Na Międzywymiarowej Planecie Niekończących Się Przygód

"Na Międzywymiarowej Planecie Niekończących Się Przygód"

 

gatunek: sny/fantastyka/czas wolny/podróże/akcja/przygoda

 

Lata 2002-2006. Przedmieścia dużego plażowego miasta u subtropikalnych, wilgotnych wybrzeży wielkiego kontynentu.

 

Między popołudniem a wieczorem, zachodzące słońce spotkało się ze wschodzącym księżycem. Tymczasem w salonie jednego z średniej wielkości domów, otoczonych dosyć dużymi ogrodami, siedziało dwóch współlokatorów, dwie współlokatorki, dwóch sąsiadów i dwie sąsiadki. Wszyscy mięli po około czterdzieści lat. Siedzieli na długiej kanapie, oglądali lecący właśnie w telewizji serial komediowo-fantastyczno-surrealny, rozmawiali, śmiali się, pili oranżadę, jedli przekąski.

 

— Gdzie się podziali ci, którzy wcześniej byli zamiast nas? — spytała jedna z sąsiadek.

— Pofrunęli już w siną dal, do innego świata, bo zabrał ich magiczno-kosmiczno-epicko-liryczno-surrealny statek międzywymiarowo-czasoprzestrzenny, nazywający się: "czas" — odpowiedział jeden z współlokatorów, po czym zaczął się uśmiechać.

— Co to będzie, gdy ich nie ma? — spytała druga z sąsiadek, nieco zaniepokojona o przyszłość.

— Zamiast nich jesteśmy my, no nie?

— I co my teraz bez nich zrobimy?

— No jak to co? Zaczniemy tworzyć nowy, fantastyczny i ekscytujący świat w starym, dobrym stylu! He he he! — zaśmiał się jeden ze współlokatorów.

— Ha ha ha! — zaśmiali się wszyscy razem, po czym wstali z kanapy i zaczęli tańczyć, a wtedy przez okno wleciały tajemnicze kosmiczne kule, które świeciły oraz zmieniały kolory.

 

Środek kolejnego dnia. Dzielnica położona na słonecznych, magicznych, niezwykłych wzgórzach, których szczyty były wiecznie spowite międzywymiarową mgłą. A może to nie była mgła, tylko chmury?

 

Przy stromej i krętej ulicy, otoczonej niskimi jasnobeżowymi murami oraz subtropikalnym lasem mieszanym, przez który przenikała żółto-pomarańczowa poświata, znajdowały się różowo-złote chodniki, a na nich stało dużo samochodów, najczęściej osobowych. Nagle, na horyzoncie zjawili się Kowboj i Podróżnik. Obaj mieli po około trzydzieści lat. Polowali na hordę mniejszych oraz większych, człekokształtnych potworów, które od zarania dziejów zjadły już setki milionów, a może i miliardy, ludzi. Nadszedł już najwyższy czas, aby w końcu zacząć odmieniać los dotychczas uciskanej ludzkości i bieg bezsensownie negatywnych wydarzeń na wielokrotnie lepsze, pozytywniejsze.

 

Kowboj i Podróżnik odbywali wieczną podróż czasoprzestrzenną. Dysponowali wieloma różnymi broniami. Zestrzelili zagubione w czasoprzestrzeni oraz masowo niepokojące, kuszące, opętujące i zamęczające niewinną ludność smoki, krążące nad miastem. Wykopali z całego kontynentu wszystkie upiory i zjawy, które warczały, ryczały, kłamały, niszczyły umysły oraz powodowały koszmary i różne problemy ze zdrowiem oraz samopoczuciem. Dwaj mężczyźni strzelali do hord zombi świecącymi i zmieniającymi barwy kulami jakby ognia, skacząc po dachach samochodów, a nad głowami tych walczących buntowników fruwały róże i fiołki. Pośród chmur, słońce śmiało się oraz tańczyło. Nieliczni dobrzy ludzie, stawiając opór rosnącej ilości przeróżnych złych postaci i stworów, zostali bohaterami, a w innych, lepszych wymiarach egzystencji, to nawet superbohaterami, aczkolwiek na marnej, upadającej planecie niestety pozostali niedocenieni, bo bardzo duża część ludności była wystarczająco bardzo chaotyczna jak sztormowe wiatry, albo jak dzika przyroda i planetarna oraz kosmiczna pogoda.

 

Tymczasem na rozległych oraz odległych morzach i oceanach.

 

Po wodzie pływała wyspa, zawierająca subtropikalny mikroklimat, wzgórza, rzeki, jeziora i bardzo dekoracyjne, nastrojowe, wiecznie imprezujące oraz relaksujące się miasta i wesołe, beztroskie, radosne, bardzo malownicze wioski. A w jednym z tych miast, co dzielnica to była bardziej piękna, pełna wyobraźni, przyozdobiona, egzotyczna, zabawna, surrealna i międzywymiarowa. Miejscowość była opanowana przez zwierzęta i rośliny z wielu różnych zakątków świata, a także przez dziwaczne hybrydy wielogatunkowe, na przykład niebiesko-granatowe, latające lemury o skrzydłach wyglądających jak czerwono-fioletowe liście bananowców.

 

Miejscowość znajdowała się przy plaży. Nad jedną z przybrzeżnych dzielnic, wyglądającą jak labirynt ułożony z czarujących dziedzińców, fruwały papugi, mewy i pelikany. Wszędzie dookoła rosły figowce, szorstkowce, strelicje, fatsje, pospornice, platany i przeróżne drzewa owocowe. Cytryny tańczyły z pomarańczami, mandarynkami i kiwi, a tymczasem jeden pawian wspiął się po wielkim drzewie liściastym na sam wierzchołek, gdzie wypoczywała papuga ararauna.

 

Dwoje zwierząt podziwiało krajobraz z lotu flaminga. Wystające z dachów kominy dymiły i wydawały charakterystyczny odgłos, taki o: "puff, puff, puff!", albo "puch, puch, puch!". Do ścian, miejscami przyozdobionych graffiti albo muralami, były gdzieniegdzie przymocowane klimatyczne rynny, po których wspinały się koty, skaczące potem za płoty. Zdarzały się osobniki fioletowe i zielone. Mieszkały w tajnych podziemnych korytarzach, zakamuflowanych stertami odpadów oraz gąszczami średniego wzrostu roślinności, nad którymi fruwały śpiewające i gwiżdżące motyle oraz ważki.

 

Kolejne miasto również leżało u malowniczych wybrzeży, a dokładniej przy wyjątkowo pięknej plaży, w jednych miejscach płaskiej, a w innych stromej, z klifami w których gniazdowały barwne żołny i zielone papużki. Miejscowość była poprzecinana bajecznymi kanałami. Zabytkowe budynki często miały beżowe ściany i czerwone, różowe lub pomarańczowe dachy. Po kanałach pływały magiczne gondole surrealizmu, za którymi ciągnęły się smugi złotego, srebrnego lub wielobarwnego pyłu.

 

Karaluchy toczyły ze szczurami niekończącą się bitwę o miasto. Na wielkich drzewach wypoczywały pawie, zimorodki i straszyki. Na przedmieściach, oddzielających gwarne, antyczne centrum od zapierającej dech prowincji, pełnej jezior, rzek, sadów i ogrodów, znajdowały się dzielnice wolnostojących domów jednorodzinnych, otoczonych magicznymi ogrodami, często odwiedzanymi przez fantastyczne istoty z innych planet, a także przez egzotyczne zwierzęta z prawie całego świata. Na przykład pingwiny, papugi, małpy i flamingi.

 

Po ulicach jeździł międzywymiarowy dom humoru i imprezy. Potrafił on także fruwać. Wewnątrz siedziały węże, krokodyle, dżdżownice, morele oraz cukinie. Tymczasem po promenadzie, oddzielonej od plaży dużym, tropikalnym parkiem z stołami piknikowymi, hamakami i fontannami, spacerowały starożytne ślimaki, które zaistniały jako stany umysłu, ścigające się po rozległych, kwitnących, słonecznych łąkach z równie antycznymi i także hipotetycznymi żółwiami, także będącymi projekcjami myślowymi. Nad nimi fruwały rozgwiazdy, które grały, śpiewały, tańczyły, świeciły oraz zmieniały kolory.

 

Zachód słońca trwał w nieskończoność, bo magiczno-kosmiczny zegar zepsuł się i wylądował na dnie morza, gdzie znaleźli go poszukiwacze skarbów, pochodzących z czasów starożytno-mitycznych. Nie wiedzieli skąd pochodził i do czego służył, ale w końcu się dowiedzieli, a odpowiedź ich zaskoczyła. Rzetelna wiedza ich wyzwoliła z krainy nieświadomości. Miał to być uroczysty podarunek dla tajemniczego antycznego polityka, Juliusza Cezara, który po dziś dzień fascynuje, a zadziwiającym i niewiarygodnie brzmiącym teoriom naukowym oraz pseudo-naukowym na jego temat nie ma końca. W międzyczasie na niebie, pośród uśmiechniętych oraz roześmianych chmur, tańczyły złote skrzydlate lwy, które polowały na dziki, biegające po planecie świnek morskich, dzikich kotów, wściekłych torbaczy drapieżnych i humanoidalnych zombi, podobnych do tych z bajek i gier z wczesnych lat dwa tysiące dwudziestych, oraz z dwóch poprzednich dziesięcioleci też. Na tle tarczy słonecznej przefrunęło pięć komarów i tyle samo złotooków.

 

Koniec.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Piotrek P. 1988 17.10.2021
    Pisząc to opowiadanie, najpierw zainspirowałem się kilkoma snami, które niedawno miałem, a pod koniec, sny mieszają się z wyobraźnią.
  • Dekaos Dondi 18.10.2021
    Piotrek P.1988↔Przeczytam na spokojnie, gdy wrócę:)↔Wczoraj jakoś tak... hmm:))
  • Dekaos Dondi 18.10.2021
    Piotrek P.1988↔Już samo pierwsze zdanie↔''Między popołudniem a wieczorem,
    zachodzące słońce spotkało się ze wschodzącym księżycem.'' bardzo mnie się spodobało.
    Nie mówiąc... to znaczy mówiąc jak najbardziej, o reszcie, bo jest o czym mówić... to znaczy czytać.
    I podawanie lat bohaterów, też cecha rozpoznawcza.
    Dialogi też takie Twoje:))→No i cala reeeeeeeeeeeeeeeeszta   #<?>#
    Pozdrawiam:))↔%
  • Piotrek P. 1988 18.10.2021
    Bardzo wesoły i pozytywny komentarz.
    Dziękuję i pozdrawiam :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania