Mieścina - odcinek 1
Odcinek 1
"Daj wiarę"
– Nie szarp się, matole!
– Jak mam nie szarpać, jak sama szarpiesz? To cię odszarpuje, namolna babo!
Ferdynand Malinowski jeszcze raz machnął ręką, jakby odpędzał się od zgrai komarów na łowisku, a to tylko poczciwa Danusia Kowalska próbowała mu pomóc w sobie tylko wiadomy sposób. W końcu wiadomo, że jak ktoś wywinie orła na rowerze, to pierwsze co robisz, łapiesz gagatka za kapotę i szarpiesz jak pierwszego lepszego lumpa, coby go nicponia z chodnika ściągnąć, bo ludziom tarasuje przejście. Swoją drogą Fredzio był niezłym ancymonem, lubił za kołnierz wylać, więc Kowalska nie wierzyła w jego szczere jęki, że mu coś z nogą się zrobiło i takie tam bzdety.
– Nie łżyj, pijaczyno. Roweru tylko szkoda, taki składak dobry byłby jeszcze.
Malinowski aż poczerwieniał ze złości, choć i bez tego cerę miał raczej buraczkową.
– Się uczepiłaś tego roweru jak pijany płotu. Zostaw mnie! – Szarpał się zawzięcie z kobietą. – Okulary kup. Widzisz, że koło przednie się wygięło i poleciałem jak długi.
Kowalska ukradkiem spojrzała jeszcze raz na rower.
– Jak dbasz, tak masz.
– Odejdź, boli! – krzyknął Ferdynand.
Wiosenny dzień zapowiadał się dla mężczyzny dobrze, ale nie minęła dziewiąta, a leżał na chodniku w rynku, tym razem jednak trzeźwy.
Ludzie w autach przypatrywali się scenie, ale nikt nie zamierzał się wtrącać. W mieścinie każdy znał każdego. Wszyscy wiedzieli kto to Malinowski, a jeszcze lepiej każdy znał Kowalską, bo rura miała na wszystkie tematy do powiedzenia więcej, niż maluch kopci z wydechu na zimnym.
– Nie będzie blokował chodnika – syknęła, ciągnąc za marynarkę Malinowskiego jeszcze mocniej.
Facet znowu zawył z bólu.
– Lewa, kurwa, lewa! – krzyknął łamliwym głosem. – Wołaj karetkę, nie wstanę.
Puściła Ferdka i spojrzała na niego z wysoka pełnymi pogardy zielonymi oczkami, które zwykle w rozmowie zachowywały się jak rozbiegane szczeniaki.
– Może i nie kantujesz – stwierdziła, łapiąc się za boki. Spojrzała po rynku. Najbliżej była Żabka. – Czekaj, zaraz wracam.
– Się nie zamierzam nigdzie wybierać. Ale swoje dostaniesz, nie myśl sobie.
W sklepie za ladą stała młoda dziewczyna, Anka. Zaczytywała się akurat w najnowszym numerze jakiegoś plotkarskiego szmatławca, więc dźwięk otwierających się drzwi nie specjalnie ją zadowolił.
– Wyjmuj komórkę, ranny na chodniku jest – zaczęła od razu Kowalska.
Anka odłożyła magazyn i spojrzała na kobietę jakby ta zbiegła z jakiegoś zakładu psychiatrycznego.
– Co?
– Po polsku nie łaska rozumieć? Ranny na chodniku jest. Nie podniesie się. Dzwoń po karetkę.
Dziewczyna jeszcze chwilę zastanawiała się co z tym fantem zrobić, ale ostatecznie sięgnęła po komórkę.
– Jak to jakiś wkręt…
– Czy ja ci, dziewczyno wyglądam na kogoś, kto lubi żarty?
– Szczerze?
– Dzwoń, ile mam czekać?
Pogotowie zajechało na pobocze obok Malinowskiego po kwadransie. Wysłużony traffic z resztkami zgniłych progów wyglądał nie lepiej od tych, których woził na pace. Ratownicy zobaczyli poszkodowanego i z uśmiechami podeszli do Kowalskiej.
– Kto mu to zrobił? – zapytał jeden z nich.
– Nikt, sam się pijus wywrócił – powiedziała Danusia.
– Pani wie, że my jesteśmy od poważnych spraw?
– No raczej, ale kto tu miał coś zaradzić?
– Nie wiem, sąsiad, rodzina poszkodowanego. Zarzucić na tył i do szpitala. My mamy ważniejsze sprawy na głowie.
– Jakie niby? Jak ostatnio wracałam do chałupy, to widziałam twojego kolegę na żwirowni za mieściną. I karetka też była. Balowali jedni z drugimi.
Niższy z ratowników posłał Kowalskiej gniewne spojrzenie.
– Przewidziało ci się, kobieto – stwierdził.
– Dobra, tym razem zawiniemy łamagę, ale to ostatni raz. Się pomrowili i teraz do byle czego pogotowie wzywają – syknął wyższy.
– A co z rowerem? – zapytała Danusia.
Ratownicy wzruszyli ramionami bez odpowiedzi. Załadowali Malinowskiego do karetki i odjechali. Kowalska na chwilę przystanęła, bo przez to zamieszanie zapomniała gdzie zostawiła swój rower. Składak Ferdka oparła o budynek obok i odeszła. Stara lipa, no tak, pomyślała. Jedyne drzewo po tej stronie rynku stało kilkanaście kroków od miejsca zdarzenia. Jednak już z oddali Danusia dostrzegła, że czegoś pod nim brakuje – lśniąco zielonej damki z koszykiem wiklinowym.
Komentarze (9)
https://youtu.be/Rn0xXo1gwGY?si=br6CRcU31YZvEdrr
Dla mnie może i dobrze, że odpoczywasz od Farloka, bo mam pewnie z milion części do nadrobienia...😅🙏
Pozdrawiam ~
Tak, przerwa od teoretyka wiedzy magicznej nastaje, żeby potem ruszyć z kopyta z dużą werwą. Mam jeszcze w zanadrzu pomysły na opowiadania, w tym jeden większy. Byle czas na pisanie był i wena dopisała. Ostatnio z tym pierwszym tak sobie :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania