Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Miłość, Borderline i inne demony cz.I

- Gdzie znowu wychodzisz? – zapytała zaniepokojona, podnosząc się z sofy.

- No jak to, przecież mówiłem ci, że muszę skoczyć do redakcji i porozmawiać z szefem o moim nowym cyklu artykułów – odpowiedział lekko zdziwionym głosem.

- A czy mógłbyś podejść do mnie i na chwilę mnie przytulić – odezwała się błagalnie.

- No dobra… – Wzruszył ramionami i podszedł do niej.

- Spadaj!

- Olu! O co ci chodzi?

- Nie potrzebuję żadnej łaski, spadaj!

- Ale, ja ci nie robię żadnej łaski!?

- Robisz… męczę cię, co? Najchętniej dałbyś sobie już ze mną spokój.

- Olu, przestań tak mówić!

- Spieprzaj! – krzyknęła rzucając gazetą w stronę Marka.

- Mam tego dość! – odpowiedział i ruszył w stronę drzwi.

- Marek! – Usiadła i zupełnie się rozkleiła.

Podszedł do niej, mocno przytulił mówiąc:

- Przepraszam.

- Nie masz pojęcia jak bardzo cię kocham – powiedziała drżącym głosem dotykając jego włosów.

- Ja też cię kocham – Zrobiło mu się jej żal. W jej spojrzeniu była jakaś zniewalająca niewinność, zawsze w takich chwilach rodząca w nim poczucie winy.

Usiedli na sofie i przez dłuższą chwilę milczeli, czekając aż opadną z nich resztki emocji.

- Musisz już iść – odezwała się nagle.

- Hm… chyba już za późno, nie wiem czy szef będzie czekał, ale spoko zadzwonię coś wymyślę.

- Nie, idź, nie chcę, żebyś miał przeze mnie problemy – powiedziała stanowczym głosem.

- No, ale… - Nie dokończył zdania, podniósł się z sofy, nie chcąc wchodzić w następną dyskusję.

 

Jadąc samochodem do redakcji był w kiepskiej formie, dużo powietrza z niego uszło na kłótni z Olą, praktycznie o nic. Kiedy nie mieszkali razem było wszystko okej. Mieli wiele wspólnych tematów, turystyka, podróże, literatura, film. On był dziennikarzem w polskim wydaniu National Geographic, specjalistą od dalekiego wschodu. Ona, podróżniczka, wolontariuszka, zafascynowana bliskim wschodem. Jeszcze niedawno myślał, że to naprawdę ta, z którą spędzi resztę życia. Teraz pojawiają się duże wątpliwości. Z jej psychiką jest coraz gorzej, częste huśtawki emocji, szukanie dziury w całym. Z drugiej strony było mu jej żal, wiedział, że gdyby ją teraz zostawił nie wytrzymałaby tego. Najgorsze było to, że o żadnym psychologu nie chciała słyszeć, zawsze mówiła, że on jest jej najlepszym psychologiem. Niestety, już w to nie wierzył i miał coraz mniej pomysłów na „co dalej”.

 

- Hm… całkiem ciekawy artykuł o tym plemieniu Bonda, bardziej przypominają mieszkańców Afryki niż Hindusów – stwierdził Rogalski, szef Marka.

- Tak, to bardzo stare plemię, zamieszkują stan Orisa od zarania dziejów, byli tam jeszcze przed Drawidami – powiedział z zadowoleniem, widząc zaciekawienie szefa.

- Oj!? – nie jestem w temacie – odparł wpatrując się w zdjęcie młodej dziewczyny z plemienia Bonda.

- No bo wiesz, Drawidowie to…

- Dobra, dobra, materiał mi się podoba, ale…

- Ale?

- Ostatni raz takie spóźnienie, nie będę więcej tego tolerował – oznajmił stanowczym głosem Rogalski.

- No wiesz, te…

- Korki? Przestań ściemniać, ostatni raz – powiedział wstając z fotela.

- Rozumiem, ostatni raz – powtórzył ściszonym głosem Marek.

- No to do roboty, chcę mieć ten artykuł jeszcze dzisiaj gotowy.

Marek pokiwał głową, spodziewał się, że właśnie tak to się skończy, czyli około dwudziestej będzie w domu.

 

Oglądała telewizję co chwilę zmieniając kanały, nie mogła znaleźć czegoś dla siebie, właściwie to sama nie wiedziała czego chce, w końcu wyłączyła. Podeszła do okna, zaczynał padać deszcz, otworzyła je na oścież, wyciągnęła ręce do przodu i poczuła jak na jej dłonie spadają krople, najpierw pojedyncze, po chwili zaczęło lać. Wychyliła się spoglądając na ciemne chmury, potem zamknęła oczy i przez dłuższą chwilę stała tak, aż jej bluzka cała przemokła. Szybko zamknęła okno, drżąc z zimna. Pobiegła do łazienki, zrzuciła z siebie przemoczone ciuchy i wskoczyła pod prysznic. Poczuła teraz przyjemne ciepło, znowu zamknęła oczy, pomyślała o Marku…

- Nadal masz piękną figurę.

Usłyszała znajomy głos i momentalnie otworzyła oczy.

- Nie bój się, przecież jesteśmy przyjaciółmi – powiedział mężczyzna z długą brodą, ubrany w habit franciszkanina.

- Skąd się tu wziąłeś!? – krzyknęła przerażona, odruchowo zasłaniając piersi i łono.

- Byłem ciekaw co u ciebie – stwierdził z ironicznym uśmiechem. Podszedł bliżej chcąc ją wziąć w ramiona.

Odepchnęła go i wybiegła z łazienki. Mnich głośno się roześmiał i ruszył za nią.

Schowała się za łóżkiem przyjmując pozycję embrionalną, cała się trzęsła, chciała krzyczeć, ale nie mogła nic z siebie wydobyć. Słysząc zbliżające się kroki, zamknęła oczy. Potem nastała długa chwila ciszy, po dłuższym czasie odważyła się otworzyć oczy i błyskawicznie podniosła się z podłogi. Nikogo nie było, rozejrzała się wokoło, podłoga była trochę mokra, drzwi z łazienki otwarte na oścież i ani śladu po nieproszonym gościu. Założyła szlafrok, wzięła ze stolika komórkę i zadzwoniła do Marka, po chwili przerwała połączenie. Usiadła na łóżko i zaczęła płakać, zdawała sobie sprawę, że coraz bardziej popada w jakiś obłęd. Nigdy nie opowiadała mu o nieprzyjemnych szczegółach z dwuletniego pobytu w Ziemi Świętej. Minęło już osiem i już prawie zapomniała o nim. – Dlaczego pojawił się właśnie teraz? – Poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku, pobiegła do łazienki i zwymiotowała. Potem wyciągnęła z torebki fiolkę środków nasennych. Zawsze, kiedy coś się z nią dzieje chce to przespać, czasem kusi ją by połknąć całą zawartość tej małej buteleczki i już nigdy się nie obudzić, tym razem połknęła tylko dwie, choć to i tak duża dawka.

 

Kiedy wrócił do domu, trochę zaniepokoiła go taka kompletna cisza. Powiesił kurtkę na wieszak, spojrzał na zegarek, była dwudziesta pierwsza. Ola zazwyczaj o tej porze ogląda telewizję albo coś czytała słuchając muzyki. Zajrzał do sypialni, spod kołdry wystawała tylko głowa, spała mocnym snem, nie chciał jej budzić. Poszedł do łazienki, panował tam lekki chaos, podłoga była mokra, z prysznica lekko sączyła się woda, pod wieszakiem leżał ręcznik. Nic z tego nie rozumiał, ale nie miał ochoty teraz budzić ją i pytać czemu w łazience zostawiła taki syf.

Wstając rano, zauważył, że Ola leży w tej samej pozycji co wczoraj, potrzasnął jej ramieniem.

- Obudź się! – Nie reagowała, potrząsnął ją mocniej. Otworzyła oczy, były bardzo mętne, wyszeptała coś niezrozumiałego i znowu je zamknęła.

- Cholera! Coś ty zażyła, co się stało?! – Podniósł ją z łóżka i przeniósł do łazienki, wsadził pod prysznic i puścił zimna wodę.

- Aaa! – krzyknęła, wyczołgując się z pod niego.

- Coś ty zrobiła!? – spojrzał jej w oczy podnosząc z podłogi.

- Ja… ja… – Cała się trzęsła nie mogąc nic sensownego powiedzieć.

Marek szybko ją wytarł i przeniósł z powrotem do łóżka, nakrył kołdrą i usiadł koło niej.

- Dzwonię na pogotowie – powiedział wyciągając z kieszeni telefon.

- Nie, błagam… – odpowiedziała drżącym głosem, próbując podnieść się z łózka.

- Ale ja nie wiem co zażyłaś, to może być niebezpieczne!

- Środki nasenne, nie mogłam zasnąć, połknęłam podwójną dawkę, nie wiedziałam, że tak mnie to pozamiata.

- Nie wierzę, a ten syf w łazience, co się stało?

- Wiesz… – zawahała się, chciała mu powiedzieć co tak naprawdę się stało, ale przestraszyła się, wtedy na pewno zadzwoniłby na pogotowie. – Pośliznęłam się, potem ogarnęła mnie jakaś panika i nie do końca byłam świadoma co robię, ale teraz już wszystko będzie dobrze…

Spojrzał na nią, widział, że wraca do siebie. Miał duże obawy, czy dobrze robi, ale ostatecznie schował komórkę. Nie wierzył w jej wyjaśnienia, coś przed nim ukrywała, nie miał pojęcia jak to z niej wyciągnąć, ale żeby jakoś jej pomóc musiał znaleźć jakiś sposób.

Dźwięk telefonu przerwał jego rozmyślania.

- To moja – powiedziała i chwiejnym krokiem podeszła do stolika. – Tak mamo?

A może z nią pogadać? – pomyślał. – Nie darzył jej sympatią, ale nic lepszego nie przychodziło mu do głowy.

- Mama nas zaprasza na obiad w niedzielę – oznajmiła z radością

- Fajnie – uśmiechnął się, jak najbardziej szczerze potrafił, ale nie wiadomo, czy mu wyszło.

- Oj, zawsze, kiedy mamy odwiedzić moich rodziców zaczynasz się martwić i ten wymuszony uśmiech – spojrzała na niego kręcąc głową.

- Nie, no może czuję się tam trochę spięty, ale wszystko ok.

Nie cierpiał chodzić do swoich „potencjalnych” teściów. Zawsze, kiedy tam bywał, miał wrażenie, że śledzą jego każdy ruch, spoglądając na niego z jakąś chorą podejrzliwością. Nic tam nie działo się tak po prostu, atmosfera do bólu sztywna i odpychająca. No, a teraz zaplanował udać się do samego centrum dowodzenia „Mordoru”, czyli biura jej matki i porozmawiać na temat Oli.

- Musisz już się zbierać, bo znowu się spóźnisz – powiedziała z lekkim wyrzutem.

Spojrzał na nią z lekkim wyrzutem, ale nic nie odpowiedział, szybko się ubrał i wyszedł.

 

„Biuro Rachunkowe Halina Kunicka” – Nie chcę, ale muszę – powiedział do siebie naciskając przycisk domofonu.

- O Marek!? Właśnie dzwoniłam do Oli.

- Wiem, oczywiście będziemy, ale ja w innej sprawie.

- Wejdź, co to za sprawa – zapytała trochę zaniepokojona.

Usiadł przed jej biurkiem jak interesant, był bardzo spięty, jak zawsze, kiedy musiał z nią rozmawiać.

- Chodzi o Olę…

- A co się stało? – Spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem.

- Czy ona… – zadrżał mu głos.

- Co ona? – spojrzała na niego podejrzliwie.

- Czy miała problem… no jakiś nałóg, może była lekomanką, albo…?

- Nic mi o tym nie wiadomo. – Weszła mu w zdanie. – Ona jest trochę dziwna, miewa huśtawki nastrojów, ale… chociaż… kiedyś jak jeszcze była w liceum, przyłapałam ją jak piła ocet.

- Ocet!? – powtórzył z lekkim niesmakiem.

- Tak, nastolatki chcą być szczupłe, koleżanka powiedziała jej, że stosuje ocet dla szczupłej sylwetki. No i moja córuchna również zaczęła. No, typowe zakręcone nastolatki – stwierdziła z lekkim uśmiechem.

- No tak… – Spojrzał na nią trochę zdziwiony jej obojętnością. – Wczoraj… kiedy wróciłem z pracy, Ola już spała, trochę mnie to zdziwiło, bo nigdy tak wcześnie się nie kładła…

- No i co z tego, każdy czasem ma jakiś słabszy dzień…

- Tak! Ale rano nie mogłem jej dobudzić, musiałem zawlec ją pod prysznic. Powiedziała, że zażyła środki nasenne, przyznała, że podwójną dawkę, niby nie mogła zasnąć, ale w mieszkaniu musiało się coś dziać, bo w łazience był totalny chaos, jakby z kimś się siłowała…

- Hm? No nie wiem, może po tych środkach nasennych miała jakieś halucynacje?

- Cóż, nie mogę tego wykluczyć, ale...

– A czemu nie zadzwoniłeś na pogotowie? – Weszła mu w zdanie pytając pretensjonalnie.

- Chciałem, ale…

- Ale co? – spojrzała mu w oczy jak na przesłuchaniu.

- Prosiła bym tego nie robił, wydaje mi się, że nie wybaczyłaby mi tego – powiedział spuszczając wzrok.

- Trzeba było zadzwonić! Na przyszłość zastanowiłaby się co robi, idiotka.

Spojrzał na nią z niedowierzaniem, zawsze wyczuwał jej niechęć do córki, ale ten ton świadczył już o kompletnej ignorancji. W pierwszej chwili chciał powiedzieć jej coś przykrego, ale zadzwonił domofon przerywając rozmowę.

- Wybacz, dokończymy innym razem, mam klienta – powiedziała naciskając przycisk otwierający drzwi.

- Tak, na mnie też już czas – odpowiedział ściszonym głosem.

- Nie zapomnij o Niedzieli! – Uśmiechnęła się odprowadzając go do przedpokoju.

Kiwnął głową i wyszedł. Wiedział już, że nie ma sensu wracać do tej rozmowy. Było gorzej niż się spodziewał.

 

- Cześć Marek.

Usłyszał za plecami głos szefa. Odwrócił się i zmęczonym głosem odpowiedział:

- Cześć… i jak, przeczytałeś mój artykuł?

- Tak – stwierdził z zadowoleniem. – Całkiem niezły, zaciekawiło mnie to plemię Bonda, trochę tacy Afrykanie, nie miałem pojęcia, że ktoś taki żyje w Indiach?

- No… żyje – odpowiedział obojętnym głosem, dało się zauważyć, że nie miał ochoty na rozmowę.

Rogalski klepnął go lekko po ramieniu i poszedł w stronę swojego biura.

Marek po rozmowie z matką Oli, miał ochotę zaszyć się gdzieś przed ludźmi na kilka godzin, nikogo nie widzieć, z nikim nie rozmawiać. Niestety, musiał zasiąść nad kolejnym artykułem. Mógł zrobić to w domu, ale od Oli również musiał odpocząć, najchętniej wziąłby wolne i zniknął na kilka dni, ale o tym mógł sobie tylko pomarzyć. Jedyne co go cieszyło, to to, że szefowi się artykuł spodobał, miał pomysł na cykl o plemionach zamieszkujących Indie tak zwanych „Adiwasi” czyli odwiecznych autochtonów Indii, których coraz trudniej tam zauważyć. Od ostatniego pobytu w tym kraju, strasznie go to zainteresowało. Potrzebował tylko spokojnego kąta by się skupić.

- Cześć!

Spojrzał spod klawiatury na wchodzącego do jego biura faceta. – O matko! Karol – powiedział w myślach, po czym lekko się uśmiechnął.

- Cześć – odpowiedział lekko spięty.

- Masz może pożyczyć ładowarkę do telefonu?

- No. – odetchnął z ulgą i sięgnął do szuflady.

- Dzięki, oddam jak tylko naładuję – odpowiedział Karol z zadowoleniem. – Wychodząc, o czymś sobie przypomniał.

- A! Pozdrów ode mnie Olę.

Marka omal nie wbiło w krzesło. – Skąd ten nadęty bufon ją zna? – pomyślał.

- O? – znasz moją Olę?

- Tak, chodziliśmy razem do klasy w liceum, fajna z niej była dziewczyna.

- Z liceum, no nieźle. – Tego jeszcze brakowało, zapewne teraz co jakiś czas będzie się o nią pytał – pomyślał zniesmaczony tym faktem.

- Dobrze, że kogoś ma, bo taka z niej samotnica była. – Karol uśmiechnął się, ale wyczuł, że Marek jest w kiepskim humorze. - Hm… no nie ważne, jak tylko naładuję oddam – powiedział i szybko wyszedł.

Karol często wybijał go z rytmu, jakimś głupim pytaniem albo stwierdzeniem. Czasem wydawało mu się, że robi to specjalnie, ale szef też kiedyś to stwierdził, więc ten typ już tak ma. Najgorsze jest to, że potem ciężko się skupić, a artykuł był na razie w powijakach. Podszedł do drzwi i przekręcił klucz, by nikt mu nie przeszkadzał.

 

Jadąc do domu zadzwonił telefon, spojrzał na ekran, Ola. Odebrał spodziewając się jakiejś histerii.

- Hej, dzwoniła do mnie Baśka, wczoraj przyjechała z Anglii, umówiłam się z nią zaraz po mnie podjedzie.

Bardzo ucieszyła go ta wiadomość, cały dzień w pracy był strasznie męczący, przydałoby się trochę luzu. Odpowiedział spokojnym tonem:

- Ok. spoko, ja trochę popracuję w domu, bo w pracy jakoś weny było brak, a tobie życzę miłego spotkania.

Zaparkował przed blokiem. Miał ochotę trochę wyluzować, wypić kilka piwek, cały tydzień był zdecydowanie za ciężki, praca, mama Oli. – O matko! Po kilku z pianą, będę lżejszy – powiedział do siebie, zamykając drzwi samochodu.

 

- Duże piwo, poproszę – powiedział siadając przy barze.

- Jakie? Okocim czy Carlsberg – zapytała barmanka.

- Okocim – odpowiedział z uśmiechem Marek.

- Daj mi na krechę wódeczkę z colą – odezwał się kobiecy głos.

- To już trzeci. – Barmanka spojrzała na nią z lekkim wyrzutem.

- Spoko, jutro… nie po jutrze wszystko ureguluję.

Spojrzał na nią i trochę go zatkało – Magda, była kobieta Tomka, jego kolegi. Dwa lata temu zginął tragicznie, wypadając przez okno w dość niejasnych okolicznościach.

- Marek!? A co ty tutaj robisz? – odezwała się również mocno zdziwiona.

- Jakoś tak się złożyło, naszła mnie ochota na duże z pianą – odpowiedział trochę zmieszanym głosem, nie miał ochoty na jej towarzystwo, a niestety na to się zapowiadało.

- Mogę się dosiąść?

- Tak – odpowiedział z wymuszonym uśmiechem.

- Co tam u ciebie? Pracujesz dalej jako dziennikarz?

- Tak, a ty dalej uczysz angielskiego?

- Tak, w szkole językowej – odpowiedziała krótko, nie chcąc ciągnąc tematu.

Spojrzał na nią z lekkim niesmakiem. Było widać, że nie dba o siebie, wory pod oczami, na paznokciach odchodzący lakier no i trochę już nietrzeźwa.

- Hej to co z tym drinkiem! – krzyknęła do barmanki.

- Słuchaj, zrobię ci, ale jak nie zapłacisz do niedzieli to już tu nie przychodź – stanowczym tonem odpowiedziała i sięgnęła po butelkę wyborowej.

- Ok. Ja stawiam – oznajmił Marek wyciągając kartę z portfela.

- Dzięki – powiedziała z lekkim uśmiechem i przysunęła się bliżej.

Marek zaproponował, żeby usiedli do stolika, nie chciał z nią siedzieć przy barze, gdzie wszystko słychać, a barmanka najwyraźniej była już zmęczona jej towarzystwem. On też nie był zadowolony z takich okoliczności, miał ochotę wyluzować, a jakoś się na to nie zapowiadało.

Ledwo usiedli, a do lokalu weszło trzech mężczyzn, kiedy podeszli do baru, Marek zobaczył, że jeden z nich to Wiktor, brat Oli – Cholera, jeszcze tego tu brakowało. Jak go tu zauważy to coś sobie na pewno pomyśli – pomyślał. Niestety sam sobie tego nie potrafił wytłumaczyć, bo przecież mógł pod byle pozorem wyjść i się z nią nie męczyć.

- Wiktor – powiedziała z lekką odrazą.

- Znasz go? – zapytał ściszonym głosem.

- Tak, kiedyś z nim kręciłam, ciężki gość, zresztą cała jego rodzina jest bardzo dziwna.

- Czemu dziwna? – zapytał zupełnie zaskoczony tym faktem.

- Hej… a coś się tak zaciekawił hahaha… a ty skąd znasz Wiktora?

- Ja… a stare czasy, nie ważne. – Trochę się zmieszał.

- No tak, mały ten świat, wiesz… nigdy wcześniej z taką rodziną nie miałam do czynienia. Wszyscy bardzo religijni, jego siostra wyjechała do Ziemi Świętej w poszukiwaniu Boga…

Zauważyła, że był spięty i bardzo zainteresowany tym co mówi.

Zrobiła głębszego łyka, uśmiechnęła się i w tym momencie przeszedł obok nich Wiktor z kolegami, spojrzał na nich, ale się nie odezwał, oni udali, że go nie widzą.

 

- Dupek i tyle – powiedziała poddenerwowanym tonem.

- Hm… no trochę taki nadęty bufon – stwierdził Marek.

- Daj spokój, zakompleksiony dupek i tyle.

- No chyba tak – odpowiedział obojętnie, nie mając już ochoty kontynuować tematu.

Zauważyła to i zaraz się odezwała.

- A jego siostra… to dziwna kobita. Taka nawiedzona, poczuła wielkie powołanie, no i nic z tego. Jej matka mówiła, że chciała tam wstąpić do Karmelitanek, ale rozchorowała się i wróciła do kraju. Rodzina była nią kompletnie zawiedziona, e tam… szkoda gadać.

 

Wbiło go w krzesło, ale musiał trzymać fason, nie chciał by domyśliła się, że coś go łączy z Olą. Liczył, że czegoś się jeszcze od niej dowie. Spojrzał na jej szklankę, była pusta, chciał zaproponować kolejnego drinka…

- Pójdę już – odezwała się Magda lekko rozbawiona zachowaniem Marka.

- Już? Myślałem, że jeszcze pogadamy – powiedział zaskoczony.

- Na dzisiaj wystarczy, kobita pijana dupa sprzedana hahaha… - Wstała nie mogąc powstrzymać śmiechu. Narzuciła na siebie kurtkę i wyszła.

Zastanowiło go, dlaczego? Może lubiła taką grę, podrażnić i zostawić kogoś z pytaniami bez odpowiedzi, albo poszła do jakiejś innej knajpy domyślając się, że coś go łączy z Olą, a Wiktor mógłby to spotkanie zinterpretować na swój sposób? Bardziej pasowała mu ta pierwsza wersja, ma zbyt złośliwą naturę, zapewne poszła do innej knajpy, domyślając się, że przez resztę dnia będzie zatapiał się w domysłach.

 

Wrócił do domu w kiepskim nastroju. Zastanawiał się czy nie zapytać Oli o to wszystko tak po prostu? Niestety zdawał sobie sprawę, że nie obejdzie się bez kłótni i oczywiście, to on będzie wszystkiemu winien.

Kiedy tak siedząc na fotelu rozmyślał, zadzwonił telefon.

- Hej, wiesz dzisiaj przenocuję u rodziców, bo będę miała bliżej, a nocą nie chce mi się tak daleko wracać, a znając ciebie już wychyliłeś jakieś dwa browarki.

- No niestety, ale jakbyś powiedziała wcześniej, że mam cię odebrać...

- Hahaha… dobra, jest ok. Nie przejmuj się – odpowiedziała nie mogąc powstrzymać śmiechu.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Kavita 31.12.2020
    Akcja trochę słabo się rozkręca, co nie zachęca do dalszego czytania. Ale szanuje za temat - wydaje mi się, że pisanie o osobie z zaburzeniami psychicznymi nie jest łatwe. Stawiam, że bohaterka została zgwałcona, ale to jedynie moje domysły. Brakuje mi tutaj rozwinięcia. Duża mnogość konwersacji wybija trochę z rytmu, a i w samych dialogach coś mi nie leży. Lecę czytać dalej :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania