Poprzednie częściO dwóch takich.
Pokaż listęUkryj listę

O dwóch takich. Wersja druga.

Przestrzegałas przecież.

 

Że z deszczu pod rynnę, że z klifu

wprost w spienione, zachmurzone łóżka.

A to tylko pierwszy, lepszy miesiąc.

 

Potem było już tylko bardziej, lepiej,

pomimo tego, że gdzieś u kresu kartki,

rodziły nam się pierwsze didaskalia.

Choć nawet to nie usunęło nas w cień,

nie kojarzyło się jeszcze z "na zawsze".

 

Więc mam teraz ten wolny termin,

w przyszłym roku minie dokładnie grudzień,

jak ostatni raz wspomniałem o tobie, do ciebie.

I jak cieszyliśmy się na wspólne święto,

choć przestrzegałas przecież, że deszcz.

Że kocie łby u wylotu, a morda nie szklanka

i to też nic nie znaczy, z perspektywy kotów właśnie.

Że dziwią się wciąż, skąd te nazwy od nich,

a ja, jak już - to na zawsze,

więc nawet dziecko nazwę Mruczek, Kropka.

Choć przecież matką zawsze miała być mysz.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania