Mamo, tato, nienawidzę ludzi
Spoglądam z przerażeniem w bezdenną otchłań białej kartki papieru, która spoczywa przede mną i żąda natychmiastowego obcowania z błękitnym atramentem wypełniającym jak na razie jedynie wieczne pióro, zerkające niepewnie ze stołowego blatu. Nie potrafię wziąć go do ręki i zrobić tego, co od dobrych kilku godzin tkwi w mojej zmęczonej głowie — nie potrafię napisać tego jednego jedynego listu. Podciągam więc kolana pod siebie i opieram na nich zmarnowaną twarz, chociaż umysł wciąż bezlitośnie naciska na moje ciało. Ono nie chce jednak słuchać, broni się jak tylko może najmężniej, bo dobrze wie, że gdy odniesie porażkę, będzie ona ostateczna. I nastąpi tak długo wyczekiwany koniec.
Moje ręce drżą lekko, kiedy pod naporem natrętnych myśli biorę do ręki pióro i nieśmiało przybliżam się do wzywającej głośno białej kartki. Odgarniam niedbale czarne kosmyki włosów, które jak na złość opadły mi przed chwilą na czoło i kiedy nic prócz drgania dłoni nie stoi na przeszkodzie, dotykam śnieżnej płachty — powstaje błękitny kleks. Kręcę niespokojnie głową, bo znowu zrujnowałam coś tak idealnego, tak niesamowicie pięknego, jednym swoim ruchem. Ale powinnam być do tego przyzwyczajona, właśnie tak rujnowałam każdego dnia swoje życie.
Ignoruję więc niebieską plamkę i znów przybliżam pióro do mojej kartki przeznaczenia, tym razem robię to ostrożniej, a chociaż ręka drży bez przerwy, to miejsce na razie pozostaje nieskazitelnie czyste. Szukam więc w nieprzerwanym tłoku myśli tych kilku, które zasługują na uwagę, jednak one wszystkie chcą być tymi jedynymi, tymi zapisanymi na wieczność. Nie wiedzą, że to ja mam nad nimi władzę i do mnie należy ostateczny wybór — biorę głęboki oddech, który nijak nie spełnia swojej roli, nie uspokaja mnie ani trochę, a już po chwili na białej kartce widnieją cztery słowa, przerażające mnie jeszcze bardziej, gdy nie kryją się na samym dnie mojej czarnej duszy.
Mamo, tato,
nienawidzę ludzi
Palce zaciskają się mocniej na kruchej posturze pióra, walcząc z niemocą jaka po raz kolejny dopada mój umysł i moje ciało. Stanowią teraz jedność, która skazana jest na sromotną porażkę. Kiedy pojedyncze łzy uwalniają się z moich oczu i bezgłośnie lądują na zapisanych słowach, rozmazują je delikatnie, tworząc jeszcze większy bałagan niż dotychczas. Czym prędzej odkładam maltretowane pióro i skrywam twarz w dłoniach, łkając cicho z bezradności. A tym razem miało być przecież inaczej.
Nie wiem jak długo sterczę w tej żałosnej pozycji, litując się nad swoją beznadziejnością i dziękuję w duchu, że dom świeci przez ten cały czas pustkami. Nikogo w nim nie ma oprócz mnie i mojej tchórzliwej natury, która co rusz daje o sobie znać. I właśnie wtedy, gdy podnoszę niepewnie głowę ku górze, mój wzrok pada na dwa pierwsze, starannie zapisane słowa, potęgując zżerające mnie od środka uczucie rozpaczy.
Mamo, tato
Od tak dawna nie potrafię z wami rozmawiać, nie umiem odnaleźć drogi, którą przed laty zgubiłam. Jej szlak zatarł się na dobre, a ja wciąż tkwię w jednym miejscu z bezgłośnym przepraszam na ustach i nijak nie potrafię zrobić tego pierwszego kroku. A tylko on mógłby mnie teraz uratować.
Czuję jak kilka nowych łez spływa bezwładnie po policzkach, tworząc swoje własne, nieregularne wzory, ale po chwili przestaję już zwracać na nie uwagę. Niech robią na co tylko mają ochotę, nikt przecież nie ogląda teraz mojej zrozpaczonej twarzy i zapewne nikt już nie ujrzy jej w tym wydaniu. Przynajmniej taka nadzieja tli się gdzieś głęboko w mojej duszy, wierząc w swoją sprawczą moc. Spoglądam bez ruchu w nędzną imitację listu, który kolejny raz zwiastuje moją porażkę — nie umiem pożegnać się tak jak należy. Dopiero palące uczucie wewnątrz ciała wyrywa mnie z zamyślenia, a moje oczy wodzą bezwładnie po zawilgniętych literach, które jako jedyne udało mi się sklecić dzisiaj w żenującą treść listu.
nienawidzę ludzi
I ogarnia mnie to doznanie doszczętnie, jakby wypełniało każdy najmniejszy element mojego ciała, nie szczędząc przy tym błagającej o litość duszy. Tylko że jej wołanie już dawno zostało zduszone, a czysta nienawiść przejęła nad nią całkowitą kontrolę, pozwalając jedynie na te daremne prośby, by drażnić się z moim ciałem. Nie ukrywa, że sprawia jej to ogromną przyjemność. Obrazy w głowie robią się coraz cięższe i czuję jak oddziałują nawet na moje ciało — drży coraz mocniej, przepełnione złością, której jeszcze nie potrafię ukierunkować. Ale nadchodzi w końcu ten moment, gdy wszystko staje się jasne i mój największy strach staje się moją zmorą. Ludzie. Znowu ci ludzie.
Zaciskam ręce w pięści, a wyraz mojej twarzy zmienia się diametralnie — nie ma już miejsca na łzy, pojawia się tylko obojętność, pod której maską skrywam swoją nienawiść do ludzi. Dlaczego nie potraficie tego zrozumieć? — pytam po raz kolejny, a chociaż wiem, że i tak nie uzyskam odpowiedzi, ponawiam moje pytanie kilkakrotnie, aż wyryte głęboko w moim umyśle, już nigdy nie zniknie. Słyszę w głowie walczące ze sobą tony pretensji z waszej strony, które od tak dawna zmieniają mnie zupełnie, a ja nie umiem ograniczyć tego procesu — dlaczego się ukrywasz, nie wychodzisz do ludzi, dlaczego siedzisz sama, gdy inni mogą być razem?
Nie znam odpowiedzi, która mogłaby was satysfakcjonować, a moja nie przechodzi mi przez gardło, gdy spoglądam w wasze zawiedzione oczy i wiem, że przyczyną tego zawodu jestem ja. To tak bardzo boli, ale nic nie umiem na to poradzić. Bo jeśli powiem głośno i wyraźnie to, co wyciągnęłam właśnie z otchłani czarnej duszy — nienawidzę ludzi — wy nie zrozumiecie. Nigdy nie przyjdzie wam przecież do głowy, że można aż tak lękać się drugiego człowieka i w geście obrony otoczyć go aurą bezwzględnej nienawiści. Przecież to nieludzkie, przecież to bezduszne.
Lecz ja mijając go na ulicy, drżę na sam widok jego poniżającego wzroku, pełnego litości i arogancji, który przeszywa mnie na wskroś i nie pozwala na ponowne zrośnięcie się powstałych w mojej duszy ran. Korzę się pod ciężarem lekceważącego uśmiechu, będącego nieodłącznym elementem jego wyrazu twarzy, gdy spogląda na moje nędzne próby mierzenia się z życiem. Wiem, że jestem gorsza i nie zasługuję, by stąpać po tej ziemi na równi z innymi, nie mam prawa znaleźć się w tych samych miejscach, więc unikam ich jak ognia, aby nie ponieść kary należącej mi się za naruszenie tych zasad. A kiedy życie swoimi nieustępliwymi rękoma zmusza mnie do ponoszenia kolejnych starć z innymi ludźmi, ja wznoszę mój wzrok wysoko, ponad ich głowami — nigdy nie patrzę w ich oczy ze strachu przed tym, co mogłabym tam ujrzeć; nigdy nie zerkam na ich twarze, by nie przygniotły mnie swoim ogromem ludzkiej pogardy. I wmawiam sobie co chwilę, że jestem lepsza od innych, że depczę ich marne postury niczym monstrum niewielką istotę, po której nie zostaje już nic. Przybieram maskę obojętności, która skrzętnie skrywa wrzenie mojego wnętrza i mknę pomiędzy nimi jakby nigdy nic. Ale kłamstwo w końcu wychodzi na jaw i potęguje nienawiść w mojej niespokojnej duszy, bo ja nie wierzę, że mogłabym zasłużyć na ich akceptację.
Chowam się więc w samotni, błagając w duchu o kres tej męczarni i mówię głośno: mamo, wychowałaś potwora, który wyżera od wewnątrz strzępki mojej duszy i jedyne czego pragnie to wydostać się na zewnątrz. Broni mu jednak ta licha powłoka nieśmiałości, stawiająca opór większy niż ktokolwiek mógłby przewidzieć. Nikt nie widzi bezustannej walki jaka toczy się w moim wnętrzu, bo maska, którą przybieram na co dzień skrzętnie skrywa wszystkie bolączki duszy. Tylko że każda powłoka kiedyś pęka i boję się, że mój kres wytrzymałości nastąpi już niedługo. Dlatego tak błagam o ten koniec, który uchroniłby świat przed moim mrokiem, ale on jak na złość nie następuje — zbyt wielki strach przed odejściem przytłacza nieme błagania mojego umysłu.
I tak się dzieje po raz kolejny, a ja nic nie mogę na to poradzić. Biała kartka tkwi przede mną, świadcząc o kolejnej zaprzepaszczonej szansie. Chwytam ją czym prędzej i mnę w roztrzęsionych palcach, bo boję się, że umysł cofnie decyzję i kolejny raz będę musiała przeżywać to piekło. A teraz nie mam już na to sił. Drżącą ręką przecieram jeszcze rozpalone czoło i opuszczam dotychczasowe miejsce — muszę po prostu stąd wyjść zanim moje wcześniejsze plany z powrotem wejdą na właściwy tor. Wrzucam pomięte przeznaczenie do kosza na śmieci i chociaż nogi ledwo stawiają kolejne kroki, zmierzam ku jaśniejącym życiem drzwiom. Kiedy tylko zamykam je za sobą i opieram się o ich stanowczą posturę, zdaję sobie sprawę, że przegrałam kolejną walkę z moim własnym tchórzostwem. I wtedy dociera do mnie fakt, że tak naprawdę, nienawidzę siebie.
Komentarze (32)
naprawdę ciężko mi je ocenić
— Amy, cieszę się, że się spodobało, dziękuję!;
— Niebieska, nie masz pojęcia jak mi miło po przeczytaniu tylu miłych słów, naprawdę nie wiem co powiedzieć, więc dziękuję Ci bardzo ;)
Świetnie oddałaś to, co sama ciągle myślę - nienawidzę ludzi, boję się ich. Nie będę się o tym rozwodzić, bo nie o to tu chodzi. Czytając miałam wrażenie, że jestem główną bohaterką. Świetnie oddałaś emocje i myśli, a końcowe zdanie "I wtedy dociera do mnie fakt, że tak naprawdę, nienawidzę siebie." było niezwykle prawdziwe. Opisałaś emocje, myśli, jak zwykle każde zdanie, czy dobrane słowo zostało przemyślane.
Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać poza tym, że mi się podobało. Jest to chyba moje ulubione opowiadanie Twojego autorstwa. Z pewnością będę do niego wracać.
Czekam na więcej z Twojej strony ;)
mój umysł i serce na chwilę się zatrzymały...zastanawiając się co dalej. Jesteś naprawdę utalentowaną osobą. Pozwalasz mi wejść w skórę twojego bohatera. W momencie czytania twojego, kolejnego, świetnego opowiadania tak wczułam się w bohaterkę, że miałam wrażenie, iż to ja wiszę nad tą kartką i usiłuję przelać mój żal na papier.
Tylko w jednym momencie poczułam lekkie przekoloryzowanie, ale po chwili wszystko wróciło do normy. Tylko że to jest moje subiektywne odczucie, a inni mogli nawet nie zwrócić uwagi na ten fragment.
,,Dlatego tak błagam o ten koniec, który uchroniłby świat przed moim mrokiem, ale on jak na złość nie następuje"
Są wypełnione emocjami, którymi zarażasz czytelnika. Czegoś takiego nie można wyćwiczyć - trzeba mieć po prostu talent.
— Tynina, dziękuję, nawet nie wiem co powiedzieć — nie spodziewałam się aż tak pozytywnej opinii i bardzo, ale to bardzo mi miło z tego powodu; rozumiem wątpliwości co do wskazanego zdania, jeszcze je przemyślę ;) Dziękuję Ci bardzo!
— Ekler, zaniemówiłam, bo zdecydowanie nie sądziłam, że usłyszę taką opinię, ale naprawdę się cieszę, że tym razem mi się udało; i masz rację — nie umiem zmusić się do pisania, a i niedopracowanego opowiadania też nigdy nie wstawię, muszę je sprawdzać dotąd aż będzie moim zdaniem na tyle dobre, by ktoś mógł je przeczytać. Dziękuję! ;)
— NataliaO, tyle miłych słów, a ja mogę tylko w zamian dać moje skromne „dziękuję” — za przeczytanie, za obecność, za wszystko z Twojej strony ;)
— Ronaldinho, bardzo dziękuję ;)
Bardzo ładnie piszesz, masz talent! Potrafisz sprawić, bym przeniosła się do świata napisanego przez Ciebie, który mega wciąga. Gdy czytałam miałam wrażenie, że jestem świadkiem wszystkich wydarzeń. Jestem fanką nie tylko: ,,A co, jeśli piekło istnieje?", lecz jestem Twoją fanką. Bardzo lubię zaglądać do Ciebie. Brawo! 5 :)
A skoro mowa o marzeniach, musimy za nimi gonić bezustannie i się uda, nie może być inaczej - więc do dzieła, bo masz w sobie więcej niezwykłości niż jesteś sobie w stanie wyobrazić!
Dziękuję ;)
Nie można jednak odmówić ci umiejętności i dużego zasobu słownictwa. Po prostu - to nie mój styl. Nie będę też z tego powodu oceniać opowiadania, gdyż nie potrafię zrobić tego obiektywnie. Tak czy siak powodzenia życzę i pisz dalej - mało jest tu osób, które piszą tak poprawnie i wzbudzają takie emocje.
Nie mogę się zgodzić tylko z jednym stwierdzeniem, że ma on jedynie sprawiać wrażenie wrażliwego, bo to jeden z najbardziej osobistych tekstów jakie kiedykolwiek napisałam.
Dziękuję Ci bardzo za zostawienie swojej opinii, naprawdę! A jeśli tekst "frustracja lapidarystki", który zdążyłam przeczytać, odnosił się do mojego opowiadania (nie mogę być tego pewna), wierz mi, nigdy nawet nie próbowałam się porównywać z autorami, których wymieniłaś.
Nie uważam Cię za żadnego hejtera, naprawdę, jest okej! ;)
1) Od tak dawna nie potrafię z wami rozmawiać, nie umiem odnaleźć drogi, którą przed laty zgubiłam. Jej szlak zatarł się na dobre, a ja wciąż tkwię w jednym miejscu z bezgłośnym „przepraszam” na ustach i nijak nie potrafię zrobić tego pierwszego kroku. A tylko on mógłby mnie teraz uratować.
Czuję jak kilka nowych łez spływa bezwładnie po policzkach, tworząc swoje własne, nieregularne wzory, ale po chwili przestaję już zwracać na nie uwagę. Niech robią na co tylko mają ochotę, nikt przecież nie ogląda teraz mojej zrozpaczonej twarzy i zapewne nikt już nie ujrzy jej w tym wydaniu. Przynajmniej taka nadzieja tli się gdzieś głęboko w mojej duszy, wierząc w swoją sprawczą moc. Spoglądam bez ruchu w nędzną imitację listu, który kolejny raz zwiastuje moją porażkę — nie umiem pożegnać się jak należy. Dopiero palące uczucie wewnątrz ciała wyrywa mnie z zamyślenia, a moje oczy wodzą bezwładnie po zawilgniętych literach, które jako jedyne udało mi się sklecić dzisiaj w żenującą treść listu. ~ Proszę o wyjaśnienie, jakim cudem ona to upchnęła między te "Mamo, tato, nienawidzę ludzi".
Całokształt, a przy okazji pomysł:
Dobra, dalej już nie czytam. Efria, na drugi raz, pomyśl o tym, że jedynie pornole oraz Yaoi w stylu "Jestem gejem, więc pamiętaj, że jestem gejem, A i przy okazji, jestem gejem" wkurzają mnie bardziej. Emocje, nieważne jak dobrze opisane, nużą kiedy są jedynym tematem.
Wnioskuję jednak, że tekst nie przypadł do gustu, wątpię, byś nad tym ubolewał, więc i ja nie mam powodu. Niemniej jednak, dziękuję za poświęcony czas.
Co do wyznaczonego fragmentu, myślę, że do jego zrozumienia kluczowe jest zdanie poprzedzające:
" I właśnie wtedy, gdy podnoszę niepewnie głowę ku górze, mój wzrok pada na dwa pierwsze, starannie zapisane słowa, potęgując zżerające mnie od środka uczucie rozpaczy." -> dwa pierwsze, starannie zapisane słowa, czyli mamo, tato -> reszta jest już kontynuacją narracji pierwszoosobowej, która nie jest treścią listu. Myślę, że o to chodziło w nieporozumieniu, choć mogę się mylić.
Dziękuję!
2) Ale nadchodzi w końcu ten moment, gdy wszystko staje się jasne i mój największy strach staje się moją zmorą. ~ Umowa bla bla bla Jakie masz zdanie o niej?
I tyle. Wiadomo ~ 10/10
Całokształt:
Ogółem, emocje, emocje i jeszcze raz emocje. Jak już mówiłem, nie lubię tego. Niby z czasem poczułem, że po drobnych modyfikacjach, byłby to opis mnie, ale bądźmy szczerzy, tak byłoby z każdym tekstem, gdyż każdy ma takie myśli. Mimo to, było ładnie i nawet nie odrzucał mnie temat ~ 9/10
Pomysł:
*Smutne westchnienie*
Nie, nie oceniam, bo wystawiłbym ocenę całemu gatunkowi.
Słowem, cztery, bo nie poczułem tego, co bohaterka. *Hejter psuje średnią*.
A skoro i tak nie jestem za bardzo obeznana w zaistniałej sytuacji, dłużej tematu nie będę gnębić.
Także dziękuję za zostawienie opinii!
do komentarzy pod "Wyzwanie — Jakie byłoby moje zauroczenie mężczyzną?
Autor: Slugalegionu"
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania