Nigdy nie przestawaj kochać.

Mam na imię Sara. Jestem dwudziestoletnią, mogę śmiało to przyznać mądrą osobą. Nie że jestem jakaś pewna siebie czy samolubna. Nie. Wręcz przeciwnie.

Od dziecka jestem wychowywana przez babcię i dziadka. Moi rodzice zginęli w wypadku. Miałam wtedy trzy lata.

Od tamtego czasu, to dziadkowie są moimi rodzicami. Są dla mnie wspaniali. Wychowali mnie na odpowiedzialną i kochającą osobę. Od dziecka wpajali mi, że trzeba kochać ludzi i umieć im wybaczać. Bez wzgledu na to, jak straszne rzeczy robią. Każdy ma prawo do błędów i potknięc. Taki jest człowiek.

Jak można się domyśleć, wychowali mnie w głębokiej wierze w Boga. I stąd moim zdaniem wywodzi się moja mądrość. A może dla niektórych głupota. Każdy ma swoje zdanie.

Ja żyję według swojej wiary. Nie krzywdze ludzi. Zawsze jestem dla nich miła. Nawet jeśli oni są dla mnie chamscy, nigdy nie odpowiadam tym samym. Umiem pomóc i wybaczyć. Wiem, że nie jestem idealna, nikt nie jest, choć niektórzy się za takich uważają.

Jeśli chodzi o znajomych to nie mam ich zbyt wielu. To znaczy w klasie mam ich mnóstwo, ale są to znajomi typu "EJ daj spisać' albo " Daj ściągnąć". Prawdziwych znajomych mam niewielu. W klasie tylko jedną przyjaciółkę. Poza szkołą kilka koleżanek. I tyle. Tak naprawdę nie potrzeba mi więcej.

Spowodowane jest to również tym, że ludzie nie chcą mieć ze mną do czynienia. Zabawne. Większość z nich uważa, że jeśli ktoś wierzy w Boga, to jest dziwakiem. Jakie to głupie podejście. Jestem żywym przykładem, że tak nie jest. Bo jestem normalnym człowiekiem. Lubię muzykę. Słucham i śpiewam. Lubię biegać. Czytam książki. Jem, rozmawiam, ucze się. Jak normalny człowiek. Ale innym nie odpowiada to, że zamiast na imprezę, wolę iść do kościoła. Zamiast iść po lekcjach na piwo, ja idę na różaniec. Gdy w sobotę rano oni śpią po imprezie, ja już biegam po parku. Dlatego nie mam wielu znajomych. Ale nie mam zamiaru się zmieniać bo komuś nie podoba się moje zachowanie. To Jego problem. Nie mój.

Wróćmy do szkoły. Pewnego dnia w mojej klasie zdarzyło się coś, co nie zdarzało się na codzien.

Dwóch chłopaków się pobiło. To nie była zwykła bójka. Jeden z nich wylądował w szpitalu. Nikt nie wie, o co tak naprawdę poszło. Pewnie zaczęło się od jakiejś głupoty. Jeden z nich - Filip - od zawsze był agresywny. To on tak mocno pobił tego drugiego. Nigdy szczególnie się z nim nie zadawałam. Tak jak z innymi. Chociaż pamiętam jedną sytuację z pierwszej klasy technikum.

Próbował mnie poderwać. Nie wiem czemu. Ale nie udało mu się. Na codzien nie miał problemów z dziewczynami. Mógł mieć każdą. Jednak wybrał mnie. Powiedziałam mu po prostu, że nie chce takiego chłopaka. Nie byłam niemiła, tylko szczera. Jednak Filip odebrał to jako atak. Wkurzyl się strasznie i od tamtego czasu jest dla mnie niezbyt miły. Często słyszę głupie teksty od niego. Ale nie przejmuję się tym. W ogóle rzadko przejmuje się opinią innych.

Tak więc po tej bójce, Filip miał być usunięty ze szkoły, choć nie było to pewne. Cały dzień chodził po szkole i wyzywał każdego, kto stanął mu na drodze. Mnie też się oberwało. Akurat stałam niedaleko i przez chwilę na niego spojrzałam. W sumie był całkiem niezły. O głowę wyższy ode mnie, ciemne włosy, niebieskie oczy, sportowa sylwetka. Ale to tylko  wygląd.

Gdy przypadkiem na niego spojrzałam, od razu  warknął:

- Co się gapisz idiotko? Pewnie się teraz cieszysz, że mam problemy.

Nie wytrzymałam. Akurat nikogo nie było pod klasą, więc podeszłam do niego i prawie wykrzyczałam:

- Ty ciągle tylko myślisz o sobie. Wiesz, inni mają większe problemy od Ciebie.

Wkurzyl się jeszcze bardziej.

- A co Ty możesz wiedzieć o problemach? Masz super życie...

W moich oczach pojawiły się pierwsze łzy.

- Mam raka. Od dwóch lat jestem chora. Lekarze nie wiedzą jak mnie leczyć. Żyję ze świadomością, że ten dzień może być moim ostatnim. Mimo to zawsze jestem dla Was miła, nawet jak się ze mnie śmiejecie. Tyle wiem o problemach - widziałam szok na Jego twarzy. Odeszłam stamtąd.

Do końca dnia widziałam, że Filip siedział na każdej lekcji nic się nie odzywając.

Nie wiem czemu, ale poszłam do dyrektora i poprosiłam Go, żeby dał Filipowi jeszcze jedną szansę i nie wyrzucał Go ze szkoły. Z tego wzgledu, że bardzo mnie lubił, powiedział, że przemyśli to ponownie.

Tego dnia wróciłam do domu smutna. Nie miałam na nic ochoty. Mimo, że powinnam ćwiczyć bo kolejnego dnia miałam przedstawienie, na którym śpiewałam piosenkę, to nie zrobiłam tego. Poszłam za to do kościoła. Tylko tam czułam prawdziwe zrozumienie. No w domu też, ale to było co innego.

W środku uklękłam i zaczęłam mówić do Boga te same słowa co zawsze. Mianowicie, zaczęłam mu dziękować za wszystko co mi dał. Nawet za to, że zabrał mi rodziców. Nie miałam o to pretensji. Chociaż tego do końca nie rozumiałam, to nie byłam za to zła. Każdy ma swój czas na ziemi. Tak miało być, więc przyjęłam to z pokorą.

Od kiedy dowiedziałam się o chorobie, ofiarowałam swoje cierpienie za innych. Przyjęłam ten ciężar. Na początku strasznie się bałam, potem pogodziłam się z tym.

Siedziałam w kościele bardzo długo. Nawet nie zauważyłam kiedy zrobiło się ciemno. Skierowałam się do wyjścia i nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. W drzwiach świątyni stał Filip. Mocno mnie to zdziwilo bo nigdy tu nie przychodził i zawsze śmiał się z ludzi wierzących.

Wychodząc, minęłam Go, nic nie mówiąc. Poszedł za mną.

- Poczekaj. Możemy porozmawiać?

- Słucham.

Oddalalismy się od Kościoła, a mój towarzysz zaczął:

- Czekałem na Ciebie dosyć długo. Co robiłas tam tyle czasu?

- Rozmawiałam z Bogiem - odpowiedziałam, na co on uniósł brwi - o tym chcesz rozmawiać?

- Nie... Chciałem Ci podziękować. Nie wyrzucili mnie ze szkoły. Dyrektor powiedział, że to Ty go przekonałas.

Doszlismy właśnie do mojego domu. Stanęłam przy drzwiach, łapiąc za klamkę.

- Mam nadzieję, że to Cię czegoś nauczy.

I weszłam do środka, zostawiając Go samego. Zapewne z głową pełną myśli.

Następnego dnia po przedstawieniu mogłam iść do domu, nie musząc wracać na pozostałe lekcje. Gdy wychodziłam ze szkoły zrobiło mi się słabo. Czułam, że zaraz się przewrócę. Często tak się działo i nie można było nic na to poradzić.

Wtedy ktoś mnie złapał. Zobaczyłam, że to Filip trzyma mnie w ramionach. Chciałam stanąć o własnych siłach, ale nadal trochę kręciło mi się w głowie. Zapytał czy chce iść do pielęgniarki, ale zaprzeczyłam, tłumacząc, że za chwilę samo przejdzie.

Po kilku minutach odzyskałam całkowitą kontrolę nad sobą. Pożegnałam chłopaka i poszłam do domu. Filip poszedł za mną. Stwierdził, że nie może mnie zostawić samej bo może mi się coś stać. Próbowałam protestować, ale na próżno. Szlismy razem. Muszę przyznać, że na osobności, bez obecności Jego kolegów, był zupełnie innym człowiekiem. Był nawet zabawny, co normalnie rzadko mu się zdarzało.

Przechodząc przez park, zaproponował żebyśmy usiedli. Wtedy powiedział mi o czymś, co zastanawiało mnie od trzech lat.

- Pamiętasz jak w pierwszej klasie chciałem Cię poderwać?

- Jakbym mogła zapomnieć, od tamtego momentu nie dawałes mi żyć - odpowiedziałam, ze śmiechem wspominając to wydarzenie.

- Tak.. - Filip trochę się zmieszał - zrobiłem  to bo założyłem się z kumplami, że będziesz moja. Dlatego tak się wkurzylem, gdy dalas mi kosza - zrobił głupią minę - po tym śmiali się ze mnie. Dlatego byłem niemiły. Teraz widzę jakie to było głupie. No i że miałas rację nie chcąc mnie.

- Nigdy nie chowam długo urazy - powiedziałam lekko się uśmiechając.

- To mnie zawsze zastanawiało. Czemu jesteś taka dobra?

Wtedy odpowiedziałam mu o wszystkim. O śmierci rodziców i tak dalej. Powiedział, że mi współczuje. Jednak ja tego nie chciałam. Nie lubiłam, gdy ktoś się nade mną litowal. Zapadła niezręczna cisza. Przerwał ją Filip:

- Sara? Wtedy jak mnie olałaś, uświadomiłem sobie coś - przerwał na dłuższą chwilę - tak naprawdę przez te trzy lata cały czas mi się podobałas. Byłem chamski bo próbowałem zwalczyć to uczucie w sobie - zaśmiał się - głupie. Nigdy ze sobą nie gadaliśmy, a ja się zakochałem.

Ta wiadomość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. To nie może być prawda... Byłam w szoku. I tyle. Więcej nie potrafię powiedzieć.

Filip patrzył na mnie i pytał, dlaczego nic nie odpowiadam. Mimo to, dalej milczałam. Nagle mnie pocałował. Wstyd się przyznać, ale to był mój pierwszy pocałunek. Chyba nawet umiałam to robić. Było przyjemnie. Nawet bardzo. Może za bardzo. W pewnym momencie zerwałam się z ławki. Rozpłakałam się i pobiegłam do domu.

Do samego wieczora siedziałam na łóżku wyjąc. Jak mogłam do tego dopuścić? Teraz niedosyć, że Jemu zależy na mnie, to i mi na nim. A przecież nie mogę się z nikim wiązać!

Nie mogę robić nikomu nadzieji, a potem Go zostawić. Przecież w każdej chwili mogę umrzeć. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.

Przez kolejne dni byłam smutna. Jednak przy dziadkach nie dawałam nic po sobie poznać, żeby ich nie martwić. Filipa unikałam jak tylko się dało. Mimo, że on chciał ze mną rozmawiać, nie doszło do tego.

W pewne piątkowe popołudnie poszłam do kościoła. Był pusty. Byłam tam tylko ja. W pewnym momencie ktoś usiadł obok mnie. Filip.

I tak się wszystko zaczęło. Od tamtego czasu byliśmy nierozłączni. On starał się uszczęśliwić mnie w każdy możliwy sposób. Dzięki niemu, nie myślałam w ogóle o chorobie.

Ja natomiast pokazałam mu, jakie życie jest cudowne, gdy człowiek odkryje jak bardzo Bóg go kocha i pokocha go tak samo. Filip stał się innym człowiekiem. Nawzajem się uzupełnialiśmy i jedno drugiego pocieszało, gdy był jakiś problem.

Byliśmy ze sobą kilka miesięcy. Moja choroba coraz rzadziej dawała o sobie znać. Cieszyło mnie to, ponieważ te stany, gdy miałam bóle, utrudniały życie.

Pewnego dnia, podczas spaceru zemdlałam. Nie było tak jak zawsze. Wtedy długo nie odzyskiwałam przytomności. Filip wezwał karetkę. Trafiłam do szpitala. Lekarze twierdzili, że choroba tak jakby powoli ustępuje. Jednak musiałam zostać tam jeszcze parę dni.

 

**********************************

 

Moja kochana Sara była w szpitalu. Jak mówili lekarze, choroba ustępuje. Mimo to, cały czas bałem się o nią. To ona pokazała mi inne życie. Zrobiła ze mnie normalnego człowieka. Wcześniej byłem dupkiem bez serca. To Sara pokazała mi jak kochać ludzi i samego siebie. Jest cudowną dziewczyną. Nigdy takiej nie spotkałem i nie spotkam.

Przez cztery dni, które miała spędzić w szpitalu, byłem przy niej. Nie odchodząc na krok. Mimo, że wyglądała na słabą, nie traciła humoru i swojego ciepła.

Była środa. Tego dnia po południu miała wrócić do domu. Obudziłem się przy jej łóżku. Pogladzilem jej twarz. Była zimna. Cholernie zimna.

Ona nie żyła.

Zacząłem krzyczeć i wołać lekarzy. Jednak było już za późno. Odeszła. Na zawsze.

Moich uczuć nie da się opisać. Tylko ten, kto stracił osobę, która była tak blisko Jego serca, wie jak się wtedy czułem.

Mimo rozpaczy i żalu, dziękowałem Bogu, że postawił ją na mojej drodze. Dzięki temu zmieniłem swoje marne życie. Wiem teraz, jak ważna jest miłość w życiu człowieka. Wiem, że bez wzgledu na wszystko, już nie chce przestać kochać. Tak żyła Sara. Mimo, że już jej ze mną nie ma, to wiem, że kiedyś się spotkamy. Wiem, że ona patrzy na mnie z góry.

Chce żyć tak, jak mnie nauczyła.

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (14)

  • taka tam ja 25.03.2015
    Cudowne! Czytałam z wielkim zaciekawieniem. Daje zasłużone 5 :*
  • BreezyLove 25.03.2015
    Cieszę się bardzo, że się podobało ;) i dziękuję :)
  • nightwatcher 25.03.2015
    A jak myślisz? Dało by radę zrobić coś z tym tekstem, żeby przestał być wpisem do pamiętnika? Rozumię, że pewnie taki właśnie miał być. Ale to naprawdę super baza pod dobrą opowieść. Dałabyś rade?
  • BreezyLove 25.03.2015
    Może dałoby radę, ale muszę czuć i mieć natchnienie żeby pisać. Pomysł na opowiadanie wpadł mi znienacka do głowy i od początku miało to być tylko krotkie opowiadanie, więc sama nie wiem. Pomyśle nad tym ;)
  • Angela 25.03.2015
    Ta historia przypomniała mi pewien film. Nie mam ostatnio zbyt wiele czasu na czytanie,
    czy pisanie, ale tą opowieść czytałam z wielkim zainteresowaniem. Ode mnie 5
  • BreezyLove 25.03.2015
    Dziękuję ;) chodzi pewnie o film "Szkoła uczuć" podczas pisania zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście jest podobieństwo, jednak nie inspirowałam się tym filmem pisząc opowiadanie ;)
  • NataliaO 25.03.2015
    Każdy chyba chciałby być dobry tak jak ta dziewczyna z Twojego opowiadania. Rzadko zdarzają się takie osoby. I zawsze zadaje sobie pytanie czemu jeśli ktoś jest tak dobry, tyle wycierpiał, i kocha Boga on wystawia go na próbę. Na walkę, która z góry jest przegrana. A miłość chłopaka ohh... Nie wiem czy każdy umie unieś swój krzyż, a co dopiero jego bliscy. Podobało mi się. I ciekawe jak by wyglądała tak długa historia w Twoim wykonaniu :) 4:)
  • BreezyLove 25.03.2015
    Natalia, może Bóg wystawia takich ludzi na próbę, właśnie po to, żeby wtedy okazało się jak bardzo Go kochają i czy w chwilach załamania odwrócą się od Niego, czy mimo wszystko nadal będą trwać przy Nim w miłości.
    Może kiedyś napisze dłuższą historię o tym, ale to chyba jeszcze nie jest ten moment :)
  • NataliaO 25.03.2015
    Wszystko możliwe :)
  • Prue 26.03.2015
    To jak i wcześniejsze opowiadanie jest bardzo sensowne. Oba są sensowne. Mają jakąś wartość. Każdy odbiera je inaczej jak widzę i bardzo dobrze, że wywołują takie emocje. Chociaż też nie przekonuje mnie ta religia. Za oba Dam 5.
  • DuŚka ^.^ 26.03.2015
    Cudowne opowiadanie! Widać, że od czasu pierwszego opowiadania jest coraz lepiej :) Fajnie ukazałas przemianę Filipa, myślałam, że będzie mój upragniony Happy end, ale w końcu w prawdziwym życiu nie zawsze on jest. NPo prostu genialne ;)
  • BreezyLove 26.03.2015
    Dzięki Prue za opinię ;) DuŚka co do happy endu to nie ma go tutaj dlatego, że chciałam bardziej dosłownie pokazać zmianę Filipa ;) dziękuję za oceny ;)
  • KarolaKorman 29.03.2015
    Trafiłam na to opowiadanie przypadkiem przeglądając wszystkie wstawienia na opowi. Nie żałuje, bo było super. Po naszych nocnych śmiechach, na końcówce Twojego tekstu, łza kręciła mi się w oku. Zostawiam zasłużone 5 :)
  • BreezyLove 29.03.2015
    Dzięki ;) myślałam że już śpisz ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania