Pokaż listęUkryj listę

Mówią, że Cię zabiłam, a ja nie dałam umierać Ci w nieskończoność. Część 2 - ostatnia

- I wtedy postanowili państwo uśmiercić swoje dziecko?

- Uśmiercić? Uśmiercić? Jak pan może tak mówić?! – krzyknął z łzami w oczach, a Ania zakryła twarz dłońmi.

- Wysoki sądzie, chciałabym prosić pierwszego świadka, zanim nasz pan prokurator doprowadzi moich klientów na skraj załamania nerwowego.

Grubas zmierzył panią mecenas wzrokiem pełnym nienawiści. Sędzia skinął głową.

- Świadek, doktor Artur Stefański – zimno rzuciła protokolantka.

Na salę wszedł wysoki, wychudzony mężczyzna w szarym garniturze. Idealnie ogolona twarz pasowała do wypielęgnowanych rąk. W sumie to jego narzędzie pracy, więc musiał o nie dbać. Lekarz uśmiechnął się do pary siedzącej na ławie oskarżonych.

- Proszę podejść do barierki – przewodniczący rozprawy wskazał miejsce na środku sali – Proszę się przedstawić, podać swój wiek i zawód.

Mężczyzna zajął miejsce.

- Nazywam się Artur Stefański, mam 43 lata, jestem ginekologiem, położnikiem – odezwał się melodyjnym głosem.

- Czy jest pan z oskarżonymi spokrewniony, spowinowacony?

- Nie.

- Co pan wie w tej sprawie?

- Prowadziłem przypadek pani Barańskiej. Pani Ania, wraz z mężem, zgłosiła się do mnie w dwunastym tygodniu ciąży. Dokładne daty dostarczyłem z dokumentacją medyczną pacjentki. Państwo Barańscy uważali, że podczas badań pojawiło się prawdopodobieństwo choroby genetycznej, lecz ustawa zabrania im dalszych badań prenatalnych, ponieważ lekarz się nie zgodził. Wstyd mi za kolegę po fachu.

- A to dlaczego? – zapytał prokurator.

- Ponieważ, gdy pojawia się choćby najmniejsza szansa, że płód może być trwale uszkodzony, bądź naznaczony chorobą genetyczną, trzeba zrobić wszystko, by to potwierdzić, lub zniwelować tę informację!

- To znaczy, że dziecko z chorobą genetyczną należy piętnować? Nie ma prawa do życia?

- Niech pan nie będzie śmieszny! – warknął lekarz – Razem z moim zespołem przyjrzeliśmy się ciąży pani Barańskiej i niestety potwierdziła się najgorsza teoria. Płód, w dziewięćdziesięciu siedmiu procentach, miał wadę genetyczną zwaną zespołem Edwardsa.

- A pozostałe trzy procent?

- Błąd pomiarowy.

- Czyli była szansa, że dziecko urodzi się zdrowe?

- Zawsze istnieje taka szansa. Medycyna zna wiele takich przypadków, jednak przypominam, że są to ułamki procent całości przypadków.

- Ale była taka szansa – prokurator wykonał ruch ręką jak dyrygent, co wyprowadziło lekarza z równowagi.

- Była, ale to tylko wola boska mogła o tym zadecydować – warknął.

- Więc kim pan jest? Kim jest pani Barańska i kim jest pan Barański, aby o tym decydować?

- Pan pozwoli, że przedstawię, czym charakteryzuje się zespół Edwardsa. Ciąża w dziewięćdziesięciu ośmiu procentach kończy się poronieniem. Jeżeli zostanie donoszona dziecko umiera do roku. Znane są przypadki, gdy dzieci dożywały pięciu lat. U dziecka występuje wiele wad anatomicznych i wad w funkcjonowaniu narządów. Mają słabo wykształcony odruch ssania i krztuszą się przy karmieniu. Dzieci z zespołem Edwardsa mają wady serca, układu oddechowego, krwionośnego, nerwowego i mięśniowego. Wymagają przez cały czas terapii, z trudem uczą się chodzić, są upośledzone umysłowo.

- A to znaczy, że są gorszymi ludźmi i nie zasługują na życie?

- Pana pytania obrażają mnie, jako lekarza – Artur zmierzył go wzrokiem, gdyby mógł, pewnie dałby mu w twarz.

- Kto zaproponował aborcję?

- Słucham?

- Kto zaproponował aborcję?

- Przedstawiłem sytuację małżonkom. Zapytali mnie, czy da się coś zrobić, czy da się leczyć ich dziecko. Niestety nie mogłem im tego obiecać, ponieważ nie ma takiej możliwości. Choroba jest nieuleczalna.

- I postanowiliście uśmiercić tego biedaka?

- Dwudziestego czwartego lipca osobiście wykonałem aborcję.

- Nie mam więcej pytań – cmoknął prokurator – A pańską sprawą zajmie się prokuratura, panie Stefański. Nie liczyłbym na zatrzymanie możliwości wykonywania zawodu.

Lekarz przymknął powieki i starał się nie wybuchnąć.

- Pani mecenas? – zapytał sędzia.

- Ja uważam, że wszystko zostało już powiedziane.

- Dziękuję. Proszę przyprowadzić świadka doktor Barbarę Zen.

Na Sali pojawiła się drobna staruszka, która zajęła miejsce ginekologa.

- Nazywam się Barbara Zen, jestem psychiatrą, który zajmuje się panią Barańską.

- To znaczy, że jej terapia trwa nadal? – zdziwił się sędzia.

- Tak. Pani Barańska przeżyła głęboką depresję, z której, według mojej opinii, dalej nie wyszła. Zamknęła się w otoczce wyparcia i poczucia winy, musieliśmy używać silnym psychotropów, aby utrzymać ją, w jako takiej stabilności.

- Czy pani Brańska była agresywna? – zapytała pani mecenas.

- Nigdy. Za to przejawiała skłonności samobójcze. Mąż pani Ani jest dla niej wielką pociechą i chyba tylko on sprawia, że jeszcze funkcjonuje. Niedługo po aborcji, pani Ania wymagała hospitalizacji na oddziale psychiatrycznym.

- Poczucie winy? – uśmiechnął się prokurator.

- Nie – odparła chłodno staruszka – Raczej idiotyczne oskarżenie biednej, cierpiącej kobiety!

- Nie mam więcej pytań – grubas zdał sobie sprawę, że to nie jest pomocny świadek.

- A ja mam – Magda wstała – Jak pani uważa, czy jest prawdopodobieństwo, że te przeżycia mogą trwale uszkodzić psychikę pani Brańskiej?

Lekarka rozejrzała się po sali, a na końcu wlepiła spojrzenie w prokuratora.

- Obawiam się, że tak.

- Dziękuję, to wszystko.

- To był ostatni świadek w tej sprawie, czy strony składają wnioski? – sędzia już był zmęczony tą rozprawą.

- Wysoki sądzie – tłuścioch zatrząsnął się we własnej masie – Państwo Barańscy przyznali się do winy, nie wyrażają skruchy, a do tego jeszcze próbują mydlić nam oczy! To niedopuszczalne. Aborcja w naszym państwie jest zakazana! To dziecko miało prawo do życia, a wy mu to życie odebraliście! Kim jesteście, by o tym decydować? Kim? Jak śmiecie uważać się za panów życia i śmierci?

Każde słowo zadawało fizyczny ból, parze siedzącej naprzeciwko.

- Nie po to tworzymy przepisy o ochronie cennego daru bożego, by każdy mógł je łamać uważając, że wie lepiej! To dziecko mogło urodzić się zdrowe, mogło przeżyć piękne życie, ale niestety. Wnoszę o najwyższy wymiar kary dla obojga rodziców.

Ania powoli wstała.

- Czy mogę coś… Po… Powiedzieć?

- Proszę – sędzia obserwował załamaną kobietę.

- Panie prokuratorze – zwróciła się do grubasa, który uniósł brew – Myśli pan, że nie kochaliśmy tego dziecka? Tak po prostu podjęliśmy decyzję o aborcji? Nasze małe szczęście, tak wyczekane, tak wytęsknione, myśli pan, że to było łatwe? Mówi pan, że była szansa, że urodzi się zdrowe. Dobrze, ale gdyby jednak się takie nie urodziło? – głos jej się lekko załamał – Mogłam poronić. To by pana ucieszyło? Bo to by była wola boska? A ja wtedy mniej bym cierpiała? Mój mąż też by wtedy mniej cierpiał? Tak pan uważa? A gdyby urodziło się i umarło w ciągu roku? Wola boska, której musimy się dostosować? A teraz mam pytanie, czy ma pan dzieci?

- To nie ma nic do rzeczy – burknął prokurator.

- Proszę odpowiedzieć – warknął sędzia.

- Nie mam.

- Właśnie. Nie wie pan, co to za szczęście – kontynuowała Ania – A nie winię pana, w sumie to jest mi pana żal. Nie zna pan najcudowniejszego uczucia na świecie. Ale niech pan sobie wyobrazi, że miłość pana życia, wydaje na świat owoc waszej bliskości. Proszę sobie wyobrazić, że dowiaduje się pan, że dziecko będzie chore, że najprawdopodobniej się nie urodzi, a jeżeli to nie dożyje roku. Jeżeli jednak, jakimś cudem, udałoby się mu przeżyć, to może nie mieć rąk, nóg, ubytki w twarzy, problemy z oddychaniem, może nigdy nie nauczyć się chodzić, nigdy nie nauczyć się mówić, nigdy nie słyszeć, a może nawet nie widzieć. Nigdy nie powiedziałoby do pana tato, nigdy nie odpowiedziałoby jak bardzo pana kocha. Nigdy nie narysowałoby wymarzonego psa, nigdy nie grałoby w piłkę, nigdy nie zaśpiewałoby piosenki na dzień ojca, nie powiedziałoby wiersza. Każdego dnia cierpiałoby z powodu nieznanego bólu. Uwięzione w upośledzonym ciele, swoje krótkie chwile spędziłoby na szukaniu światła w ciemnościach własnego umysłu. Proszę sobie wyobrazić, że bierze pan na ręce własne dziecko, a ono nie potrafi powiedzieć jak bardzo cierpi, jak choroba je zabija, jak życie je zabija. Czy tego chciałby pan dla swojego dziecka? Tego by pan chciał!? – łzy płynęły strumieniem po jej twarzy – Żaden rodzin, by nie chciał! Oddałabym życie, by tylko moje dziecko było zdrowe, ale wolałam podjąć najtrudniejszą decyzję w swoim życiu! Pan mówi, że je zabiłam! A ja nie dałam mu umierać w nieskończoność, a dlaczego? Dlatego, że kochałam je! Kochałam nad życie! To było moje ukochane dziecko…

Ania, zalana łzami, padła w ramiona Daniela. Na sali zapadła dzwoniąca w uszach cisza.

 

Jaki był werdykt? Nie ważne. Istotne jest, że taka rozprawa w ogóle miała miejsce, co jest niedopuszczalne! Mamy w kraju fanatyków, którzy chcą wprowadzić zmiany w ustawie i doprowadzić do takiej przyszłość. Tego chcemy? Nie sądzę.

 

Tekst jest hołdem dla wszystkich rodziców obecnych oraz przyszłych.

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • M.A. Curse 10.09.2015
    Skomentowałam pierwszą część i drugiej też składam hołd :-) gratulacje za bardzo dobrze wykonaną robotę. Powodzenia w dalszym pisaniu! :-)
  • wolfie 10.09.2015
    Przeczytałam obydwie części i mimo tego, że poruszyłeś ciężki temat, gładko "przepłynęłam" przez całe opowiadanie. Umiesz poruszyć czytelnika. Uwag nie mam. Zostawiam dwie piątki :)
  • Chris 10.09.2015
    Dziękuję Wam! :)
  • Idalia 11.09.2015
    Jesteś mistrzem w przekazywaniu emocji. 5
  • KarolaKorman 11.09.2015
    Przebrnęłam ze łzami w oczach. W jednym muszę przyznać Ci rację. Taka sprawa nie powinna mieć w ogóle miejsca. Daję 5 :)
  • Anonim 11.09.2015
    "Mamy w kraju fanatyków, którzy chcą wprowadzić zmiany w ustawie i doprowadzić do takiej przyszłość. " - przyszłości

    Wzruszyłam się. Przepłynęłam przez pierwszą część nawet nie mając czasu ją komentować. Masz rację ten problem jest niedopuszczalny, karać się powinno osoby, które chcą pozbyć się dziecka "bo tak". Przeszkodzi to w przyszłej karierze, zniszczy wizerunek itp.
    Tekst mocny i dający do myślenia, bardzo dobrze zrobiłeś, że nie zakończyłeś sprawy, co jeszcze bardziej docisnęło dramat tego wydarzenia. Najbardziej podobał mi się monolog Annie na końcu - wzruszający i idealnie opisujący uczucia matki, która z miłości musiała oddać swoje dziecko. Słyszałam już dawno temu gdzieś, że mężczyźni potrafią o wiele dokładniej oddać uczucia kobiet, niż one same - potwierdziło się w twoim przypadku. Jeśli chodzi o postać prokuratora - to chyba tak go wykreowałeś, aby budził wręcz obrzydzenie. Bezuczuciowość, monotonne wręcz kierowanie się paragrafami, brak serca nawet - cechy współczesnych nie tylko prokuratorów, ale i ludzi, którzy coraz bardziej brną w "idealność" - określanie dobra i zła, na podstawie kodeksów.
    Ocenę myślę, że świetnie znasz :)
  • Marzycielka29 11.09.2015
    Siedzę i ryczę. To wszystko 5
  • levi 11.09.2015
    opisana historia bardzo życiowa i bardzo poruszająca
    ale znalazłam jedną nie zgodność i nie wiem czy to miał być zamieżony efekt czy coś ale w pierwszej części oskarżony mówi że zgłosił się do doktora w 10 tygodniu, a lekarz mówi, że w 12 :)
    i chyba prokurator powinien to zauważyć ale nie ważne :) 5
  • Angela 26.09.2015
    Popłakałam się. Masz racje, takie rozprawy w ogóle nie powinny mieć miejsca. 5
  • Chris 26.09.2015
    Dziękuję. Tak skrajne emocje, to chciałem uzyskać :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania