Poprzednie częściMarie, cz.1

Marie, cz.2

Otwieram szafę. Szukam w niej czegoś odpowiedniego na imprezę. Czegoś w miarę szykownego, ale też nie bardzo ekstrawaganckiego. Nie chcę na siebie zwracać uwagę, niczym Lady Gaga ubrana w "gustowną" kreację z mięsa. Coś zdecydowanie mniej okazałego.

Żałuję, że się zgodziłam, aby pójść na tę imprezę. Nie jestem jakąś szarą myszką ślęczącą nad książkami. Co to, to nie. Po prostu nie bywam na tak wytrawnych przyjęciach, które organizuje Nicolas Moreau.

No właśnie. Nicolas Moreau. Nico. Louise jest w niego zapatrzona jak w obrazek. Nie widzi, że to zapatrzony w siebie dupek, przesadnie dbający o swoją blond czuprynkę. Ech...

Decyduję się na czarną sukienkę. Standardowo, ale nie mam ochoty na długotrwałe stanie przed szafą. Do tego dżinsowa katana, bordowa szminka i voila.

- Mar, kochana Mar, jesteś już gotowa? - Nieoczekiwanie wparowuje Lou.

- Tak - demonstruję jej mój strój.

- Klasycznie, co prawda, ale jest wporzo

- Wporzo? Od kiedy używasz takiego ordynarnego słownictwa? - Krzywię się, trochę przesadnie, jednak w rzeczy samej jestem nieco zdegustowana.

- Aa, no wiesz, dużo ostatnio przebywam w towarzystwie Nico i łapię od niego różne słówka.

O boże, serio? - myślę z politowaniem.

- Nie krzyw się tak, bo co tak zostanie na stałe, mówię ci!

- Ty i Moreau to tak na poważnie? - Pytam, jednocześnie zakładając sukienkę.

- Mam nadzieję! - Louise uśmiecha się promiennie. Widzę w jej oczach jakiś blask, którego nigdy wcześniej nie dostrzegłam u niej. - Jednak wiesz.. Taki koleś jak on..

- Mógłby mieć każdą laskę.

- Tak, chyba tak.

- Osobiście to go za bardzo nie znam, ale wydaje się być.. - myślę jakiego, w miarę taktownego słowa powinnam użyć - ...frajerem.

- Nie mów tak o nim! - Lou się oburza. - Jest naprawdę świetnym gościem. Dziś się o tym przekonasz.

- Eheeem.. - Mruczę malując usta.

- Gotowa na imprezę?!?!? - Louise jest podekscytowana.

- Oczywiście! - Bije ode mnie udawany, wręcz przerysowany entuzjazm.

***

Podjeżdżamy akurat taksówką pod dom Nicolasa. Lou wyjmuje z portfela banknot, po czym wciska go w dloń taksówkarza mówiąc " Reszty nie trzeba". Nie dość, że moja przyjaciółka zaczęła mówić jakimś absurdalnym żargonem, to jeszcze w dodatku stała się rozrzutna. Czy to znak, że powinnam odprawić jej egzorcyzmy?

Wychodzimy z taksy. Louise wyrywa się na przód, ja idę za nią z tyłu. Kroczymy wyłożoną kamieniami ścieżką. Prowadzi nas ona do ciemnozielonego budynku, które z całą pewnością musi być domem Nico. Louise puka do drzwi. Nie musimy długo czekać, drzwi po kilku sekundach się otwierają, a stoi w nich boski, złotowłosy Apollo, czyli Nicolas Moreau.

- Nicoo! - Nigdy nie słyszałam wcześniej, by moja przyjaciółka wydała ze swoich ust tak piskliwy odgłos.

Nico obejmuje ją ramieniem i całuje w policzek.

- Witaj, Louise. Dobrze cię widzieć. Wyglądasz zajebiście.

Co za tuman z niego - mówię w swojej głowie.

- Cześć, Marie - teraz zwraca się do mnie.

Ślę mu mój firmowy uśmieszek, niezbyt szeroki, ani promienny, po prostu uśmieszek.

- Witaj, Nicolasie.

Również obejmuje mnie ramieniem, podobnie jak w przypadku Lou. Kiedy jego usta zbliżają się do mojego policzka i go muskają, czuję jakiś dziwny dreszcz przebiegający po moim ciele. Na szczęście trwa to tylko chwilę, Nico odsuwa się ode mnie i po chwili prowadzi nas do salonu.

Ludzi jest mnóstwo. Jest też dużo alkoholu. Ale to drugie akurat mi odpowiada, to pierwsze niekoniecznie.

- Czujcie się jak u siebie - głos Nicolasa jest aksamitny i ładnie brzmiący. Jednak i tak nie zmienia to faktu, iż nie pałam sympatią do niego. Czasami jest tak, że nie musisz znać danej osoby, aby wiedzieć jaka ona jest. Po prostu wystarczy jedno spojrzenie na takiego delikwenta na szkolnym korytarzu i wszystko staje się jasne.

- Oczywiście - Louise szczerzy się do niego, jak głupia. - Mam nadzieję, że znajdziesz chwilę na rozmowę ze mną. Wiem, to może być trudne, w końcu chata pełna gości..

- Jasne, nie ma sprawy. Zawsze znajdę chwilę, by z tobą pogadać. - Wyciąga dłoń w jej kierunku i szczypie ją w policzek. - Idę sprawdzić, jak bawią się moi kumple. Jak chcesz możesz iść ze mną. - Możecie - poprawia się, patrząc na mnie.

- Idźcie sami, ja muszę skoczyć do łazienki.

- Okej. - Louise nie protestuje. Ba, ten pomysł nawet ją ucieszył.

Oboje odchodzą. Nico szepcze coś Lou do ucha, ona się śmieje. Wyglądają jak para. Całkiem uroczo, muszę przyznać.

Wcale nie wybieram się do łazienki. Kieruje się w stronę alkoholu. Odkąd weszłam do salonu, moją uwagę zwróciła butelka whisky, stojąca na stoliku. Podchodzę po upragniony łup. Chwytam butelczynę, po czym chcę udać się po jakąś szklankę, kiedy słyszę:

- Podzielisz się ze mną tym whisky?

Odwracam się i dostrzegam wtedy najpiękniejsze oczy świata.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • StuGraMP 01.11.2016
    1. Nie chcę na siebie zwracać uwagę, niczym Lady Gaga ubrana w "gustowną" kreację z mięsa. - zwracać uwagę, ale nie zwracać uwagi; to się odmienia przy zaprzeczeniu (jak zresztą większość wyrazów ).
    2. Louise jest w niego zapatrzona jak w obrazek. Nie widzi, że to zapatrzony w siebie dupek - zapatrzona, zapatrzony; powtórzenie bijące po oczach.
    3. - Tak (kropka i po myślniku duża literą) - demonstruję jej mój strój.
    4. - Klasycznie, co prawda, ale jest wporzo (brak kropki na końcu zdania)

    Dalej nie sprawdzam. Zwracaj baczniejszą uwagę na poprawność. Dobrze jest odłożyć tekst na jakiś czas (np. tydzień), aby o nim zapomnieć, i potem go przeczytać. Pomoże to w wyłapaniu tego typu błędów.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania