Mistrz i uczeń

Było ich dwóch. Mistrz i uczeń. Obaj spętani chorobliwą ambicją i pragnieniem chwały. I najprawdopodobniej właśnie stali przed momentem osiągnięcia tego.

- Mistrzu, to chyba tutaj…

- Tak Demakurze. Dotarliśmy.

Dwie postacie, tajemniczo skryte pod tkaniną szat, nie oglądając się na dobiegające z niedalekiej polany odgłosów walk, wkroczyli ostrożnie do przekraczającej wyobraźnię rozmiarami jaskini. Wydrążona w starej neolitycznej skale, pełna mroku i bezkresności napawała szacunkiem i zarazem przerażeniem. Stalagmity i stalaktyty tworzyły wrażenie pyska niewyobrażalnych rozmiarów stwora, a owe sterczące skały były jego zębiskami. Dwaj wędrowcy nie ulękli się tej pradawnej pieczary. Magicznymi zaklęciami przywołali migającego kule światła, które zawisły nad ich laskami. Skrzętnie skrywane twarze częściowo rozjaśniły promienie zaklętego ognia.

Szli w akompaniamencie pocierania trzewików o skruszone elementy głazów i małe kamienie. Obaj kroczyli wiedzieni przez magiczną intuicję. A może własną butę?

- Panie, w jaki sposób podołamy siłom zaklętym w grobowcu, gdy przyjdzie nam go odnaleźć? – Padł jednak cień wątpliwości na młodego czarownika.

- Dowiesz się wkrótce. Cierpliwości mój adepcie, cierpliwości – Uspokoił ucznia mag imieniem Purrius.

Ów czarnoksiężnik powziął onegdaj młodzieniaszka imieniem Johann na sługę i słuchacza swych sekretnych nauk. Nie wybrał go przypadkowo. Dostrzegł w nim, zwykłym synu kmiecia z południowych krain ambicję do czynów wielki, talent do przyswajania wiedzy i wrodzony spryt. Dzisiaj szedł koło niego nie Johann, a Demakur – jego pilny adept i dziedzic purriusańskiej wiedzy, opartej na naukach mistrzów magii Purpetomorze, Iretoim, Neruflocu, Ramironie i wielu innych, których imiona zostały starte wraz ze spaleniem ostatnich woluminów ksiąg ocalałych po Wielkiej Wojnie Magów.

Ich marsz pod powierzchnią ziemi rozbrzmiewał w odgłosach znad góry. Co raz przez grotę przebiegały drżące odgłosy stukotu koni i padających ludzkich ciał, odbijające się przez warstwę skał i piachu. Lecz w żadnym stopniu to nie obchodziło Demakura i Purriusa. Nareszcie dotarli do miejsca swych pożądań.

- Oto i grobowiec Arcyksiężnika, Pana Przebiegłości i Wiedzy Luftenbacha Wielkiego – Rozbrzmiał pośród ścian wielkiej sali grobowej donośny głos Mistrza a uderzenie jego laski rozświetliło zgaszone przed wiekami misy olejne. Oczom wędrowców ukazała się grobowiec w pełnej okazałości. Wsunięty w najdalszy zakątek jaskini, podparty monumentalnymi kolumnami, w samym środku zawierał sarkofag, przedstawiający postać maga w złotej szacie, długiej brodzie i z różdżką magiczną wetkniętą w splecione dłonie. Nie o samego lecz maga się rozchodziło, a oto czego nie chciał on przekazać potomnym a zostawić na ponoć wieczne zapomnienie.

- Czas dokończyć to, co dawien rozpocząłem – Mistrz Purrius dumnie pogładził swe czarno-siwe wąsy, zwracając się ku uczniowi – Podaj mi swoją laskę magiczną i zwój pergaminu, którym cię obdarowałem zanim nie wyruszyliśmy z Belongi.

Demakur bez słowa sprzeciwu wyzbył się swej laski oraz wyjął ukryty w sakwie zwój. Gdy o tyle o pierwszą rzeczą nie był zdziwiony, tak prośba mistrza o pusty pergamin wywołała zdziwienie. Lecz z każdą chwilą zaczął rozumieć, iż w tym pochopnym osądzie popełnił paradoksalny błąd myślowy. Informacje o zaczarowanym piśmie uważał zawsze za wymysł tłuszczy, ale teraz pojął, że się mylił.

- To nie jest zwykłe pismo tworzone zaklęciem. Na tym pergaminie runy zostały coś na wzór wykute, dzięki czemu żaden czarnoksiężnik nie jest w stanie go odczytać. Prawie nie jest – Odezwał się Purrius jakby czytał w myślach swego ucznia. – Pod wpływem silnie magicznego miejsca, z którym dany wolumin jest w pewien sposób powiązany, istnieje szansa na odczytanie zapisanych słów.

- A ten zwój należał niegdyś do Mistrza Luftenbacha… - Odgadł zaistą prawdę Demakur, na co przytaknął mu mistrz.

Po chwili nastąpił oczekiwany moment.

- Przygotuj się.

Mistrz Purrius rozpostarł ręce, trzymając w nich laski magiczne. Zamknąwszy oczy zaczął wyszeptywać cykl zaklęć. Pot momentalnie pojawił się na jego twarzy. Nie wiadomo skąd przez kryptę rozdarł się wiatr, który zdławił częściowo ogień w misach. Gdy dotarł on ku sarkofagowi, mag niespiesznie otworzył oczy. Udało się. Na zwoju pojawiły się słowa, sformułowane w zaklęcie pozwalające otworzyć grób, chroniony barierą magii. Nie tracąc czasu rozpoczął od razu odczytywać pradawne runy. Wymagało to siły i determinacji. Z każdym słowem Mistrz słabł. Jego ręce zaczęły drżeć. Wymawiane frazy stawały się coraz cichsze. Strumyki potu przedzielały jego strudzoną twarz. Dym z pogaszonych lamp coraz bardziej wypełniał salę grobową. Jedynie cząstki magii przebijały się niebieskim światłem przez nie. Ale wysiłek maga przyniósł skutek. Magiczna aura okalająca sarkofag, dotychczas niewidoczna gołym okiem, stała się widzialna i w końcu…pękła. Huk i trzęsienie opanowały jaskinię. Purrius upadł na kolana, trzymając jednak dalej rozpostarte ręce. Dym i kurz chwilowo przesłoniły widok.

- Panie! Udało się! – Nie wierząc własnym słowom rzekł Demakur, podnosząc mistrza z ziemi.

Przed ich oczyma ujawnił się obraz otwartego sarkofagu. Leżały w nim już mocno nadkruszone upływem czasu kości oraz pewne zawiniątko, nie uwiecznione na nagrobku.

Podniósłszy się, Mistrz Purrius nawet nie warząc na świętokradztwo czynu ani okazale wystającą różdżkę maga, chwycił właśnie po zawinięty przedmiot. W zwykłej szmacie, również podartej przez czas nikt nie mógł się spodziewać czegoś wielkiego. A jednak. Spośród szmaty, odkrytej gwałtownym ruchem, rozleciało się po sali oślepiające światło. Gdy cofnęło się, pozwoliło ujrzeć czym było naprawdę.

- Oko Wszechwiedzy. Kula magii pozwalająca dostrzec wszystko i każdego w każdym zakątku świata… Nadal emanuje potężną energią… - Rzekł z fascynacją mag, natychmiast kładąc na nią rękę.

Z zaskoczenia kula pochwyciła umysł i wolę Purriusa. Jęknąwszy porwała go metaforycznie w inny świat. Przywarty do kuli zaczął krzyczeć i skamleć. Widać nie mógł się od niej uwolnić. Był to trans, bardzo silny i niemożliwy do kontrolowania. Lecz tak jak każdy w pewnym momencie musiał się zakończyć. I gdy to się stało, czarownik został odrzucony do tyłu tak, że padł pod stopy adepta.

- Mistrzu, co się stało? – Zapytał z nadzwyczaj wielkim spokojem młodzieniec, którego zwali niegdyś Johann Lis. Nie z powodu ojczynego zawodu czy nazwiska lecz z chytrości i przebiegłości w czynie i słowie.

- Widziałem…ppprzyszłość… - Purrius wyrzekł z przestrachem te słowa, wywrócony na ziemi i odwrócony do swego ucznia – Lecz nie swoją…a – Twoją ?! To straszne…

Nie dane mu było jednak dokończyć. Gdy przerażony i spięty zdołał zwrócić się obliczem ku Demakurowi, ten z bezbłędną zimnością wbił sztylet w swego mistrza, ponownie zrzucając go na kolana. Tym razem przed sobą.

- Twa przyszłość mistrzu nawet bez tej kuli w ciemnych barwach jawiła się. Do mnie należy to co będzie – Stwierdził z satysfakcją w głosie, odsuwając się od konającego.

- A więc tak wygląda wypieranie starego ładu przez nowy, jak głosi zasada… - Purrius coraz mocniej czuł, że ogarnia go ciemność a jego witalność oddziela się od ciała. W ostatnim tchnieniu zdołał jednak wyrzec ostatnie zdanie. Dla potomnych prorocze.

- … Lecz ty go nie wyprzesz a zburzysz…

Tak zakończył swój żywot Mistrz Purrius, uczeń Purpetomora, ucznia Iretoima et cetera, zabity jak wielu czarnoksiężników przez chorobliwe ambitnych adeptów czarnej magii…Tak też nastąpił czas Mistrza Demakura…

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Ritha 25.07.2018
    "Szli w akompaniamencie pocierania trzewików o skruszone elementy głazów i małe kamienie" - ładne

    "Padł jednak cień wątpliwości na młodego czarownika" - to też mi sie widzi

    "Strumyki potu przedzielały jego strudzoną twarz" - to też

    Wlazłam z myślą "fantasy, ych, jak będzie magik to najwyżej nie doczytam".
    Doczytałam. Czemu? Opisy, ładne, naprawdę bardzo ładne i nie nużące (a to częste).

    Watpliwości:
    "Gdy o tyle o pierwszą rzeczą nie był zdziwiony, tak prośba mistrza o pusty pergamin wywołała zdziwienie" - dziwne zdanie (i to "o" trzy razy)

    "końcu…pękła" - spacja po wielokropku (kilka razy potem ta sama sytuacja z brakiem spacji)
    W ogole chyba za dużo wielokropków.

    Reasumując - kompletnie nie mój klimat, przez gatunek, ale powiem Ci, że całkiem przyjemnie się czytało.
    Pozdrawiam :)
  • Ozar 25.07.2018
    Dobrze sie czyta, choć końcówka mnie zaskoczyła. Tylko chyba tak trochę za szybko młody adept zabił starego maga, ale jeśli9 to ma być początek czegoś większego to może i ma sens.Reasumując czekam na dalszy ciąg. Dam 4 + za pomysł i moją ciekawość co do dalszych części.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania