Marok i Fanthomas - TW 4.0 #2 - Grymas, czyli bardzo krwawe i ponure postapo, od którego czytania można dostać grzybicy umysłowej-część 2
Binao i Kindao natrafili akurat na moment, gdy tajemny kult przyjmował nowego członka. Wszyscy byli ubrani w ciemnoczerwone szaty z granatowymi pasami, które ukradli ze sklepu odzieżowego. Nowicjusz zaś leżał na postumencie i był nakrapiany wonnymi substancjami i obrzezywany jednocześnie. Potem obcięto mu jeszcze dwa palce, bo i tak miał ich za dużo, gdyż w wyniku mutacji wyrosły mu dodatkowe kończyny. Potem przywódca grupy nasikał do kamiennej misy i obrzęd się zakończył. Kindao i Binao obserwowali to wszystko przez dziurę w podłodze, przez którą było widać całą podziemną salę, oświetloną świecami. Po drugiej stronie od zgromadzenia sekciarzy znajdował się zaś zbiornik, w którym spoczywała kobieta, wyglądająca na bardziej żywą i prawdziwą niż woskowe figury z gabinetu osobliwości.
Mężczyźni nie usłyszeli podkradającego się do nich jednego z sekciarzy. Złapał ich on w swe mocne ramiona i prawie poskręcał karki. Potem zaciągnął przed oblicze Wielkiego Szarlatana, przywódcy kultu.
— Dobrze, że wpadliście w nasze łapy, gdyż potrzebujemy dwóch dorodnych facetów do udziału w ekskremencie... to znaczy eksperymencie — powiedział, a w zasadzie prawie zagrzmiał swym głosem.
Kultyści zabrali biedaków do kolejnej krypty, gdzie znajdowało się ogromne łoże i śmierdziało siarką i lurą. Na wezgłowiu leżało potworne ociekające śluzem stworzenie z mackami zamiast rąk i macicą perłową pomiędzy udami.
— To istota rodzaju żeńskiego, którą ściągnęliśmy z odmętów Kosmosu, przeprowadzając rytuał YggShigg. Musicie ją zapłodnić, by wydała potomstwo i przedłużyła nasz gatunek.
Binao i Kindao popatrzyli na siebie z niepokojem. Jeden zbladł, drugi zzieleniał, albo raczej przybrał maskującą barwę plastikowej podróbki szmaragdu.
— Wiesz, że ja nie mogę. Bądźże człowiekiem — jęknął z wyrzutem Kindao. Nie pozwalał, by wzrok Binao płynął niżej i niżej, tak poniżej pasa.
— To żadna wymówka — syknął. — Zresztą nie masz pewności, że się połapią.
— Mam ją od dawna. Wybrałem mniejsze zło.
— Wymieniłeś pewność za…
— Nie bądź złośliwy.
Kindao kątem oka zauważył, że zarówno oślizgła abominacja, jak i Wielki Szarlatan niecierpliwią się. Facet tupał chudą nogą i wymyślał pod nosem w dziwnym języku.
— Długo jeszcze? Wybawcy. Och jak dobrze, jak dobrze. Jesteście tu, ale nie każcie nam czekać – Przełknął podchodzący do gardła kwas i w bólu powstrzymał się od wybuchu gniewu.
— Dwa dni do przodu czy do tyłu, co za różnica. I tak będziesz czekał dziewięć miesięcy na pierwszy okaz — Binao drżącym głosem uspokajał Szarlatana.
— Nic bardziej mylnego. Dwa tygodnie wystarczą, aby narodził się pierwszy osobnik nowej rasy. Nawet najjaśniejszym naukoświrom się to nie śniło.
Obaj jeszcze raz popatrzyli na siebie. Binao wystąpił. Lekko skrzywiony podszedł bliżej Szarlatana. Kindao patrzył na wszystko, jak zagubiona sierota, czując, że to, co zaraz nastąpi zmieni wszystko.
— Jestem gotowy — oznajmił Binao.
Szarlatan szczerze uśmiechnął się do niego, po czym spojrzał na wiercącego się stwora.
— Dasz radę na żywca? — spytał, poprawiając kitel.
— Nie rozumiem za bardzo.
— Te młode gnojki. Za grosz wiedzy o tamtym świecie. A nie był wcale tak zły, podobno. Masz tu magiczne tabletki. Kiedyś używano ich do zapewnienia… twardszej albo lepiej… stabilniejszej… no po prostu bierz je, to będę miał pewność, że cały eksperyment się powiedzie.
Kiedy wręczał mu dziwne opakowanie z tabletkami, z obrazkami kolorowymi poczuł dziwną ulgę. To żadna hańba w tym świecie brać kiedyś popularną viagrę. Wstyd stopniowo umierał w męczarniach, by ostatecznie wyparować i zniknąć ze świadomości ocalałych.
Podszedł do oślizgłej kochanki z wyboru. Nawet nie patrząc na nią, czuł odrazę i chęć ucieczki jak najdalej. Stworzenie wiło się i niepokornie chlustało dziwną, fluorescencyjną wydzieliną z otworu gębowego. Czyli gra wstępna odhaczona. W sumie to na dobre wyszło. Nigdy nie potrafił z języczkiem. Nigdy nie potrafił w ogóle. A teraz, gdyby tylko telewizja nadal istniała, wszystkie programy nadawałby o tym na okrągło. Zdjęliby nawet najpopularniejsze teleturnieje, żeby tylko pokazać na cały świat to podniosłe wydarzenie. Pośród ledwo stojących murów domu woskowych ciał rozpoczął się program obowiązkowy.
Kobiety widział jak przez mgłę. Większość tworzył jedynie w wyobraźni, wykorzystując dokładnie, często erotyczne opowieści starszych lokatorów. Oślizgłe macki plątały się to pod pachą, to między udami a zimny śluz pokrywający je wywoływał u Binao niezamierzone dreszcze. Kindao tymczasem nadal stał w milczeniu, obserwując podwładnych Szarlatana, z wykrzywionymi w dziurawych uśmiechach mordami i swojego przyjaciela piszącego, bynajmniej nie piórem, nową historię ku chwale i wyższej sprawie.
Dalej było, jak to zwykle bywa. Trochę pisków i wzniosłych metafor dla motywacji z obu stron. To coś zaskakująco dobrze znało mowę ludzką. Ale jak będzie wyglądał ich potomek? Kiedy tak sobie radośnie popiskiwali, Binao w myślach prosił każde bóstwo, by to, co wyjdzie, zdechło po pierwszym wdechu powietrza.
Nie było wiadomo czy udało się wszystko. Binao leżał wyczerpany w kącie, ocierając płynącą z nosa krew. Szarlatan przyglądał się mu jeszcze przez chwilę, po czym zniknął za kotarą w sąsiednim pomieszczeniu. Kindao tylko stał, znowu. Jak ten żelazny drąg wbity w ziemię. On się poświecił? Czy to możliwe, żeby uratował jego godność a może i życie? Nie, to nonsens. Taki świat nie uznaje poświęceń.
Komentarze (36)
Ok, czytam.
"Potem przywódca grupy nasikał do kamiennej misy i obrzęd się zakończył" hahaha, do obydwu mi pasuje :P
Kindao i Binao - czy te imiona wymyslił Fanthomas?
"Po drugiej stronie od zgromadzenia sekciarzy znajdował się zaś zbiornik, w którym spoczywała kobieta, wyglądająca na bardziej żywą i prawdziwą niż woskowe figury z gabinetu osobliwości" - Marok
"— Dobrze, że wpadliście w nasze łapy, gdyż potrzebujemy dwóch dorodnych facetów do udziału w ekskremencie... to znaczy eksperymencie — powiedział, a w zasadzie prawie zagrzmiał swym głosem" - Fanthonas, na stówę
"Na wezgłowiu leżało potworne ociekające śluzem stworzenie z mackami zamiast rąk i macicą perłową pomiędzy udami" - Fanthomas? (btw - perlowa macica, cudne xd)
Dalej nie wiem. Co do treści - świetne opko, pomysłowe :D
"Podszedł do oślizgłej kochanki z wyboru. Nawet nie patrząc na nią, czuł odrazę i chęć ucieczki jak najdalej. Stworzenie wiło się i niepokornie chlustało dziwną, fluorescencyjną wydzieliną z otworu gębowego. Czyli gra wstępna odhaczona" hahahaha
"Dalej było, jak to zwykle bywa. Trochę pisków i wzniosłych metafor dla motywacji z obu stron" - fajnie ujęte
Wiecej chyba Fanthomasa tutaj, Marok ma cieższe pióro, choć i do niego mi duzo pasuje. Dialogi nie do poznania czyje. Całość mi się podobała.
:)
"Potem obcięto mu jeszcze dwa palce, bo i tak miał ich za dużo, gdyż w wyniku mutacji wyrosły mu dodatkowe kończyny. Potem przywódca grupy nasikał do kamiennej misy i obrzęd się zakończył. Kindao i Binao obserwowali to wszystko przez dziurę w podłodze, przez którą było widać całą podziemną salę, oświetloną świecami. " - haha, pierwsze zdanie cudne, ale dwa razy zaczynata od "Potem". Można cuś...
"— Długo jeszcze? Wybawcy. Och jak dobrze, jak dobrze. Jesteście tu, ale nie każcie nam czekać – Przełknął podchodzący do gardła kwas i w bólu powstrzymał się od wybuchu gniewu. " - po "czekać" kropki brak.
A i jedna rzecz mnie nurtuje. Piszecie "poskręcał im karki". Cóż. A potem rezolutnie pierdzielą. No nie wiem.
"— Dwa dni do przodu czy do tyłu, co za różnica. I tak będziesz czekał dziewięć miesięcy na pierwszy okaz — Binao drżącym głosem uspokajał Szarlatana. " - brak kropki po "okaz".
"Stworzenie wiło się i niepokornie chlustało dziwną, fluorescencyjną wydzieliną z otworu gębowego. Czyli gra wstępna odhaczona. " - dobree
"Kiedy tak sobie radośnie popiskiwali, Binao w myślach prosił każde bóstwo, by to, co wyjdzie, zdechło po pierwszym wdechu powietrza. " - i to świetne.
No i git.
Widać, że odchudzone przez fantomasa, ale abstrakty to jakby wasz wspólny korzeń.
Całość na tak. Szybkie, dynamiczne, very git.
Widzę znów jakieś parówki zza kotarek ciskają pojedynczymi gwiazdkami. Ech to mentalne gimnazjum.
Rozpędzacie się w tej części, jest coraz szybsza akcja, nawet pomimo epizodu z jakimś głowonogiem, zresztą ten też wyglądał na szybki numer. Jest ciekawa relacja pomiędzy chłopakami... Jeszcze zwróciłem uwagę na tę krew z nosa - zabawna symbolika - jeśli celowo zamierzona... :) Wygląda na to, że będą kolejne części. Pozdrawiam
Kurde, chłopaki, to było obrzydliwe. Skrzywiłam się, robiłam dziwne miny i przerywałam co chwilę, zadając sobie pytanie "Dlaczego? Dlaczego ja sobie to robię?".
Potomek? Jaki potomek! To jakiś potwór będzie... Fuj, fuj, fuj! I ten stosunek, bleeee.
Chyba zaliczyliście oba gatunki. Gratuluję :)
Tak jak wspominałam, nie moje klimaty, więc oceniam jedynie po zestawie i ogólnikowo.
Piąteczka i pozdrawiam!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania