Nietoperz

Gdzieś w domu zaskrzypiała podłoga. Jasna cholera, pomyślałem. Dlaczego jestem taki głupi? Normalny człowiek na pytanie: Idziesz ze mną straszyć w opuszczonym domu? Odpowiedziałby: Spieprzaj świrze. Ale nie ja, oczywiście, że nie. Musiałem się zgodzić, a teraz Tomek znikł, zostawiając mnie w czarnej dupie.

Nie żartuję, było okropnie ciemno. Początkowo latarka przygasała, aż w końcu całkiem odmówiła posłuszeństwa. Siedziałem pod ścianą w jakimś śmierdzącym stęchlizną pokoju, a jedyne źródło światła to promienie księżyca, wpadające przez szpary między deskami w oknie.

Musiałem wyjść z tego domu, opuszczona willa na przedmieściach to ostatnie miejsce, w którym większość ludzi chciałaby spędzać noc. Niby miało być fajnie, posiedzielibyśmy przy oknach i świecili latarkami po oczach przechodniów. Tylko o północy jakoś nikt tam nie spacerował…

Godzinę wcześniej mój serdeczny i bezdennie głupi przyjaciel, Tomek, poszedł się odlać. Do tej pory nie wrócił, a z parteru i pierwszego piętra zaczęły dochodzić jakieś dziwne dźwięki. Podejrzewałem już, że to ja od samego początku miałem być ofiarą głupiego żartu.

Nie pamiętałem zbytnio topografii tego domostwa. Miało dwa piętra i wejście od strony ogrodu. To niezbyt wiele. Wstałem w końcu i po omacku, przytulony do ściany, ruszyłem przed siebie.

Zastanawiało mnie, czemu ktoś opuścił taką niezłą chatę? Jakby o nią zadbać to sam bym tutaj zamieszkał. Wykarczować ogród, odmalować ściany, wywietrzyć i można wnosić meble.

W końcu trafiłem na korytarz. Teraz musiałem uważać, bo na najwyższej kondygnacji brakowało balustrady. Nie miałem ochoty zlecieć na łeb i się zabić. Coś syknęło po prawej.

— Tomek, zjebie, to ty? — rzuciłem w eter. Odpowiedziało jakieś charczenie, czy bulgotanie. Trudno było określić. Szelest i coś szybko przeleciało mi nad głową. Prawie narobiłem w gacie przez jakiegoś przeciętnego nietoperza.

Znów rozbrzmiało przeciągłe skrzypnięcie.

— Frajerze, uspokój się!

Poszedłem dalej, czułem coraz większy niepokój. Podłoga trzeszczała, jakby chciała zaraz pęknąć. Każdemu krokowi towarzyszyło coraz głośniejsze pojękiwanie parkietu. W końcu deska nie wytrzymała ciężaru i jedną nogą zanurkowałem w przepaść najeżoną starymi rurami i gwoździami. Obdarłem skórę i solidnie pobijałem mięśnie. Jak to cholernie bolało.

Z dołu dochodziły coraz żwawsze odgłosy, coś tam musiało krążyć. Znaczy… nie coś, tylko Tomek.

— Jełopie, pomóż mi! Ledwo mogę chodzić.

Znowu bulgot i odgłosy trzepotania skrzydeł. Coraz mniej mi się to podobało. Wychodzę, mam gdzieś tego kretyna, pomyślałem wtedy.

Znalazłem schody. Cierpiąc, dokuśtykałem na półpiętro. Zrobiłem przystanek. Musiałem trochę odpocząć, bo pulsujący ból okropnie przeszkadzał w chodzeniu. Usiadłem w kącie i słuchałem, jak ten debil udawał potwora. Tłukł tam o podłogę niczym rasowy paralityk.

Niespodziewanie, na przeciwległej ścianie rozbłysła lampa. Boże! Myślałem, że tutaj nie ma prądu. I co za paskudztwo? Kinkiet oświetlał jakiś stary obraz, przedstawiający małą dziewczynkę w sukni balowej. Najbrzydsze dziecko na świecie, jakby miała downa. Brawa dla artysty za uchwycenie naturalnego piękna.

Coś dziwnego było w tym malowidle, jakby pierwszoplanowa postać patrzyła na mnie, jakimś takim świdrującym wzrokiem. Światełko zaczęło przygasać, pewnie stare kable nie mogły wytrzymać napięcia. Wydawało mi się albo dziewczynka uśmiechało się bardziej niż wcześniej, puściło oczko, a potem zaczęło wychodzić z obrazu… Paliłem coś dzisiaj?, pomyślałem.

— Cześć. — Pomachała do mnie.

— O kurwa! — Miałem niemałą ochotę uciekać. Najlepiej z płaczem.

— Nie bój się. Ja ci nic nie zrobię.

— Ooo kurwa! Kim?… Czym?… — Desperacko, wciskałem się w kąt.

— Jestem Hania, a ty?

— A… Adrian?

— Po co przyszedłeś do mojego domu? Chcesz zabić niedobrego nietoperza?

— Hę? — Co ja wtedy odwalałem? Gadałem z duchem, czy z czym? Jeśli to wszystko Tomek, to trzeba mu przyznać, że się nieźle postarał.

— Nietoperza, który mnie zabił. Mieszkałam tutaj sto lat temu z rodzicami i służbą. Mieliśmy bardzo dużo służby, był lokaj Stanisław, którego bardzo lubiłam. I mama też go lubiła. Zawsze po szesnastej, jak tata wychodził do kolegi pograć w karty, to zamykali się we dwoje na górze i zabraniali komukolwiek tam zaglądać. Chyba ćwiczyli, bo strasznie stękali. Kiedyś tatuś zapomniał okularów, zostawił je w sypialni i idąc tam, usłyszał te jęki. Trochę był przez nie zły. Wyważył drzwi i zobaczył, jak ćwiczą. To było takie fuuujjjjj! Nie mieli ubrań.

Służący chciał uciekać przez okno, ale tatko popchnął go i jak lekarze przyjechali, żeby pozbierać Stasia z placu przed domem, to panowie policjanci już zabierali tatę na wycieczkę. Chyba mu się tam spodobało, bo nigdy nie wrócił.

Nowy lokaj lubił zwierzątka, miał ze sobą takiego dziwnego nietoperza. Trzymał go w piwnicy i sam też tam spał, podobno wisiał za rurę do góry nogami. Dziwny pan nie uważasz?

— O matko — stęknąłem. Historyjka była całkiem ciekawa, ale widać, że wymyślona przez jakiegoś debila. Taka w stylu Tomka. Machnąłem ręką, przeleciała przez dziewczynkę, która zaczęła chichotać.

— Nie łaskocz mnie. To nieładnie… I przez ciebie zapomniałam, na czym skończyłam. Przyszedłeś zabić nietoperza?

— Raczej nie. Widziałaś może mojego kolegę? — A co mi tam, mogłem spytać.

— Tak, leżał w kuchni.

— Leżał?

— Teraz już go tam nie ma. Zabij nietoperza, proszę. Chciałabym pójść już do nieba, za długo jestem w tym domu. Sama. Mamusia odjechała po mojej śmierci i nie mam się z kim bawić. — Smutne spojrzenie, tych małych błękitnych oczu przygwoździło mnie do podłogi.

— Co rozumiesz, przez leżał? Spał tam, czy zemdlał?

— Umarł.

— A… — bąknąłem cicho i zamyślony wbiłem wzrok w schody, biegnące w dół.

W międzyczasie Hania rozpłynęła się niczym cmentarna mgiełka. Trzeba zmiatać, nie ma co. A jeśli Tomek naprawdę nie żyje? Wypadałoby to sprawdzić, zanim policja oskarży mnie o morderstwo z premedytacją. Wszędzie w domu były nasze odciski palców, a głupio tak iść do więzienia za niepopełnioną zbrodnię.

Do tej pory nie zauważyłem, że zapadła cisza. Ustało bulgotanie i szum powietrza. Jakby nietoperz przestał krążyć po parterze. Ciemność zasnuła cały dom, nawet promienie księżyca straciły na odwadze i przestały wpadać przez szpary między deskami. Musiało się zachmurzyć.

Mniej odważnie i o wiele ciszej ruszyłem po schodach w dół. Zazwyczaj nie czułem bicia serca, ale wtedy chyba miało ochotę wyłamać żebra i uciekać ile sił w tętnicach. Na pierwszym piętrze usłyszałem dudnienie, włosy stanęły mi dęba. Skuliłem się pod ścianą i czekałem na koniec, ale jakoś nie umarłem, to dobrze. Po chwili zrozumiałem, że to tylko deszcz zaczął padać. Strasznie gruby, skoro było słychać go aż w środku.

Tomek naprawdę dał czadu z tym dowcipem. Przeraził mnie nie na żarty. Dwadzieścia ostatnich stopni okazało się najdłuższą drogą, jaką musiałem przebyć w życiu. Dziwnie mieć świadomość swojej śmiertelności. Czuć jej oddech na karku i zimne palce na piersi.

Coraz większe wątpliwości towarzyszyły każdemu krokowi. Może to nie kawał, lecz tak naprawdę zaraz umrę? Skrzydlaty szczur dokona czułej dekapitacji i wyssie szpik z Adriankowych kruchych kosteczek?

Stanąłem na parterze. Prawie zemdlałem, gdy usłyszałem głośny trzask gdzieś za plecami. Dłuższą chwilę stałem jak sparaliżowany. Kiedy w końcu zebrałem się na odwagę i spojrzałem za siebie. Zobaczyłem, że to kula gradu wielkości piłeczki golfowej rozłupała spróchniałą deskę zatykającą okno.

Głośne pstryknięcie, oślepiający błysk. Przez ułamek sekundy zobaczyłem niewyraźną postać stojącą w kącie. To nie człowiek, o nie. Zbyt duże i za bardzo zdeformowane jak na człowieka.

Dom zaczął drżeć od pioruna, który uderzył w pobliżu. Pobiegłem w stronę drzwi. Pieprzyć Tomka, musiałem ratować życie. Zawadziłem o coś butem i palnąłem o podłogę głową. Obezwładniony przez strach, wdychałem zapach zgnilizny i czegoś jeszcze. To coś szło w moją stronę, chichocząc cicho.

To tylko żart, pomyślałem.

Pomyliłem się, potwór zaciskał obślizgłe dłonie. Długie, patykowate palce, oplatały szyję ze wszystkich stron. Nie mogłem oddychać, nie dawałem rady krzyczeć. Straciłem przytomność.

 

Nie wiedziałem, na jak długo odleciałem, ani czy jeszcze w ogóle żyje.

Obudziłem się, czując coś obrzydliwego. Jakby wilgotna ścierka muskała policzek. Rozchyliwszy powieki, wzdrygnąłem się, widząc jak bydle o szalonych, czerwonych oczach liże moją twarz.

Jęknąłem cicho, odczuwając silne dreszcze. Pomieszczenie oświetlały dziesiątki świeczek ustawionych wzdłuż ścian. W kącie leżało jakieś zmasakrowane ciało… Rozpoznałem ubrania Tomka.

Potwór stanął naprzeciw, patrzył na mnie jak na kawał mięcha. Mogłem go wtedy dokładnie obejrzeć. Wychudłe ciało, ledwie zakryte przez resztki płaszcza, miało przeraźliwie purpurowy kolor. Jego skóra była ponaciągana i poprzecinana licznymi szwami, jakby ktoś bawił się w Boga, łącząc kilku ludzi w jedno ciało.

— Przypominasz mi tego śmiecia sprzed lat — wycharczał. Wytrzeszczyłem oczy, to coś potrafiło mówić. — Te same rysy, oczy i usta też podobne. — Zacisnął łapsko na mojej twarzy i taksował ją wzrokiem. — Hmm… w końcu ja wstałem z grobu, to ty mogłeś wrócić do życia w innym ciele!

— Nie! Przyrzekam, nie jestem tym za kogo mnie uważasz!

— Kłamiesz, Jacku! Zanim wypchnąłeś mnie z okna, brałem twoją żonę jak zwykłą kurwę! Wiele razy to robiłem, lubiła to. Bardzo lubiła!

— Ja jestem Adrian, nie żaden Jacek! — Zacząłem płakać.

— Łkaj, błagaj o litość! I tak zginiesz, zasługujesz na to… Kiedy wstałem z grobu, cały pozszywany… Myślałem tylko o zemście na twojej rodzinie. Wróciłem tutaj, moja twarz zmieniła się, wychudła, pobladła. Przybrała inne rysy, nie poznali starego Staśka, w końcu nikt już o nim nie pamiętał! Początkowo chciałem zamordować Karinę, ale serce nie pozwalało. Wyobrażasz sobie?! Kochałem tę dziwkę, twoją żonę, a ty to zakończyłeś! — Przestałem wtedy płakać, zrozumiałem, że to bezsensowne. — Dopadłem więc Hanię — mówił dalej. — Tę małą dziewczynkę. Wypiłem jej krew, smakowała wybornie… Słodka prawie jak wino. Mmmmm.

Usłyszałem jakiś szelest na schodach, czyżby druga bestia? Całe szczęście nie, do pomieszczenia wleciał tylko jakiś przerośnięty nietoperz. Zakołował pod sufitem i przyklejony do rury zawisł głową w dół.

Tonąłem zalewany przez zimne poty, wyklinałem się w myślach i cały drżałem. Jak wielkim idiotą byłem, że dałem się wciągnąć w coś tak głupiego? Stałem w kącie, przykuty do ściany łańcuchami. Mogłem jedynie patrzeć na potwora podjadającego ciało Tomka.

— Zabije cię tam, gdzie twoja żonka tak chętnie rozkładała uda — powiedział, mlaszcząc. Krew skapywała mu z brody. Nietoperz pisnął radośnie i pomachał skrzydłami. Bestia oderwała kawałek mięsa i nakarmiła swojego pupila.

Zamknąłem oczy, żeby nie widzieć, jak pożera ciało Tomka. Nic mi to nie dało, bo słyszałem trzask przegryzanych kości i mlaskanie. Minęło kilkadziesiąt minut, zanim skończył, a ja opadłem z sił, zarówno mentalnych, jak i fizycznych. Nie miałem pojęcia, jakim cudem jeszcze nie zemdlałem.

Burza przybierała na sile i gwałtowności. Pioruny siekały wkoło jak szalone, a deszcz uderzał z taką siłą, jakby chciał zniszczyć willę i zakończyć ten spektakl grozy.

Dźwięk ustępujących zamków, zimne ramiona oplotły mnie w pasie. To już czas, moja kolej. Nie otwierałem oczu, wolałem tego nie widzieć. Bestia wchodziła po schodach. Rozchyliłem powieki, byliśmy w drodze na górę. W końcu chciał zamordować mnie na piętrze.

— Nie jestem żaden Jacek — wyjąkałem. — Kurwa no, ja jestem Adrian…

— Milcz! Śmieciu jesteś zwykłym mordercą!

Gdybym tylko był w stanie, z ochotą zatłukłbym to bydle. Ciekawe, czy ludzi, których od śmierci dzielą minuty, zawsze ogarnia podobny gniew? To drażniące uczucie, niby chcemy coś zrobić, ale wiemy, że z góry jesteśmy skazani na porażkę i wyczekujemy tylko końca.

Dotarliśmy przed zamknięte drzwi, bestia wyciągnęła z kieszeni, podartych portek, długi kluczyk, którym otworzyła zamek. Kiedy przekroczyliśmy próg, świeczniki ustawione pod ścianami rozbłysły silnym światłem.

Stanisław usadził mnie w kącie i skuł kajdanami, przytwierdzonymi do podłogi ciężkim łańcuchem. Ciekawe, czy już wcześniej korzystał z tej mordowni? Nie widziałem śladów krwi, pomieszczenie jakoś mniej śmierdziało. Może przygotował je specjalnie na tę okazję? Naprawdę, poczułem się zaszczycony…

— Tutaj stało łóżko — zaczął. — Tyle pięknych chwil na nim spędziliśmy z Kariną. Zawsze mówiła, że nie dajesz jej radości, nudziło ją twoje towarzystwo. Chciała, żebyśmy uciekli. Gdzieś daleko stąd, za ocean. Nawet nie wiesz, jak bardzo cię nienawidziła. Raniłeś tę kobietę na każdym kroku, wiedziała o twoich kochankach. Chciała się odegrać, a ty zrobiłeś coś takiego! Zabiłeś mnie, dusza umarła, a ciało trwa nadal. To okropne, kiedy nie można odejść. Kiedy nie można przestać pamiętać…

— Nie rozumiesz, że jesteś w błędzie?! Ja mam dopiero siedemnaście lat!

— Mogłeś o tym zapomnieć, ale ja wiem. Czuje to w tobie. Nie bez powodu, wróciłeś do domu. Napiszemy dzisiaj ostatni rozdział tego horroru.

— To będzie tania literatura…

— Od zawsze była! Pretensjonalny buraku!

Patrzyłem, jak zrywa deski przesłaniające okno. Chyba zaczynał wpadać w furię, nie wróżyło to nic dobrego. Śmierć nie mogła mnie ominąć, ale za to mogła być boleśniejsza i dłuższa. Przerażająca wizja końca: rozerwany na strzępy przez szalonego trupa.

Kilka razy nawet planowałem przyszłość, nigdy nie pomyślałem, że umrę w wieku siedemnastu wiosen. Chciałem dożyć siedemdziesiątki albo osiemdziesiątki. Założyć rodzinę, spłodzić kiedyś dzieci, ale przede wszystkim imprezować przez najbliższe lata.

Stanisław wyglądał na zewnątrz, wciąż padał rzęsisty deszcz. Przez chwilę stał tam, a woda obmywała jego zrogowaciałą skórę.

— Jest taki orzeźwiający — wycharczał. — Można zapomnieć o tym, że tutaj właśnie zginąłem. Wypchnąłeś mnie, wprost na daszek wiszący nad tarasem. Chciałem wskoczyć na niego i uciec po rynnie, ale poślizgnąłem się i uderzyłem głową w dachówki, a potem już posąg. Ten posąg z ostrymi krawędziami — wycedził przez zęby.

— To naprawdę nie ja… — wyjęczałem, pozbawiony wszelkich sił.

— Łgarzu, opamiętaj się przynajmniej przed śmiercią! — Doskoczył do mnie i ścisnął twarz. Ten ból czuje, aż do dziś. Po chwili wrócił po okno, zgarbiony i żałosny. Wtedy zobaczyłem to cierpienie i gorycz, które pchało jego ciało do działania. Musiał kochać tamtą kobietę.

Niespodziewanie silny podmuch wiatru zgasił świeczki. W przebłysku światła zobaczyłem bestię podnoszącą kluczyk, potem coś mnie ogłuszyło na moment. Jakby kilka metrów dalej wybuchł granat. Dom zaczął drżeć. Słyszałem tylko dzwonienie w uszach. Otworzywszy oczy, zobaczyłem plejadę tańczonych kolorów.

Wszystko trwało przez kilkanaście minut. Zanim zmysły wróciły do normy, poczułem zapach spalenizny. Co to było? Nie potrafiłem odpowiedzieć, dopóki nie zobaczyłem zwęglonego ciała leżącego pod ścianą. Stanisława spotkał koniec, jakiego mógłby spodziewać się jedynie Słowacki.

Zabity piorunem wpadającym przez okno… Swoją drogą mógł zostawić je w spokoju.

Już prawie odetchnąłem z ulgą, ocaliłem skórę dzięki piekielnemu fartowi. Tylko co zrobić, żeby nie zdechnąć tutaj z głodu?, pomyślałem. Solidne kajdany nie miały zamiaru ot tak uwolnić więźnia. Szarpnąłem: raz, drugi, ale to nic nie dawało. Opadłem już z sił, a chęci do walki machały do mnie, idąc w stronę zachodzącego księżyca, kiedy usłyszałem chichot.

Zamek w drzwiach zaczął pracować. Ustąpił. Do pokoju weszła dziewczynka, którą dobrze poznałem tamtej nocy. Hania wyglądała inaczej niż na schodach. Bił od niej jakiś mistyczny blask.

— Dziękuję ci! — wykrzyknęła. — Teraz mogę odejść i znów spotkam rodziców. Tam na górze, w niebie.

Biedna, z tego, co usłyszałem to powinna szukać ich w całkiem innym miejscu.

— To nie moja zasługa, ale gdybyś mogła otworzyć kajdany, byłbym bardzo wdzięczny.

— Już się robi. To będzie twoja nagroda! Oboje wrócimy do rodzin.

 

Już nigdy w życiu nie poczułem takiej ulgi jak wtedy. Ocaliłem życie, swoje doczesne i wieczne Hani. Jakby nie patrzeć to dobry uczynek. Może dzięki temu, nikt nie wciągnął mnie w sprawę śmierci Tomka. Policja znalazła strzępy jego ubrań po miesiącu. Nietoperz, osierocony przez bestie, dojadał gnijące resztki, gdy dopadły go psy policyjne. Media obwiniły ten „egzotyczny gatunek ssaka” o śmierć mojego przyjaciela. Wszyscy to łyknęli, nikt poza mną nie poznał prawdy.

Tylko jeśli policjanci przeszukali dom… to czemu nigdzie nie znaleźli ciała Stanisława?

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • Anonim 24.06.2015
    ŁAAAŁ :0 Nie sądziłem, że zawiesisz poprzeczkę, aż tak wysoko :0 Shirog musi mieć jakąś petardę w kieszeni, jeśli chce wygrać.

    Fabuła: 9/10 - nie był to classic horror, ale czytało się super. Powiem więcej. Pożerałem każdą linijkę jak wampir. :p I to zakończenie, które pozwala na domysły i budzi niepokój... genialne!

    Kreatywność: 8/10 - Gdy zobaczyłem tytuł bałem się, że będę musiał zostawić komenta "still better story than twilight" :p. Na szczęście mnie nie zawiodłeś i nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Myślałem, że to będzie zwykła wyprawka wyrostków, porobić se jaja z sąsiadów, a tu proszę bardzo!

    Postacie: 7/10 - Są postacie i postaciem - jak mawia pewna kobitka z forum na literkę m... W każdym razie mam taki dziwny odruch, że przeszkadzają mi polskie imiona... Nie wiem czemu, ale psują mi klimat :P Kreacja Stanisława super i do tego na + easter egg ze Słowackim :P

    Dialogi: 7,5/10 Klimatyczne z wulgaryzmami w odpowiednim miejscu. Dobrze, że nie bałeś się przeklinąć, gdzie trzeba, ale też nie przegiąłeś w tym pałki :P Małe zażalenie mam wszakże: wydaje mi się, że Adi za wcześnie skapitulował w rozmowie ze Stachem... Ja w takiej sytuacji przekonywałbym do samego końca :P Ale to tam...

    Styl: 7/10 Wiem, że to nie poezja, ale lubię jak ktoś nazrywa epitetów jak żonkili. Parę fajnych wstawek np. "— Tomek, zjebie, to ty? — rzuciłem w eter" - taki mieszaniec mowy potocznej i fachowej, dla mnie bombka :)

    Ogólnie 7,7, czyli w przybliżeniu 8 :)
  • Anonim 24.06.2015
    ps. Nie ja zostawiłem tą czwórkę - -"
  • Anonim 24.06.2015
    ja też nie, jeszcze ni czytałem.
  • Prue 24.06.2015
    "Napiszemy dzisiaj ostatni rozdział tego horroru.
    — To będzie tania literatura…"
    Dla mnie to nie był horror, próbowałeś dać czytelnikowi horror tak bym to ujęła. Ale wyszło dla mnie trochę chaotycznie, zdania które były dobrze poprowadzone są za chwilę ucięte, przerwane. A zdania, które były jak dla mnie banalne są rozbudowane. Do tego niektóre przekleństwa są nie potrzebne nic nie wprowadzają do opowiadania. Fakt młodzi ludzie dużo przeklinają.
    Rozmowa chłopaka z "duchem" wydawała mi się bardziej śmieszna niż przepełniona grozą. A to co się wydarzyło w domu było nie straszna historią, a komiczną przygodą bogatych ludzi.

    Fajny pomysł, że główny bohater został wzięty za mordercę sprzed laty. A śmierć potwora choć prosta to bardzo mi się podobała. Co do bohaterów to choć imię Tomek rzucało mi się w oczy, to w ogóle go nie poznałam. Dziewczynka wydawała mi się miła i sympatyczna, a główny bohater chyba czasem przesadnie się bał, a jego słowa wzbudzały we mnie lekki uśmiech na twarzy.

    Ogólnie czytało się dobrze. Propozycja była całkiem dobra i czytało się przyjemnie, ale mnie nie porwała, ani nie wystraszyła. Zakończenie było przewidywalne. Tytuł był ok.

    Oto parę zdań, które przykuły moją uwagę, np.
    "Godzinę wcześniej mój serdeczny (i bezdennie głupi) przyjaciel Tomek poszedł się odlać - Czemu to ująłeś w nawiasie. Zamiast "odlać" nie mogłeś użyć innego słowa.

    Czemu nie rozbudowałeś tych zdań, które zapowiadały ciekawe opisy.
    "Nie pamiętałem zbytnio topografii tego domostwa. Miało dwa piętra i wejście od strony ogrodu. To niezbyt wiele. Wstałem w końcu i po omacku, przytulony do ściany, ruszyłem przed siebie.
    Zastanawiało mnie, czemu ktoś opuścił taką niezłą chatę? Jakby o nią zadbać to sam bym tutaj zamieszkał. Wykarczować ogród, odmalować ściany, wywietrzyć i można wnosić meble."

    Za szybko przeszedłeś chciała zaraz pęknąć, a po chwili już to się zdarzyło.
    "Podłoga trzeszczała, jakby chciała zaraz pęknąć. Wypaplałem, deska nie wytrzymała ciężaru i ..."

    Rozbawiły mnie lekko te fragment.
    "Wydawało mi się albo dziecko uśmiechało się bardziej niż wcześniej, puściło oczko, a potem zaczęło wychodzić z obrazu… Paliłem coś dzisiaj? Pomyślałem.
    czułej dekapitacji i wyssie szpik z Adriankowych kruchych kosteczek? "


    Dam 4
  • Daniel 24.06.2015
    Jared, Prue dzięki za wylewne komentarze, pochwały i delikatne kuksańce. :P

    I teraz do każdego z osobna.
    @Jared, co do imion to nie lubię sypać zagranicznymi. Jesteśmy w Polsce i wolę używać rodzimych. :P

    @Prue, to od początku miał być taki, jakby to nazwać… soft horror z nutką humoru, ale tylko do pewnego momentu. Później chciałem zbudować atmosferę powagi i może napięcia. Nigdy nie byłem w tym dobry i tekst traktowałem raczej jako etiudę literacką niż coś bardzo poważnego.
    Co do zbyt krótkich i zbyt długich zdań, to przy tych pierwszych czasami nie umiałem ich rozwinąć w nic bardziej złożonego. ;/ A te drugie same mi wychodziły, bo były łatwiejsze.

    Jeszcze raz dziękuję za komentarze. ;)
  • Angela 24.06.2015
    Taki horror w wersji lihte, Lekko napisana, przyjemna historia : ) 5
  • Vasto Lorde 25.06.2015
    Uwielbiam horrory i choć to nie był taki typowy nurt... bardzo mi się spodobało. Z chęcią poczytałbym więcej tego typu i szczególnie od Ciebie. Wątek ze Słowackim, jak dla mnie bombowy i kreatywny. Brakowało mi takiego opowiadania na opowi. Jared już napisał o dialogach, więc wspomnę tylko, iż przekleństwa są dobrze dobrane w dobrych momentach. Nie za mało i nie za dużo. To lubię. Fragment z dzieckiem w obrazie lekko popsuł klimat, ale czytając twój komentarz widzę, że miałeś taki zamiar, czyli nie czepiam się :D
    Lekko się czytało, dobrze napisane. Podsumowując, naprawdę dobre :) 5/5
  • Anonim 26.06.2015
    Pomysł: Tutaj dam 6 pkt. Opuszczone domostwo, kolejne małżeństwo, które okazuje się być podjęte z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie popędu i potrzeby pakowania się w ten układ, potwór zwisający z sufitu, duch, klątwa, kurwy, zemsta. Klasyka, aczkolwiek nawet jest posypka świeżości, kiedy czyta się o tym w naszych realiach. Za nawiązanie do Słowackiego plus (a nawet do Mickiewicza!). Nie mniej pomysł dalej pachnie nieco odgrzewanie - ale został zrealizowany porządnie.
    Błędy: Daję 7 pkt. Najbardziej zabolały mnie przecinki w takich miejscach, że aż zdanie zmieniało znaczenie, przez co niektóre musiałem czytać dwa-trzy razy, by się upewnić, że zrozumiałem. Ortograficznych, fleksyjnych ani gramatycznych nie uświadczyłem. Czytało się w miarę poprawnie, mimo miejscami dziwnego zapisu, zwłaszcza przy pytaniach bohatera do samego siebie. Po pytajniku postawiłbym przecinek i kontynuował zdanie bez zaczęcia nowego, ale nie przeszkadzało to aż tak w odbiorze.
    Całokształt: Daję 7. Jest w porządku, jest wprowadzenie, jest stworzenie w miarę niepokojącego klimatu (chociaż tutaj miejscami to kuleje), jest wprowadzenie akcji, były momenty, które sprawiły, że się spiąłem i w tym napięciu trzymałem. Jednak jeśli chodzi o atmosferę horroru, którą próbowałeś uzyskać, to tutaj zdecydowanie polecałbym odejść od wstawek typu "Serio, nie żartuje, ale naprawdę" - ja wiem, że jest to relacja nastolatka, ale w niektórych momentach opisu to po prostu biło klimat na części, rozpraszało. Odzywki, przekleństwa na plus, uwiarygadniają, jednak w opisach byłbym bardziej powściągliwy jeśli chodzi o ten zabieg.

    Ujęcie potwora: Daję 3. Nic nowego, ani oryginalnego, ale też nie mogę powiedzieć, że potwór jest skopany - jest w porządku, w miarę wiarygodny nawet, nadprzyrodzony ale zrozumiały, z motywem, z małą bestyjką w środku. Osobiście miałem nadzieję na bardziej abstrakcyjne podejście, ale chyba każdy ma swoje małe widzimisię, kiedy podsuwa temat, prawda? :)
    Interpretacja: A 4. A 4, mimo że potraktowałeś potwora dosłownie, to jednak podoba mi się relacja między nietoperzem, wampirem a fragmentem podanego cytatu "potwór krąży w powietrzu". Również zawarłeś moment "nie widzisz go, ale wiesz, że tam jest". Uznałem, że 3 byłoby tutaj krzywdzące, 4 będzie w sam raz.

    Podsumowując: Porządne opowiadanie z kilkoma ciekawymi zagraniami i momentami, które jednak nie wybija się oryginalnością, wykrzywiając współczesne kalki i schematy horrorów na nasze podwórkowe realia.

    27/40. 67%. Daję 4.
  • Daniel 26.06.2015
    Dzięki za ocenę nie spodziewałem się, że będzie aż w takim stopniu pozytywna. :P
    Co do zapisu myśli bohatera, to nie mam pojęcia jak to zrobić w narracji pierwszoosobowej i dlatego próbowałem ją tak ująć.
    Co do fabuły, to pomyślałem kiedyś o napisaniu miniatury o opuszczonym domu. Takie ćwiczenie na budowanie napięcia, a następnego dnia rzuciłeś temat na bitwę. Większość rzeczy wymyślałem na bieżąco i jestem świadom nieścisłości. Teraz napisałbym to trochę inaczej.
    Akcja rozgrywałaby się w lesie, a Adrian pracowałby przy budowie ulicy i pilnował w nocy sprzętu. :P
  • Anonim 26.06.2015
    Luz. Dla mnie takim naprawdę dobra wizualizacją cytatu, który wam podałem jest Alan Wake, serial Luther lub film Moon.
  • alfonsyna 12.01.2016
    Jakoś tak wyszło, że się tu znalazłam, to chyba zostawię komentarz, albowiem styl masz świetny, bardzo przyjemny w odbiorze. Humoru akurat tyle, ile być powinno, dobrze dawkowane napięcie, może i tekst jest w jakimś stopniu opiera się na schematach, ale od tego raczej trudno jest uciec. Najważniejsze to potraktować schematy tak, żeby mimo wszystko były ciekawe i wciągające, co Ci się udaje.
    Gdzieś tam znalazłam chyba jakieś drobne literówki, ale raczej nie było tego wiele, tylko z tego: "Normalny człowiek na pytanie: Idziesz ze mną straszyć w opuszczonym domu? Odpowiedziałby: Spieprzaj świrze" zrobiłabym jedno zdanie: "Normalny człowiek na pytanie: "Idziesz ze mną straszyć w opuszczonym domu?", odpowiedziałby: "Spieprzaj, świrze"." No, to już nic więcej nie wypisuję, zostawiam 5 i pozdrawiam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania