Poprzednie częściMaciek cz.1

Maciek cz. 8

­- Szczerość za szczerość – mówię ociągając się, podczas śniadania. - Znasz moje nazwisko, więc wiesz że mam, lub przynajmniej miałam męża.. Ale wypada, żebym powiedziała coś więcej o nim. I o sobie.

- Nie musisz – Kładzie dłoń na mojej ręce. - Coś niecoś wiem.

- To znaczy?

- Wiem, że twój mąż parę lat temu założył z kolegami firmę. Ale nie spodziewał się, że oni potrzebowali tylko słupa. Kiedy zniknęli z forsą, cała odpowiedzialność spadła na niego i teraz trochę posiedzi.

- Więc wiesz... A właściwie skąd?

- Sumienie mnie gryzło, że tak cię zostawiłem. Zastanawiałem się czasem, jak sobie radzisz, czy wszystko u ciebie w porządku. Wiem, że nie powinienem, ale trochę wykorzystałem swoje możliwości, żeby dyskretnie nad tobą czuwać.

- No, teraz wszystko jasne! A ja się zastanawiałam, jak ci się udało mnie znaleźć! Właściwie tylko Wojtek był naszym wspólnym znajomym, ale jego widuję tylko jako gwiazdę na koncertach jazzowych. Nigdy nie utrzymywaliśmy ze sobą kontaktu. Chyba bałam się, co mogłabym od niego usłyszeć; a może jeszcze bardziej, czego bym nie usłyszała – zamyślam się. - Ale czekaj! To ty przyjechałeś teraz dlatego, że jestem sama i o tym wiedziałeś? - Myślę, że nie do końca wiem, jak mam to rozumieć.

- To nie tak – Maciek trochę się zmieszał. - Dostałem zaproszenie na tę konferencję i pomyślałem, że to dobra okazja, żeby wreszcie wszystko ci wyjaśnić. Minęło tyle lat... Nawet nie byłem pewny, czy zechcesz mnie wysłuchać. A jeśli zechcesz i nie dasz mi po łbie, to pogadamy o starych czasach, powspominamy i rozejdziemy się każde w swoją stronę.

- I tak całkiem bez kosmatych myśli? Tym razem nic ci się w głowie nie roiło?

- sprowadzam rozmowę na lżejsze tory.

- Oczywiście, że roiło! Ale sam sobie tłumaczyłem, że to głupie, więc żebym sobie za dużo nie wyobrażał.

- A teraz, jaki jest plan? Dokończymy śniadanie i rozejdziemy się tak po prostu?

- Obiecałem ci tydzień... Jeśli dalej masz ochotę spędzić go ze mną, pomyślałem, że moglibyśmy pojechać razem w góry. Co ty na to?

- Super pomysł! Ale tym razem znowu nie mam nart – śmieję się.

- Tym razem ja też nie. Ale moglibyśmy pospacerować pod reglami, potańczyć, pójść do term. I bylibyśmy cały czas razem.

- Podoba mi się. To kiedy ruszamy?

- Zaraz! – Maciek zrywa się od stołu. - Mój Adaś odwiezie cię do domu, spakujesz się, ogarniesz, a ja wynajmę samochód i powiedzmy za dwie godziny po ciebie podjadę. Na kolację będziemy już na miejscu.

Pierwsza rzecz, którą muszę załatwić po powrocie do domu, to telefon do Ewy. Wiem, że będzie się denerwowała – a może już się denerwuje - jeśli się nie odezwę; uważa, że powinna czuwać nade mną, odkąd jestem całkiem sama. Oględnie potwierdzam, że do domu dotarłam bez przeszkód, nie zdradzając tylko kiedy.

- Wiesz, nie będzie mnie parę dni – dodaję lekkim tonem, jakby chodziło o wizytę u cioci – Maciek zostaje jeszcze tydzień w Polsce i chcemy trochę razem pojeździć.

- Ale wiesz, co robisz? - upewnia się Ewka – No i mam nadzieję, że się gdzieś tam nie zgubisz. Odzywaj się czasem, a najlepiej codziennie!

Cała Ewa. Wiem, że się martwi, ale gryzie się w język, by nie powiedzieć za dużo. Nie moralizuje i nie zrzędzi. Taka przyjaciółka to prawdziwy skarb.

Ledwie zdążyłam wybebeszyć wszystkie szafy w poszukiwaniu najodpowiedniejszych ubrań, spakować kosmetyki, buty i mnóstwo innych zbędnych i potrzebnych rzeczy, a już rozlega się dzwonek domofonu. Upycham bezładnie niepotrzebne ubrania do szafy i biegnę otworzyć.

- Wejdziesz? Podleję jeszcze tylko szybko kwiaty.

- Masz już spakowaną walizkę? To daj, zniosę do samochodu i poczekam na dole. A ty spokojnie sprawdź wszystko, pozamykaj i przychodź!

Spieszę się, ale i tak, kiedy schodzę, mina Maćka nie wydaje mi się zbyt pogodna.

- Ej, co to było, tam na górze? Czemu nie chciałeś wejść? Stało się coś? - spoglądam badawczo.

- Czułem się tam nieswojo. To mieszkanie twoje i twojego męża, a ja byłbym tam intruzem...

- Chłopaku! - uśmiecham się przejeżdżając palcami po szorstkim policzku, którego najwyraźniej nie zdążył ogolić - jakieś dziwne te twoje obiekcje. Wczoraj w hotelu raczej ich nie miałeś. I dobrze, bo to przecież ja sprowadziłam cię na manowce – żartuję, by rozładować atmosferę. - A teraz, jeśli zaraz nie ruszysz, schrupię cię żywcem. Strasznie seksowny jesteś z tym zarostem.

- A ty za to założyłaś spodnie i jak cię będę trzymał za kolanko? Zapomnę wszystkie niecne myśli, które przychodzą mi do głowy na twój widok i jaki będziesz miała ze mnie pożytek?

- W czasie jazdy ręce trzyma się na kierownicy, a oczy powinny patrzeć na drogę – upominam go niby surowo – Nie mogę cię rozpraszać jakąś kusą spódniczką!

- Ech, życie! - wzdycha komicznie – było wziąć ze sobą Adasia, to przynajmniej mógłbym się teraz do ciebie poprzytulać, a tak....

W odpowiedzi przewracam tylko oczyma. Trójkątów mu się zachciewa! Na takim przekomarzaniu szybko mija nam początek drogi i za chwilę wjeżdżamy na autostradę. Strasznie się cieszę na ten nasz wyjazd; dawno nie byłam w górach, zwłaszcza zimą. Do tego cały tydzień z Maćkiem to jak niespodziewany prezent, choć już dawno po Gwiazdce.

I jest jak w bajce – ośnieżone szczyty, słońce prześwitujące pomiędzy gałęziami świerków, wieczory z lampką wina przed kominkiem w małym pensjonaciku, waniliowe noce... To tylko tydzień, ale staramy się bez pośpiechu smakować każdą podarowaną przez los chwilę. Na ostatnie dwa dni przenosimy się do Krakowa. Czeka tam na nas Piwnica pod Baranami i urokliwe uliczki żydowskiego Kazimierza.

- Na co miałabyś ochotę dziś wieczorem? - pyta Maciek ostatniego dnia – teatr, spacer, może tańce?

- O tak, chodźmy potańczyć! - podoba mi się ten pomysł, bo z kim innym jeszcze tak zatańczę, gdy go zabraknie?

[…] W tę noc tańczyć chcę

To dla ciebie stroję się

Chcę ubrana w swe słabości

Czerwień warg mych z twymi złączyć

Czuć tak bliskość by

Spijać z ust twych słowa i

Głód nasycić przed rozstaniem

W jeden wieczór - ten ostatni

Daj mi taniec

 

Prowadź mnie, niech cały świat mi raz zazdrości

Żadnych łez, dopóki świt nas nie rozłączy

Prowadź mnie – tak trudno oprzeć się rozkoszy miłości

 

Nikt ze mną tak nie tańczył

Nikt na mnie tak nie patrzył […]

 

Czy można być tak szczęśliwym i nieszczęśliwym jednocześnie? Czy można tańczyć tak blisko, że już nie da się bliżej? Tak, że mieszają się oddechy, a biodra czują wspólny rytm w każdym tanecznym kroku?

Wracamy powoli przez uśpione miasto, by kochać się niespiesznie po raz ostatni. Przedłużyć każdą chwilę, obrócić ją po kilka razy w palcach, aż wreszcie odłożyć z westchnieniem delikatnie, żeby się nie stłukła.

Nie wiem, czy Maciek spał choć trochę tej nocy. Ja nie mogłam zasnąć. Leżałam cicho, przyczajona, udając sen. Próbowałam zrozumieć, czego tak naprawdę chcę, co jest ważne, jak właściwie powinnam postąpić. Nie umiałam znaleźć odpowiedzi.

- Wiesz, że musimy wreszcie porozmawiać? - słyszę przy śniadaniu zamiast „smacznego”.

- Wiem. To kto zaczyna pierwszy? - wzdycham. Nie pali nam się do tej rozmowy, to pewne.

- No dobrze, to ja zacznę. Wypada, żebym powiedział, jak ja to widzę i czego bym chciał, ale wiem, że decyzję muszę pozostawić tobie. I będę musiał ją zaakceptować, jakakolwiek ona będzie. - Bierze mnie za rękę i mówi dalej:

- Za nic w świecie nie chciałbym się z tobą znów rozstawać. Chciałbym, żebyśmy resztę życia spędzili razem, w dowolnym miejscu na Ziemi, jakie sobie tylko wybierzesz. No, może z wyjątkiem Izraela, bo tam teraz nie jest zbyt bezpiecznie. Kończę teraz dosyć ważny projekt i potem będę mógł spokojnie odejść ze służby. Wiem, że nie będą mnie dłużej zatrzymywać. Moglibyśmy kupić jakiś mały domek nad morzem lub w górach, albo po prostu podróżować... Ale zdaję sobie sprawę, że ty masz męża. I nie wiem, czy byłabyś gotowa go zostawić. Bo nie mam na myśli ukradkowych spotkań gdzieś w świecie, tylko takie prawdziwe bycie ze sobą – patrzy na mnie wyczekująco.

- Wiem, że czeka mnie poważna rozmowa z moim mężem. Zrozumiałam to, zanim jeszcze się pojawiłeś. Dwa lata, to dość czasu, żeby zastanowić się nad swoim życiem. Uświadomiłam sobie, że te wszystkie biznesy to dla mojego męża adrenalina, hazard. I on ma zamiar dalej go uprawiać. A ja już nie chcę tak żyć. Nie potrzebuję więcej pieniędzy, tylko kogoś, kto będzie chciał dzielić ze mną drobne przyjemności. Tymczasem mój mąż już dawno przestał pytać, co sprawiłoby mi radość, dawno przestał się zastanawiać, czego potrzebuję. To wszystko mam zamiar mu powiedzieć i zapytać, czy jeszcze chce być ze mną – tym razem na moich warunkach. Czy w ogóle potrafiłby się tak zmienić? Jeśli tak, zostanę z nim, ze względu na te wszystkie lata które razem przeżyliśmy. Jeśli jednak będzie kluczył, dawał wymijające odpowiedzi – odejdę. Ale wybacz, to wszystko dopiero, kiedy odzyska wolność. Nie umiałabym stawiać mu żadnych warunków dziś, kiedy najważniejsze jest wydostanie się stamtąd. A teraz... Ja też nie wyobrażam sobie rozstania z tobą. - Uśmiecham się nieśmiało. - Jestem gotowa przyjechać, dokądkolwiek mnie wezwiesz, nawet na kilka godzin, byle cię zobaczyć!

- Wiesz, że nie da się tak żyć. Wakacje, święta – wszystko będziesz dzielić na troje? I jak długo chcesz to ciągnąć? Jeśli nie masz zamiaru od niego odejść, nie ma sensu brnąć dalej.

- Nie wiem, czy z nim zostanę. Nie odpowiem ci na to dzisiaj. Ale myślę, że to kwestia dwóch – trzech miesięcy. I nie uważam, żebym mu w czymś uchybiła, spotykając się z tobą. W końcu on się nie zastanawiał, co z nami wszystkimi będzie, kiedy pakował się w kłopoty. Tak naprawdę my wszyscy, cała rodzina, odsiadujemy ten jego wyrok!

- Jestem zwolennikiem szybkiego przecinania bolących wrzodów – uśmiecha się blado – ale znów owinęłaś mnie sobie wokół palca. Będę czekał na twoją decyzję. I wyrywał na wszelkie możliwe konferencje w Europie. - Całuje mnie na koniec we wnętrze dłoni.

- Chyba czas się zbierać?

- Może odstawisz mnie tylko na pociąg i pojedziesz prosto do Warszawy na samolot?

- Nie ma mowy, nie puszczę cię samej. Odstawię pod same drzwi, a nawet, jeśli będziesz chciała, tym razem wejdę do środka.

- Tym razem nie będę chciała. Rozstańmy się szybko, po męsku, nie przeciągajmy tego.

- Jak chcesz, ale do domu i tak cię odwiozę. Zresztą samolot mam dopiero jutro.

 

* * *

 

I tu kończy się ta historia. Tak sobie zaplanowałam. Ja wiem, jak zakończyłabym tę opowieść, ale zostawiam wybór wam. Czy Anka odejdzie od męża i spędzi resztę życia z Maćkiem? A może postanowi zostać? Czy też będą ciągnąć to życie we troje, męcząc się, ale nie umiejąc podjąć żadnej decyzji?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • 1sweatdreams1 2 miesiące temu
    Dałaś zadanie domowe do odrobienia. Obojętnie co wybierze Anka, czy każdy z nas, zawsze z tyłu głowy będzie pytanie: a co by było gdyby...?
  • Skorpionka 2 miesiące temu
    Tak, ja też czasem się zastanawiam, co by było, gdyby? Jednak najgorsze wyjście to nie podjąć żadnej decyzji i czekać, że samo się rozwiąże.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania