maskarada żałoby

Przychodzą gromadą,

w szelestach czarnych płaszczy,

sztywni, poważni,

choć maski ciążyły im jeszcze wczoraj.

 

Łzy na zawołanie –

lśnią na policzkach jak biżuteria,

słone i zimne, choć

w środku – zupełnie suche.

 

Wzrok spuszczony na ziemię,

z rękami splecionymi,

dłońmi, które przed chwilą

darły na strzępy twoje imię.

 

A teraz płaczą –

lecz płacz ich nie boli,

bo łzy są tu tylko na pokaz,

a ból – ledwo zasłoną, cieniem pod powieką.

 

Ja też nie przyszłam z miłości,

może i nie znałam cię dobrze,

ale nie udaję łez na twoje pożegnanie –

wystarczy cisza i prosta obecność.

 

Fałszywe twarze pochylają się nad tobą,

szepczą słowa, w które sami nie wierzą,

tak, jakby smutek był rolą do odegrania,

a żal – rekwizytem, który łatwo odłożyć.

 

Kwiaty kładą na grobie,

ale nawet one –

zakwitły pod przykrywką,

jak ich litość, jak ich zmyślone łzy.

 

Patrzysz na nich z oddali –

gdzie maski nie sięgają,

gdzie prawda jest naga,

gdzie fałsz nie wchodzi.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania