Necropharus cz.1

W oberży panował zgiełk. Małomir, kasztelan Wyrwii otaksował najemnika wzrokiem. Wygląda niczym zwykły zbir, pomyślał. Ubrany w nabitą ćwiekami na ramionach kurtę, wyszywaną szarymi pasami. Grube rękawice przetarte czy to od wodzy, czy od miecza leżały na kontuarze. Wzdrygnął się na samą myśl o tym, nie umknęło to uwadze jego rozmówcy. Na twarzy rębajły pojawił się niemiły uśmiech, który jeszcze bardziej spotęgował uczucie niepewności w Małomirze. Władyka odchrząknął i spytał:

-To mówicie, że kimże jesteście?

-Łamaczem zaklęć. - spokojnie powtórzył, wciąż z tym samym uśmiechem na twarzy.

Czoło kasztelana zrosiło się zimnym potem. Niejedno do tej pory słyszał o ludziach tej niemalże zapomnianej kasty, co tylko przysporzyło mu kolejnych powodów do zmartwień. Oby nie wynikło z tego więcej kłopotów niż pożytku. Ale chyba nie mam wyboru, kto byłby na tyle głupi, bądź szalony, by przyjąć takie zlecenie? Poza regimentem piechoty, którego nie byłbym w stanie opłacić... Z rozważań wyrwało go stukanie palców o blat.

-To mówicie, że ile skłonniście zapłacić?

-Myśmy są skromną... - zaczął nieśmiało władyka.

-Ile pytam. - przerwał mu spokojnie najemnik. Coś w jego spojrzeniu mówiło Małomirowi, że nie warto go denerwować.

-Sto osiemdziesiąt złotych talarów.

-Niewiele jak na potwora, którego nikomu nie udało się zidentyfikować. Nie wspominając o klątwie, która może ciążyć na samych moczarach. W ogłoszeniu wspomniałeś o starej elifckiej nekropolii?

-Tak, ale... - Miłomir stracił rezon. Wiedział, że z zawodowcem nie obejdzie się lekko. - Od siebie mogę obiecać wikt i opierunek zarówno dla Ciebie, jak i Twojego wierzchowca.

Łamacz zaklęć odstawił pusty już kufel na blat i z wymownym wzrokiem spojrzał na władykę.

-Tak, oczywiście... Już, już szlachetny panie. - wydukał i rzucił dwie srebrne monety na blat.

Karczmarz wprawnym ruchem ręki schował je do sakiewki. Trzy mrugnięcia oka później na kontuarze stały kolejne dwa pełne kufle. Po twarzy przybysza nie dało się nic poznać.

-Niechaj będzie. - odrzekł krótko.

W zaledwie moment olbrzymi ciężar spadł z serca Małomira. Był pewien, że miał do czynienia z prawdziwym profesjonalistą. Wystarczyło rzucić okiem na jego pewne ruchy, bądź oręż, który w tej chwili stał oparty o ścianę, tuż przy jego nodze. Pełne trwogi spojrzenia, którymi obdarzali go miejscowi przesiadujący w karczmie, starający się trzymać jak najdalej od zajmowanego przezeń kontuaru. Nawet najwięksi karczemni bohaterowie z okolicy kierowali się resztkami niewypłukanego przez swojski samogon rozsądku, oni czuli, że z tym człowiekiem nie ma żartów. Kasztelana wcale to nie dziwiło, on sam najchętniej nie przesiadywałby w towarzystwie takiego osobnika lecz z racji spełnianego przezeń urzędu miał obowiązek wprowadzić w szczegóły zlecenia każdego potencjalnego ochotnika. Do tej pory słysząc czego dotyczy zadanie, a następnie słysząc o wysokości zapłaty każdy wzruszał ramionami i odchodził. Lecz on nie. Był jego nadzieją na rozwiązanie sprawy wcale niewysokim kosztem. Małomir ponownie odchrząknął.

-Jeśli mogę o coś spytać...

-Tak? - Łamacz zaklęć wpatrywał się mu prosto w oczy, jego spojrzenie nie należało do najprzyjemniejszych. Nosiło w sobie ślad czegoś mrocznego, czegoś strasznego. Kasztelan odnosił wrażenie, że najemnik spogląda w głąb jego duszy.

-Nie boicie się panie? Widziałem ofiary tej bestii, dwadzieścia cztery osoby przez ostatni rok. Flaki ciągnęły się na parę sążni, jakby były rozrywane końmi, zgruchotane kości, niektóre wysuszone na wiór... Na samą myśl mam mdłości, coś strasznego.

Rębajło spokojnie upił łyk piwa. Tego władyka się nie spodziewał, chciał wywołać na nim jakąkolwiek reakcję, aby zobaczyć z jakiej gliny jest ulepiony. Lodowaty chłód wypełnił mu trzewia.

-Zbyt długo pracuję w tym zawodzie. - odrzekł jak zawsze krótko i spokojnie. Odstawił kolejny pusty kufel na blat. Mimo wypitej ilości alkoholu nie było po nim widać żadnych negatywnych skutków. - Prowadźcie do izby, zdrożonym. Jutro obejrzymy okolice nekropolii.

Następne częściNecropharus cz.2

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Yonadellarose 31.03.2017
    Trochę ciężkie : / ale mnie zaciekawiło :)
  • Tanaris 31.03.2017
    Początek musiałam przeczytać dwa razy na spokojnie, aby stwierdzić, kto co mówi xD Nie jest źle, łamacz zaklęć jest bardzo tajemniczy, ciekawa postać. 5 :D
  • Ciernio 31.03.2017
    Dziękuję za pozytywne recenzje. Fakt faktem było to moje pierwsze opowiadanie napisane z własnej woli, dlatego jestem zdumiony, iż całkiem dobrze poszło. Jeżeli ktoś jest zainteresowany dalszym ciągiem, to mogę rzec jedynie, że zarys historii już wymyśliłem. Pozostało mi tylko pisać i tworzyć pomniejsze wątki :-)
  • Kakarotto 03.04.2017
    Niełatwy tekst, ale wciągający. Słownictwo, którego używasz daje czytelnikowi jeszcze lepszy przekaz, ułatwia mu zrozumienie realiów świata przedstawionego. Na zachętę 5.
    PS: świetny avatar ;)
  • Ciernio 03.04.2017
    Dziękuję Saiyaninie ;-), Twój także wpadł mi w oko!
  • Karawan 03.04.2017
    Ubrany w nabitą ćwiekami na ramionach kurtę, wyszywaną szarymi pasami, grube rękawice przetarte czy to od wodzy, czy od miecza leżały na kontuarze. - ubrany a rękawice na kontuarze? A reszta stroju? Sugerowałbym albo sformułowanie typu "ubrany był jak cała jego profesja w skromny lecz budzący respekt strój. Rękawice... Albo chociaż oddzielenie kropką od ubranego zdjętych ( przeczących słowu "ubrany") rękawic.
    przez swoiski samogon - literówka; swojski
  • Ciernio 03.04.2017
    Dziękuję za porady i wskazanie błędów, mam nadzieję, że przyczynią się do rozwoju mojego kunsztu :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania