Nas-to-łątki nie obchodzą... 09<Poznać>

Ten, no, przerwa… Tak patrzę na te zdjęcia i kurczę, Ewelina ma większe cycki niż Lara. Większe niż Marta, Krzysia, Rado, nawet Magnolia jej nie dorównuje. Ekhm, nie żebym się znał i orientował, ale tak wynika z moich skromnych obserwacji. Znaczy, jestem pewien przede wszystkim co do Lary. W zasadzie wiele osób ma większe bimbały od niej. Tak, jest niemalże dechą. Nie, nie przeszkadza jej to zupełnie. Ma charakter dziewczyna; z tego, co wiem długo utrzymywała status chłopczycy, więc co jak co, ale ona takich spraw nie priorytetyzuje. Tyle że jakby nasza relacja miała się zerwać, to nie mam czego żałować, a wręcz skorzystam… Nie, nie, to tylko płonne pragnienie. Ostatecznie wygrywa serce, a nie dorodny aparat oddechowy, a ja, jako prawdziwy mężczyzna, nie mogę sobie pozwolić, by kierowały mną akurat takie rzeczy. Trzeba doceniać wszystko, co się ma, każdą okazję – tak właśnie postępuję i będę postępował. No, ale to naturalne, by skupiać się nie tylko na charakterze, prawda? Ech, trudno mi zaprzeczyć. Z drugiej strony drobne kobiety są niejako spychane na dalszy plan przez zaślepionych, prostych samców, a więc docenienie jej wyglądu sprawia, że ma się bardziej elitarny, dojrzały, wyważony gust. Ciężkie są do ogarnięcia kanony piękna, ale muszę polegać przede wszystkim na intuicji. Zresztą o czym ja w ogóle myślę? Najpierw rozmowa, a potem wyobraźnia.

— A ty co się tak szczerzysz?

— O, Lara! — Cyk, blokada, telefon do kieszeni. — Właśnie chciałem z tobą pogadać.

— Tak? — Zerknęła na moją dłoń nerwowo siedzącą w spodniach. Zdecydowanie ją zaciekawiło w co tak wlepiałem wzrok jeszcze chwilę temu.

— No, tak — potwierdziłem niepewny kontekstu. — Wiesz, zebrałem się trochę w sobie i chciałem ci powiedzieć…

— Nie teraz — Przerwała mi!

— Ech? Czemu?

— Możemy pogadać po lekcjach — Skierowała oczy gdzieś w któryś górny róg ściany. — Zajęta jestem.

— Czym niby?

— Różnymi rzeczami — odpowiedziała wymijająco.

— Próbujesz się wymigać.

— A ty coś ukrywasz… — Szybki chwyt za nadgarstek, przejęcie telefonu, jeszcze szybszy unik przed natychmiastową reakcją obronną. — Zerknę tylko.

— Zostaw — Desperacko próbowałem odzyskać swoją własność, miałem przewagę wzrostu, siły, ale na próżno.

Odsunęła się nieco, odblokowała, zobaczyło to, co ja widziałem przedtem. Nie wyszedłem nawet z galerii. Głupi ja.

— Cycki… — powiedziała pod nosem, wlepiając gały w ekran.

— Proszę, nie sprowadzaj tego tylko do piersi… — próbowałem się nieśmiało bronić.

— Lubisz takie, co nie!? — Wydarła się, patrząc na mnie z zażenowaniem.

— Hę!?

— Znaczy ten… — Zniżyła momentalnie głos, powoli wyciągnęła rękę, by oddać mi smartfona. — Ty już jesteś tak blisko z Eweliną?

— To nie tak — Szybkim ruchem wziąłem telefon. — Ech, chyba już wiesz jak to działa. Sama mi to wysłała. Nie prosiłem nawet. Nie interesują mnie takie rzeczy. Znaczy, no, nigdy nie proszę dziewczyn o takie foty. W ogóle o nic je nie proszę…

— Ja też ci mogę coś wysłać… — Schyliła głowę, mówiła cicho, niewyraźnie.

— Co? — Ledwie dosłyszałem jej słowa.

— Nico, głupku! — Ech, zadziorność mode on. — Chciałeś mi coś powiedzieć, tak? Nie wiem, czy warto cię słuchać, bo chyba nic się nie zmieniło.

— Bez pochopnych wniosków, dobrze? — Starałem się gasić pożar, który nieoczekiwanie i bezsensownie się rozprzestrzeniał. — Serio trochę ostatnio myślałem i już wiem, co dalej. Naprawdę. Zaufaj mi.

— Czyżby? — Podważyła moje zdanie. — Niech ci będzie. Porozmawiamy. Po szkole.

— Ale…!

— Odprowadzisz mnie do domu, dobrze? — Szybko ucięła możliwość protestów. — Nie kłamałam z tym, że jestem zajęta.

— Może być — odrzekłem pojednawczo. — To… możemy się chwilę cofnąć? Mówiłaś coś do mnie…

— Proś — Ech?

— O co?

— O foty, durniu! — Próbowała wyglądać groźnie, ale rumieniec pojawił się na jej twarzy. Dość zabawny widok w sumie. Sympatyczny na pewno.

— Tyle że nie chcę — Nie do końca tak myślałem, ale postanowiłem nieco się podroczyć.

— Chcesz — No tak, nieinwazyjne wmawianie. — Ewelina ci wysłała, to ja też mogę.

— Ale że co? Zdjęcia w bikini mi podeślesz czy pełny negliż? — Oj, niecodziennie mnie stać na takie słowa.

— Jasne że nie! — Zażenowanie level max. — Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Hormony ci na mózg siadają? Foty, zwykłe foty. Selfie powinno ci wystarczyć.

— Selfie to mogę sobie na fejsie pooglądać…

— Ale wybredny… — Przewróciła oczyma. — Lubisz dziewczyny w piżamach? — Niezręczna pauza. — Niech to, nie wierzę w to, co mówię. Zapomnij! — Aj, szybko się popsuło. — Jakoś sobie poradzisz bez tego.

— Raczej ty sobie poradzisz — Uśmiechnąłem się ironicznie.

— Ech… — Wlepiła we mnie wzrok. — Wspólne zdjęcie. Po szkole. Pasuje?

— Nie mam nic przeciwko — odparłem szczerze.

— Ja już idę. Spotkamy się później. — Odwróciła się na pięcie, ruszyła w swoją stronę.

— Zajęta jesteś, co nie? — rzuciłem jeszcze w jej stronę.

— Tak! — I zniknęła za rogiem.

W sumie ciekawe, gdzie ona w ogóle idzie. Przerwy chyba za wiele nie zostało, a lekcję mamy dosłownie obok. To pewnie zgrywa. Tak myślę. Unika mnie w imię podtrzymania statusu „coś poszło nie tak”. Nie powiedziałem tego, co chciałem powiedzieć, od niej też nie usłyszałem tego, czego oczekiwałem, ale ta rozmowa całkiem nieźle pokazała, że między nami wszystko w porządku i dalsze powodzenie to tylko kwestia wyjaśnienia paru drobnych kwestii. I od kiedy w ogóle Lara jest, no, taka? Coś się zmieniło czy właśnie tak wygląda zakochanie? W sumie mi tam drobne zmiany nie przeszkadzają. Nadal coś do niej czuję. Coś… Cokolwiek to jest.

 

***

 

Fajrant. Poniedziałek przeżyty, można odbębnić połowiczny sukces. Teraz pora na gwóźdź programu! Znaczy ten, buty muszę przebrać. I kurtkę wziąć. Zabawne w sumie. Mamy wieszaki obok siebie. Hehe…

— Weź się trochę pośpiesz, a nie... — Lara, przebijając się przez euforyczny gwar uczniów zbierających się do domu, zwróciła się do mnie. No nie, nie musiała się wysilać. I tak bym ją usłyszał. Nieważne jak głośno by mówiła.

„O, a więc jednak randka”, „Wisisz mi piątala, mordo”. Super. Już nam szepczą za plecami. Którzy to, kurde? Nudziarze jedni – nie mają co robić. Ech… Mi tam nie przeszkadza, jak ludzie nas widzą, ale Lara…

— No, chodź już — Definitywnie chciała się już stąd wyrwać.

— Idę, idę — Wszystko gotowe, plecak na plecy – w drogę.

Góra, korytarz, wielkie drzwi obrotowe (niezły bajer tak w sumie) i już jesteśmy przed szkołą.

— Uśmiechnij się — A, no tak, fotka. Z zaskoczenia mnie chciała wziąć. Widać, że jeśli chodzi o takie obietnice, to niezły z niej wstydzioszek. Intrygująco urocze.

— Nieźle wyszłaś — Już po ptokach; twarze zapisane na zawsze w postaci elektronicznej.

— A ty wyglądasz gorzej niż zazwyczaj. — Prawie zabolało.

— Czyli wyglądam ładnie. — Uśmiechnąłem się, patrząc nadal na ekran przez jej ramię. — Wyślesz mi potem na mesie?

— Ta, wyślę — odpowiedziała, odsunęła się nieco. — To dla ciebie przecież.

Właśnie – dla mnie. Głupio tak w sumie. Tyle rzeczy już dla siebie nawzajem robimy, a ostatnio tak nagle… Jakbyśmy pierwszy raz sobie pomagali. Ona mi przy Ewelinie, ja przy łątkach, które tylko tę zaczepną blondynę obchodzą… My się przecież znamy dość długo, kurde, tyle że dopiero dowiadujemy się jak bardzo. Stąd te drobne zmiany, stąd jej zawód, gdy nie potrafiłem tego dostrzec albo raczej uciekałem przed relacją, którą nieświadomie stworzyłem. Czas na szczerość. Tak myślę.

— Idziesz? — No tak – ja z głową w chmurach, a Lara już przy kilka kroków z przodu. Różnica temperamentów.

— Głupie pytanie — Szybko podbiegłem, zrównaliśmy się ze sobą. — Sama chciałaś, żebym z tobą szedł. Nie będę się wykręcał na samym początku.

— Lubię, gdy zgrywasz honorowego — To komplement, prawda?

— Heh, miło mi — odrzekłem nieco nonszalancko.

Wyszliśmy już poza teren szkoły, wkroczyliśmy na chodnik, zdążyliśmy nawet przejść przez pierwsze pasy nim rozmowa znów rozkwitła. Tak, było bardzo sympatycznie, ale trudno podtrzymywać potok słów przez cały czas. Zresztą to na mnie ciążył ciężar podjęcia tematu – ostatecznie to ja chciałem, by pierwsza wyznała swoje uczucia. Egoistyczne i proste, prawda? Gdy już ktoś ci powie, co o tobie sądzi, o wiele łatwiej się ustosunkować. Znów postawiłem na lekkie tchórzostwo, ale to jedyna pewna karta. Na pewno Lara jest już w jakiś sposób zdecydowana, w przeciwieństwie do mnie.

— Ten, no, wiesz… — Szukałem odpowiednich słów, by zacząć, zamyśliłem się w sumie tak bardzo, że nie zauważyłem nawet, że kompletnie mnie nie słucha. — Hej, Lara… — Chciałem ją zaczepić, przyciągnąć uwagę.

— Jezu… — Zatrzymała się zupełnie niespodziewanie.

Kilkanaście metrów przed nami. Jakiś koleś machający w naszą stronę. Twarzy z takiej odległości nie dostrzegłem, ale jego aparycja, luźny chód, rytmicznie poruszająca się ręka… Z jakiegoś powodu wyglądało to znajomo sympatycznie.

— O co chodzi? Jakiś znajomy?

Nie zdążyła odpowiedź.

— Hej! Laaaara! — Machający typ głośno się przywitał; sekundy dzieliły nasze spotkanie.

— Brat — Szepnęła pod nosem zanim jej uwagę zaabsorbował domniemany krewny.

Brat. Pierwsze słyszę.

— Joł, Lara — Chciał ją objąć, ale ta, jakby wystraszona, odsunęła się szybko. — Okej, okej, rozumiem — Koleś się uśmiechnął, chcąc się jakby zrehabilitować za nietakt. — O, to twój chłopak?

Bezpośredni koleś. Widać to po jego aparycji. Długa broda, moda lumpeksowa, bardzo prosty, szczery wyraz twarzy. Nie żebym się znał, ale z jego oczu wręcz biło pozytywne nastawienie do ludzi.

— Jasne, że nie! — Odrzekła gniewnie, oblewając się rumieńcem.

— Tak — Zebrałem odwagę, by stanąć naprzeciw jej zdaniu.

— Tylko przyjaciel — Odbiła piłeczkę, wwiercając we mnie wzrok.

— Nie chce się przyznać — zagadałem do jej brata.

— Haha, no naprawdę… — Spojrzał na nas, roześmiał się szczerze. — Jak stare małżeństwo…

Ma chłop wyobraźnię.

— To tylko Eryk wymyśla jakieś głupoty… — Oczywiście, trzeba wszystko zwalić na jedną stronę.

— Sugerujesz, że kłamię? — Normalnie tak długo niczego nie ciągnę, ale jak już jest okazja, to trudno się powstrzymać.

— Dobra, dobra, wystarczy już romantycznych przepychanek — Pan brat spróbował przerwać impas. — Nieco nietaktownie z mojej strony. Nazywam się Daniel. Miło mi cię poznać, chłopaku Lary — Wyciągnął dłoń w moją stronę.

— Mi również miło, bracie Lary — Mocny uścisk, przywitanie. — Eryk jestem.

— Skończyliście szmieszkować? — Szanowna przyjaciółka wyglądała na dość zniecierpliwioną naszą satyryczną gadką. Nie dziwię się.

— Tak, tak, wybacz, siostrzyczko. — Damian wyglądał na naprawdę przejętego. Albo dobrze udawał. — Idziemy do domu? Zatrzymałem was trochę, przepraszam.

— Moment — Podniosła nieco głos. — Co ty tu w ogóle robisz? Nie przyjeżdżałeś dawno, a teraz wyskakujesz jak z kapelusza. I jeszcze w drodze ze szkoły…

Pewnie dlatego nie miałem okazji go spotkać wcześniej. Typowe dla ludzi z nieciekawego miasteczka – szybko wyjeżdżać, pojawiać się sporadycznie. Kolejna rzecz wspólna z Larą. Tym razem w wymiarze rodzinnym.

— Chciałem zrobić niespodziankę — odpowiedział z entuzjazmem. — Wiesz, uznałem, że nudno by było jakbym się pojawił zapowiedziany, a tak, wiesz, bum! Jestem! Cieszysz się, co nie?

— Trochę — odrzekła jakby bez zainteresowania. — Mam nadzieję, że nie będziesz właził tacie na głowę.

— Spokojna głowa. Uczę się na błędach.

— Oby… — zawiało chłodem.

— Bardzo się różnicie — powiedziałem, próbując sprowadzić rozmowę na inny ton.

Szybkie zerknięcie – nawet kolor włosów mają inny. Blond versus głęboki brąz.

— Tak to jest w rodzinie, prawda? — odpowiedział, patrząc w stronę Lary.

— Jasne, że tak — odparła bez zastanowienia. — Jedni się starają, a inni ciągle pozostają beztroskimi beztalenciami…

Auć.

— Ranisz mnie, Laro — Słychać było, że nieco się przejął jej słowami.

— Przepraszam, jeśli tak to odbierasz — powiedziała chłodno, bez wyrazu. — Chodź, Eryk. — Pociągnęła mnie za rękę, zrobiła krok do przodu. — Odprowadź mnie do domu.

— Mogę was podwieźć — zaproponował Damian, idąc za nami.

— Nie trzeba — Co ją ugryzło? Naprawdę dziwnie się zachowywała. Zupełnie jakby coś złego między nimi było, jakiś żal, niezrozumienie. Ale on przecież wygląda, zachowuje się tak sympatycznie, więc… To jej wina?

— Lara, proszę — złapał ją za bark, odwróciła się. — Daj mi szansę. Tata będzie szczęśliwy. Może Eryk do nas wpadnie? Chyba dobrze ci w jego towarzystwie, prawda?

Zastanawiała się. Skupiła wzrok. Zamilkła. Dla mnie to szansa, choć z drugiej strony… Nigdy nie byłem u niej. I w ogóle jak mam z nią rozmawiać w obecności rodziny? Co ja mogę tam zrobić, co mogę ugrać?

— D-d-dobrze… — Z trudem wydusiła z siebie te słowo, puściła przy okazji moją dłoń. — Nie wiem, czy Erykowi pasuje. Jak nie chce to… trudno.

Bardzo chciała, byśmy pojechali razem. Pewnie nigdy o tym nawet nie pomyślała, zawsze trzymała mnie z dala od swojego życia pozaszkolnego, ale tym razem… Niespodziewany cud, niespodziewane wyciągnięcie dłoni do dziewczyny, która do końca nie wie, jak ze mną postępować. Dobra, raczej w drugą stronę. To ja mam okazję, by poznać ciemną stronę księżyca.

— Nie mam nic przeciwko — odrzekłem z rozluźnieniem. — Jak nie będziecie mnie trzymać zbyt długo to mi pasuje.

— Co? Może jeszcze na noc cię zaprosić? — Lara od razu odzyskała humor. — Chodźmy już. Gdzie zaparkowałeś auto?

— Pod szkołą… — odrzekł z ledwie wyczuwalną skruchą w głosie.

— No to z powrotem — odwróciłem się, złapałem przy okazji Larę i ona, oczywiście nie pod moim naporem, również zwróciła się w stronę, z której przyszliśmy.

— Dziękuję — niespodziewanie wypalił Damian. — Fajnie móc cię znowu odwieźć do domu.

— Nie wspominaj… — odrzekła z lekkim, nostalgicznym uśmiechem.

— Wiesz, teraz jeżdżę lepszą bryką. Turbulencji nie będzie.

Coraz ciekawiej, coraz ciekawiej… Aż trudno mi sobie wyobrazić, co zastaniemy na parkingu.

— Jaka marka? — zapytałem, gdy byliśmy już prawie na miejscu.

— Mitsubishi… Zaraz zobaczysz.

Faktycznie. Trudno nie zauważyć. Auto na glebie, wielgachny spojler, lśniący, biały lakier. Chyba mnie czeka przejażdżka życia.

— Damian… — Lara chyba nie podzielała mojego zachwytu. — Znów wziąłeś kredyt?

Ech, no tak, zdroworozsądkowe, kobiece podejście.

 

***

 

— Ja siedzę z przodu.

— Nie ma mowy! To auto mojego brata i ja mam pierwszeństwo.

— Za niska jesteś, kurduplu. A fotelika chyba Damian nie ma.

— Oż ty!

— Proszę, przestańcie — Damian wszedł między nas i delikatnym ruchem rozdzielił. — Siedzicie oboje z tyłu. Przód już jest zarezerwowany.

Wór ziemniaków. Ogromny. Trudno mi sobie wyobrazić, ile to kilogramów. Pas zapięty, jeszcze jakoś obwiązany sznurkiem wokół oparcia. Prawie jak człowiek. Kurde.

— Na co nam tyle kartofli? — Lara była niemniej zdziwiona niż ja.

— Od dziadków z działki. — Złapał się za tył głowy. — Wpadłem do nich po drodze i… nie mogłem odmówić.

— Znowu… — Heh, wygląda na to, że pewne rzeczy w tej rodzinie powtarzają się cyklicznie.

— No wiesz jak to jest, Lara… — tłumaczył się dalej. — Babcia tak miło się uśmiechała, nie mogłem jej zawieść. Ten, możemy babkę zrobić, zapiekankę, frytki jak będziesz chciała. Dużo możliwości.

— Pamiętaj kto gotuje w tym domu. — Lara?

— Tak, tak. — Przeszedł, otworzył tylne drzwi. — Wsiadajcie.

Lara zajęła miejsce za kierowcą, ja musiałem się wpatrywać w wór wystający ponad oparcie.

— Nie mogłeś tego schować do bagażnika? — zapytałem, zapinając pasy.

— Tam mam coś innego… — odrzekł tajemniczo. — I czuję się bezpieczniej, gdy babcine kartofle są w pobliżu.

— Maniak… — skwitowała Lara.

Przekręcenie klucza, ryk silnika, odjechaliśmy.

 

***

Dojechaliśmy szybko, bezpiecznie i bez niespodziewanych zwrotów akcji. Długo minęło od kiedy ostatni raz choćby zbliżyłem się do domu Lary. Mieszkanie w bloku, podobnie jak ja, tyle że na parterze. Szczęściara. Choć jednak bez tych wszystkich schodów trudniej dbać o formę – trzeba przecież planować jakieś dodatkowe ćwiczenia czy coś. No ale dziewczyny tak łatwo nie grubieją. Albo ja o czymś nie wiem. Tak czy owak siedzieliśmy już w środku.

Rzadko kiedy miałem okazję usłyszeć cokolwiek o rodzinie Stefaniuków, oczywiście Lara również nie za bardzo chciała się dzielić ze mną albo z kimkolwiek innym szczegółami jej życia rodzinnego. Zrozumiałe – nie każdy lubi się z tym obnosić albo zwyczajnie nie ma o czym mówić, bo rodziny bywają różne, nierzadko niezbyt szczęśliwe i poukładane. Przez ten cały czas naszej sinusoidalnej znajomości przewinęło się jedynie enigmatyczne stwierdzenie, że jej ojciec to „maniak historii”. Obecnie, siedząc w salonie i rozglądając się w te i we w te z strasznie głupią miną mogę stwierdzić, że no, zdecydowanie widać pasję gospodarza domu. Na każdej ścianie w zasadzie. Nawet meble, nie wiem, nie znam się, wydają się być w większości zabytkowe albo przynajmniej wyciągnięte z głębokiego PRL-u i stylistyki art deco. Moją uwagę przyciągnął przede wszystkim błyszczący się wręcz karabin dumnie wiszący za głową wąsatego, uśmiechającego się z nadzieją starego pryka, znaczy ten, ojca Lary oczywiście. Ciekawość nie pozwoliłaby mi odejść, gdybym się nie dopytał o szczegóły.

Pytanie przerwało przynajmniej ciągnącą się nieco martwą ciszę, więc myślę, że zarobiłem dodatkowe punkty rozpoczynając owocnie rozmowę.

— Ach, to? — Spojrzał się ostentacyjnie za siebie. — Cieszę się, że pytasz, chłopcze. To mój największy skarb. Fortunę wydałem na aukcji, niemalże nie puściłem całego majątku z dymem, ale chłopcze… Zdecydowanie było warto. Ta broń — Wstał, zdjął karabin ze ściany, trzymał go obiema rękoma, siadając ponownie — to Mauser M1871 z bitwy pod… pod… pod… Ech, gdzieś tam. — Rozczarowujące nieco. — Musisz po prostu wiedzieć, że jest dla mnie bardzo cenny i posiada niebagatelną wartość… — Odłożył broń z powrotem na jej miejsce — historyczną.

A propos – Damian wybył (mówił coś o ziemniakach), staruszek siedział na fotelu (wypasiony i skórzany), a ja siedziałem na kanapie (mięciutka i puszysta) obok Lary. Pani blondyna, choć nie miałem jej cały czas na oku, praktycznie od początku wyglądała na dość niemrawą i skłonną do schowania się pod ziemię z zażenowania i wstydu. Ja tego tak na odbieram, ale poniekąd rozumiem dlaczego tak trudno jest jej narażać kogoś bliskiego na kontakt z rodzinką. Widać, że nadają na trochę innych falach i musi ją nieco przygniatać ta cała specyficzna otoczka.

— Napijesz się herbaty, Eryku? — zaproponował wąsach, wstając powoli ze swojego fotela. — Sprowadzana z Anglii, Earl Grey, ze świeżo zebranych…

— Tato… — wtrąciła się Lara.

— Przepraszam, ponosi mnie czasem — Wyraźnie stracił na entuzjazmie. — To może zwykła z saszetki? Jak wolisz, Eryku?

— Może być Earl Grey — odrzekłem sympatycznie. — Nie piłem jeszcze czegoś tak mocno exclusive, więc będę wdzięczny.

— Lara, a ty?

— Nie trzeba, tato — odparła z lekką rezygnacją w głosie. — Później sobie coś zrobię.

— Dobrze — Skinął głową. — Zostawiam was na moment…

Wyszedł, zniknął gdzieś w jasnym, wytapetowanym przedpokoju.

— Dajesz radę? — zapytałem, odwracając się w jej stronę.

— Tak, jasne, przecież codziennie tak mam. — Westchnęła. — Przepraszam. Poplątałam ci plany, sama sobie też poplątałam… Wszystko nie tak tego popołudnia.

— Nie no, nie musisz przepraszać — Starałem się nieco ocieplić sytuację. — Jest nieźle. Nie żałuję, że przyszedłem.

— Tata bardzo się przejmuje. — Podniosła kąciki ust. — On naprawdę myśli, że my, wiesz… Słyszałeś jak Damian mu nagadał, jak weszliśmy.

— Ta, widać to po nim — przyznałem bez protestów.

— Od kiedy mama… — Przerwała w pół zdania. — Bardzo się stara, nie może przestać myśleć o mnie… Nadopiekuńczy jest. Trochę mnie to męczy, ale staram się zrozumieć. Musi być mu trudno.

Nie tylko jemu jak widać. Wiedziałem już wcześniej, że matka Lary zmarła; nie wiem kiedy, nie wiem jak wiele lat temu, w jakich okolicznościach. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, nigdy nie próbowałem pociągnąć tematu. Nie od tego są szkolni koledzy. Przecież i tak wspomniała o tym tylko raz, jakby od niechcenia, więc można było myśleć, że nie boli, że ma to za sobą, a tymczasem… W rodzinie takie tematy zawsze się ciągną długo.

— Trochę zazdroszczę. — Spojrzałem w jej oczy. — Moi rodzice praktycznie dają mi wolną rękę. Nie pamiętam za bardzo, kiedy ostatni raz choćby się przejęli tym, co się ze mną dzieje.

— Może po prostu tego nie pokazują. Jesteś prawie dorosły, więc pewnie nie chcą się wtrącać. Myślę jednak, że ciągle się martwią o twoje durne działania. — No jasne. — Przecież to bardzo sympatyczni ludzie…

— Wiem, wiem. Mama od czasu dopytuje kiedy cię znowu przyprowadzę. Serio. Ci ludzie strasznie nas ze sobą shipują, a my jesteśmy tylko…

No i przyszedł pan przerywacz. Znaczy ojciec. Z herbatą. Bardzo aromatyczny napar. Wyczułem go już w przedpokoju, ale zignorowałem. Przecież to nie tak, że wparuje w idealnym momencie, prawda?

— Proszę, herbata Earl Grey dla Eryka. — Gracja z jaką to wypowiadał zdecydowanie wskazywała na to, że ta angielska nazwa to jego oczko w głowie.

— Dziękuję. — Wziąłem kubek do ręki, ostrożnie zaczerpnął pierwszy łyk. — Specyficzny smak…

— Przywykniesz — odrzekł z uśmiechem na ustach. — To jest właśnie prawdziwy Święty Graal. Tego w marketach nie dostaniesz.

— Ale w internecie już tak… — skwitowała Lara.

— Oj, oj, szczegół. — Nieco się wycofał. — Która to godzina? — Spojrzał na stojący obok telewizora zegar z kukułką. — Muszę już iść, dzieci. Bawcie się dobrze. Będę u siebie.

Ach, oczywiście, shipowania ciąg dalszy. Cóż, widać, że staruszkowi zależy, by Lara miała dobrego chłopa, a ja, jak sądzę, zdążyłem mu się na tyle przypodobać, że pozostawia córkę w moich rękach. Co dalej? Będę mógł mówić do niego „tato” czy przyrzeknie, że nie będzie się dopytywał kiedy cimcirimci? Nie no, lepiej o tym nie myśleć. Ostatecznie chcę jedynie, by Lara jasno określiła kim dla niej jestem i co do mnie czuje. Tyle. Dużo kompilacji, by dojść do jednego magicznego słowa…

— Wypasiona ta herbata — powiedziałem po chwili. — Nawet jak z neta kupujecie, to zdecydowanie warto.

— Ja tam średnio lubię ten smak. Wolę kawę. — Ech, hiszpański nawyk.

Zdążyłem wypić mniej więcej połowę nim padły kolejne słowa.

— Może… pójdziemy do mojego pokoju?

Seks. Nie, nie, nie – o czym ja myślę? Kurde, Eryk, życie to nie pornograficzna bajka! Idziemy rozmawiać. U niej. Na jej terenie.

— Po co? — Spanikowałem.

— Wygodniej będzie pogadać. Chciałeś przecież. — Chwila zastanowienia i analizy mojego wyrazu twarzy. — Co ty sobie w ogóle wyobrażasz, hę!?

— Co? Nie, jasne, że nic. — Panika level drugi. — Ch-chodźmy po prostu. I tak się zastanawiałem jak to u ciebie wygląda…

— Wypij najpierw herbatę. — Wstała z sofy.

— Czemu?

— Jeszcze mi nachlapiesz. — Głupi powód.

— Nie przesadzasz?

— Wypij po prostu.

Fajnie. Ja piję, a ona sterczy nade mną i pilnuje. Naprawdę, zero wyczucia klimatu.

— Proszę pani, już wypiłem. — Podałem jej kubek.

— Pfff… — Sfochowała się? — Odniosę do zlewu. Idź przodem. Pierwsze drzwi po lewo.

Jakoś nie miałem ochoty odpowiadać. Wyszliśmy razem do przedpokoju, ona poszła na prawo, do kuchni, a ja, zgodnie z instrukcjami, otworzyłem drzwi i wkroczyłem do strefy zakazanej.

Pokój jak pokój. Niebieska farba, biurko, firanki przy oknie (rolet brak), łóżko super puszyste i napchane poduchami (pani wygodnicka), regał, książki, gitara? Nie wiedziałem, że gra. Przy biurku siadać nie będę, nie obrazi się chyba jak rozwalę się na tapczanie. Kocyk w kotki, kołdra złożona, jedna wielka, biała poduszka, reszta mniejsza z różnymi wzorkami. Bardzo sterylnie, ale w jakiś sposób przytulnie. Mógłbym tu spać. Nie, kurczę, co ja robię? Przecież to nie tak… O, majtki. Dość odważny krój… Ehehehehe… Co tu robić? Do rąk ich nie wezmę, a wzrok oderwać — trudna sztuka. Jakoś z tego wyjdę, jak przyjdzie albo udam, że nie zauważyłem.

— Już jestem. — Zamknęła za sobą drzwi.

— To twoje gacie? — Ech, no tak, musiałem to zrobić.

Szeroko otwarte oczy, rumieniec na twarzy, rzucenie się na materac jak jaguar.

— Boże, Jezu… — Szybki chwyt, doskoczenie do szafki. — Zapomniałam schować… A t-ty! — Równie prędko znalazła się przede mną. — Na c-co ty się gapisz, zboczeńcu?

— Ciekawy krój — Udałem, że w ogóle mnie nie rusza jej ton. — Nie wiedziałem, że nosisz się tak… odważnie.

— Zbok! — Powalający plaskacz w twarz. — Wiedziałam. Wiedziałam, że tobie tylko jedno w głowie!

— Żartuję, żartuję. — Podniosłem się, złapałem za policzek. — Sama to tutaj zostawiłaś – nic nie zrobiłem. Nie musisz się tak podniecać.

Myślałem, że to tylko ją bardziej nakręci, ale… Powstrzymała się, choć miała już rękę gotową do ciosu. Zrozumiała swój błąd, choć wcale jej to nie odjęło zażenowania.

— Nie musiałeś tego mówić… — Usiadła obok.

— Nie przyzwyczaiłaś się jeszcze?

— Jasne, że wiem, że się tak zachowujesz! — Podniosła głos i po chwili jakby straciła zapał. — Ale… Teraz jest trochę inaczej.

Dobry moment. Muszę o to zapytać.

— Lara… — Kurde, te słowa ciążą o wiele bardziej niż myślałem. — Czy ty…? Co ty do mnie czujesz?

Cisza. Spuszczona głowa. Oczy wbite w podłogę. Trafiłem w sedno. Przycisnąłem ją do ściany. Dla niej to było równie trudne albo nawet trudniejsze. Dało się to wyczuć.

— Lara?

— Ja… — Wyprostowała się, spojrzała mi w oczy. — L-lubię cię. Bardzo. Od jakiegoś czasu. Inaczej niż od wtedy, gdy się poznaliśmy.

Klucz. Serce mi zabiło mocniej. Mój sen, moje marzenie… W końcu. Ktoś to powiedział. Naprawdę. A ja… Czy ja też mogę tak powiedzieć? Znamy się od jakiegoś czasu, w zasadzie od końcówki gimnazjum, gdy przeniosła się do mojej szkoły. Nigdy nie miałem kontaktu z dziewczynami, a ona… Dzięki niej. Jestem popularny. Ale dla niej najpopularniejszy, najważniejszy, godny zaufania i… prawdziwych uczuć.

— Co się szczerzysz? — Wyrwała mnie dość gwałtownie z przemyśleń. — Podnieciłeś się, zboku? Co? Fajnie tak to usłyszeć od kogoś, co…

— Ja też — Zebrałem się w sobie. — Do pewnego momentu nie wiedziałem, ale wtedy, gdy powiedziałaś, że mam wziąć sprawy w swoje ręce, gdy ja sam to sobie wbiłem do głowy… Zastanawiałem się. I wiesz co? Mimo wszystko lubię cię, znaczy no, może nawet więcej… I ten, nie przeszkadza mi, że wiesz, jesteś płaska. Masz naprawdę ładne majtki. Seksowne znaczy. Może je założysz…

— Zbok! — Cios w tył głowy. Tak jak oczekiwałem. — Kompletnie nie rozumiesz, nie czujesz atmosfery. Pogrywasz ze mną, kurde!

— No ale wszystko szczerze mówiłem — Uśmiechnąłem się. — Lubimy się nawzajem. Kochamy nawet, jeżeli chciałabyś tak to nazwać. Naprawdę, sukces. Wielki sukces!

— Chyba jednak się zastanowię, co takiego w tobie widzę…

— Ej, nie mów tak. Przed chwilą byłaś bardzo poważna.

— A ty wszystko popsułeś, durniu! — O, rumieniec. Super słodko.

— Wiesz dobrze, że zawsze to robię.

Odetchnąłem. Wewnętrznie. Wszystko ustalone, wyjaśnione, oboje wiemy na czym stoimy.

— Będziesz moją dziewczyną?

— Moooże… — powiedziała z nutką ironii. — Musisz się jeszcze trochę postarać.

— A zagrasz dla mnie przynajmniej? — Spojrzałem na opartą o biurko gitarę.

— Skąd pomysł, że umiem? Dawno tego nie robiłam i…

— Spróbuj.

— Uszy cię będą boleć.

— Jestem gotów na poświęcenie! — odrzekłem z rycerską powagą.

— Ech, Eryk… — Wstała, sięgnęła gitarę, usiadła na krześle obrotowym obok biurka. — Daj mi chwilę, muszę ją nastroić.

— Zagrasz coś AC/DC? A może Beatles’ów? Albo Krawczyka chociaż?

— Przymknij się chwilę! — odpowiedziała lekko wkurzona przy akompaniamencie brzdęków. — Umiem kolędy. Może być?

— Cicha noc?

— Tego nie. — Odwróciła wzrok.

— A mówiłaś, że umiesz — Heh, musiałem to ciągnąć. Atmosfera była wyśmienita.

— Przybieżeli do Betlejem — powiedziała, kończąc strojenie. — W tym znam wszystkie nutki.

— Niezła muza jak na romantyczne popołudnie, co nie?

— Jakie znowu romantyczne? — Nieco ją to ubodło. — Jesteś po prostu moim gościem, więc słuchaj.

— Będziesz śpiewać? — Ciągle przedłużałem, ale nie mogłem się powstrzymać.

— Nie, nie umiem.

— No to ja będę.

— Spróbuj tylko. — To była groźba?

— Przecież ładnie śpiewam. Pamiętasz jasełka w gimnazjum? Byłem gwiazdą.

— Wolałabym zapomnieć… — Auć. — Dobra, zaczynam. A ty masz milczeć!

Jak obiecałem, tak zaśpiewałem. Owszem, zupełnie beznadziejnie, ale o dziwo nie wytrąciło jej to z równowagi. Nie pomyliła się w żadnym momencie; faktycznie znała tę melodię praktycznie perfekcyjnie. W sumie dziwne to było. Najpierw wyznajemy sobie uczucia, a chwilę potem razem kolędujemy, choć nawet do mikołajek jeszcze parę dni. Tak to chyba jest, gdy specyficznych ludzi łączy relacja. Muszę się powoli przyzwyczajać. Przecież to dopiero początek. Nowy początek dla nas dwojga. I jest jeszcze Ewelina. Chyba muszę ją zfriendzonować. Nie obrazi się. Na pewno nie. Mam nadzieję, że nie… Ach, kurde… Przynajmniej Lara może mi tym razem pomóc na sto procent. Razem coś wymyślimy. Razem — teraz to słowo będzie się często przewijać. Złączyliśmy się, choć za dużo de facto się nie zmieniło. Ale teraz jest chłopak i dziewczyna, znaczy związek, więc cały świat się przestraja, by nadążyć za nowym uczuciem. Ja w zasadzie już nie wiem, co będzie dalej. Taki cud daleko wykracza poza moje wyobrażenia. Albo zwyczajnie przesadzam.

 

*cdn*

*następna część będzie ostatnia. Raczej.*

Średnia ocena: 3.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Onyx 19.11.2020
    "Mi tam nie przeszkadza, jak ludzie nas widzą, ale Lara…" - Mnie
    "— Mi również miło, bracie Lary — Mocny uścisk, przywitanie." - Mnie

    Dużo się wyjaśniło. Uwielbiam ich drobne "sprzeczki". Para idealna ?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania