Poprzednie częściLos sprawia nam figle - Prolog

Los sprawia nam figle - Rozdział 6

DOROTHY

 

 

DWA DNI PÓŹNIEJ

 

 

Nadal nie wierzyłam, że Tima nie ma. Nikt nie nawiedzał mnie w pokoju przed snem, nikt nie narzekał na swoje życie i nie miałam z kim rozmawiać. Zastanawiałam się, co mogło pójść nie tak, że jego powłoka rozleciała się na drobny mak. Przecież się zmienił, stawał się innym człowiekiem, lepszym i nauczył się okazywać uczucia. Dlaczego odebrano mi mężczyznę, którego kochałam, który również kochał mnie?

 

Nie wiem czy jego dusza powróciła do ciała i próbuje wrócić do życia. Jego stan zdrowia nie polepszał się, ani nie pogarszał. Zaglądałam do niego codziennie po kilka razy. Zapoznałam się z rodzicami Timothego i jego bratem. Zastanawiałam się jak wspomnieć im o dziecku ich syna i czy w ogóle mam prawo do zdradzenia jego tajemnicy. Jedynie musiałam wywiązać się z obietnicy jaką złożyłam mężczyźnie.

 

Postanowiłam na drugi dzień, po zniknięciu Tima, że złożę papiery do sądu, by Kevina wziąć do siebie jako rodzina zastępcza. Miałam wiele plusów. Znałam jego matkę, przez jakiś czas nawet mieszkałyśmy razem. Dużo o niej wiedziałam. Często odwiedzałam małego w domu dziecka. Dyrektorka mnie znała i wydaje mi się, że nawet lubiła. Kiedy przyjeżdżałam do Kevinka, nie raz prosiła mnie o sprawdzenie stanu zdrowia niektórych dzieciaczków. Oczywiście robiłam to z wielką przyjemnością. Nie lubiłam patrzeć na krzywdę niewinnych maluchów. Tak jak potrafiłam, tak się nimi zajmowałam. Raz nawet pani Berger, pozwoliła mi wyjść na spacer z chłopczykiem i malutką Tamarką, którą matka Rosjanka, oddała ją bez żadnego uczucia matczynego. Nie wiem jaką trzeba być matką, żeby oddać własne dziecko, które nosi się przez dziewięć miesięcy pod sercem. Przecież się czuje pierwsze kopnięcie, pierwszy ruch, więc jak można takiego cuda nie kochać.

 

Mnie nie było dane mieć dzieci. W młodości miałam poważny wypadek. Na przejściu dla pierwszych, rozpędzony samochód wjechał na mnie, a ja przeleciałam ładnych parę metrów. Lekarze nie dawali mi szans na przeżycie. Miałam tak rozległe złamania, krwotoki wewnętrzne i roztrzaskaną miednicę. Jednak stał się cud i żyję. Jednak lekarze powiadomili mnie, że przez wypadek straciłam nadzieję na bycie matką. Był to dla mnie cios w sam środek serca, ponieważ kochałam dzieci i nie miałam problemu w dogadywaniu się z nimi. Ja kochałam je, a one mnie. Dlatego dotrzymam danej obietnicy Timowi i zajmę się małym Kevinkiem, póki on sam nie będzie wstanie zająć się synem.

 

- Dzień dobry - zwróciłam się do ochroniarza pilnującego wejścia do sądu - Gdzie składa się papiery w sprawie złożenia papierów, jako rodzina zastępcza? - przyjrzał mi się badawczo i przejechał swoim obleśnym wzrokiem po moim ciele. Obrzydzenie mnie ogarnęło na samą myśl. Na dodatek, że był niski i gruby, to jeszcze miał rozbiegane oczy. Twarz cała czerwona i spocona, a usta obleśnie oślinione. Gdybym rano zjadła śniadanie to cała zawartość wylądowałaby przed jego nogami.

 

- Drugie piętro, pokój 206 - na końcu wykrzywił usta w okropnym uśmiechu. Szybko wbiegłam po schodach, by już więcej na tego karłowatego potwora nie patrzeć.

 

Stałam przed pokojem i modliłam się, aby przyjęli papiery i wyznaczyli mi datę odebrania decyzji. Oczywiście, musiałam przejść kilka rozmów i przejść wywiad środowiskowy. Nie chciałam tak wpatrywać się w brązowe drzwi i zastukałam w nie i weszłam. Za biurkiem siedziała młoda kobieto. Miała około trzydziestu lat, jej rude loki opadały na plecy. Wlepiła we mnie błękitne oczy i wymówiła słowa wymalowanymi na czerwień, ustami.

 

- W czym mogę pani pomóc?

 

- Chciałam złożyć podanie - nie dokończyłam wypowiedzi, bo ruda mi przerwała.

 

- Jakie podanie? - już mnie wnerwiała. Nie lubiłam. kiedy ktoś się wpierdzielał w środek zdania.

 

- O rodzinę zastępczą.

 

- Czym to jest spowodowane?

 

- Troską o chłopczyka, który jest dla mnie ważny - popatrzyła na mnie jak na wariatkę.

 

- Proszę pokazać mi papiery - podałam je - Rozumiem, że jakąś opinie z domu dziecka pani posiada?

 

- Oczywiście. Wszystko jest w papierach - ale ona działała mi na nerwy.

 

- Jest pani pielęgniarką, tak? - nie, zakonnicą. Co to za głupi i pusty rudzielec. Przecież widziała co jest napisane w papierach.

 

- Tak.

 

- I ma pani zamiar podnieść kwalifikację i pójść na studia medyczne?

 

- Jeśli tak napisałam, to znaczy że tak jest - nie mogłam już wytrzymać tego jej durnego i bezsensownego gadania.

 

- Dobrze. Po rozpoznaniu się kadry z pani podaniem, skontaktujemy się. Dziękuje. To wszystko - rozkazujący jej ton wkurzył mnie.

 

- Do widzenia pani - wyszłam i niechcący trzasnęłam drzwiami.

 

Co to był za patyczak chudy, przecież z taką osobą nie dało się rozmawiać.

 

Zeszłam na dół i wyszłam na świeżę powietrze. Ruszyła na parking i wsiadła do swojej starego samochodu, jakim było Audi 80. Stare autko, ale twarde. Odpaliłam silnik i pojechałam do pracy.

 

Od kilku dni, w szpitalu znajduję się godzinę wcześniej. Przed dyżurem odwiedzałam wciąż nieprzytomnego Tima. Mówiła do niego i opowiadałam każdy dzień bez jego obecności. Wiedziałam, że każdy człowiek w śpiączce, słyszy to co się do niego mówiło. Miałam nadzieję, że będzie pamiętał mnie jak i mój głos.

 

- Dzień dobry Dorothy - do sali wszedł brat pacjenta.

 

- Witaj Sebastianie - podszedł bliżej i usiadł koło mnie.

 

- Zastanawia mnie jedno. Czemu codziennie jesteś przy moim bracie? - nie wiedziałam co miałabym mu odpowiedzieć.

 

- Miałam okazję poznać Timothego, jakiś czas temu - jego spojrzenie było bardzo zaciekawione.

 

- Nie mów mi tylko, że byłaś jedną z jego panienek na jednorazowy numerek - co za pieprzony drań. Wstałam i strzeliłam w jego uśmiechniętą twarz. Zrobił zszokowaną minę i złapał się za czerwony policzek, na którym został ślad mojej dłoni.

 

- Jeszcze raz powiesz coś takiego to nie ręczę za siebie - dotknęłam dłonią policzka lezącego i szepnęłam, że później odwiedzę go ponownie. Wydawało mi się, że poruszył delikatnie wargami, ale może to moje przewrażliwienie.

 

SEBASTIAN

 

Ale ta dziewczyna miała ciętą rękę. Normalnie tak mi w twarz przyłożyła jak nie jeden facet. Miała laska jaja i to mi się w niej podobało. Na zewnątrz delikatna, spokojna i krucha, a w środku zawzięta, pyskata i bojowa. Miała wszystkie cechy, które uwielbiałem w kobietach, ale takich jak ona było trudno spotkać. Zawsze marzyłem o kobiecie z takimi właśnie cechami na żonę. Jeśli bym się dobrze zakręcił to może udałoby mi się, zdobyć jej serce.

 

- Braciszku, mam nadzieję, że nie będziesz miał mi za złe, jeśli zakręcę się koło Dorothy. Ty i tak nie będziesz nią zainteresowany, bo przecież ty wolisz co noc, pukać inną panienkę. Widać, jak patrzy na ciebie, z taką czułością i zatroskaniem. Jednak ty leżysz nieprzytomny, a ja jestem na miejscu, cały i zdrowy. Zrobię wszystko, by ona zapomniała o tobie. Zdobędę jej serce, a później jej się oświadczę - zresztą po co ja to gadałem nieprzytomnemu Timowi. On nie miał nic do gadania. Wolał spać niż wyrazić swoją opinie. Przecież jego nigdy żadna laska nie interesowała na dłuższą metę. Najdłużej z panną był dziesięć godzin i jak do tej pory nie pobił tego rekordu. Ja nie pozwolę uciec tej cudownie pięknej i seksownej kobiecie. Czas zacząć męskie podboje.

 

DOROTHY

 

Wybiegłam ze szpitala i zaczęłam płakać. Spojrzałam kątem zapłakanego oka, czy przypadkiem Sebastian nie wyszedł za mną. Jak on mógł tak powiedzieć? Nie powinnam czuć się obrażona, ale nie mogłam pozwolić, by ktoś w mojej obecności obrażał Timothego.

 

- Boże! Niech on się obudzi! - krzyczałam na cały głos.

 

Nie wiadomo skąd zerwał się wiatr i zaczęło ostro grzmieć, a błyskawice jedna po drugiej strzelała na niebie.

 

- Tylko tyle w stanie jesteś mi odpowiedzieć?! - tym razem błyskawica strzeliła w szpital. Cały budynek na kilka sekund zapadł w ciemność. Czy to był znak? Czy mój kochany będzie żył? Łzy płynęły mi po policzkach. Przestraszona złapałam się za twarz i krzyczałam histerycznie, by nic się złego nie stało Timowi. Wpadłam do szpitala i pobiegłam w stronę sali, w której leżał mężczyzna. Bałam się tego co w nim zastanę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Holly2004 12.10.2015
    Po prostu 5 :)
  • Olcia<3 13.10.2015
    Wow 5
  • levi 13.10.2015
    w takim momencie kończyć, to jest barbarzyństwo, oczywiście 5
  • Rebley 13.10.2015
    Jak ja nienawidzę takich momentów. Jest coś ważnego, serce zaczyna ci szybciej bić i nagle bach kończy się rozdział. Grrr;5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania