Śniący [1]
Prolog
Pochodnie wokół starożytnej komnaty zapaliły się jedna po drugiej, oświetlając złoty tron wyłożony klejnotami. Wysoka figura czerwonogłowej kobiety spoczywającej na nim pozostała w bezruchu w pozycji pełnej gracji z jej rękoma na rubinach wrytych w podłokietniki.
Powoli, niemal niechętnie, ciemnoczerwone rzęsy uniosły się, ukazując szkarłatne oczy z cienkimi, poziomymi źrenicami. Delikatny uśmiech pokazał się na jej twarzy nawet mimo tego, że jej oczy miały daleki wyraz.
Były skupione na przyszłości. Na ścieżkach do przejścia i miejscu do dotarcia – teraz noszących chaotyczny posmak. Na możliwościach przyszłych wydarzeń.
– Czas nadszedł – jej muzyczny, słodki głos poniósł się po komnacie, ogłaszając rozpoczęcie planu rozpoczętego tysiące lat temu.
Z jej długim oczekiwaniem zakończonym, Bastet uśmiechnęła się, zamykając oczy i obserwując.
1
6 października 2075
[Liv]
Mieszkanie w małym miasteczku otoczonym głębokim, ciemnym lasem miało wady i zalety. Szczególnie gdy jeden wiedział, że ten las znajdował się u podstawy góry zawierającej jedno z największych nory zmiennokształtnych.
Nie żeby to miało duże znaczenie dla Liv Lystad, nawet jeśli to znaczyło, że ten fakt przynosił to ich miasta ludzi, o których inni plotkowali. W jej opinii miała ona dużo większe problemy niż bestie których nikt nigdy nie widział – przynajmniej o ile ona wiedziała.
Ponad wszystko, mieszkanie w małym miasteczku, gdzie wszyscy siebie znali pokolenia wstecz i odkrycie, że zakochała się w wytworze własnej wyobraźni... było do bani.
Nawet bardzo.
Dla niej to było gorsze niż posiadanie genialnego brata bliźniaka czy odziedziczenie dziwnych, czerwonych oczu, które czasami pojawiały się w rodzinie ich ojca – a Liv wiedziała to dobrze, bo była skazana na oba! I wszyscy dookoła uwielbiali uprzykrzać jej tym życie! Nie miała zamiaru dodawać do tego faktu, że gdy inne dziewczyn niedawno zaczęły inaczej patrzeć na chopców, ją prześladowały sny o obcym chłopaku!
Nawet jeśli jej głupia wyobraźnia stworzyła boskiego chłopaka, żeby ją gnębić, musiała by być szalona, żeby komukolwiek o tym powiedzieć!
Liv westchnęła i zamknęła notatnik na swoim telefonie, potem włożyła urządzenie do kieszeni. Ostrożnie manewrując, położyła się na gałęzi, którą dzisiaj wybrała na swoje gniazdo. Patrząc w dół na mech pokrywający ziemię wokół drzewa, z dala od ciekawskich oczu, zamknęła swoje, gdy jej myśli pobiegły do wczorajszego snu.
Przyszła tu wcześnie w niedzielny poranek, gdy jej rodzina dalej chrapała w swoich łóżkach w naiwnej próbie oczyszczenia swojej głupiej wyobraźni przez zapisanie ‘koszmaru.’ Ale patrząc a pusty, otwarty plik wszystko o czym mogła myśleć to jak... cudownie się czuła w tych niemożliwych fantazjach.
Zaczęło się to ponad rok temu, zasadniczo gdy tylko zaczęła dojrzewać z małej, chudej dzieczynki w... nadal nie tak wysoką, niezręczną nastolatkę. I jednaj nocy jej sny też się zmieniły.
Na początku te sny były pocieszające i niewinne. „Budzenie” się do lekko starszego, pięknego (kociego!) nastolatka było niespodzianką! Złożyła to na bakier jej bliźniaka, Raviego, który nigdy się nie zamykał na temat pobliskiej nory zmiennokształtnych. Jej brat był nimi zafascynowany, nawet gdy nikt z nich nie ośmielał zbliżyć się do ‘granicy’ terytorium należącego do bestii. Wszyscy wiedzieli, że ktokolwiek to zrobił nigdy więcej nie był widziany. Szczególnie szaleni ludzie z zewnątrz, który czasami nawiedzali ich miasteczko. Oni od dziecka byli uczeni szanować linie podrapanych drzew znaczących początek ziem należących do zmiennokształtnych.
Pewnego razu, przy kolacji jej bliźniak zapytał ich rodziców, dlaczego nigdy się nie przenieśli gdzieś indziej i oboje wyglądali zaszokowani przez to pytanie.
Prawda była taka, że poza okazyjnymi wizytami ludzi z zewnątrz (które i tak szybko miały), ich małe miasteczko było pewnie najbezpieczniejszym miejscem w całym stanie. Niektórzy, którzy zdecydowali się je opuścić, szybko wracali, przynosząc koszmarne historie o zbrodniach i przestępstwach zdarzających się gdzieś indziej. Nikt nie wiedział, dlaczego ale w ich miasteczku, Gatesville, było niemal nienaturalnie spokojnie w porównaniu.
Czasami zdarzały się jakieś kłótnie, i nawet mieli małą stację szeryfa, ale jak dług żyła, Liv nigdy nie słyszała, żeby się tu zdarzyło morderstwo czy coś takiego. Ich bieżący szeryf, Luke Morris, każdego roku groził, że zrezygnuje z nudy. I co roku był pacyfikowany przez komplementy jak dobrze wyglądał w uniformie czy różne wypieki przygotowana przez ich zmartwionych mieszkańców. A był on szeryfem, który jak na razie wytrwał najdłużej, gdy pozostali rezygnowali maksymalnie po roku. Dlatego ludzie się martwili, że brak szeryfa zaprosiłby kłopoty, które zadały się jak na razie omijać ich małe społeczeństwo.
Jej i Raviego rodzice, Katie i Sol Mallory, powiedzieli im, że nie zawsze tak było. Że ten niemal nienaturalny spokój zaczął się jakiś czas przed narodzinami bliźniaków. Mieszkańcy myśleli, że na pewno miało to związek z bliskością nory zmiennokształtnych, wskazując na jak zjednoczone stało się społeczeństwo, gdy ludzie dowiedzieli się o Bast’Aikhtiar.
Zmiennokształtni kiedyś należeli do mitu związanego z tym starożytnym lasem, który okazał się prawdziwy ponad pięćdziesiąt lat zanim Liv się urodziła. Gdy ludzkość przekroczyła granice, obracając się do użytku broni nuklearnej, Bast’Aikhtiar – jak nazywali siebie zmiennokształtni – się wkurzyli. Szybko i bezlitośnie spacyfikowali walczącą ludzkość i dali im ultimatum: wszelkie próby dalszej produkcji broni masowego rażenia miały zostać zaprzestane, albo będą mieli z nimi do czynienia. A biorąc pod uwagę, że bestie najwidoczniej posiadały dużo bardziej skuteczną magię... Taa, to nie była konkurencja. Potem zmiennokształtni wrócili do swoich leż (trzynaście w sumie, rozsianych wokół świata) i ostrzegli, że niezaproszeni goście w granicach ich terytorium będą witani według ich zwyczajów. Liv nie miała pojęcia co to oznaczało, ale żyjąc tu, jak każdy inny dzieciak, z pewnym zainteresowaniem obserwowała ludzi próbujących złamać tę zasadę.
Historia, która najczęściej przynosiła obcych do ich miasteczka miała do czynienia z mitem, że zmiennokształtni niby mogli jakoś uczynić kogoś nieśmiertelnym. Liv nie wiedziała czy to prawda, i szczerze mówiąc nie bardzo ją to obchodziło, ale ten mit przynosił do Gatesville ludzi z zewnątrz który zdawali się bardziej niż trochę szaleni. Przyjeżdżali, rozpytywali o ich ‘sąsiadów’ i szli do lasu... i nikt ich więcej nie widział. Ich szeryf – z tego co Liv słyszała – najczęściej miał do czynienia z pozbywaniem się ich samochodów i klamotów.
Najnowszą z tych ‘wizyt’ miała okazję samej zobaczyć przez przypadek dwa tygodnie temu. Wracając ze szkoły i głęboko w ciemnych myślach, praktycznie wszeła na niewiele starszą blondynkę z niebieskimi oczami. Nie zwróciłaby na to większej uwagi, gdyby nie fakt, że gdy niezręcznie przepraszała z swoją nieuwagę, brat bliźniak dziewczyny wkroczył, żeby złagodzić gniew blondynki. A biorąc pod uwagę, że wyglądali bardziej podobnie do siebie niż ona i Ravi, nie było możliwości myśleć o nich inaczej jak o bliźniakach! A że nigdy wcześniej ich nie widziała, to spotkanie wryło się w jej pamięć.
Później tego dnia, Ravi przy kolacji śmiał się na temat ‘detektywów,’ którzy najwidoczniej zdecydowali się zgłębić temat zmiennokształtnych, próbując uniknąć losu swoich poprzedników. Mała grupa nastolatków z jednym dorosłym najwidoczniej wynajęła pokoje w ich małym zajeździe in zaczęła rozpytywać o bestie. Jej bliźniak nazwał ich ‘Mystery Inc.’ i spędził całe popołudnie karmiąc im najdziwniejszymi historiami. Najwidoczniej miał z tym niezłą jazdę, skoro nadal tu byli dwa tygodnie później, goniąc te bajki. Liv nie bardzo to obchodziło, skoro w jej głowie prędzej czy później albo znudzą się i wyjadą, albo zbliżą się do złej partii lasu... i też znikną. Ona miał swoje problemy do zajęcia jej myśli.
Jej ciemnowłosy, bladooki, conocny... problem w szczególności. Bo jak czas mijał, sny stawały się coraz wyraźniejsze i intensywne. Chociaż nic w nich nie słyszała, nawet widząc ruchy ust tego wyśnionego, kociego nastolatka, ukazujące wyraziste kły. Z pierwszego niepokoju na śnienie też samej rzeczy w kółko, ewentualnie Liv zbytnio... polubiła tę fantazję.
Gdy hormony szalały, przestała próbować zrozumieć dziwne obrazy i pozwoliła im się pochłonąć.
Każdej nocy, gdy szeła spać, ‘budziła się’ w czymś co wyglądało jak jaskinia ze ścianami udekorowanymi kolorowymi, pięknymi kryształami. Z dziwną konstrukcją z drewna wypełniającą tę jaskinię aż do wysokiego sufitu, jedyna inna rzeczą tam było leże składające się z ciemnych futer i koców. I w nim zawsze się budziła, nago – nie ważne co nałożyła idąc do łóżka – i do przepięknego, ciemnowłosego nastolatka, który na początku wyglądał na tak samo zaskoczonego.
To było dziwne i niezręczne... przynajmniej na początku. Wszystko wyglądało tak prawdziwie, że niemal ją kusiło, żeby uwierzyć że ta wizja była jakoś prawdziwa. Ale nie, jej ręce przechodziły przez cokolwiek co próbowały dotknąć, nie czując nic. Włączając w to jego wyśnionego, kociego nastolatka. Wiedziała, bo próbowała.
Kto by nie...? Ten nastolatek był przepiękny, niewiele starszy i śniąc o nim noc po nocy... Boże, każdy by miał pomysły, prawda? Bardzo wysoki i z jasną skórą pokrywającą muskularne ciało, kocie dodatki w formie uszu, ogona i oczu z poziomymi źrenicami nie odejmowały nic z jego urody. Tylko do niej dodawały z pięknymi rysami jego delikatnie trójkątnej twarzy otoczonej przez włosy ciemne jak atrament. I kilka tygodni tych snów wystarczało, żeby Liv kompletnie straciła zainteresowanie prawdziwymi ludźmi.
Ponad rok później, była beznadziejnie zakochana w cholernym wytworze własnej wyobraźni!
Co było po prostu żałosne...
Nawet próbowała się z nim komunikować! Stając się bardziej niż trochę zdesperowana, noc po nocy pisała na swoje ręce ‘czy jesteś prawdziwy?’ a koci chłopak – przewidywalnie – tylko na nią patrzył bez zrozumienia. Tylko machał z entuzjazmem jego długim, czarnym ogonem. Klęcząc w tym ‘leżu’ naprzeciw niej, ten koci nastolatek zawsze zdawał się szczęśliwy na jej widok. Zawsze próbował ją dotknąć i pokazywał jej kły z rosnącą frustracją, gdy jego ręce przechodziły przez jej ciało. Przez co zdawało się godzinami tej fantazji, ciemnowłosy chłopak próbował ją pocałować. Tak się zbliżał, że Liv mógła łatwo policzyć jego długie, ciemne rzęsy wokół tych bladoniebieskich oczu... gdyby nie traciła rozumu, marząc o tym żeby go dotknąć.
Zdychając, żeby poczuć jego dotyk...
To stawało się tak bolesne i frustrujące, pół roku temu zaczęła unikać chodzić spać. Pochłaniała niezdrowe ilości kofeiny i próbowała zostać na nogach jak długo mogła bo z każdym następnym snem serce jej pękało. Szczególnie gdy jej głupi mózg dał tym kocim oczom wyraz tego samego bólu ona czuła za każdym razem, gdy jej ręce przez niego przechodziły.
Wczoraj w nocy pękła, zasypiając pierwszy raz od trzech dni do jej brata narzekania o tym jak źle ostatnio wyglądała i wylądowała prosto w tym leżu i do jej kociego nastolatka wyglądającego na tak samo zmartwionego jak jej brat. Jej przepiękny ‘sen’ uniósł dużą dłoń do Liv policzka, niemal ją dotykając... a ona się rozpłakała, marząc, żeby to poczuć.
Budząc się, musiała znaleźć miejsce z dala od kogokolwiek przynajmniej, dopóki mogła myśleć o tym bez płaczu.
To było głupie i beznadziejne, i Liv nie miała pojęcia, dlaczego jej wyobraźnia ją tak torturowała, kiedy była tak cholernie zmęczona...
Nic dziwnego, że przeoczyła wydrapany znak u podstawy drzewa, które wybrała na swoje gniazdo. Granica... i jego gałąź, po jej złej stronie. Patrzyła, nic nie widząc, na kamienie pokryte mechem na ziemi, gdy ogromna, kocia bestia – intensywnie wąchając – weszła w jej pole widzenia.
Liv zamarzła, nie ośmielając się oddychać, gdy jej rubinowe oczy strzeliły do podstawy drzewa i dystynktywnego znaku. Zbladła, gdy znów spojrzała na gigantycznego kota – który wyglądał, jak dziwmy miks pomiędzy panterą a jaguarem. Pokryty gęstym, atramentowym futrem, kot machał powoli swoim długi, czarnym ogonem podczas gdy zrobił kółko wokół drzewa. Wstrzymując oddech i modląc się, żeby nie spojrzało w górę, Liv gapiła się na... zwierzę? Nie, było zdecydowanie za duże...
O, cholera!
Zrozumienie jak bardzo schrzaniła nie było pocieszaniem, gdy bestia uniosła głowę i spojrzała wprost na nią. Jej oczy zderzyły się z kocimi, niebieskimi jak niebo z cienkimi, poziomymi źrenicami. Pocąc się i kompletnie przerażona, pisnęła zawstydzająco, gdy duży kot siadł na swoich tylnych łapach ciągle na nią patrząc. Potem, gdy ludzki głos rozbrzmiał z kociej paszczy pomiędzy zbyt wieloma kłami... Jej już nierówny puls skoczył na ten widok. Trzy rzędy kłów wyglądających ekstremalnie ostro bardziej niż cokolwiek udowadniało, że to nie mogło być normalne zwierzę.
– Zdajesz sobie sprawę, że przekroczyłaś granice, dzieciaku? – dystynktywnie damski głos drżał z rozbawienia.
– Prze... przepraszam... – Liv wydukała, gapiąc się i przełykając ciężko. – Nie... nie zmierzałam... – A ponieważ jej życie kochało ją gnębić, gdy próbowała usiąść, jej ręka się ześlizgnęła i dziewczyna z krzykiem spadła prosto na zmiennokształtnego!
Jestem martwa! Pomyślała, desperacko odczołgując się od atramentowej bestii z jękiem przerażenia. Złożyła ręce wokół twarzy, modląc się o szybki, bezbolesny koniec.
– Tak lepiej – usłyszała i zamrugała, zerkając przez palce na gigantycznego kota. Ciągle siedzącego w tym samym miejscu jakby Liv wcale nie spadła na niego chwilę temu. Widząc jej zszokowaną minę, bestia znowu pokazała Liv kły w czymś co wyglądało jak krzywy uśmiech. Gdy wyciągnął łapę pomiędzy nimi, Liv zaskomlała i odczołgała się dalej instynktownie... i niebieskie oczy kota pokazywały dużo rozbawienia na jej reakcję. Biorąc głęboki oddech żeby się uspokoić, Liv zrozumiała do czego bestia pokazywała. W swoim niezręcznym upadku i szalonym czołganiu, wylądowała za drzewem i granicą które znaczyło. – Następnym razem bardziej uważaj, mała – Zmiennokształtny zaśmiał się i odszedł z machnięciem ogona, znikając w gęstwinie zieleni.
Liv patrzyła za nim przez długą chwilę z szeroko otwartymi oczami i ustami, dopóki nie zrozumiała swojego szczęścia w dalszym oddychaniu. Wstała w końcu i rzuciła się biegiem do domu. Chociaż wiedziała, że pewnie nie powinna, nie mógła się doczekać, żeby obudzić Raviego i wkurzyć go opowieścią o tym spotkaniu!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania