Drabina do nieba

- Czy on na pewno uczy obsługi programów księgowych?

Spoglądałem nieufnie na orangutana, który zanieczyścił klawiaturę komputera swoimi odchodami.

- Niestety wszyscy nasi specjaliści wyjechali za granicę w poszukiwaniu lepszych zarobków – tłumaczył się mężczyzna o twarzy przypominającej fileta śledziowego, który zapisał mnie na kurs kreatywnej rachunkowości. – A zwierzętom przynajmniej nie musimy płacić. Damy mu banana i jest zadowolony. Prawda, Gilbert?

Małpiszon podrapał się po głowie, po czym wydał z siebie dźwięk zawieszony pomiędzy pierdnięciem, a rytmami disco-polo.

- Zna się na księgowości?

- Tak napisał w CV. Mamy na wszystko papiery, gdyby chciał nas pan zaskarżyć.

Nagle rozległ się głośny kwik i przez drzwi wejściowe przecisnął się prosiak. Biegł za nim spocony facet z plikiem dokumentów pod pachą.

- Proszę się zatrzymać! Musi pan podpisać te papiery! – krzyczał.

- To nasz kierownik – skomentował siedzący obok mnie mężczyzna. - Wygrał konkurs na to stanowisko. Pewnie znów przegryzł przewody i internet zaczął wariować. Pójdę sprawdzić. Czy mógłby pan zająć miejsce w sekretariacie?

- Ja? Dlaczego?

- Nasza sekretarka jest zajęta obrabianiem dup koleżankom. W sensie dosłownym. Nie chciałby pan wiedzieć nic więcej.

Po tym jak rozległ się odgłos przypominający serię z karabinu maszynowego śledziowaty wybiegł z gabinetu, pozostawiając mnie sam na sam ze specjalistą od księgowości, który był zajęty rzucaniem odchodami w ścianę.

- Przepraszam – powiedziałem, nie wiem, czy bardziej do siebie, czy do niego i również opuściłem pomieszczenie o zapachu ryb i fekaliów.

Kiedy skierowałem się do wyjścia zaczepił mnie mężczyzna w długiej białej szacie i przyczepionymi do pleców ogromnymi skrzydłami.

- Chciałbyś dostać się do nieba? – zapytał.

- No pewnie – odparłem szybko. – Wszędzie byle nie tutaj.

- Chodź za mną.

Facet rozpromienił się tak bardzo, że jeszcze chwila i musiałbym założyć przyciemniane okulary. Wręczył mi ulotkę zapisaną dziwacznym pismem, zapewne enochiańskim. Domyśliłem się, że to oferta all-inclusive wiecznych wczasów w niebie. Była to kusząca propozycja.

Wyszliśmy z budynku i go okrążyliśmy. Trafiliśmy do zaułku, w którym śmierdziało moczem.

- To tutaj – powiedział skrzydlaty facet.

- Nie wygląda mi to na niebo, chyba że w wersji dla urynofili.

- Oszukałem cię – Anioł wyciągnął scyzoryk i zaczął nim wymachiwać. – Dawaj forsę.

- Nic nie mam.

Wywróciłem na wierzch kieszenie. Nie dość, że były puste, to jeszcze dziurawe.

- Ale jak to?

- Wysłali mnie z urzędu pracy na kurs. Jestem kompletnie spłukany.

- A niech to! Że też musiałem trafić na takiego buraka.

- Niestety. To może zabierzesz mnie do tego nieba?

- Chyba nie mam innego wyjścia. Ostatnio mało osób jest odpowiednio zdeterminowanych. Chciałbym awansować nieco w hierarchii i dorobić się dodatkowych skrzydeł.

- Te ci nie wystarczają?

- Nie o to chodzi. Mógłbym w końcu troszkę poszpanować przed kolegami. Hmmm… Czyli chciałbyś trafić do nieba. Jesteś grzesznikiem?

- Potwornym.

- No to będzie problem.

- W takim razie nie jestem grzesznikiem.

- To brzmi znacznie lepiej. Chodź za mną.

- Znowu? Już mówiłem, że nie mam kasy.

- A, no tak, zapomniałem. Dobra, zrobimy inaczej. Odwróć się na chwilę.

Zrobiłem jak kazał, choć obawiałem się, ze wpakuje mi scyzoryk w plecy i ucieknie. Usłyszałem odgłos podobny do stukania młotkiem o metalową powierzchnię, potem ciężkie sapanie, aż w końcu pozwolił mi się obrócić.

- Voila – powiedział. - Czy coś. Nie znam za dobrze francuskiego.

Anioł wyczarował skądś drabinę. Zadarłem głowę, ale nie byłem w stanie dostrzec jej szczytu.

- Sięga do nieba?

- Tylko do pierwszego przystanku.

- Nie macie jakiejś windy? Cierpię na lęk wysokości.

- Myślałeś, że droga do nieba będzie bezproblemowa? Trzeba się sporo namęczyć i napocić. Za pierwszym razem też trochę się bałem. Schodzenie na dół jest znacznie gorsze. Najważniejsze to nie patrzeć pod nogi.

- Spróbuję.

Wyszedłem na pierwszy stopień i dostałem gwałtownych zawrotów głowy oraz ucisku w żołądku, a z gardła wydobył mi się potworny wrzask.

- Z ciebie jest naprawdę ciężki przypadek – stwierdził anioł, po czym wręczył mi napój podobny z wyglądu do Red Bulla.

- Doda mi skrzydeł? – zapytałem.

- To nie będzie konieczne, bo nigdzie nie lecimy. Wtedy to dopiero narobiłbyś w gacie. Unosisz się w powietrzu, a pod tobą pustka.

- Okropne.

- No właśnie. To specjalna anielska mieszanka. Trochę koki, żebyś nie zemdlał na dużych wysokościach, sporo cukru dla zabicia ohydnego smaku i kilka tajemniczych składników, których nie mogę ci wyjawić, bo nie chciałbyś pić.

Pociągnąłem solidny łyk. Smakowało jak większość gazowanych napojów.

- Po co ci były potrzebne te pieniądze?

Anioł przewrócił oczami.

- Chciałem je wydać na prostytutki. Kto innych zechciałby obcować z facetem z takimi skrzydłami? Do tego zero mięśni i niewinna twarzyczka nie pomagają w tych sprawach.

- A tam w niebie nie macie…?

- Nic z tego. Sami faceci.

- Faktycznie kiepsko.

Opróżniłem całą puszkę, zgniotłem i wyrzuciłem do stojącego obok kontenera. Ze środka wyleciał oskarżycielski okrzyk jakiegoś żula albo tajnego agenta.

Faktycznie po wypiciu anielskiej mikstury poczułem się znacznie lepiej. Już nie dręczył mnie strach przed wejściem na drabinę, która przewyższała Burdż Halifa.

- No to w drogę! – zakrzyknąłem i zacząłem się wspinać.

Anioł podążył za mną. Dziwnie się czułem wchodząc jako pierwszy, zupełnie jakbym to ja prowadził i wiedział, co czeka na górze.

- Może to ty powinieneś iść przodem? – zagadnąłem.

- Lepiej nie. Nie założyłem majtek, a mój strój jest dość… przewiewny. Musiałbyś cały czas patrzeć pod nogi, a to niewskazane.

Nie oponowałem.

Wspinaliśmy się ku niebu. Kiedy minęliśmy chmury, obok przeleciał samolot, drabiną zakołysało i obawiałem się, że spadniemy, ale aura pewności siebie, którą roztaczał wokół siebie anioł, zmotywowała mnie do porzucenia ziemskich lęków, wszak nie znajdowałem się już na Ziemi, a jedną nogą w kosmosie.

CDN

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania