Poprzednie częściNie warto-prolog

Nie warto- cz.4

Wchodząc do domu usłyszałam krzyki dochodzące z kuchni. Po bardzo wysokim głosie stwierdziłam że to Klaudia.

-...ona może, a ja nie!-wiedziałam, że miała na myśli mnie, ale nie wiem co mi wolno a jej nie. Ruszyłam cicho w stronę kuchni nasłuchując rozmowy.

-Ale ona jest tu nowa, musi znaleźć przyjaciół-odezwał się spokojny męski głos.

-Z takim wyglądem to wątpię.

-A co ma wygląd do znalezienia nowych znajomych? Pamiętaj że ty też byłaś tu nowa.

-Tak, ale ja przynajmniej jakoś wyglądałam i nie przynosiłam Wam wstydu wychodząc na ulicę!- postanowiłam się ujawnić, wyszłam zza ściany stając za Klaudią z założonymi rękoma.

-Jak widać mamy inne zdanie o tym co przynosi wstyd. Przede wszystkim trzeba mieć tu-stuknęłam się w głowę.- Zamiast tu- wskazałam na twarz.- No, ale po tych paru godzinach w tym domu mogę stwierdzić, że nie masz ani tego ani tego, kochana.

Plastik aż trząsł się ze złości, Pani Anna patrzyła się na męża przerażonym i błagalnym wzrokiem. Podeszłam do blatu szukając misy z owocami.

-Mogę jedno?-spytałam wskazując za jabłko.

-O-oczywiście kochana, nie musisz się mnie pytać-powiedziała kobieta. Zgarnęłam pierwsze lepsze jabłko, ale zanim zdążyłam wziąć kęs ktoś się odezwał.

-Obyś się nim zatruła- Klaudia śledziła każdy jej ruch.

-Jezu kochany!-wzniosłam ręce do nieba.- Kobieto! Mam świetny pomysł! Zamknij się w końcu! Masz irytujący głos- zza ściany, w miejscu gdzie ja stałam pięć minut temu dobiegł głośny śmiech. Każdy po sobie spojrzał, ale tylko ja byłam zdziwiona.

-Natan, możesz wejść do kuchni?-odezwał się Pan Marek. Rozbawiony chłopak wszedł do kuchni ciągle się śmiejąc, przestał gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały. Moje zdziwienie wzrosło jeszcze bardziej kiedy poznałam w nim chłopaka, z którym spędziłam dzisiejszy wieczór. -Możesz powiedzieć co cię tak rozbawiło?

-Cóż, nasza nowa koleżanka ma cięty język. Podoba mi się to- powiedział nie spuszczając ze mnie wzroku, a ja z niego.

-A mnie wprost przeciwnie-odezwał się jego ojciec.-Julia, proszę cię, przeproś Klaudię.

-Nie.

-Nie?

-Nie. Nie wiem o czym mówiliście zanim weszłam, ale wiem, że to było o mnie. I zapewne padły tu bardzo... nieprzyjemne epitety o mnie. A co? Nie było tak?- zapytałam widząc zdziwione miny państwa Lewandowskich.- Sama końcówka o moim wyglądzie na to wskazywała i...

-Dobrze, już dobrze. Klaudia, proszę cię idź do pokoju- odeszła kręcąc tyłkiem, chciałam za nią krzyknąć, żeby tak nim nie machała bo coś strąci, ale nie mam zamiaru dalej się kłócić. Tylko ze względu na stan psychiczny Pani Anny.-Julia zostań. Natan ty też-dodał widząc, że chłopak się wycofuje.-Dobrze zacznijmy może od... przyjemniejszych spraw. Mam do ciebie prośbę synu, jutro weźmiesz swoją nową siostrę i pojedziesz z nią kupić meble- kiwnął na to tylko głową.-Świetnie! Chcesz jakieś ubrania?-spojrzał się na mnie.

-Aż tak źle wyglądam?- nie chciałam, żeby zabrzmiało to ostro, ale mi nie wyszło... ups!

-Nie, twój styl, twoja sprawa, ale widziałem, że nie masz zbyt wielu rzeczy.

-Dziękuję panu... znaczy dziękuję Ci bardzo-poprawiła widząc wzrok Marka- ale może następnym razem i tak za dużo na mnie wydajecie.

-Masz się tu czuć dobrze, dalej... Będziemy dostawać na ciebie pieniądze- no tak zapomniałam o tym. Chwila, a może tylko dlatego wzięli mnie pod swój dach żeby mieć hajs. Ale przecież to bez sensu... Wystarczy spojrzeć na ich dom.-Ale my ich nie chcemy, umówimy się, że będą to twoje kieszonkowe.

-Nie potrzebuję ich. Będą na moje utrzymanie- jeszcze mam brać od nich kasę, co jak co, ale szacunku mnie nauczono... Znaczy... Do starszych, bo taka Klaudia, no aż się prosi żeby trochę jej dopiec. Źle mówię?

-Dostajemy dwa tysiące, pięćset dla ciebie i półtora tysiąca dla nas, okej? Natan i Klaudia też tak dostają- nie chciałam być ciekawska, więc nie spytałam czy oni również są adoptowani, ale chłopak ma oczy po matce.

-Ehh, no dobrze to wszystko?

-Nie... Słuchaj jakbyś mogła nie wdawać się w kłótnię z Klaudią. To dla niej nowość, potrzebuje czasu.

-Spróbuje, ale nie obiecuje- Natan parsknął.-No co?

-Nic, nic- widziałam, że ledwo powstrzymuje śmiech.

-Dobrze, możecie odejść- wstaliśmy i udaliśmy się w stronę schodów. Na piętrze nasze spojrzenia się spotkały i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Wiedziałam, że mamy sobie wiele do powiedzenia, ale teraz nie byłam w stanie się opanować, a nawet nie wiem dlaczego tak się śmieje.

-Czy szanowna pani ma ochotę do mnie wstąpić-spytał kiedy się opanował.

-Hmm... Chętnie, ale najpierw... Masz- wcisnęłam mu do ręki papierosy i zapalniczkę, które dał mi wcześniej. Uśmiechnął się lekko i ruszył do pokoju, a ja za nim.

-Czemu mi je dałaś?- spytał kiedy zamykałam drzwi.

-Mieszkamy pod jednym dachem, czyli możesz mi je dawać kiedy będę chciała-powiedziałam rozbawionym głosem i rzuciłam się na łóżko.

-Oj moja droga... Nie ma nic za darmo- powiedział zrzucając mnie z łóżka i sam się na nie położył

-Ej!-krzyknęłam oburzona, a widząc jego pytające spojrzenie ponownie się zaśmiałam, a on po mnie.

Dziwne, ale pierwszy raz czuję, że mogę być szczęśliwa.

Następne częściNie warto- cz.5

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania