. Od mojego wypadku minął już tydzień. Większość ciała rozpalała się światłem, ale pozostała jedna, ta najważniejsza. Serce. Pomogłem już wszystkim, którzy prosili mnie o pomoc i nie tylko. Ta malutka i drobniutka kobietka sprawiała, że przeistaczałem się w człowieka, którym nigdy nie byłem.

 

- A co ja mogę jeszcze więcej zrobić? Nie ma takiej rzeczy, której bym nie naprawił - słaniałem się na nogach jak zjawa, którą byłem.

 

- Walcz o życie. Masz dla kogo żyć - przemawiała do mnie z troską i pocieszeniem.

 

- A co ja robię od tygodnia? Naprawiam te swoje pieprzone błędy życiowe i co z tego mam? Cielesną powłokę - szlak mnie trafiał, że nie potrafiłem wrócić do własnego ciała.

 

- A może medytację pomogą, co ty na to? - wyskoczyła z tymi medytacjami jak szalona.

 

- Niby co miałoby to zmienić.

 

- Twoje życie, uparciuchu - och, gdybym miał taką możliwość, to w tym momencie zaciągnąłbym ją do łóżka i pokazał jak wygląda prawdziwa medytacja - Czy ty mnie w ogóle słuchasz?

 

- Przepraszam, zamyśliłem się - ale ona była piękna, a te nabrzmiałe usta, rozchylały się zapraszający.

 

- Zgadzasz się? - patrzyła na mnie w jakiś dziwny sposób.

 

- A mam inne wyjście?

 

- No nie masz - wstała z fotela i ruszyła na górę. Po pięciu minutach, wróciła z koszykiem, w którym znajdowały się przeróżne świece, kadzidełka, łańcuszki i jakieś dziwne duże przywieszki.

 

- Co to jest? - wskazałem na jedną przywieszkę.

 

- To są talizmany, które pozwalają oczyszczać duszę i umysł z brudnych toksyn - położyła jeden koło mnie, obok niego postawiła świecę i rozpaliła kilka kadzidełek i świec, które porozstawiała po całym pomieszczeniu.

 

- I co teraz?

 

- A teraz siedź i oczyszczaj umysł. Nie myśl o niczym, tylko odpłyń w jakieś ciche i piękne miejsce, aby ukoiło twoją duszę i oczyściło umysł - jej głos brzmiał dla mnie jak ukojenie na moją duszę, a spędzanie z Dorothy czasu, oczyszczało mnie ze złego.

 

Medytowałem przeszło pół godziny i nic mi nie pomagało. Co musiałem zrobić, żeby rozpalić swoje serce? Co pozostało mi jeszcze złego do naprawienia z tego koszmarnego życia? Wtedy dostałem przebłysk wspomnień. Stałem nad rzeką i przyglądałem się własnemu odbiciu. Twarz miałem smutną i przygnębioną. Nie wiedziałem ile tak stałem. Wtedy ujrzałem ją. Była taka zamyślona i obłędnie piękna. Zagadałem do tej cudownej kobiety. Nie musiałem zbyt dużo się wysilać, by zaciągnąć ją do łóżka. Spędziliśmy w nim cały weekend. Oprócz seksu i jedzenie nic więcej nie robiliśmy. W niedzielę kazałem się jej wynieść. Była zła i krzyczała na mnie. Jej łzy zalewały tą piękną twarz. Nie miałem wyrzutów sumienia, czekałem tylko kiedy wreszcie opuści mój dom.

 

Kolejny prześwit wspomnień to znowu ona. Stała przede mną z wielkim brzuchem. Była w ciąży. Twierdziła, że to ja jestem ojcem, ale to nie było możliwe, ja zawsze uważałem i się zabezpieczałem. Znów płakała. Wyrzuciłem ją z budynku mojej firmy.

 

O kurwa! To faktycznie mogło być moje dziecko. Musiałem sprawdzić to jak najszybciej. Zerwałem się z podłogi i stanąłem nad medytującą Dori.

 

- Już wiem! - stałem zadowolony. Ta wybudzona z transu patrzyła na mnie rozbieganym wzrokiem.

 

- Co wiesz?

 

- Mam dziecko - patrzyła na mnie i nie dowierzała w to co mówię.

 

- Jak dziecko?

 

- Miałem z jedną romans i kiedyś przyszła do mnie mówiąc, że jest ze mną w ciąży. Wyrzuciłem ją z firmy, ale wydaje mi się, że to faktycznie jest prawda - wstała i zaczęła spacerować wzdłuż pokoju.

 

- Jak się nazywa? - zadawała cały czas pytania.

 

- Sandra Turner.

 

- Powiadasz, że Turner - zrobiła zamyśloną minę.

 

- Tak, a bo co?

 

- Jeśli chodzi o tą Sandrę Turner, to ona od roku nie żyje.

 

- Co takiego? A miała dziecko? Znałaś ją dobrze? - wystrzeliwałem w jej stronę pytaniami.

 

- Znałam... Była moją przyjaciółką... Coś mi wspominała o tym palancie, który był ojcem jej synka Kevina - zamyśliła się - Był bogatym, młodym skurwielem, który nie chciał uznać własnego dziecka - pobiegła na górę, z której zaraz wróciła. W ręku trzymała kilka zdjęć - Czy to ona? - podała mi fotografię. Spojrzałem na nią i wiedziałem, że to Sandra. Na ręku trzymała maleńkiego niemowlaka.

 

- To ona - nie odrywałem oczu od zdjęcia - A gdzie mój syn?

 

- W domu dziecka. Sandra była sierotą i nie miała rodziny, która mogłaby się zaopiekować dzieckiem. Miesiąc po narodzinach Kevina, zemdlała. Pogotowie przyjechało, ale było już za późno. W głowię miała tętniaka, który pękł i spowodował jej śmierć - usiadła i zakryła twarz dłońmi - Miała tylko dwadzieścia trzy lata - rozpłakała się - A ty ją odrzuciłeś, potraktowałeś jak zwykłą dziwkę - krzyczała na mnie, a ja nie wiedziałem co mam powiedzieć. Gdybym jej wtedy uwierzył to miałbym przy sobie własnego syna i jej może by się nic nie stało.

 

- Przepraszam - tylko tyle udało mi się powiedzieć.

 

- Jesteś jebanym, złym człowiekiem, który w chwili utracenia ciała zmienia się na lepsze.

 

- Pomóż odnaleźć mi syna - nadal płakała.

 

- Wiem gdzie jest, bo raz w tygodniu odwiedzam Kevinka - czemu nic mi o tym nie powiedziała? Tylu rzeczy jeszcze o niej nie wiedziałem.

 

* * *

 

DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ

 

- Dorothy? - krzyczałem na cały głos w szpitalu - Dorothy, gdzie jesteś? - biegałem po białym korytarzu, a światło raziło mnie w oczy. Jasność rozpalało moje ciało, a serce paliło jak cholera. Nie dawałem rady. Ból, który zawładnął całym moim ciałem, niszczył mnie od środka. To widocznie był mój koniec. Tak bardzo chciałem pożegnać się z Dorothy i wyznać jej to czułem do niej, wziąć na ręce mojego syna - Dorothy!

 

- Tim! Cholera, co się dzieję? - jej twarz była przerażona i blada jak ściana.

 

- Nie wiem - światło stawało się coraz jaśniejsze i mocniej wypalało serce - Nie wiem ile pozostało mi czasu... - łzy spłynęły po jej twarzy.

 

- Przestań gadać takie rzeczy - łkała cicho.

 

- Posłuchaj mnie... Jesteś największą niespodzianką jaka w życiu mnie spotkała... - skrzywiłem się z bólu. Dorothy klęczała nade mną - Odmieniłaś mój cholerny los. Nigdy ci tego nie zapomnę. Stałem się innym człowiekiem.

 

- Timothy Hills! Nie poddawaj się i walcz o życie, walcz dla mnie - tak bardzo chciałem jej dotknąć i chociaż raz poczuć smak jej ust.

 

- Zakochałem się w tobie... Żałuje, że nie poznaliśmy się w innych okolicznościach. Zaopiekuj się moim synem, proszę - ból był tak okrutny, że rozrywał serce na strzępy. To był koniec. Światło rozświetliło mnie całego i uniosło do góry.

 

- Timothy! Błagam cię! Nie zostawiaj mnie. Też ciebie kocham! - krzyczała i płakała, a kiedy moje ciało uderzyło z wielką siłą o marmurową podłogę szpitala, rozbłysłem jak fajerwerki. Dziewczyna ostatni raz pochyliła się nade mną, a jej pojedyncza łza skapnęła wprost na moje serce. Zapadła ciemność. Cały znikłem. Nie było mnie. Nie istniałem.

 

 

Wiem, że po długiej przerwie dodaję nowy rozdział, ale nie miałam koncepcji. Jednak dziś zrodził się taki o to pomysł i dokończyłam go. Nie sprawdzałam rozdziału.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Holly2004 11.10.2015
    5, tylko nie mów mi, że to już koniec! NIE!
  • Olcia<3 11.10.2015
    ZGADZAM się z poprzednim komentarzem :D
  • kesi 11.10.2015
    To nie koniec. Jeszcze to potrwa.
  • Rebley 11.10.2015
    Ufff masz szczęście 5
  • levi 13.10.2015
    weszłam po długiej przerwie i co widze, nowy rozdział :) dzienkuje ci bardzo, 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania