Nowinki

Było to bardzo dawno temu dokładnego roku nie pamiętam, jakoś tak pod koniec dwa tysiące dwunastego, a może początkiem trzynastego roku. Wtedy intensywnie szukałem pracy w kraju z dobrą darmową opieką medyczną. Rozsyłałem swoje oferty do pracodawców prawie na całym świecie. Pewnego dnia dostałem wreszcie odpowiedź, propozycję zatrudnienia w przedsiębiorstwie skandynawskim. Spakowaliśmy nasz niewielki dobytek i wyemigrowaliśmy z trojaczkami do Szwecji. Były jeszcze za małe i nie chodziły do szkoły, właśnie tam miały rozpocząć edukację.

Musieliśmy wyjechać, ponieważ w kraju nie stać nas było na ich leczenie. Przyjechaliśmy i zamieszkaliśmy w czasie, kiedy akurat zapanowała moda na wszczepianie sobie chipów. Miało to pomagać przy płaceniu w sklepach za zakupy, kupowaniu biletów komunikacji miejskiej, oraz przy przelewach bankowych. Wystarczało przybliżyć chip do czytnika i transakcja była realizowana. Musieliśmy jakoś osłodzić dzieciom rozstanie z dziadkami i przyjaciółmi. Ulegliśmy ich prośbą i zgodziliśmy się na wszczepienie im chipów. Przekonywaliśmy siebie, że w przypadku porwania albo zaginięcia, to niewielkie urządzenie pomoże w odnalezieniu. Wtedy będzie można ich łatwo zlokalizować, w tym celu otrzymaliśmy nawet specjalną aplikację wyszukującą.

Mieszkaliśmy w Szwecji niespełna rok i spakowaliśmy się do nowego wyjazdu. Spowodowała to nowa propozycja pracy, jaką otrzymałem z pobliskiej Norwegii. Nic nas tam nie trzymało, byliśmy za krótko i nie zdążyliśmy jeszcze zapuścić korzeni.

Zamieszkaliśmy w malowniczej miejscowości w ładnym domu, każde z dzieci dostało własny pokój. Akurat rozpoczął się rok szkolny i oseski zaczęły naukę. Nowością dla mnie było zaniechanie, uczenia dzieci pisma ręcznego. Było to bardzo nowoczesne podejście edukacyjne na miarę dwudziestego pierwszego wieku. Uczniowie klepali w klawiatury i robili wydruki w razie potrzeby.

Szybko mijało mi życie, nawet nie spostrzegłem, kiedy byłem stary i samotny. Został mi tylko pusty dom i wspomnienia z przeszłości. Żona, przyjaciele i znajomi odeszli. Dzieci już dorosłe, mające własne dzieci, nie miały czasu dla starego grzyba. Zawsze były zajęte pracą i pochłonięte obowiązkami rodzinnymi.

Siedziałem na werandzie w bujanym fotelu i korzystałem z tak unikatowych na tej szerokości geograficznej kąpieli słonecznych. Wystawiłem pomarszczoną twarz do słońca i wspominałem czas miniony. Przypomniałem sobie o chipach dzieci tak dawno wszczepionych. Poszedłem do domu, przeszukiwać domowe archiwum, nawet długo nie szukałem. Znalazłem stare CD, z aplikacją wyszukującą chipy. Problem jedynie stanowiło odczytanie, a następnie przegranie na nowoczesny nośnik. Wszystko stare nie pasowało do tych wyświetlanych w przestrzeni komputerów. Poszukałem informacji o wyspecjalizowanych firmach zajmujących się takim uaktualnieniem danych. Nawet bardzo się ucieszyłem jak zobaczyłem, że siedziba firmy jest w moim mieście rodzinnym. Wywołałem ich wideofonem, odebrała młoda kobieta. Zacząłem mówić językiem z dzieciństwa, lecz ona nie znała Polskiego, mówiła tylko językiem wspólnym. Złożyłem zlecenie i musiałem nadać nośnik fizycznie przez kuriera, ponieważ nie można było przesłać jego zawartości elektronicznie.

Czekałem prawie dwa miesiące jak otrzymałem moją aplikację unowocześnioną. Teraz już bez problemów mogłem już wiedzieć, gdzie znajdują się moje dorosłe dzieci. Obserwowałem wyświetloną na ekranie mapę miasta, widziałem jak często któreś z nich przejeżdża koło domu gdzie się wychowali. Nie interesowało ich, co u mnie słychać, nawet nie zobaczyli czy żyję.

Postanowiłem się odwdzięczyć za pamięć o mnie i opiekę. Spisałem ręcznie testament w języku mojej młodości i złożyłem go u notariusza. Długo nie musiałem czekać, na wizytę całej trójki. Jak było do przewidzenia, zainteresowali się przyszłym spadkiem? Notariusz wywiązał się wspaniale z umowy i poinformował ich o testamencie spisanym w nieznanym mu języku. Nikt z nich i ich znajomych nie potrafił przeczytać słowa pisanego ręcznie. Dostali kopie dokumentu i teraz mają następny problem. Informatyka im w tym nie pomoże, w bazie komputerowej mój język rodzinny nie istnieje. Wszystkie wcześniejsze informacje o nim zostały wykasowane, przecież językiem martwym nikt się od dawna nie zainteresował.

Wszystko jest śmiechu warte, nawet nie potrafią wskazać na mapie gdzie kiedyś była Polska.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Angela 25.12.2015
    No nic, czarno widzisz przyszłość naszego kraju. Tekst fajny, ale zabrakło mi w nim tego czegoś : ) 4
  • persse 25.12.2015
    Przypomniałem sobie o chipach dzieci tak dawno wszczepionych.-to zdanie jakos dziwnie brzmi
    Rozsyłałem swoje oferty do pracodawców prawie na całym świecie.-racyej powinno byc po calym swiecie, a nie na.
    Zacząłem mówić językiem z dzieciństwa, lecz ona nie znała Polskiego, mówiła tylko językiem wspólnym.-polskiego z malej.
    Oglnie napisane niezle, ale jakos fabula mnie nie zbyt przekonala. Sadzilam, ze chipz bede graly istotna role, a tylko sa bo sa.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania