Poprzednie częściNie warto-prolog

Nie warto- cz.3

Miasto było oddalone o kilometr od domu państwa Lewandowskich. Nie chciałam oddalać się za bardzo, nie znam dobrze okolicy i mogłabym się zgubić. Na pierwszej ulicy była galeria, kawiarnia, siłownia i sklep spożywczy. Na końcu ulicy można skręcić albo w lewo do lasu albo w prawo gdzie znajduje się kilka klubów, monopolowy, sklep z tytoniem i kilka ciemnych uliczek, a jak poszło się dalej były bloki mieszkalne i kilka sklepów. Coś mnie podkusiło i poszłam w prawo, teraz dopiero zauważyłam pijaków śpiących na ławkach, młodych chłopaków palących trawkę na oko dwadzieścia lat, a w niektórych sklepach były powybijane szyby. Szybko się wycofałam, ale ledwo zrobiłam krok i wpadłam na jakiegoś umięśnionego faceta. W pierwszej chwili się przestraszyłam, myśląc, że się wkurzy zaczęłam go przepraszać i wycofywać się do tyłu, a on się tylko zaśmiał. Chyba ze mnie.

-Spokojnie, nie bój się tak- powiedział ciągle się uśmiechając.

-Trudno się nie bać w takim miejscu- odpowiedziałam z obrzydzeniem.

-Przyzwyczaisz się. Jesteś nowa?

-Tak, dziś przyjechałam-nie czułam potrzeby mówienia mu więcej.

-Chcesz się przejść? Możemy iść na kawę albo do klubu. Jak wolisz.

-Nie, dzięki. Nie chodzę na imprezy.

-To może pójdziemy się przejść? Gdzieś gdzie dobrze widać całe miasto.

-Hm.... Okej, ale zgadzam się na to tylko dlatego, że nikogo tu nie znam- raz się żyje.

-Wspaniale! - ruszyliśmy w stronę bloków. Zdjął skórzaną kurtkę ukazując wiele czerwonych śladów na szyi. Już wiem, że mam do czynienia z niezbyt grzecznym chłopakiem. Mimo, że bałam się dogryzać mu tym razem nie mogłam się powstrzymać.

-Ej, a te malinki, to ty sobie odkurzaczem robiłeś- usłyszałam tylko jego śmiech. Słońce już zachodziło, ale nie to teraz było istotne. Zostawiłam im karteczkę, że wychodzę. Tak się chyba robi. Dalej szliśmy w ciszy, aż doszliśmy do wieżowca. Wjechaliśmy windą na samą górę, a później schodami weszliśmy na dach. On usiadł na krawędzi, a ja wolałam nie podchodzić, miałam lęk wysokości.

-Co jest? Nie bój się, nie gryzę, siadaj-poklepał miejsce koło siebie.

-Nie, ja po prostu... Nie lubię wysokości.

-Aha, rozumiem-chłopak wstał, a ja myślałam, że on zaraz spadnie. Zamiast tego zaczął iść w moją stronę, a ja się cofać do tyłu.

-Co ty robisz?-moje nogi odmówiły mi dalszego cofania się i ustały.

-Nie ufasz mi?

-Wiesz, trudno zaufać człowiekowi w tatuażach, malinkami na szyi i zapomniałam dodać, że znam cię ledwo godzinę- widać, że go tym rozbawiłam.

-Masz rację, ja też bym sobie nie ufał-jeżeli chciał mnie zastraszyć, to brawo udało mu się.

Chwycił mnie za dłoń i zaczął iść w stronę krawędzi ciągnąc mnie za sobą, nie stawiałam oporu i szłam patrząc się na nasze ręce. A co jeżeli pójdzie za daleko i spadnie? A ja razem z nim. Chciałam się wyrwać ale trzymał mnie mocniej niż na początku. W końcu się zatrzymał i stanął obok mnie. Byliśmy na krawędzi i spojrzałam odruchowo w dół, zakręciło mi się w głowie.

-Nie patrz w dół, patrz się na mnie. Spadłaś? Nie. Pierwszy krok żebyś mogła mi zaufać- wyszczerzył się i usiadł na murek. Jest tak czuły jak młot.

-Wiesz wolałabym jednak zostać tam-wskazałam kciukiem za siebie i zrobiłam krok do tyłu.

-Siadaj, młoda zanim sam cię posadzę.

-Młoda? Ile ty masz lat że tak do mnie mówisz?

-Wystarczająco dużo. Szluga?-wyciągnął paczkę Malboro w moją stronę. Skoro ma mnie za smarkulę to czemu nie? Usiadłam koło niego i wzięłam papierosa do ust, podpalił mi go i się zaciągnęłam. Chwile później zaczęłam kaszleć, a on się śmiać.

-Widać, że to twój pierwszy raz.

Siedzieliśmy jeszcze godzinę na dachu, paląc i się śmiejąc, ale postanowiłam wracać. Nie chciałam źle wypaść w pierwszym dniu.

-Muszę już iść- powiedziałam kiedy już się uspokoiliśmy po głupawce.

-Tak szybko?- przechylił głowę lekko w bok i na mnie spojrzał.

-Późno już jest. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy-uśmiechnęłam się miło.-Fajnie było, dzięki.

-Spoko, nara.

-Aha, zapomniałabym-spojrzał na mnie pytająco-dasz fajkę?-zaśmiał się i wepchnął mi do ręki całą paczkę razem z zapalniczką.-Dzięki.

Wyminęłam go i zaczęłam się kierować do schodów, czując na sobie jego wzrok. Kiedy byłam przy bramie domu zdałam sobie sprawę, że nie znam jego imienia i nie mam jego numeru. No cóż, może go jeszcze spotkam.

_______________

Kolejna część napisana na telefonie, więc jeśli są błędy przepraszam

Napiszcie co wam się podobało, a co nie

i napiszcie czy chcielibyście też z perspektywy chłopaka.

Następne częściNie warto- cz.4 Nie warto- cz.5

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • lea07 16.08.2016
    O boże cuuuddddooooowwwnnnneee <33333333333333333333333333333333. Kocham to opowiadanie <3333. Wspaniałe <3333. TYLKO 5 :(
  • Cassela 16.08.2016
    Haha dziękuje :)
  • lea07 16.08.2016
    Cassela mam nadziję, ze dodasz jak najszybciej
  • Elizabeth Lies 16.08.2016
    Nawet, nawet. Było kilka błędów interpunkcyjnych, ale nie chce mi się ich wypisywać. Mogłabyś napisać z perspektywy chłopaka. I co mi się trochę nie podoba, to opisy, bo wszystko wymieniasz po przecinku, np. " Na pierwszej ulicy była galeria, kawiarnia, siłownia i sklep spożywczy. Na końcu ulicy można skręcić albo w lewo do lasu albo w prawo gdzie znajduje się kilka klubów, monopolowy, sklep z tytoniem i kilka ciemnych uliczek, a jak poszło się dalej były bloki mieszkalne i kilka sklepów." i jeszcze są powtórzenia. Może zamiast pisać o wszystkim co się tam znajdowało, podaj tylko jakieś punkty charakterystyczne czy cuś. No, ale jak chcesz. Ode mnie 4
  • Cassela 16.08.2016
    Hmm... Dziwne wydawało mi się że poprawiałam to z przecinkami. Może nie zapisałam kiedy to poprawiałam. No trudno, będę bardziej uważać dzięki! :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania