Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Miłość, Borderline i inne demony cz.II

- Hej mamo, jeszcze nie śpisz? – zapytała z lekką obawą wchodząc do pokoju.

- Jak widzisz – odpowiedziała spoglądając na Olę.

- Widzę, że wzięłaś pracę do domu.

- Tak, miałam dzisiaj wielu klientów, jest kilka spraw, które do jutra trzeba skończyć – stwierdziła obojętnie.

- Ok. To nie przeszkadzam, idę spać. – Ola również odpowiedziała obojętnym głosem.

Matka spojrzała na nią i coś jej się przypomniało.

- A co tam u Marka?

- W porządku, pracuje, cieszy się życiem, nie narzeka – odpowiedziała z lekka nutką sarkazmu.

- Super, a myślicie coś o…

- Przyjdzie i na to czas – weszła jej w słowo nieco poddenerwowanym tonem.

- No i co się tak wkurzasz, przecież wiesz, że każda matka chce dla dziecka dobrze. Jak weźmiecie ślub, to…

- Daj mi spokój, to nasze życie i nasza sprawa! – powiedziała podniesionym głosem i wyszła z pokoju mamy.

- Ola! Daj spokój, nie unoś się tak.

Usłyszała to już na korytarzu, nie miała ochoty dalej dyskutować na ten temat, weszła do swojego pokoju i przekręciła klucz w drzwiach.

 

Matka również nie miała ochoty na kłótnię, nie poszła za nią by ją uspokoić, wzruszyła tylko ramionami i wróciła do pracy. Po chwili przypomniała jej się rozmowa z Markiem, znała dobrze Olę i wiedziała, że jest zdolna do wszystkiego, cały czas były z nią problemy, a on miał na nią dobry wpływ, ale jego ateizm i takie życie po prostu, kłóciły się z jej chrześcijańskimi zasadami. Gdyby powiedziała mu o problemach córki, na pewno zaraz by z nią skończył, a przecież nie o to chodziło. To małżeństwo byłoby dla niej jakąś szansą. Teraz kiedy żyją sobie w wolnym związku, ona nic nie ma, rozejdą się i wróci tutaj. Jako żona mogłaby coś od niego wyszarpać, gdyby doszło do rozwodu. Niestety, z tego co mówił Marek zaczynają się problemy – Cholera już pierwsza – powiedziała do siebie spoglądając na zegarek. Poprawiła okulary i wróciła do pracy.

 

Ola była strasznie zmęczona, położyła się na łóżku w ubraniu, nie mając sił na ścielenie i wieczorną toaletę. Zaraz zamknęły jej się oczy i zasnęła, długie spotkanie z przyjaciółką i niemała dawka alkoholu zrobiło swoje.

 

- Oj ta twoja mamusia.

Usłyszała głos, otworzyła oczy i momentalnie podniosła się z łóżka.

- To znowu ty! – spojrzała na niego z przerażeniem.

- Ciszej, chyba nie chcesz by cię usłyszała – powiedział z lekkim sarkazmem w głosie.

- Zostaw mnie w spokoju, draniu, czego chcesz?

- Niczego… przecież to ty mnie potrzebujesz, pamiętasz jak mi się żaliłaś na swoją matkę, a ja tuliłem cię w swych ramionach? Zawsze mogłaś na mnie liczyć, zwierzałaś mi się z każdej wstydliwej tajemnicy, nikt tak dobrze cię nie zna jak ja. – Podszedł bliżej, wyciągnął rękę chcąc dotknąć jej włosów.

Zerwała się z łóżka i podbiegła do drzwi.

- No co ty, Olu? – Podszedł bliżej.

Cała się trzęsła, ledwie zrobiła krok w tył.

- Hahaha… powinnaś się z tym pogodzić, jestem twoją ucieczką, twoim schronieniem, wciąż ci przypominam o twoim niespełnionym marzeniu…

- Dlaczego… dlaczego mnie wciąż prześladujesz, kiedyś ci uwierzyłam a ty to wykorzystałeś!

- Ja? – spróbował dotknąć jej włosów.

Uderzyła go w rękę i cofnęła się w stronę okna.

Przyskoczył do niej i złapał za obie ręce, poczuła na sobie jego oddech.

- Teraz znacznie lepiej, cieszy mnie, że coraz bardziej zaczynasz rozumieć, hahaha…

Obudziła się z krzykiem, leżała na łóżku oblana potem.

- Ola!? Co się stało?

Usłyszała pukanie do drzwi i głos matki.

- Nic – jakiś koszmar mi się przyśnił – odpowiedziała i wstała otworzyć drzwi, nie chciała by matka podejrzewała, że coś jednak się stało.

- Spisz w ubraniu? – zapytała.

- Oj mamo, no jakoś tak mi się zasnęło, zmęczona byłam – odpowiedziała kręcąc głową.

- Co się dzieje? – odezwał się trzeci głos w przedpokoju.

- Nic tato, krzyknęłam, bo coś mi się przyśniło i nawet już nie pamiętam co.

- Idź spać – usłyszał głos żony, machnął ręką i wrócił do sypialni.

- Wszystko już w porządku, zaraz się przebiorę do spania i pościelę łóżko – powiedziała zmęczonym głosem Ola.

- Mam nadzieję. – Matka spojrzała na nią trochę podejrzliwie, do końca ją to nie przekonało, ale nie miała ochoty o tej porze drążyć tematu.

 

Obudziła się dość późno, była dziewiąta, miała nadzieję, że matka już pojechała do pracy, nie miała ochoty na jakiekolwiek rozmowy, a znając ją, na pewno nie odpuści. Niestety, przypomniała sobie, że jest sobota i nie obędzie się bez „przesłuchania”.

 

Poszła do łazienki, szybki prysznic zaraz postawił ją na nogi. Kiedy się ubierała, usłyszała głos.

- Olu, zrobiłam śniadanie.

- Nie, dziękuję, zaraz wychodzę – odpowiedziała zdecydowanym tonem.

- No co ty, musisz coś zjeść – nie dawała za wygraną mama.

- No dobra, coś tam dzióbnę – zgodziła się, wiedząc, że nie odpuści.

 

Przyszła do kuchni, ojciec już kończył, a na nią czekał talerz z jajecznicą, której zapach był bardzo zniewalający i zapewne upichcił ją tato, bo nikt tak jak on nie potrafił zrobić jajecznicy.

-Smacznego tato – powiedziała z uśmiechem, siadając do stołu.

- Dziękuję – Również się uśmiechnął i szybko wstał.

- A ty, gdzie się tak śpieszysz tato?

- No ja niestety dzisiaj pracuję, mam kurs do Rzeszowa.

- O! to, kiedy wrócisz?

- Późno, albo jutro, zależy jaki będzie ruch na drodze, no i ile będę czekał na rozładunek – odpowiedział, potem dał buziaka córce na pożegnanie i wyszedł.

Ola podeszła do okna, pomachała ręką, kilka łez pociekło jej po policzkach. – Szkoda, że nigdy nie miał dla niej czasu – pomyślała. Mimo to bardzo go kochała.

 

- Olu jedz, bo wystygnie – odezwała się matka.

Wróciła do stołu, zrobiło jej się trochę przykro, przeszła jej ochota na jedzenie, ale zaczęła jeść na siłę, żeby nie dać powodów matce na wbijanie szpilek.

- Olu? Czy ty… - odezwała się nieśmiało mama.

- Co ja? – Spojrzała na nią podejrzliwie.

- Powinnaś mu powiedzieć o swoich perypetiach…

- Mamo! Przestań, nie wtrącaj się w nasz związek! – odpowiedziała stanowczo.

- Nie boisz się, że jak się dowie od kogoś obcego, to…

- A co ja takiego zrobiłam, byłam przez dwa lata w Ziemi Świętej.

- Wróciłaś totalnie poharatana, nigdy mi się z tego nie zwierzałaś, ale coś złego cię tam spotkało, wiem to na pewno.

- Daj mi spokój! – krzyknęła i zaraz zaczęła płakać.

Wstała od stołu, pobiegła do przedpokoju, ubrała kurtkę, włożyła buty i wybiegła z domu.

 

Marek odkurzał mieszkanie, w sobotę, kiedy był w domu zawsze to robił, nawet nie słyszał, kiedy weszła. Na chwilę wyłączył odkurzacz, przestawił stolik i wtedy ją zauważył stojącą w drzwiach. Była w kiepskim humorze, zeszklone oczy, lekko się trzęsła.

- Ola? Co się stało? – podszedł do niej i pomógł usiąść na fotelu.

Zupełnie zesztywniały jej ręce, nie miała siły mówić, złapał ją za dłonie, były lodowate. Trzymał je przez dłuższą chwilę, aż poczuł, że znowu są ciepłe, potem ją przytulił i zapytał szeptem:

- Co się stało?

- Nic takiego, pokłóciłam się trochę z mamą – odpowiedziała już pewnym głosem.

- Chyba więcej niż trochę – spojrzał na nią z lekkim uśmiechem.

- Wiesz… ona nigdy mnie nie lubiła, nigdy ci nie mówiłam o naszych relacjach, ale ona…

- No, zauważyłem co nieco, ale fakt nigdy mi nie mówiłaś.

- Dla niej zawsze się liczył Wiktor i Ania, a ja byłam ta najgorsza. No cóż, byłam żywym dzieckiem, trochę broiłam i zawsze dostawałam bury, ale nie to było najgorsze… najgorzej znosiłam to, że często byłam wykluczona. Mama zabierała Anię i Wiktora na zakupy, a ja musiałam z babcią siedzieć w domu, kupowała im jakieś słodkości i ciuszki a mi nic. Jak o czymś zapomniałam, to zawsze mówiła: „U ciebie to normalne”. Och jak ja tego nienawidziłam. Do szkoły muzycznej oczywiście siostra i brat, bo ja się nie nadawałam. Jak z podwórka przyszliśmy brudni z bratem, to oczywiście to moja wina, a Ania wzór, bo ona się nie brudzi. No i tak do teraz, brat nie skończył nawet zawodówki. Zaczął od liceum, wywalili, potem technikum, to samo, potem poszedł do roboty i do dzisiaj napierdala. No co innego Ania, skończyła medycynę i wyprowadziła się do Katowic.

- Hm… nie wiedziałem, że Wiktor nie skończył żadnej szkoły, sprawia wrażenie oczytanego, rozmawia na różne tematy…

- Tak, sprawia wrażenie, ale było z nim o wiele więcej problemów niż ze mną. On… – trochę się zawahała czy o tym mówić?

– On kiedyś wpadł z taką idiotką, jak matka się o tym dowiedziała o mało go z chałupy nie wyrzuciła, gdyby nie ojciec to kto wie…

- Ha! A to dopiero, został ojcem?

- Nie, usunęła, matka to sfinansowała, a i dobrze, ta idiotka nie nadawała się na matkę.

- Aż tak źle?

- Chyba ją znasz, to Magda Bogacka.

Spojrzał na nią z niedowierzaniem.

- Kto? – Trochę go przytkało, spojrzał na Olę z lekkim przerażeniem.

- Co tak na mnie patrzysz?

- Ja? – Trochę się zmieszał – Tak… pamiętam ją, była dziewczyną Tomka, mojego przyjaciela, pięć lat temu zginął tragicznie wypadając przez okno. Do dzisiaj nie wiadomo jak to się stało.

- Też go znałam, sympatyczny gość, taki marzyciel – powiedziała lekko zamyślona, próbując coś więcej sobie o nim przypomnieć.

- Tak… marzyciel, startował dwa razy do łódzkiej filmówki, ale niestety…

- No właśnie! Pamiętam, fascynował się filmem, no ale… – Spojrzała na Marka i powiedziała ściszonym głosem. – On wiedział o jej ciąży, dołożył się do zabiegu, kilka razy widziałam go w biurze matki, dyskutowali o tym, podsłuchiwałam trochę.

Marek również na nią spojrzał nie mogąc uwierzyć w to co słyszy, ledwo wydusił z siebie:

- Więc to było wtedy!? – Zrobiło mu się bardzo przykro, nie miał pojęcia o problemach Tomka, on mu nic o tym nie mówił, to zmieniało cały obraz, tamtej tragicznej sytuacji. Wczoraj rozmawiał z tą postrzeloną kobietą i czuł, że trochę się nim bawi, ale, że można przez nią odebrać sobie życie?

W tym momencie zadzwonił telefon. Ola spojrzała kto, mama.

- No nie! Zapewne niedzielny obiad – powiedziała rzucając telefon na stolik.

- Co się dzieje? – Marek zapytał trochę rozkojarzony tą sytuacją.

- No kuźwa, mama dzwoni, bo chce łaskawie wiedzieć czy jutro przyjdziemy na obiad.

- A! tak. – Przypomniało mu się zaproszenie. Nadzieja, że nie pójdą trochę go ucieszyła, ale jej matka tak szybko się nie poddaje.

Telefon wreszcie zamilkł, ale po Oli było widać, że jest naładowana, miała łzy w oczach, coraz bardziej się trzęsła. Marek przysunął się bliżej, zaczął głaskać ją po włosach.

- Widzisz! Ja się od niej nigdy nie uwolnię. – Wtuliła się w niego i zaczęła płakać.

Trwało to dłuższą chwilę, zanim jej przeszło, potem Marek zaproponował:

- Może pójdziemy gdzieś na spacer?

Uśmiechnęła się i pokiwała głową.

 

Poszli do parku, w październiku jest tam najpiękniej, drzewa nabierają kolorów, jest jeszcze zieleń, ale zdecydowanie więcej żółtego, gdzie nie gdzie pojawia się czerwień i brąz. Czuje się, że czas trochę zwalnia, po bardzo intensywnym lecie.

Ola podniosła z ziemi kilka kasztanów.

- Jak byłam mała, to uwielbiałam je zbierać, potem przynosiłam je do domu i robiłam z nich ludziki.

- Hahaha… ja wrzucałem je do ogniska – zaśmiał się i również wziął kilka do ręki.

- Do ogniska? A po co?

- Czasem strzelały – odpowiedział i rzucił jednym w górę.

- No tak, chłopcy zawsze mają idiotyczne pomysły – spojrzała na niego kręcąc głową.

- No musze przyznać, że kiepsko strzelały, za to pojemniki po dezodorantach… te wręcz wybuchały.

- O matko! Do głowy by mi nie przyszło coś takiego – stwierdziła z lekkim przerażeniem.

Marek się zaśmiał i znowu rzucił kasztanem, tym razem w drzewo.

- Co ty tak rzucasz?

- A trafisz w to drzewo? – Pokazał palcem na klon, oddalony o jakieś dziesięć metrów od nich.

- Trafię – spojrzała na niego z uśmiechem i zaraz rzuciła kasztanem w stronę klonu.

- Niestety – oznajmił widząc jak kasztan minął cel o dobre dwa metry. Następnie rzucił z dużą siłą i trafił w cel.

Ola pokazała mu język i rzuciła ponownie, niestety znowu nie trafiła.

- No kurwa! – Spojrzała na Marka lekko poddenerwowana.

- Ok. Remis, ogłaszam remis.

Uśmiechnęła się, a on delikatnie klepnął ją w plecy, mówiąc:

- Gonisz! I zaczął biec.

- Co? – Spojrzała na niego jak na wariata, po czym zaczęła go gonić.

Marek dał jej się złapać i była zmiana, kilka razy to powtórzyli, a potem zaczęli rzucać się liśćmi.

- Hahaha… a wiesz co to jest za liść – Ola uniosła do góry mały pożółkły listek.

- Nie mam pojęcia.

- Miłorząb Japoński – odpowiedziała z satysfakcją.

- Japoński? Myślałem, że wiem wszystko o Japonii, a tu masz…

- Hahaha… widzisz mądralo. – Podeszła do niego i przytuliła się. – Nie zostawiaj mnie – wyszeptała.

Marka bardzo to wzruszyło, objął mocno ramionami i powiedział ściszonym głosem:

- Nie zostawię.

Było mu trochę głupio, bo myślał już nie raz o tym, ale teraz zdał sobie sprawę, że ona ma tylko jego i pomimo jej zmiennych nastrojów, wybuchów agresji, musi być z nią, bo z tą swoją rodziną zupełnie oszaleje. Nic dziwnego, że jest taka poraniona i często panikuje, nigdy nie czuła ciepła, nie miała poczucia bezpieczeństwa. To, że coś przed nim ukrywała wynikało właśnie z tego.

 

Wracali wtuleni w siebie prawie nie rozmawiając, co jakiś czas spoglądając na siebie z uśmiechem.

Ola była bardzo ładną kobietą, smukła, o ciemnobrązowych oczach i kruczo czarnych, kręconych włosach. Była bardzo w jego typie, właśnie z tych w których mężczyzna zakochuje się od pierwszego spojrzenia. Strasznie mu to imponowało, że udało mu się ją poderwać, bo nie jeden próbował i nic z tego. Teraz kiedy na nią patrzył, znowu czuł tą fascynację, co wtedy, kiedy pierwszy raz ją zobaczył. Ola doskonale znała to spojrzenie i pragnęła by ta chwila trwała jak najdłużej.

Niestety, szybko ją przerwał, dźwięk telefonu. Marek wyciągnął go z kieszeni, spojrzał na ekran.

- Twoja mama.

- Nie odbieraj – powiedziała stanowczym tonem.

- Może, pogadam z nią, powiem, że źle się czujesz i jutro nie przyjdziemy?

- Nie! Nie mam ochoty się jej z czegokolwiek tłumaczyć.

- No dobra – powiedział jakoś tak bez przekonania.

- Niech zrozumie wreszcie, że nie zawsze musi być, jak ona chce! – spojrzała na niego z wyrzutem.

- Okej, Olu, nie ma sprawy – odpowiedział nie chcąc prowokować kłótni.

Matka długo nie odpuszczała i dopiero przed klatką, sygnał umilkł.

- Może jutro pójdziemy do kina, a potem na jakąś kolację na przykład do Tęczowej?

-No… super pomysł – odpowiedziała z uśmiechem.

- A twoja przyjaciółka Baśka?

- Powinna jeszcze być, wyjeżdża o ile pamiętam we wtorek.

- No to zadzwoń do niej, może będzie miała ochotę…

- Okej! – odpowiedziała wyciągając z kieszeni telefon.

 

Marek odetchnął z ulgą, cudowny spacer i jeden telefon, który mógł popsuć wszystko, na szczęście udało się wybrnąć z tej idiotycznej sytuacji.

 

Film był taki sobie, dużo lepsza była atmosfera w restauracji, obu paniom dopisywał humor, co chwile przypominały sobie jakieś zabawne sytuacje z czasów liceum i wybuchały śmiechem. Baśka miała podobną figurę do Oli, wysoka szczupła, ale blondynka o niebieskich oczach. Krótkie włosy czesane na bok. Taki śliczny chłopczyk na pierwszy rzut oka. Jej głos brzmiał dość męsko, no i od Oli wie, że jest biseksualistką i miała dwa nieudane związki jeden z mężczyzną drugi z kobietą. Zastanawiało go skąd taka przyjaźń, bo Ola nie mówiąc już o jej rodzinie była chrześcijańską tradycjonalistką, pomimo tego, że mieszkała z nim bez ślubu, myślała jak jej skrajnie katolicka rodzina. Być może Ola trochę jej zazdrościła tego luzu, którego z jednej strony się bała, a z drugiej ciekawił ją ten inny świat, który wypełniała atmosfera podejrzanej wolności.

 

Weekend minął w przyjemnej atmosferze, Marka ominął stresujący obiad u „teściowej”, a z Olą było jak kilka lat wcześniej, czyli cudownie. Niestety nastał poniedziałek i myśl, że do piątku daleko, sprawiała, że ciężko mu było wstać z łóżka. Ola, słysząc tylko dziwne ruchy obok niej, przewróciła się na drugi bok.

Z artykułem też jeszcze było kiepsko, nie mówiąc już o całym cyklu, musiał dzisiaj ostro wziąć się do roboty, czasu wiele nie zostało…

Spakował laptopa, trochę ręcznych notatek i ruszył do pracy zupełnie zapominając o śniadaniu.

Jadąc samochodem przypomniała mu się „teściowa” i zaczął się trochę zastanawiać, czy do niej nie zadzwonić i jakoś się usprawiedliwić z wczorajszej nieobecności, coś tam zmyślić, ale jakby o tym dowiedziała się Ola, to znowu byłaby kłótnia, więc dał sobie z tym spokój, chociaż nie chciał tak do końca zrywać z jej matką, łudził się, że mogłaby mu trochę pomóc w związku z Olą.

 

- Oddaję ładowarkę, sorry, że dzisiaj, ale w piątek chyba byłeś zajęty? – powiedział Karol, kładąc ładowarkę na biurku.

- Ok. nie ma sprawy – Marek zerknął na niego kątem oka, pisząc coś na komputerze i tak niby od niechcenia, powiedział:

- Masz pozdrowienia od Oli.

- O!? Dzięki, a co tam u niej słychać?

- Spoko, wczoraj trochę poimprezowaliśmy z jej koleżanką.

- A! to chyba z Baśką.

- Tak. – Marek spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem.

- Najlepsze koleżanki w klasie. Zresztą chodziłem przez jakiś czas z Baśką, bojowa z niej koza, długo z nią nie wytrzymałem, ale do dzisiaj jesteśmy przyjaciółmi.

- No da się wyczuć, że ma trochę męski temperament – odpowiedział trochę zniesmaczony tym faktem. – Oj za chwilę powie, że z Olą też chodził, tylko była jakaś dziwna – pomyślał.

- Cieszy mnie, że Ola wreszcie doszła do siebie. – Stwierdził półgłosem ni to do Marka ni to do siebie.

Trochę go wbiło w fotel, ale nie chciał dać po sobie poznać, że lekko go przytkało, zapytał spokojnym głosem:

- Co masz na myśli?

- Ta Ziemia Święta dała jej nieźle w dupę – odpowiedział lekko zamyślony.

- Wiesz… też coś mi się tam obiło o uszy, ale nigdy ją o to nie pytam – powiedział nie mogąc już ukryć podenerwowania.

- Wiesz… - spojrzał na niego z lekką obawą. Myślał, że Marek zna temat, a tu taka wpadka?

- No powiedz! Jak coś wiesz.

- Jakiś rok temu rozmawiałem z Baśką, takie tam spotkanie starych znajomych, rozmawialiśmy na różne tematy, no i o Oli również.

- I?

- Mówiła, że jak była w Ziemi Świętej, miała romans z jakimś franciszkaninem, ale nic więcej na ten temat nie powiedziała.

Karol zauważył lekki paraliż w oczach Marka i trochę się zmieszał.

- A tam… było minęło, ważne, że teraz jest szczęśliwa, jeszcze raz dzięki za ładowarkę – uśmiechnął się i złapał za klamkę.

 

Był zszokowany tą nowiną, Karol zapewne mówił prawdę, było widać, że zrobiło mu się głupio, szybko czmychnął nie chcąc kontynuować rozmowy. Ola była bardzo wrażliwą osobą, naiwną, bezbronną względem jakichś gierek, wyrafinowanych zboczeńców. To wszystko tłumaczy jej dziwne zachowania, tylko nie miał pojęcia jak jej pomóc. Nie mógł tak po prostu przyznać się, że wie, to wymagało czasu…

Jego rozmyślania przerwało wejście szefa.

- Hej, jak tam twój cykl?

- Już prawie skończony, sprawdzę jeszcze i powinno być ok.

- Super! Wiesz… zastąpisz Kaśkę, pójdziesz na spotkanie z niejakim Ole Nydahlem. Jej dzisiaj przydarzył się niemiły wypadek, pośliznęła się na schodach i złamała nogę, dzwoniła przed chwilą. Wiesz o kogo chodzi?

- Tak, buddysta, bardzo popularny na zachodzie, taki tam gość głoszący buddyzm tybetański i wolny seks…

- No, z tym seksem to nie jestem wtajemniczony, ale chciałbym, żebyś coś tam o nim napisał, niekoniecznie o wolnym seksie. Wybierz się na to spotkanie, napisz coś o buddyzmie tybetańskim i o nim, jako wstęp do wywiadu, który z nim przeprowadzisz.

W tym momencie odezwał się sygnał z komórki leżącej na stoliku, Marek nie mógł teraz odebrać, to była Ola, niestety musiał wyłączyć.

- Ok, a kiedy to ma być? - zapytał chowając telefon do kieszeni.

- Dzisiaj o siedemnastej. – Rogalski spojrzał na niego z lekkim uśmiechem, zauważając na jego twarzy lekka irytację.

- Ok. Zrobi się, chociaż to śmieszny facet, ale rozumiem, ciekawostki też są potrzebne.

- No właśnie, tylko bez prowokacji – powiedział spokojnym, acz stanowczym głosem, szef.

- Jasne, w końcu to nie polityka – odpowiedział z lekką ironią Marek.

 

Kiedy wyszedł, włączył komórkę, było jedno nieodebrane połączenie i jeden sms, wszystko od Oli, zajrzał, co tym razem? – Ty draniu. – Brzmiała treść wiadomości, niezwłocznie oddzwonił, ale nikt nie odbierał. Spojrzał na zegarek, piętnasta dziesięć, było jeszcze trochę czasu, szybko się zebrał i pojechał zobaczyć co się stało, jej sms zapowiadał jakąś kłótnię, na którą nie miał czasu, ale po ostatnich zdarzeniach nie mógł tak sobie tego zostawić.

 

W mieszkaniu nikogo nie było, łóżko, kołdra leżała na podłodze, ubranie na krześle. Zajrzał do szafy, nie zauważył by coś z niej wzięła. Nic z tego nie rozumiał, wyjście w piżamie raczej odpadało. Wyciągnął z kieszeni telefon i zadzwonił, niestety znowu bez odbioru. Podszedł do okna, otworzył, spojrzał w dół, pokręcił głową – Do kurwy nędzy! Co tym razem? – Chwile potem usłyszał dźwięk telefonu, spojrzał, mama Oli – No jeszcze tej brakowało – powiedział do siebie, wahając się czy odebrać.

- Tak!

- Przyjedź czym prędzej do szpitala na Kozielską.

- Co… co się stało!?

- Ola! Nałykała się prochów, źle z nią.

Poczuł lekki paraliż, ręce zaczęły mu się trząść, oparł się o ścianę.

- Marek! Co się dzieje, jesteś tam?

- Tak… zaraz będę – odpowiedział ledwo słyszalnym głosem.

 

Wbiegł na pierwsze piętro, gdzie w pokoju numer sto dwanaście miła znajdować się Ola, rozejrzał się wokoło, na końcu korytarza siedziała jakaś kobieta, poszedł w jej kierunku, po chwili ona też go zauważyła i podniosła się z krzesła.

- Co się stało!?Jak wyjeżdżałem do pracy, spokojnie spała?

- Hm… jak do niej zadzwoniłam około dziesiątej, dało się wyczuć, że jest poddenerwowana, ale ona często tak na mnie reaguje – powiedziała spoglądając na Marka lekko podejrzliwym wzrokiem.

- Niech pani tak na mnie nie patrzy, spędziliśmy bardzo przyjemny weekend, rano w ogóle z nią nie rozmawiałem – odpowiedział podniesionym głosem, starając się na nią patrzeć.

Zrobił kilka kroków w stronę okna, potem zawrócił i zapytał:

- A pani! Dlaczego do niej zadzwoniła?

- Co to za pytanie – spojrzała na niego z oburzeniem – W końcu jestem jej matką, a dzwoniłam by zapytać, czy już jej przeszło.

- No i…?

- Już mówiłam, zbyła mnie, że jest zmęczona i zadzwoni później.

Marek usiadł, oparł głowę na dłoni, zaczął się drapać po policzku, potem powiedział spokojnym tonem.

- Niedawno byłem u pani w tej sprawie… wydawało mi się, że coś pani ukrywa?

Spojrzała na niego trochę zmieszana, widać było, że się waha, spojrzała najpierw na sufit potem na Marka.

- Wiesz… ona jest bardzo naiwna, na pewno mówiła ci o pobycie w Ziemi Świętej?

- Tak, była tam wolontariuszką, opiekowała się dziećmi w sierocińcu.

- No właśnie, poznała tam pewnego franciszkanina i…

- I dała się zmanipulować…

- Wiedziałeś?

- Dzisiaj od kolegi z pracy, nie chce mi się teraz tego tłumaczyć, skąd on o tym wie. Zapewne to co między nimi zaszło musiało ją nieźle poharatać, ale dzisiejsze zajście miało jakiś inny powód. Zadzwoniła do mnie, nie mogłem odebrać, potem zobaczyłem to?

Pokazał jej smsa.

- Hm… cóż, nie obchodzą mnie wasze sprawy.

- Mówiłem już, że było wszystko ok. Coś ją musiało wyprowadzić z równowagi?

- Nie mam pojęcia – odpowiedziała stanowczo.

W tym momencie wyszedł z sali lekarz.

- Jej życiu już nie zagraża niebezpieczeństwo, ale teraz nie wolno jej przeszkadzać, poinformujemy, kiedy będzie można się z nią zobaczyć – powiedział spokojnym tonem.

- No a mniej więcej, kiedy, to będzie możliwe – Marek zapytał, odetchnąwszy z ulgą.

- Myślę, że jutro, jest pan jej mężem?

- Jeszcze nie, ale…

- Rozumiem – Uśmiechnął się poprawiając okulary.

- Dzięki Bogu – odezwała się matka, również czując jak opada z niej napięcie. Usiadła na krześle, wyciągnęła z torebki papierosy i zaraz przypomniała sobie, że tu nie wolno palić.

Markowi nie chciało się już z nią rozmawiać, ruszył w stronę wyjścia, spojrzał na zegarek, siedemnasta dwadzieścia. Zapewne będzie musiał szukać innej pracy, ale w tej chwili miał to gdzieś.

 

Jechał samochodem, w nieznanym jeszcze kierunku, nie chciał wracać do domu, nie miał pojęcia co ma z sobą zrobić. W końcu zatrzymał się przed pubem stwierdzając, że w tej chwili to dla niego jedyne rozsądne wyjście.

 

- Poproszę wyborową i coś do zapicia.

- Cola może być – zapytała barmanka.

- Tak.

- Cześć!

Spojrzał na siedzącą kobietę udając zdziwienie. Co prawda niekoniecznie musiała tu być, ale liczył się z tą myślą, ostatnio spotkali się dwie ulice dalej.

- Cześć! Magda, znowu się spotykamy.

- No, widzę, że dzisiaj jesteś bardzo zmotywowany do oczyszczenia się z win wszelakich.

- No, spostrzegawcza jesteś. – uśmiechnął się ironicznie i wychylił kielonka.

- Oj! Chyba nie poszło – odezwała się widząc jak się skrzywił i szybko zapił colą.

- E tam! – zrobił głębszy wydech i poprosił o jeszcze raz.

- Masz dzisiaj urodziny, albo wylali cię z pracy?

- Hahaha… z pracy, ale właściwie to się sam wylałem, napijesz się ze mną?

- Hm… czy ja wiem, chyba nie powinnam mieszać piwa z wódą.

- Po jednym nic ci nie będzie, a czysta duszy nie plami.

- Hahaha, co racja to racja.

Zamówił kieliszek wyborowej i oboje stuknęli się szkłem, wychylając na raz.

- A oprócz tego, że uprawiasz zwiedzanie knajp, to co jeszcze porabiasz? – zapytał zamawiając następną kolejkę.

- Uczę angielskiego w szkole językowej, wcześniej pracowałam w podstawówce, ale…

- Tak, pamiętam, jak chodziłaś z Tomkiem, studiowałaś angielski.

- Tomek… trochę mi go brakuje. – Spojrzała na Marka i podniosła kieliszek.

Zrobił to samo i nagle przypomniało mu się o tym co mówiła mu Ola. Być może nieszczęśliwy wypadek, którego nikt nie potrafił wyjaśnić, był samobójstwem? Tomek był bardzo wrażliwym człowiekiem, złożył się na skrobankę, ale myśl, że robiła to z kimś innym…?

- Hej! Co się tak zamyśliłeś?

- Nic takiego – odpowiedział spoglądając na nią przeszywającym wzrokiem, jakby w tej chwili dowiedział się o niej jakiejś przerażającej prawdy.

Na chwile spuściła wzrok, po czym zaproponowała:

- Teraz ja stawiam.

- No dobra – odpowiedział z obojętnością.

- A wiesz… - zawahała się, kiedy barmanka podała następną kolejkę, sięgnęła i szybko wychyliła nie czekając na Marka.

Zrobił to zaraz za nią i poczuł, że to już jest ten po którym straci kontrole nad sobą, a jutro zapewne będzie umierał czując jak młot pneumatyczny kruszy mu głowę.

- A wiesz, wtedy kiedyśmy się tu spotkali, pamiętasz był tu ten dupek Wiktor, pamiętasz?

- No – spojrzał na nią z lekkim niepokojem.

- Rozmawiałam z nim wtedy…

- No, ale przecież wyszłaś przede mną?

- Po godzinie wróciłam, był jeszcze z kolegami, nieźle się wstawił, podszedł do mnie i chwilę pogadał, mówię ci dupek.

- Dupek? No tak, dupek.

- Pytał się czy jesteś moim facetem, a ja mu odpowiedziałam, że tylko takim do łóżka, hahaha…

Marek na chwilę znieruchomiał, potem spojrzał na nią z przerażeniem ledwo wydobywając z siebie:

- Co?

- Wiesz… - zrozumiała, że trochę przesadziła, ale zaraz wzruszyła ramionami, mówiąc:

- Takie tam żarciki, niespecjalnie mi uwierzył, śmialiśmy się z tego oboje.

Marek nie odpowiedział, podniósł sią z krzesła i nie zwracając na nią uwagi ruszył w stronę wyjścia.

- Chwileczkę! - zawołała barmanka.

Podszedł do baru, wyciągnął z portfela trzy stówy.

- Proszę pana, wydam ze stówy, za dużo…

- Reszty nie trzeba – odpowiedział nie zwracając na nią uwagi.

Magda lekko się uśmiechnęła, ale nie odezwała się słowem. Kontem oka spoglądała, jak wychodzi z knajpy.

- Ale proszę pana!? – jeszcze raz zawołała barmanka, tym razem się nie odwrócił.

 

Chwilę potem dał się słyszeć pisk opon, jacyś ludzie wbiegli na ulicę. Magda z barmanką wyjrzały przez okno.

- Samochód kogoś potrącił – odezwała się Magda.

- Chyba tak – stwierdziła barmanka, potem wyszła na ulicę, ale było za daleko by czegoś się dowiedzieć.

- Na mnie już czas – powiedziała Magda ściągając kurtkę z wieszaka.

 

Szła szybkim krokiem chcąc zobaczyć co się tam stało. Właśnie przyjechało pogotowie, zaraz wyskoczyło dwóch facetów z noszami, podnieśli jakiegoś faceta – Marek? Chyba tak, czarna kurtka, ale pewności nie było. Zapytała jednego z ciekawskich:

- Co się stało?

- A tam, jakiś pijus wszedł prosto pod koła – odpowiedział starszy pan w kapeluszu, spoglądając na nią trochę podejrzliwym wzrokiem.

Zapewne poczuł od niej alkohol, wzruszyła ramionami i powiedziała:

- Tak właśnie kończą pijusy.

- Co racja to racja – stwierdziła starszy pan wyciągając z kieszeni papierosy.

Magda ruszyła przed siebie trochę chwiejnym krokiem.

 

- No i widzisz Olu, miałam rację, czułam, że to skurwiel.

- Ty zawsze musisz mieć rację! – odpowiedziała nerwowym tonem, nie mając ochoty słuchać jej mądrości.

- Okej, nie denerwuj się córciu, wszystko będzie dobrze. – Uśmiechnęła się dotykając jej ramienia.

- A możesz dać mi spokój! – Odwróciła się do niej plecami.

Wstała z krzesła, spojrzała na Olę z lekkim wyrzutem i wyszła.

 

Strasznie zmęczyła ją ta krótka rozmowa z matką. wizyta matki. Ta jej satysfakcja, że jak zawsze miała rację, była nie do zniesienia. Jeszcze gorsze było to, że Marek się nie odzywał, dzwoniła do niego trzy razy i nic. Nie mogła uwierzyć, że jest aż taki podły, pragnęła usłyszeć jakiekolwiek wyjaśnienie, nawet to, że miał już jej serdecznie dość. To milczenie było dla niej najgorszą torturą, gdyby nie kraty w oknach zapewne pokusiłaby się o kolejną próbę samobójczą. Trudno było jej sobie wyobrazić dalsze życie bez Marka.

 

- Zostałem ci tylko ja.

Ola znieruchomiała słysząc znajomy głos, który budził w niej przerażenie. Bała się odwrócić w jego stronę, czuła, że stoi nad nią ze swym szyderczym uśmieszkiem.

- Nienawidzisz mnie, ale tylko ja znam każdy twój lęk, poczucie niższości, z którym zmagasz się od dziecka, dzięki swej toksycznej matce, sprawiło, że stworzyłaś mnie, zło, na które mogłaś wszystko zwalić i tworzyć historię skrzywdzonej niewinności. Pora już przestać się bać i podać mi rękę.

Odwróciła się w jego stronę, wstała z łóżka i uśmiechnęła się do swego demona, niczego już od życia nie oczekując, było jej tak cudownie wszystko jedno.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (19)

  • Kavita 31.12.2020
    "Niestety, z tego co mówił Marek zaczynają się problemy – Cholera już pierwsza – powiedziała do siebie spoglądając na zegarek. Poprawiła okulary i wróciła do pracy.

    Położyła się na łóżku w ubraniu, nie mając sił na ścielenie i wieczorną toaletę. Zaraz zamknęły jej się oczy i zasnęła, długie spotkanie z przyjaciółką i niemała dawka alkoholu zrobiło swoje." - tutaj piszesz o matce, a później nagle o córce. Można byłoby trochę inaczej sformułować to zdanie, bo gdyby nie wzmianka o przyjaciółce, sądziłabym, że to matka położyła się spać.
    "gdzie nie gdzie " - gdzieniegdzie - piszemy razem.

    Tak jak wcześniej, trochę za dużo dialogów. W paru miejscach nie jasne przejścia. Akcja trochę drętwa, ale koniec z kolei bardzo mi się spodobał. Fajnie ucięte, przez co trochę wzrosła moja ciekawość na dalszy ciąg tej historii.
  • Lotos 01.01.2021
    Dzięki za komentarz, tak, masz rację z matką i córką, trochę to poprawiłem. Trochę gorąca głowa ze mnie i nie mam cierpliwości do sprawdzania tekstu, no, ale przeczytałem teraz dwa razy no i błędów sporo,część już poprawiłem. Co do treści to nie uważam, żeby akcja była drętwa, to nie kryminał, albo horror. Co do dialogów? Może masz rację, ale przydałby się jeszcze jakiś komentarz bo czytelnicy są różni jedni wolą więcej opisów inni do których ja się zaliczam dialogi, no, ale może przesadziłem.
    Jeszcze raz dziękuję za komentarz i cenne uwagi.
  • Kavita 01.01.2021
    Lotos broń Boże nie uważam by była drętwa - trochę niefortunnie się wyraziłam. Według mnie jest malo szczegółów z życia - z dialogów nie jesteśmy wstanie się tyle dowiedzieć, to rola narratora - takie moje zdanie. Tak czy siak, chętnie przeczytam kolejne części ?
  • Lotos 01.01.2021
    Kavita nie będzie to koniec. To jedno opko. Podzielone na dwie części.
  • Kavita 01.01.2021
    Lotos Myślałam, że będzie kontynuacja. W takim razie szacun za zakończenie, bo jest otwarte, co daje pewien niedosyt czytelnikowi
  • Lotos 01.01.2021
    Kavita No tak, daje, ale tym zakończeniem chciałem przedstawić taki psychiczny problem, że jak od dziecka ktoś komuś wmawia, że jest zły, to czasem wytwarza się w nim mechanizm obronny, który tworzy jakąś postać zła, na która można wszystko zwalić i mieć poczucie, że gdyby nie ona to inaczej potoczyło by się życie.
  • Kavita 01.01.2021
    Lotos doskonale znam temat, czasem nawet bez wmawiania wpadamy w taki mechanizm i ciężko z niego wyjść obronną ręką
  • Lotos 01.01.2021
    Kavita Dokładnie, wiesz... to opowiadanie to w jakimś stopniu prawdziwa historia związana ze mną, to temat na powieść. Na razie napisałem tyle, potem może uda mi się sklecić coś więcej. Także dziękuję za uwagi, bo mam bardzo niechlujny styl.
  • Kavita 01.01.2021
    Lotos Sama nie jestem alfą i omegą ;) abstrahując - czasem życie jest najlepszym opowiadaniem :)
  • Lotos 01.01.2021
    Kavita Dokładnie.
  • Cicho_sza 01.01.2021
    Bardzo twórczy temat. Choroby psychiczne oraz inne zawiłości ludzkiej natury i psychiki są mi bardzo bliskie w pisaniu cudzym i własnym. U Ciebie, trochę czuję niedosyt opisu, szeroko rozumianej narracji. Dialogi momentami wytrącają z rytmu i niekiedy nie wiadomo o kim jest dany fragment. Wracając do dialogów. Podoba mi się podoba ich naturalność. Czytając, słyszę je i zupełnie nic mi nie zgrzyta ? Takie są moje odczucia, ale z tego co się zorientowałam jest tu wielu mądrzejszych ode mnie. ??
  • Lotos 01.01.2021
    Dzięki za komentarz, jest w nim dużo racji, nie mnie ciszy, że tekst zainteresował.
  • laura123 01.01.2021
    Przeczytałam obie części, Dla mnie tekst ciekawy i sprawnie napisany, masz tam co prawda jakieś ''nieważne'' zapisane z błędem, coś tam jeszcze widziałam, ale musiałabym drugi raz czytać i od razu wyłapywać. Lepiej będzie, jeżeli Ty to zrobisz.

    Pozdrawiam 5
  • Lotos 01.01.2021
    Dzięki lauro.
  • patix882 dwa lata temu
    Borderline to zaburzenie osobowości , nie choroba psychiczna.
    Choroba psychiczna to CHAD.
    Może gdyby Ola chodziła do psychologa byłoby lepiej?
    Bo tu psycholog to podstawa leczenie.
    Zwłaszcza psychoanaliza. Freud.
  • Lotos dwa lata temu
    To jest opowiadanie, a nie naukowa analiza. A Ola chodziła do wielu psychologów, była nawet w ośrodku na leczeniu, nic nie pomogło, to nie tylko bordeline ale i różne wizje inne światy poza tym bulimia i ataki szału. No i pierwsze słyszę żeby coś takiego leczył się psychoanalizą?
  • patix882 dwa lata temu
    Lotos widać jesteś niedouk jak dziecko w pierwszej klasie ;)
  • Lotos dwa lata temu
    patix882 trasa...
  • Lotos dwa lata temu
    Sorry, coś nie tak wyskoczyło, ale z Freudem już nawet jego uczeń Jung się nie zgadzał, co do bordeline jest wiele wykładów na necie, między innymi o terapii, a Ola jak już wcześniej pisałem chodziła do wielu psychologów i uczestniczyła w wielu terapiach. Poza tym jak już pisałem, moje opko. To nie artykuł naukowy, tytuł mówi wszystko, bo nie tylko o bordeline tu chodzi.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania