Poprzednie częściMamidło

Mamidło cd.2

Ostatnie trzydzieści minut minęło błyskawicznie. Aneta nawet nie wiedziała, kiedy znalazła się w domu. Policjanci spisali wszystkie zeznania, chociaż niezbyt przemawiała do nich wersja znikającego z pokoju dziecka, które było pod nadzorem swojej nauczycielki, i to w ciągu kilku minut (rzekomo wyszła tylko do łazienki). Nie znaleziono śladów włamania ani odcisków palców nienależących do domowników.

- No więc, co się z nią stało?! - krzyczała zirytowana i przerażona. - Porwali ją kosmici?!

- Proszę się uspokoić. Robimy wszystko, co w naszej mocy...

- Uspokoić?! Pani Kingo! - nadal krzyczała. - Niech pani sobie przypomni! Może o czymś pani zapomniała! Proszę pomyśleć!

Kiedy została sama, jej gniew zaczął zmieniać się w bezsilność, potem w rozpacz. Klapnęła ciężko na łóżko Róży i objęła jej poduszkę, pachnącą truskawkowym szamponem i lekkim potem. To był zapach jej córki. (może już nigdy jej nie zobaczy!) Jakiż ból i strach szarpały teraz jej duszę! Róża była całym jej życiem! Całym światem! - Jest... Gdzie jest?! Czy cierpi?!... Czy żyje?...

Płakała długo. Sama nie wie, jak długo.

- Kto tu jest?... Róża?... Róża. To ty?!... - wybiegła na korytarz. - Nikogo nie było. Była pewna, że słyszała trzaśnięcie wejściowych drzwi. Obiegła całe mieszkanie. - Nikogo nie było.

Usiadła w kuchni, na taborecie przy oknie. Płatki gęstego śniegu spadały na parapet, tworząc coraz grubszą białą skorupę. (Co ma robić? Dokąd iść? Gdzie jej szukać?) Nie miała żadnego punktu odniesienia, żadnego cienia podejrzenia. - Ale ktoś ją porwał!

Znowu usłyszała hałas. Dochodził z pokoju Róży. Tym razem zachowała spokój i cicho przeszła przez korytarz. - Nikogo nie było.

- To ty?! - znów poczuła się jakby popełniała małe faux-pas. - Wiem, że to ty! Wiesz, gdzie jest moja córka?! Co jej zrobiłaś?!

Usłyszała tylko echo swojego głosu. Uświadomiła sobie, jak puste jest mieszkanie bez dziecka. Cisza wydała się jej okrutna. Czuła, że lada chwila znowu wybuchnie płaczem. Musiała się stąd wydostać! Odwróciła się w kierunku drzwi i…. Kartka unosiła się na wprost jej twarzy. Była tak blisko, że widziała tylko czerwień. Zdezorientowana odskoczyła w tył. Serce waliło jej jak opętane. Ociekające krwią linie układały się w napis: MZUNGU. Stała bez ruchu i wpatrywała się w szkarłatne litery. Nie miała pojęcia, co to znaczy, ale musiała to być jakaś wskazówka.

Pobiegła do swojej sypialni i odpaliła laptop. Wystukała zagadkowe hasło na klawiaturze i wcisnęła enter. Dziesiątki wyników skołowały ją jeszcze bardziej. Wikipedia objaśniała jakieś afrykańskie terminy. Wyglądało na to, że w internecie nie znajdzie odpowiedzi.

- Zaraz!... „Termin ten jest obecnie używany w odniesieniu do "kogoś z białej skóry" lub" białej skórze " - to był chyba jakiś ślad. Ale jaki związek miałaby mieć Afryka z jej córką? Szukała dalej. Nikła nadzieja wzbudziła w niej siłę do działania – jakiegokolwiek. Dotarła do kolejnego artykułu, wydawałoby się, mogącego poprowadzić ją krok do przodu: „Prześladowania osób dotkniętych albinizmem”. To co tam wyczytała przejęło ją zgrozą: „z albinosów robi się szamańskie preparaty i talizmany... istnieje przesąd, że albinosi są duchami, a części ich ciała kryją w sobie magiczną moc... z odciętych maczetami części ciała albinosów przygotowują wszystkie te magiczne mikstury, amulety i sprzedają je ludziom, którzy wierzą, że to im pomoże."

- Boże!

cdn.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • KarolaKorman 17.06.2015
    Ciekawy temat opisujesz. Z przyjemnością przeczytam kolejną część 5 :)
  • OLGA73 17.06.2015
    Ciekawy i prawdziwy. Kiedy pierwszy raz o tym usłyszałam to mnie wstrząsnęło.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania