Narodziny potwora część 2 - Narodziny Potwora

TW: obrazowe opisanie groteskowych scen, śmierć, religijny fanatyzm

FRAGMENT POPRZEDZAJĄCY - "Milczała przez bardzo długą chwilę. Minęła jedna minuta, potem druga…, pięć minut… dziesięć… Nie poganiał jej, kiedy chciał mógł wykazać się cierpliwością. Wybiła północ, jedwabisty głos Soleil zaczął snuć powieść nieznaną nikomu."

Ta historia nie dzieje się w odległych czasach, więc ciężko nazwać ją legendą. Nie zaczyna się od „dawno, dawno temu”, więc podejrzewam, iż nie jest baśnią. Może lepiej będzie, jeśli nazwiemy ją niezbyt odległą przeszłością? Podaniem? Faktem? Podejrzewam, że to i tak bez znaczenia. Nie będę przedłużać.

Koszmar rozpoczął się pewnej wiosennej nocy, w wiosce ukrytej między dwoma górami. Nocne niebo, pozbawione księżyca rozdarł wrzask kobiety rozrywanej od środka, gdy próbowała przyczynić się temu światu, dając początek nowemu życiu. Chociaż myślę, że nazywanie szesnastolatki kobietą jest przesadą. Jednakże to tylko moje skromne zdanie. Kontynuując…

Nie do końca jeszcze rozwinięte ciało nie było w stanie znieść trudów porodu. Młoda matka wykrwawiała się we własnym łożu, słuchając kwilenia swojego nowo narodzonego synka. Akuszerka odbierająca poród niemal upuściła ten mały cud na podłogę z ubitej ziemi. Zarówno w jej oczach, jak i każdych innych był on jedynie podmieńcem, podrzuconym przez diabła.

Ręce zbyt długie w porównaniu do całego ciała, barki szerokie jak u małpy, nogi krzywe, uszy wielkie, niczym u gremlina, wielki garb na małych plecach, twarz zdeformowana do tego stopnia, iż niemożliwym było rozpoznać jakiekolwiek rysy twarzy.

Akuszerka była gotowa upuścić dziecko, nie przez przypadek. Zwolniła swój uścisk, jednak słaby głos umierającej ją powstrzymał:

– Podaj mi go – wyciągnęła swoje chude, drżące ręce w stronę wciąż zakrwawionego, płaczącego wniebogłosy noworodka. Akuszerka się zawahała.

– No już! – ton głosu matki stał się ponaglający, zdesperowany.

Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie zostało jej wiele czasu. Chciała chociaż raz poczuć ciepło swojego synka w ramionach, poczuć jego zapach, ukoić płacz.

Akuszerka posłuchała. Oddała jej synka i natychmiast się wycofała. Nie chciała mieć nic wspólnego z pomiotem szatana, ale też nie mogła zostawić umierającej samej sobie. Stanęła w nogach łóżka, obserwując, czekając, aż będzie mogła w spokoju pozbyć się podmieńca.

Tymczasem młoda matka, przytuliła do siebie zdeformowane, kościste ciałko swojego synka, ucałowała jego umazane we krwi i śluzie czoło i załkała:

– Przepraszam, malutki – wyszeptała wciąż z ustami przy małym, w porównaniu do reszty twarzyczki czole, uspokajając płacz. – Tak bardzo, bardzo, bardzo przepraszam. Nie byłam w stanie dać ci normalnego ciała – łzy spływały po jej umęczonej twarzy, mieszając się z potem. – Przepraszam, przepraszam, przepraszam – powtarzała jak litanię, tuląc go od siebie. – Przepraszam…

Wykrwawiała się jakiś czas, szlochając bez przerwy i błagając o wybaczenie śpiącego w jej ramionach, nic nierozumiejącego noworodka. Gdy w końcu zamilkła, wydając ostatni łkający oddech, Akuszerka podeszła do niej gotowa pozbyć się podmieńca.

Siłą musiała rozewrzeć ramiona matki, żeby wyrwać dziecko ze wciąż ciepłych objęć. Przeszywający serce i przebijający bębenki uszne płacz na nowo rozległ się w małej chatce z dala od innych domostw. Zaalarmowany ojciec, czekający na zewnątrz otworzył drewniane drzwi, zamarł.

Z rodzącą się w oczach rozpaczą patrzył na nieruchome ciało swojej młodej żony, ze zgrozą – gdy dostrzegł Akuszerkę gotową do ciśnięcia wrzeszczącym, czerwonym na twarzy dzieckiem o podłogę. Jego dzieckiem. Jego małym skarbem, którego tak bardzo nie mógł się doczekać.

– Co ty wyprawiasz, głupia babo?! – wrzask głośniejszy niż wznoszący się ku sufitowi płacz, sprawił, że kobieta drgnęła, zwracając swoją głowę ku niemu.

– Spójrz na niego – brązowe oczy wypełniły się łzami, kiedy wyciągnęła wciąż nieotarte z krwi drobne, zdeformowane ciałko w stronę ojca.

Jego oczy rozszerzyły się w bólu, zdziwieniu i chwilowym obrzydzeniu, które momentalnie przerodziło się ze współczucie. Drżącymi rękami wziął noworodka, przytulając go do swojej piersi.

– Dobry Boże – upadł na kolana, wciąż tuląc do siebie synka, który po krótkim kwileniu uspokoił się ponownie, czując ciepło drugiego człowieka. – Mój słodki Jezu – łamiący się, męski głos wzywał niebiosa. – Jak mogliście…? Za co? – łzy spływały po jego twarzy. – Odebraliście mi żonę, dziecko skazaliście na życie w wiecznym potępieniu... Za co?... Czym sobie na to zasłużyłem? Czym?! – głośny wrzask obudził małego z płaczem na ustach.

– Ćśśś… – wąskie usta ucałowały zakrwawione czoło. – Przepraszam. Wszystko dobrze – spokojne kołysanie i miękki ton głosu utuliły noworodka do snu szybciej niż jakakolwiek kołysanka. – Tatuś jest z tobą. Obiecuję, że nic ci się nie stanie. Prędzej zabije i sam umrę, niż pozwolę cię skrzywdzić.

Zwrócił swoje przekrwione od łez oczy ku akuszerce:

– Morda na kłódkę – jego głos niski, przesycony groźbą.

Nie była głupia. Doskonale wiedziała, że próby przekonania go byłyby płonne. Był zbyt wstrząśnięty. Rozpacz po stracie żony i ujrzeniu dziecka była zbyt wielka, by mógł myśleć trzeźwo. Zobaczyć to, co było tuż przed jego oczami. Dostrzec czym, było jego dziecko. Skinęła głową.

– Nikomu nie powiem – zebrała swoje rzeczy gotowa do wyjścia – Ale ty powinieneś pomyśleć o wszystkim na trzeźwo, kiedy emocje opadną. Zatrzymywanie podmieńca może cię…

– Won!

Opuściła małą chatkę w pośpiechu, zostawiając za sobą wciąż klęczącego na podłodze mężczyznę. Nie był głupi. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Akuszerka powie o narodzinach, jak uważała, podmieńca całej wiosce. Miał rację.

W momencie, w którym nie mógł jej zobaczyć, biegła na swoich grubych, krótkich nogach omal się nie przewracając o kamienie i wystające korzenie na długiej ścieżce.

Wpadła do kościoła, w którym siostry zakonne odmawiały nocne modlitwy. Oddychała ciężko, ledwo trzymając się na nogach.

– P-pomocy – wysapała, ledwo odnajdując swój głos.

Ksiądz podszedł do niej, zaprowadził do ławy, pomógł się uspokoić i zapytał, co się stało? Opowiedziała o wszystkim, nie pomijając żadnego szczegółu.

– Jesteś pewna, że to dziecko to podmieniec? – zapytał ksiądz, prostując się, patrząc na nią z góry.

– Bardziej niż tego, że mam dwie nogi i dwie ręce. Jestem akuszerką całe moje życie i jeszcze nigdy nie widziałam czegoś takiego. To… nie było człowiekiem…

– Rozumiem. Jeśli ojciec dał się uwieść złemu, nie mamy wyjścia. Musimy wziąć sprawy we własne ręce – dotknął jej ramienia. – Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. Niechaj Pan i Ojciec nasz cię za to wynagrodzi.

W ciągu następnej godziny Ksiądz zgromadził czterech silnych chłopów i wyposażony w wodę święconą oraz biblię zaprowadził orszak do chatki na uboczu. Gdy tam, jednak dotarli, okazało się, że chatka była pusta. Jedynie zwłoki młodej matki, leżące w przesiąkniętej krwią pościel były dowodem na prawdziwość słów Akuszerki.

 

– Co było dalej? – Alexander spojrzał na Soleil, gdy ta zamilkła.

Ręka bolała go niemiłosiernie od pisania bez przerwy. Notatki niechlujne, ręce oraz ubranie umazane w tuszu, jednak jego oczy rozświetlone zainteresowaniem.

Soleil spojrzała na niego, przestając wpatrywać się w dogasający już w kominku ogień.

– Powinniśmy się przespać – uśmiechnęła się odrobinę szerzej, jednak nie na tyle by na jej twarzy powstały zmarszczki mimiczne. – Jest już wyjątkowo późno. Dokończymy jutro, jeśli nie ma pan nic przeciwko.

Miał coś przeciwko, więcej niż się spodziewał. Chciał poznać resztę historii od razu. Był przekonany, że i tak nie byłby w stanie zasnąć.

– Oczywiście – miał ochotę westchnąć, ale się powstrzymał.

– Sebastian zaprowadzi pana do pokoju gościnnego – zadzwoniła małym dzwoneczkiem, stojącym na stoliczku.

Nie minęło dużo czasu, a ten sam kamerdyner, który otworzył mu drzwi, wkroczył do pokoju.

– Wskaż panu Alexandrowi drogę do pokoju gościnnego. Na drugim piętrze. – kamerdyner skinął głową i zasygnalizował dla pisarza, aby ten za nim poszedł.

Zabrał swoje notatki ze stołu, po czym pozwolił zaprowadzić się na drugie piętro długimi schodami.

Przypisany mu pokój był duży, wyposażony w wielkie łóżko z baldachimem, dębową szafę, kanapę i dwa fotele wokół małego stoliczka. W kącie pomieszczenia stała wielka balia z wodą oraz toaletka z ręcznikiem.

Nie miał czasu ani głowy na kąpiele czy sen. Zasiadł przy stoliku, zapalił świece i spędził całą noc na przepisywaniu swoich niechlujnych notatek w historię, która porwała go, jak żadna inna.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • droga_we_mgle 5 miesięcy temu
    Mnie też porwała...

    Fantastycznie oddany klimat.
    Czekam na dalszy ciąg!

    Pozdrawiam :)
  • shiro 5 miesięcy temu
    dzięki, dalszy ciąg w trakcie pisania

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania