Moja Droga bez końca…

Moja droga, miłość bez końca, bez początku,

Oplata nas niczym dym w porannym mroku.

Zniewala łagodnie, z naszej własnej woli,

Przyciska serce,

poddusza... aż boli.

Świat idealny, utkany z dwojga dusz.

Jeden to diabeł, drugi anioł stróż

Jak spokój i gniew w jednym sercu złączone,

Jak ogień i deszcz, wciąż osobno trwające.

Jak światło i cień na krawędzi sumienia.

To równanie bez wyniku, bez znaczenia.

Istny paradoks, przestrzeń bez imienia.

Chęć niezależności, wprowadza uzależnienie,

Chęć akceptacji, samoocenę

A miłość? 
Miłość to nie uczucie, nie słowo, nie wzruszenie,
To nie kwestia czasu, nastroju, nie chwilowe drżenie.

Miłość to droga — w jedną, nieodwracalną stronę,
Jak kac, trwający dłużej niż jedną dobę

Nawet jeśli boli, gdy świat w mroku tonie

Wspomnienie i przeszłość widoczność maskuje

Trwasz jak latarnia, co błyszczy w ciemnej stronie.

Dając nadzieją…. że nie zatopi Cię w sobie

 

Ja…
Spadłem z mojego szlaku.

Zgubiłem ogień.


Obyś Ty —
Znalazła drogę.

Kochanej Lizie, tęskno mi po tobie

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania