Modlitwa

Bywają osoby szczególnie uczulone, kiedy widzą jak ktoś przed rozpoczęciem podróży wykonuje znak krzyża i mówi krótszą, lub dłuższą modlitwę. Taka niechęć dotyczy również osób wierzących w tą samą wiarę, prawdopodobnie spowodowane to jest obawą „proszeniem się o nieszczęście”. Jednak, gdy modlącym jest osoba innej wiary taki widok oburza jeszcze bardziej. Wręcz wywołuje najczęściej agresję słowną, nie rzadko przechodzi ona do napaści czynnej. Często w takim przypadku winny jest nie brak tolerancji, tylko zwykły brak zrozumienia przyczyny takiego postępowania. Przez lata tułaczki powinienem przyzwyczaić się do takiego zachowania i nie reagować na takie incydenty. Jednak tym razem było troszkę inaczej, ponieważ praca, jaką wykonuję polega na zgraniu i bezgranicznym zaufaniu dwuosobowego zespołu. Napięcia i stres, jaki ona wywołuje, powoduje bardzo często zmiany psychiczne. Wtedy taka osoba musi być odsunięta od czynności i zastąpiona innym pracownikiem. Takie procedury zostały wypracowane w poprzednich latach i wszystkie wcześniejsze próby nie stosowania się do niej miały często tragiczny skutek.

Przepracowanie w zawodzie, szczególnie niebezpiecznym, kilku lat, bez żadnego wypadku zawdzięczam temu, że nigdy nie złamałem procedury. Zawsze najważniejsze dla mnie jest powrót do domu w jednym kawałku. Już wielotygodniowe oczekiwania żony i syna na mój przyjazd jest bardzo stresujące. Choć teraz w dobie wszechpotężnej elektroniki nasz kontakt jest znacznie częstszy, niż kilka lat wcześniej. Prawie codziennie słyszymy i widzimy się na monitorach laptopów, jednak nikt z nas nie wie, co przyniesie nowy dzień. Przecież przy wykonywaniu takiej pracy może być on moim ostatnim.

Zbliżał się termin wyjazdu i razem z nowym partnerem przechodziliśmy ostatnie przeszkolenia. Przez ostatnie dni ćwiczeń „nowy” spisywał się bez zarzutu i już samo to potwierdzało jego profil psychologiczno-psychiatryczny.

Jednak jego reakcja na widok żegnającej się osoby, która wsiadła do tramwaju, jakim jechaliśmy na ostatnie przed wyjazdowe badania, zachwiała moją pewnością. Wystarczyła kpina w jego głosie w czasie wypowiadania nieprzychylnego komentarza i już widziałem konieczność dokonania w nim przemiany jeszcze przed wyjazdem. Daleko od kraju partner spotka się z inną kulturą, obyczajami i wiarą, lecz tam to na nią powoła się osoba wsiadająca do autobusu. Może się zdarzyć też, że i ja zacznę mówić modlitwę pod wpływem tego, co mnie spotka, albo, co zobaczę.

Pozostał ostatni tydzień i przez ten czas muszę dokonać w innym człowieku wewnętrznej przemiany. Jedynie, co mogłem to wymusić na nim, żeby towarzyszył mi przez ten czas, obiecałem nie wpływać słownie i czynnie na jego postępowanie. Partner miał mi towarzyszyć tylko w miejscach publicznych. Czas dany mi do dyspozycji postanowiłem spędzić we Wrocławiu, początkowo przez dwa dni na parterze szpitala przy ulicy Borowskiej. Tam siedliśmy na krzesełkach niedaleko okienek obsługujących pacjentów ze skierowaniami, którzy stojąc w długiej kolejce starali się o przyjęcie na leczenie. Posługując się służbową aparaturą szpiegowską, powoli zaczęliśmy zauważać pewny schemat postępowania z interesantami. Przez cały pierwszy dzień nikt nie został przyjęty na leczenie, jeżeli nie miał skierowania wypisanego przez lekarza zatrudnionego w tej placówce. Schorzenia i dolegliwości nie miały najmniejszego wpływu, liczyła się tylko hierarchia medyka, im wyżej tutaj notowany tym lepiej.

Drugiego dnia było identycznie i to partner kazał mi się odwrócić i popatrzeć na właśnie rozgrywającą się ciekawą scenkę.

Mężczyzna ubrany w fartuch lekarza pchał wózek dla osoby niepełnosprawnej, podjechał nim do siedzącego niedaleko starszego małżeństwa, już przez sam wygląd zakwalifikowanego przez nas na majętne.

- O! Właśnie miałam do pana dzwonić – powiedziała pani.

- To jest zupełnie zbyteczne, ja zawsze wiem, co się tutaj dzieje – odpowiedział doktor nauk medycznych z kilkoma tytułami przed nazwiskiem.

Następnie pocałował panią w rękę i posadził pana na wózek inwalidzki. Sprawnie nim manewrował pośród kolejkowiczów, odwiedzających chorych szczęśliwców leczonych w tym budynku, a obecnie zwiedzających hol szpitala klinicznego oraz dwóch zwiadowców. Rozpoznać można było w lekarzu fachowca od powożenia i sprawa wymagała głębszego rozpoznania. Długoletnie braki w młodszym personelu medycznym wymogły być może takie zaangażowanie lekarza, który gotowy był do największych poświęceń dla dobra pacjenta.

Trzeciego dnia postanowiliśmy sprawdzić oddziały, już na pierwszy rzut oka widać było ich słabe zapełnienie. Łóżka przyszykowane czekały na pacjentów, którzy choć dość szczelnie wypełniali hol przyjęć szpitala, jednak nie byli wpuszczani na salony. Zwiedzając oddział chirurgiczny natchnęliśmy się na chodzącego po korytarzu wczorajszego lekarza wózkowego. Ręce miał założone za plecami i kręcił się po korytarzu od końca do początku i na odwrót. Pierwsze skojarzenie mogłoby się nasunąć, że postępuje jak pszczoły, które ruchami swoich skrzydełek zapewniają wentylacje w ulu i utrzymują w ten sposób stałą temperaturę.

Jednak klimatyzacja w całym obiekcie działała bez zarzutu, wydane na nią setki tysięcy złotych z publicznych pieniędzy w tym przypadku nie poszły na marne. Wszędzie panował przyjemny chłód, korytarz pięknie oświetlony, a sale przestronne z małą ilością łóżek i zapełnione tylko w niewielkim stopniu. Przemierzając oddziały natknęliśmy się na scenkę, jak to niższy w hierarchii swoją pacjentką zablokował łóżko, przypisane przez tego notowanego wyżej. Kobiecina po zabiegu przedwcześnie musiała opuścić salę i szpital innego wyjścia nie miała. Następnym razem będzie już wiedziała, do którego gabinetu prywatnie ma chodzić, żeby nie spotkała ją „powtórka z rozrywki”.

Piątego dnia odwiedzania pięknego i nowoczesnego budynku gdzie ponoć mają leczyć chorych, wsiadając do autobusu komunikacji miejskiej partner przeżegnał się.

- Ty się żegnasz i mówisz modlitwę? – Zapytałem.

- Wolę się przeżegnać i mieć nadzieję, że do takich konowałów jak ostatnio widziałem nigdy nie trafię. Pozostaje mi tylko mieć w Bogu nadzieję na spotykanie na swojej drodze prawdziwych oddanych pacjentom lekarzy – pełen wiary odpowiedział.

- Wysiadamy – powiedziałem.

Wyjazd za dwa dni, a ja z zabójcy zrobiłem kleryka, jak tam na miejscu się przeżegna, to nam łby pourywają. Normalnie złamałbym sobie nogę i pozostał w domu. Jednak, gdy trafię na Borowską to szybciej i mniej boleśnie będzie jechać, dać się tam zabić, bo i tak na jedno w sumie wyjdzie. Takie przekonanie wyniosłem po usłyszeniu historii kobiety, która dostała się wyjątkowo, ze skomplikowanym złamaniem barku mając jedynie skierowanie ogólne. Operacyjne nastawianie i późniejsze poprawianie wcześniejszej niekompetencji, u samej śmierci wywołały litość. Jak umiała tak ochroniła pacjentkę borowskiej przed ciągłymi silnymi bólami.

Teraz już wiem, co znaczy „ochroń mnie od złego”.

Następne częściModlitwa (P, W)

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania