Operacja część druga z planowanych trzech
Widzę, że dziś nastał dzień dedykacji, więc i ja chciałem zadedykować. No więc, dedykuję tą część Neurotykowi, bez którego zapewne by nie powstała... i chyba tyle... Twoje zdrowie bracie, jeśli to czytasz!
Miłej lektury (to już nie tylko do Neurotyka :D)!
Kawa była świetna. Miód też. Złożyło się to w perfekcyjną całość, którą koiłem swoje podniebienie przez jakiś kwadrans. Pielęgniarka w tym czasie krzątała się po całej kuchni. Tutaj coś przełożyła, tam poprawiła, zdecydowanie zdawała się czuć nieswojo ze mną, siedzącym przy stole i żłopiącym powoli parujący obficie napar.
Szczerze powiedziawszy, gdy to robiła, zdała mi się jeszcze bardziej pociągająca niż wcześniej na korytarzu. Lekka fajtłapowatość jej ruchów i ogólny chaos, którym się odznaczały, mogły wskazywać na to, że raczej nie była przyzwyczajona do przebywania w kuchni. Jako pielęgniarka pewnie całe dnie spędzała w gabinecie lekarskim, zajmując się chorymi.
Gdy ostatnie krople ożywiającego, boskiego nektaru znalazły się w moich ustach, wstałem i podszedłem do umywalki, żeby odłożyć kubek. Pielęgniarka niby przypadkiem odwróciła się tyłem do mnie, porwała ścierkę i szybkim krokiem poszła zetrzeć stół.
Odłożyłem kubek i podszedłem do niej, po czym kładąc rękę na ramieniu, powiedziałem, nie za głośno i nie za cicho:
- Przepraszam bardzo, ale chyba się sobie nie przedstawiliśmy. Jestem Józef S. – ukłoniłem się lekko.
- Leni – odpowiedziała krótko, po czym ucięła. – Mi też jest bardzo miło – dodała po chwili, jakby przypomniała sobie drugą część formułki, po czym wyprostowała się i obróciła w moim kierunku. Staliśmy bardzo blisko siebie. Zdecydowanie zbyt blisko jak na niecałą godzinę znajomości.
- Piękne imię – rzekłem prawie szeptem. – Pasuje do tak pięknej kobiety – zaryzykowałem. Uśmiechnęła się, spuszczając wzrok na podłogę i nerwowo liznęła wargę. Na jej bladej twarzy pojawiły się delikatne wypieki.
Chwyciłem ją za rękę, lekko przyciągnąłem do siebie i pocałowałem, muskając delikatnie wargi. Odsunęła głowę, ale nie siebie, po czym powiedziała cichym, drżącym głosem:
- Nie powinien pan… doktor…
- Doktor może zaczekać – przerwałem jej w połowie zdania i pocałowałem ponownie, tym razem śmielej. Wyprostowała się i odpowiedziała na moje poczynania przejeżdżając językiem po moich ustach. Objąłem ją rękami w talii i przyciągnąłem do siebie. Naprawdę mnie pociągała. Nie trwało to długo, aż rozluźniła się całkowicie i oddała pocałunkom, nie myśląc zapewne o doktorze, który chwilę później zawołał z korytarza:
- Józef S. proszony jest do gabinetu! – Wszystko zepsuł, Leni podskoczyła ze strachu i odsunęła się ode mnie szybkim, zdecydowanym ruchem. Nie utrudniałem jej tego i zwolniłem uścisk.
- Proszę już iść – powiedziała, nie patrząc mi w oczy.
- Może umówimy się jak skończę zabieg? – Nie odpowiedziała, zahaczając co chwilę językiem o dolną wargę. – Poszukam cię, jak skończę – dodałem jeszcze tylko i wyszedłem z kuchni. Drzwi na końcu korytarza prowadzącego w lewo były otwarte i to tam się skierowałem.
Moje serce dalej biło mocniej, a ręce delikatnie się trzęsły. Jedynie mój krok pozostał tak pewny, jakim był wcześniej. Wystrój korytarza także pozostawał taki sam, jaki był wcześniej, tylko… morze na suficie było jakby bardziej wzburzone.
Uchylone na końcu korytarza drzwi były drewniane, pomalowane kilkoma warstwami lakieru i błyszczące. Zapukałem w nie delikatnie, kiedy usłyszałem ciepły głos:
- Proszę wejść, proszę. Martwiłem się, że zgubił się pan w tej plątaninie uliczek i chciałem wysyłać już Leni, żeby pana poszukała. – Słowa te wypowiedział mężczyzna w lekarskiej masce, którego oczy skryte były za grubymi szkłami okularów.
- Nie, wszystko w porządku. Na moim skierowaniu nie podano po prostu godziny, dlatego tyle to trwało.
- Rozumiem, przepraszam za to niedopatrzenie… No, ale teraz najważniejsze jest to, że wreszcie pan dotarł. Proszę ściągnąć marynarkę i usiąść. Za chwilkę przyniosę pańskie akta i wyniki badań.
- Badań? Jestem tutaj pierwszy raz… nie pamiętam, żebym miał robione badania…
- W naszej przychodni prowadzimy badania wszystkich ludzi przez całe życie. Proszę się niczego nie bać, wszystko jest w najlepszym porządku.
Po tych słowach wyszedł. Był wyjątkowo wysoki i chudy. Lekarski fartuch wisiał na nim jak moja marynarka na wieszaku. Krok doktora był sztywny i toporny, jak u niektórych starych ludzi. Był także lekko przygarbiony, jednak nie bardziej niż większość osób w jego wieku.
Rozejrzałem się po całym gabinecie. Centralną jego część zajmowało wielkie biurko, zrobione z drewna, którego nie potrafiłem rozpoznać. Ściany były ciemnobrązowe, nie białe jak w większości gabinetów lekarskich. To samo tyczyło się ciężkich, starych zasłon, wiszących w oknach.
Za biurkiem znajdował się obity skórą fotel, na którym rezydował sam doktor, a pod jedną ze ścian znajdowała się niewysoka kozetka. Poza tym pomieszczenie było puste – żadnych modeli szkieletów, mózgów w formalinie czy książek. A przynajmniej nic więcej nie zobaczyłem, myśląc cały czas o Leni i czując dotyk jej języka na swoich ustach.
Po chwili, która mogła trwać zarówno kwadrans, jak i godzinę, doktor wrócił.
- Przepraszam, że tyle to trwało, ale mamy dokumentację trzech różnych Józefów S. i musiałem sprawdzać szczegóły, żeby nie zaszła żadna pomyłka. Całe szczęście, że pomagała mi Leni, złota dziewczyna, nieprawdaż? – zapytał, kładąc na blat biurka plik dokumentów i siadając w fotelu.
- Tak, istotnie – odparłem, uśmiechając się lekko.
Komentarze (125)
-" Lekka fajtłapowatość jej ruchów i ogólny chaos, którym się odznaczały[tutaj chyba przecinek] mogły wskazywać na to, że raczej nie była przyzwyczajona do przebywania w kuchni."
-"Gdy ostatnie krople ożywiającego, boskiego nektaru znalazły się w moich ustach[przecinek] wstałem i podszedłem do umywalki, żeby odłożyć kubek."
-"Zdecydowanie zbyt blisko[tutaj chyba bez przecinka] jak na niecałą godzinę znajomości."
-"Uśmiechnęła się i spuszczając wzrok na podłogę i nerwowo liznęła wargę." - za dużo "i"
-"Wyprostowała się i odpowiedziała na moje poczynania[przecinek] przejeżdżając językiem po moich ustach."
-"Drzwi na końcu korytarza[przecinek] prowadzącego w lewo były otwarte i to tam się skierowałem."
-"Centralną jego część zajmowało wielkie biurko[bez przecinka] zrobione z drewna, którego nie potrafiłem rozpoznać."
-"Za biurkiem znajdował się obity skórą fotel, na którym rezydował sam doktor, a pod jedną ze ścian znajdowała się niewysoka kozetka."
-"żadnych modeli szkieletów, mózgów w formalinie[przecinek] czy książek."
Widzę, że Neurotyk już prawie doczekał się spełnienia swoich marzeń i to zapewne dlatego planowana ilość części się zmieniła:D A co do całego tekstu, to chyba nie muszę mówić, że jak zwykle mi się podobał. Mam wrażenie, jakbym czytała Proces, którego akcja ma miejsce w innym nieco wymiarze i takim trochę bardziej onirycznym stylu. Oczywiście znowu Cię znudzę z nadzieją, że jednak nasz chwalebny Jedynkodawca przybędzie i prezent Ci wręczy, tak więc ode mnie 5:D
Bardzo dobrze, że masz takie ,,procesowe wrażenie", bo takież miał ten tekst wywoływać :D
,,gdy to robiła (przecinek) zdała mi się jeszcze bardziej pociągająca";
,,Lekka fajtłapowatość jej ruchów i ogólny chaos, którym się odznaczały (przecinek) mogły wskazywać na to" - tu w środek wtrąciłeś zdanie podrzędne;
,,podszedłem do niej, po czym kładąc rękę na ramieniu powiedziałem" - to: ,,kładąc rękę na ramieniu" pasowałoby na dopowiedzenie (wtrącenie);
,,Zdecydowanie zbyt blisko, jak na niecałą godzinę znajomości" - bez przecinka, bo jest to porównanie integralne - wchodzące w skład zasadniczej części zdania;
,,rzekłem, prawie szeptem" - bez przecinka;
,,Uśmiechnęła się i spuszczając wzrok na podłogę i nerwowo liznęła wargę" - zamiast tego drugiego ,,i" powinien być chyba przecinek (zakładam, że to przez nieuwagę);
,,W naszej przychodni prowadzimy badania wszystkich ludzi, przez całe życie" - ten przecinek jest niepotrzebny, tu sytuacja jest podobna jak w innym tekście, gdzie jeśli fragment oddzielony przecinkiem był tylko dodatkiem, takim niepotrzebnym (nie wnoszącym nic) dopowiedzeniem, to przecinek był słuszny. W tym wypadku bym go nie stawiała;
,,Lekarski fartuch wisiał na nim, jak moja marynarka na wieszaku" - bez przecinka (porównanie integralne);
,,Ściany były ciemnobrązowe, nie białe, jak w większości gabinetów lekarskich" - bez drugiego przecinka;
,,złota dziewczyna (przecinek) nieprawdaż?"
To, co wypisała Morelia pomijałam, aczkolwiek tutaj:
,,Drzwi na końcu korytarza[przecinek] prowadzącego w lewo były otwarte" - ten przecinek jest uzasadniony, jeśli przecinek będzie również przed ,,były", bo ta część zdana dotyczy drzwi, powstałoby wtedy wtrącenie, ale ja nie stawiałabym żadnego z tych przecinków, a więc pozostawiłabym tak, jak jest;
i tu: "żadnych modeli szkieletów, mózgów w formalinie[przecinek] czy książek." - bez przecinka przed ,,czy" (a więc tak jak jest) w tym znaczeniu tego słowa. Zostawiam oczywiście 5:)
"Centralną jego część zajmowało wielkie biurko, zrobione z drewna, którego nie potrafiłem rozpoznać. Ściany były ciemnobrązowe, nie białe, jak w większości gabinetów lekarskich. To samo tyczyło się ciężkich, starych zasłon, wiszących w oknach.
Za biurkiem znajdował się obity skórą fotel na którym rezydował sam doktor, a pod jedną ze ścian znajdowała się niewysoka kozetka"
– widzę, że pokoik doktorka jest urządzony trochę jak burdel: ciemnobrązowe ściany nie wiedzieć czemu kojarzą mi się z bordowymi, a nawet czerwonymi...; ciężkie, stare zasłony... takie kotary; skóra na fotelu...ajć... kozetka pod ścianą – ciekawe do czego? Czy Leni już ją WYPRÓBOWAŁA???
– co do zbieżności z duszną atmosferą Precesu Kafki to zgadzam się. Opary egzystencjalnej paranoi przyćmiewają umysł czytając to...
Daję 5 liczę, że będzie ostro w TRÓJCE:D
Obawiam się, że ostrość trzeciej części nie jest tą, którą masz na myśli ale... zresztą sam się przekonasz :D
Wydłużać serię tylko po to, żeby dobierać się do kobiety... toż to tylko facet potrafi :) No cóż, czyta się przyjemnie, więc zostawiam piąteczkę. A no i nie mogę się oprzeć.
"Nie odpowiedziała, zahaczając co chwilę językiem o dolną wargę." - powtarzasz o tym lizaniu wargi tak często, że to zdanie odebrałam już tak, jakby kobieta była nieustannie oblizującym się psem :D Przepraszam ;_;
W każdym razie czekam na kolejną (może ostatnią) część :)
Pamiętajcie, drogie dziatki,
Nie żartować z ojca, matki,
Bo paraliż postępowy
Najzacniejsze trafia głowy.
- Boy Żeleński
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania