Moje łzy
Nawet nie wiem od czego zacząć. Nie jest to opowiadanie czy jakiś tam wiersz. To są moje myśli, które zżerają mnie od środka. Wypalają jak ogień wszystko co w sobie mam. Dlaczego publikuję to w internecie? Chyba tylko tutaj ten tekst przetrwa. Ludzie pytają się mnie czy wszystko w porządku. Wtedy nie wiem co odpowiedzieć. No kurwa nic nie jest w porządku. Od trzech lat wszystko się sypie, tylko dlaczego wtedy nikt nie zapytał mnie czy wszystko w porządku? Może gdyby ktoś usiadł i po prostu posłuchał tego co mam do powiedzenia... Jednak czasu nie cofnę. Już jestem martwy. Upadłem na samo dno i nigdy nie powstanę z kolan. To nie oni mnie zabili lecz ja. Wszystko zaczęło się chyba trzy lata temu, chociaż już wcześniej byłem inny. Mniej się uśmiechałem i mówiłem, ale wtedy nie czułem żadnego bólu. Po prostu żyłem i było mi dobrze. Dzisiaj widzę, że byłem tylko tykającą bombą, której zegar został uruchomiony przez miłość. Jednak nie wiem czy mogę to nazwać miłością. Najchętniej powiedziałbym, że było to tylko zauroczenie, ale skoro myślę o niej nawet trzy lata po rozstaniu.
Pod koniec pierwszej klasy liceum poznałem swoją pierwszą dziewczynę i praktycznie jedyną. Związek rozpadł się z mojej winy i tego nie ukrywam. Wiem, że rozstanie było spowodowane moim zachowaniem. Jednak wtedy tego nie rozumiałem i cierpiałem. Takiego bólu jeszcze nigdy wcześniej nie czułem. Nawet nie istnieją słowa, które by mogły to opisać. Nawet teraz mam łzy w oczach gdy to wspominam. Tamtego lata chciałem umrzeć. Zerwała ze mną po dwóch miesiącach lecz była to moja pierwsza miłość i ostatnia. Już nigdy więcej niczego nie poczułem do nikogo. Pamiętam, że płakałem każdego dnia. Moi znajomi powoli się ode mnie odwracali gdyż już nie mogli słuchać tego jak mówię ciągle o tym samym. Dlaczego to robiłem? Bo potrzebowałem pomocy. Czy ktoś mi wtedy pomógł? Nie. Nawet nikt nie przyszedł, nikt nie wyciągnął z domu. Byłem wtedy zupełnie sam. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić i szukałem wsparcia. Poszedłem do szkolnego psychologa z nadzieją na wsparcie. Wtedy mały test zdiagnozował u mnie lekką depresję lecz nie wiem czy był on miarodajny. Zostałem wysłany do poradni psychologicznej, w której czułem się dobrze. Po prostu pierwszy raz w życiu widziałem, że ktoś wyciąga do mnie dłoń i słucha. Niestety moi rodzice stwierdzili, że do tego psychologa jest za daleko i mam chodzić do szkolnego, ale szkolny mi nie pomagał. Starała się lecz nie czułem żadnej poprawy po rozmowie z nią. Tylko w poradni poczułem mała ulgę. Może gdybym wtedy chodził do poradni to bym siebie nie zabił? Jednak teraz to i tak bez znaczenia.
Żyłem nadzieją, że będzie lepiej i miesiąc lub dwa po zerwaniu spotykałem się z jedną dziewczyną. Był to początek mojego upadku. Dlaczego? Właśnie wtedy odkryłem coś takiego jak przyjaciele z korzyściami, ale nie uprawiałem z nią seksu. Było tylko całowanie i macanie. Jednak spodobało mi się to bo wtedy nie czułem bólu. Nie szukałem nikogo na siłę do tego, a pewnego dnia napisała do mnie pewna dziewczyna. Temat szybko zszedł na hmm ,,zabawy" i okazało się, że jest chętna. Dzisiaj żałuję tego, że tak postępowałem... Jednak wtedy mi się to podobało. Spotykałem się z wieloma dziewczynami tylko dla całowania i macania, a później dla seksu. Nie potrafiłem nikomu zaufać i poczuć czegoś więcej bo za każdym razem myślałem o mojej byłej. Nawet teraz czasem o niej myślę chociaż tego nie chcę. Po prostu nie potrafię przestać. Jednak jeszcze przed tymi wszystkimi przygodami poznałem pewną dziewczynę z mojej wsi. Zaczęliśmy się spotykać. Był wtedy promyk nadziei na związek i na to, że ból przeminie. Nadzieja ta była fałszywa. Natalia albowiem miała tak na imię, pewnego dnia wracała ze szpitala od swojej mamy. Było przed dwudziestą, a ona wracała sama płacząc i marznąć. Wiedziałem gdzie mniej więcej może być więc ubrałem buty, wziąłem kurtkę i pobiegłem. Pobiegłem bo nie chciałem by była sama w tych trudnych chwilach. Ona ciągle pisała, że chce być sama, a ja nie słuchałem. Mówiła, że każdy ma ją gdzieś i takie tam, ale wtedy była dla mnie kimś ważnym. Nie chciała napisać gdzie jest więc napisałem jej coś w stylu ,,Kurwa się nie dziw, że każdy ma Ciebie w dupie skoro nie chcesz pomocy. Ja Ciebie nie mam gdzieś, a nie chcesz powiedzieć gdzie jesteś." Jak to się skończyło? Mogę śmiało powiedzieć, że zerwaniem kontaktów. Wtedy napisała do mnie koleżanka mojej byłej...
Jej najlepsza przyjaciółka mówiła mi bym odblokował Werę (swoją byłą) na fb. Tak wiem, że jest to dziecinne, ale nie potrafiłem patrzeć na jej profil gdy się przewija gdzieś na stronie. Byłem głupi, że odblokowałem i zacząłem znów z nią pisać. Wtedy bardzo za nią tęskniłem, a ona zapewniała, że mnie kocha i znów chce być razem. Co zrobiłem? Spotkałem się z nią. Powiedziała mi prosto w oczy, że mnie kocha. Powiedziała też, że zerwała ze swoim chłopakiem ponieważ czuła do niego miłość jak do brata. Do dzisiaj żałuję, że uwierzyłem w te kłamstwa. Wracałem do domu z myślą, że znów będę szczęśliwy. Przecież zrozumiałem swoje błędy i na pewno teraz będzie lepiej. Tą piękną wizję zniszczyła jedna wiadomość od Wery. Napisała, że zrobiła na mnie eksperyment, a to wszystko powiedziała by sprawdzić moją reakcje. Rozumiecie? Osoba, która jest dla was całym światem bawi się waszymi uczuciami. Traktuje was jak jakaś kurwa rzecz. Rzecz! I tak się czułem i czuję. Od trzech lat czuję się jak rzecz. Mam łzy w oczach za każdym razem jak o tym myślę. To wciąż boli jak cholera, a wtedy było jak wyrok śmierci. Tamten ból... Był to krytyczny moment w moim życiu. To po tym wydarzeniu stwierdzono u mnie depresję. Chciałem umrzeć i każdego dnia myślałem o samobójstwie. Raz byłem blisko próby, ale nie potrafiłem. Nie miałem odwagi tego zrobić. Cierpiałem i płakałem. Nie było doby, w której bym nie uronił łzy. Potem już nigdy nie szukałem czegoś na poważnie. Interesowały mnie jedynie przygody.
Poznałem pewną dziewczynę. Prosty układ. Seks bez zobowiązań. Po pewnym czasie jednak zaczęło mi zależeć i zacząłem się dla niej starać, ale ona nie chciała niczego więcej. Później olała mnie dla innego, a ja trafiłem do friendzonu. Pomagałem jej w problemach i zawsze wysłuchiwałem. Skończyło się na tym, że wykorzystała moje starania. Kolejny powód by nie chcieć miłości. Pisałem do wielu dziewczyn z okolicy mając nadzieję na taki układ. Nie potrafiłem inaczej. Tylko to sprawiało, że nie czułem bólu. Już nie chodziłem do psychologa, a znajomi dalej nie słuchali. Byłem zupełnie sam i pisałem swoje ,,wiersze". Dlaczego mam ich ponad 1000? Ponieważ to są moje myśli, których nie potrafiłem trzymać w sobie. Musiałem się komuś wygadać, a wiersze były jedynym sposobem. Nie trudno się domyślić jaka opinia do mnie przylgnęła. Jednak nie przejmowałem się tym bo po co? Ludzkie słowa i tak straciły dla mnie wartość.
Tak minęły mi dwa lata na nieudanych próbach zbudowania związków i przygodach. Nadeszła trzecia klasa liceum, a ja dalej pisałem wiersze i wciąż cierpiałem. Nie potrafiłem niczego czuć poza pożądaniem. Jednak głęboko w sobie wciąż czuję ogromną chęć pokochania kogoś, lecz nie potrafię. Nie potrafię nikomu zaufać. Ludzie nic dla mnie nie znaczą. Z nikim nie potrafię rozmawiać... Jednak przez fb poznałem pewną dziewczynę. Pisało się po prostu cudownie. Była nowa nadzieja na normalność. Tylko nadzieja jest matką głupich. Co tym razem? Tym razem dziewczyna zapomniała mi powiedzieć, że ma chłopaka. To są chyba jakieś żarty. Nie poznałem przez ten czas nikogo komu by na mnie zależało. Każdy mnie olewał gdy zaczynałem mówić o tym co we mnie siedzi, więc powoli przestawałem to ujawniać. Nie chcąc by ktoś dał mi nadzieję zacząłem ukrywać swój charakter. Od razu mówiłem, że chcę tylko przelotnego romansu tylko po to abym się nikomu nie spodobał.
Parę miesięcy temu przeprowadziłem się do brata, do Gdyni. Myślałem, że może to coś zmieni. Zmieniło, ale tylko na chwilę. Po pewnym czasie znów zacząłem szukać przygód. Dlaczego? Ponieważ po przyjeździe szukałem kogoś kto mnie zrozumie. Co znalazłem? Oczywiście nic! Każdy mnie olewał gdy mówiłem jaki jestem. Pewnego wieczoru wyszedłem z kolegą i dwiema jego koleżankami. Wtedy poznałem Oliwię, z która potem zacząłem pisać. Muszę przyznać, że znów narodziła się nadzieja. Chyba po tygodniu zostaliśmy parą, ale niczego nie czułem. Po prostu mi zależało. Ona wiedziała, że temat uczuć jest dla mnie ciężki i to rozumiała. Zapewniała, że mnie nie zostawi. Pytałem ją o to wiele razy i za każdym razem odpowiadała tak samo. Mówiłem, że będzie ciężko, a ona mówiła, że da radę. I co? Po miesiącu zostawiła mnie. Zerwała przez fb. Nosz kurwa! Nawet nie miała dla mnie tyle szacunku by zerwać jak normalny człowiek. Jednak nie chciałem zrywać kontaktu więc zostaliśmy znajomymi, a ona po pewnym czasie zaczęła żałować, że zerwała. Zerwała bo miałem gorszy czas... a gdy on przeminął... było już za późno. Nie potrafiłem do niej wrócić pomimo, że parę razy chciałem. Znów zostałem sam.
To jest moja historia. Opisana w skróci i chaotycznie, ale ciężko się pisze o rzeczach, które trawią mnie od paru lat. Już nawet nie wiem kim jestem. Po prostu zabiłem samego siebie. To wszystko to było dla mnie zbyt wiele. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Tak jak inni popadają w alkoholizm czy narkotyki, ja popadłem w przygody. Znajomości nastawione tylko na jedno. Jednak nie oszukiwałem dziewczyn i od razu mówiłem czego chcę. Ale czy to ma teraz znaczenie? Niestety nie ma. Wciąż każdego dnia czuję ból. Szukam ucieczki, ale nie wiem gdzie mogę uciec. Ludzie pytają czy wszystko w porządku. Dlaczego nie zapytali wcześniej? Może wtedy bym był inny. Teraz nie ufam nikomu. Nie wierzę w żadne słowo. Wszystko dla mnie jest kłamstwem, a prawie nic nie ma sensu. Jedynie poezja ma dla mnie jakieś znaczenie. Jest ona wszystkim co mam i pewnie gdyby nie wiersze, to bym się zabił. Może nie jestem wybitnym poetą, ale po prostu to kocham. Tylko co dalej? Jak żyć będąc kimś takim jak ja? Tak się nie da! Czuję się jak małe przestraszone dziecko. Wiem, że jestem na dnie i nie potrafię wstać. Po co miałbym to zrobić? Tyle razy próbowałem i nic. Za każdym razem upadałem co raz niżej.
Już sam nie wiem po co to wszystko piszę. Pewnie i tak nic mi to nie da. Tego bólu nic nie pokona. Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłem szczęśliwy. Jestem wielkim pesymistą bo nie potrafię widzieć jasnych barw świata. Widzę jedynie ciemność. Mam niską samoocenę, ale nie bez powodu. Moje zachowanie do tego doprowadziło. Zachowuję się jak zero. Przecież jestem jedynie rzeczą. Teraz czuję pustkę, która po chwili zamieni się w smutek. Smutek, który czuję każdego dnia. Jednak to wszystko jest moją winą. Gdybym nie zaczął szukać przygód. Gdybym nie zaufał swojej byłej. Wtedy dałbym radę wstać. Dzisiaj już nie potrafię nikogo kochać. Szukam znajomości nastawionych na seks ponieważ nie potrafię stworzyć więzi. Z nikim się nie dogaduję. Jestem zupełnie sam i taki pozostanę gdyż inaczej nie potrafię już żyć. Przez ostatnie trzy lata zostałem porzucony i to się nie zmieni. Nawet jeżeli inni by próbowali się zbliżyć.. Już zawsze będę sam. Gdy ich potrzebowałem, ich nie było. Ukrywam przed każdą dziewczyną swój charakter gdyż wiem, że ona i tak niczego nie zmieni. Nawet jeżeli będzie nadzieja to skończy się to porażką więc po co próbować? Nie warto!
Komentarze (18)
Poruszył mnie ten tekst. Więc zatracenie siebie oznacza wszelki koniec? Zero wiary, może miłości nie należy szukać. Ona sama przyjdzie w odpowiednim czasie, tak mawiają. I chociaż słowa te są naiwne, należy w coś wierzyć.
Kurwa, jesteś facetem. Nie można się poddawać i robić ofiary. Przestań szukać miłości na siłę i zajmij się czymś, co kochasz. Bo inaczej twoja bezsilność będzie trwać nadal.
Co do wierszy. Są mega, i idą ci coraz lepiej, bo od czasu do czasu je czytam. :)
Ludzie to podstępny gatunek, ale wszystkich nie mogę wrzucić do tego samego worka. :D
Inni mogą mieć gorzej, ale tak naprawdę każdy jest inny i ma inne problemy. Dla innych są śmieszne, a zaś dla innego grona odbiorców bardzo poważne.
Każdy, własny samotny ból nie znika. Pozostaje niczym trauma do końca dni. W twoim przypadku była to miłość i brak zaufania do ludzi.
Moją przemilcze, ale cały czas szukam pozytywów na świecie. Chociażby pierwsze promienie słońca nad ranem, to deszcz który tęcze przynosi. I to w tym szukam nadzieję :=)
Nie potrafisz opisać, że jesteś optymistą? I słusznie. Też chyba bym nie umiała tego wyrazić w słowach.
Po pierwsze: Odganiaj od siebie złe, dołujące Cię myśli - to może brzmi głupio, ale jest wykonalne. Myślisz przecież świadomie - to świadomie je odganiaj, powiedz im spadajcie! Nie chcę was! I usilnie skup się na czymś innym. Zaśpiewaj, policz do dziesięciu, wyrecytuj wiersz - cokolwiek, byleby odpędzić natręta.
Drugą rzeczą, bardzo ważną jest słownictwo, którego używasz myśląc lub mówiąc o sobie. Nie możesz siebie nazywać rzeczą lub myśleć o sobie przedmiotowo. Robisz to, bo się nad sobą wiecznie użalasz - skończ z tym, przeciwstaw się temu! Znajdź w sobie pozytywy, jak pisanie, i tak się określaj.
Trzecia rzecz. Nie zaczynaj znajomości od wyznań. Nie obiecuj nic więcej, ale z góry nie zakładaj, że coś jest tylko na raz, nie mów też o przeszłości. Takie rzeczy przyjdą z czasem, a może wcale nie będziesz chciał się nimi dzielić. Musisz mieć jasno określone jak chcesz, by Cię ludzie postrzegali. Nie wszyscy mają w sobie wielkie pokłady empatii i Twoją słabość wykorzystają przeciwko Tobie. Inni będą się litować, ale czy chcesz litości?
Kolejna rzecz, o której wspomniała Tanaris - nie szukaj miłości, ona sama się znajdzie. Czasem warto się z kimś po prostu zaprzyjaźnić, na uczucie będzie czas.
Zrobisz z tym, co napisałam, co chcesz - sam jesteś kowalem swojego losu. Będziesz dalej się umartwiał i dołował, albo dasz wspomnieniom solidnego kopniaka!
Wszystko, co napisałam to wypróbowane rzeczy, które działają, ale nikt tego za Ciebie nie zrobi.
I na koniec jeszcze jedno. Przyjaciel niekoniecznie musi słuchać Twoich żali, on jest też od Tego, żeby czasem potrząsnąć Cię solidnie, żebyś się wreszcie ogarnął i wziął do roboty. Ja właśnie po przyjacielsku piszę do Ciebie teraz i przestań się rozczulać, otrzyj łzy i zacznij działać!
Serdecznie pozdrawiam :)
Idzie lato, wstań rano, spójrz w lustro i mów codziennie - jestem zajebisty, jestem wartościowy, kto w moim wieku napisał 1000 wierszy?
I mów sobie jeszcze dwie rzeczy
"w dupie"
i "co ma być to będzie"
Trzymam za Ciebie kciuki.
Przyjaciel to wielkie słowo, które wymaga czasu, ale kumpla we mnie masz na pewno
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania