Poprzednie częściOpowiastki- Milena cz1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Opowiastki- Anna cz2

Anna

Czujesz to. Mówię w myślach do siebie. Czujesz to Anka. Nie poddawaj się. Jeszcze raz i jeszcze raz. No rusz że ten swój stary spasiony tyłek. Bieżnia wydaje z siebie dziwny dźwięk za każdym razem gdy moja ciężka noga opada na nią, za każdym razem gdy biegnę. Pot ścieka mi po między łopatkami dyszę ciężko. Czuje jak włosy przyklejają mi się do czaszki. Boże, dlaczego to takie trudne? Czuje jak ten kawał tłuszczu co jest moim brzuchem skacze jak szalony przy każdym ruchu. Piersi ulokowane w dopasowany biustonosz nie sprawiają tyle kłopotu co to coś na dole. Boże. Wzdycham w myślach. Jeszcze tylko kilometr tej męczarni i wychodzę. Fakt, nie wybrałam się do ekskluzywnego kluby fitness dla pań w moim wieku tylko do nijakiej siłowni gdzie każdy ćwiczy ile i jak chce wykupując tanie karnety. Dzienne, tygodniowe lub miesięczne. Ja wybrałam ten ostatni. Muszę doprowadzić się do porządku. Muszę wyglądać jak kobieta. Muszę pokazać temu zdrajcy co traci. Może i nie jestem już pierwszej młodości ale mam jeszcze sporo do zaoferowania. Bądź co bądź to ja byłam pierwsza, nie ta młoda wywłoka. O nie jeszcze mu pokaże kto jest górą. Kiedy już skończyłam, pobiegłam pod prysznic. Po kwadransie siedziałam już w swojej czerwonej toyocie. Spojrzałam we wsteczne lusterko na swoją szarą ściągniętą stresem twarz. Tym też trzeba się zająć. Jaki dziś dzień? A tak środa. Środek tygodnia. Tłumaczenia na ten tydzień już zrobiłam więc mam czas tylko dla siebie. Praca tłumacza ma wiele plusów. Mogę ją wykonywać w domu o każdej porze jaka mi się zamarzy. Zasada jest taka, abym zdążyła wykonać tłumaczenia na dany termin. Kiedyś wolałam pracować w biurze, ale po paru latach nie nagannej pracy przeniosłam się do domu. W sumie czasu i tak za wiele nie miałam bo brałam tyle ile się dało. On był w pracy cały czas. Michał w szkole, na treningach u kolegów w domu tylko spał. Teraz mieszka ze swoim najlepszym przyjacielem Jankiem w jakiejś kamienicy gdzie rzekomo tanio płacą za wynajem. Jest dorosły więc niczego mu nie bronię. Pomagam na ile mogę i chce. Pouczam jak trzeba a jakże. Ale mam szczęście że wyrósł na porządnego mężczyznę. I z kobietami obchodzi się o wiele lepiej niż jego pożal się boże ojciec. Po drodze do domu wstąpiłam do drogerii. Przez parę chwil oglądałam różne rodzaje kosmetyków. Na dzisiejsze domowe spa do koszyka wrzuciłam musujące kulki do kąpieli, wyszczyplająco-ujędrniający balsam po kąpieli, rewitalizującą maseczkę do twarzy. Tak zaopatrzona mogłam ruszać do domu. Wjechałam do garażu zamykając od razu drzwi. Po schodach weszłam do domu który pogrążony był w kompletnej ciszy, choć była dopiero 13. Zakupy rzuciłam na podłogę w łazience a sama poszłam do kuchni. Oparłam się o blat mebli i zapatrzyłam na ogród. Był początek października ale pogoda specjalnie nie dopisywała. Było chłodno i niezbyt wesoło jak na wczesną jesień. Choć trawie rosnącej w ogrodzie to nie przeszkadzało. Rosła nadal jak szalona. Coś trzeba z nią zrobić. Z liścimi też. Na niego liczyć nie mogę. Może Michał wpadnie w sobote to się tym buszem zajmie. Wstawiłam wodę na kawę i poszłam do salonu. Włączyłam telewizor na jakimś programie o modzie. – Z blaku laku to i kit dobry- mruknęłam do siebie. Strasznie mi się nudziło. Zazwyczaj o tej porze dnia coś robiłam. A to praca a to sprzątanie, pranie, zakupy. Gotować nie gotuje bo i po co i dla kogo. Wyjątkami są weekendy kiedy to Michał wpada na obiad. Ale na tygodniu nie zdarzyło mi się stać przy garach. Jeśli miałam ochotę i czas to na obiady wychodziłam z Renią i Gosią. Ewentualnie zamawiałam jakiś obiad dnia do domu. Czego w sumie efekty widać gołym okiem. Kiedyś jeszcze kiedy Michał był malutki nie przelewało nam się zbytnio, co też nie pozwalaliśmy sobie z mężem na takie kupne obiadki bo nadzwyczajnej w świecie nie było nas na to stać. Nasza sytuacja finansowa poprawiła się dopiero gdy mały poszedł do przedszkola a ja zaczęłam pracować. Mąż też łapał ile się da aby tylko wzmocnić budżet domowy. I tak sobie żyliśmy każdy sobie. Na swój sposób. I tak się oddalaliśmy od siebie aż w końcu złapał tą młodą wywłokę. Która doi go z kasy na każdy możliwy sposób. Kilka razy zdarzyło mi się znaleźć rachunki za pokaźne kolacyjki w szpanerskich knajpkach. Jakoś zbytnio tego nie ukrywa przede mną. Może jestem za słaba? Zbyt uległa? A może się boje co będzie jak powiem mu że wiem? Moje myśli przerwał gwizd czajnika. Do mojego ulubionego białego kubka wsypałam kawę 3w1 zalałam wrzątkiem i tak stałam gapiłam się w ten kubek nie miałam ochoty się ruszać. Dobra wypije i biorę się za siebie. To postanowiwszy wróciłam do salonu. Oglądając ten bezmyślny o niczym nie mówiący program zastanawiałam się do jakiego typu widza takie reality show jest kierowane. Jedyne co może być przydatne to tworzenie tych tabel i wyznaczników na działanie dnia. Dieta, ćwiczenia, uroda. Przydatna rzecz. Patrząc na te szczupłe panny w tych pięknych strojach znowu czuję się nie potrzebna, nie chciana. I zdradzona. Inna silna kobieta na moim miejscu wzięła by odwet za takie karygodne traktowanie przez małżonka. Ale nie ja. Ja jestem słaba, a może głupia? Warto to przemyśleć. Gdzieś kiedyś czytałam artykuł o kobiecie która zabiła swojego męża z zimną krwią po tym gdy dowiedziała się że zdradza ją z sekretarką. Nie wiem czy mnie było by stać na taki czyn. Wąpie. Nie wiem nawet jak powiedzieć mu że wiem co robi za moimi plecami, a co dopiero zabójstwo. Nie to nie dla mnie. Ale gdzieś głęboko we mnie ta silniejsza część mnie domaga się aby utrzeć mu nosa. Rozwód? Pewnie tak. Ale to za mało. Może romans? Ale z kim i gdzie? No właśnie to jest pytanie. Ale kto pyta nie błądzi przecież. Wstałam wzięłam kalendarz kieszonkowy długopis i zaczęłam pisać.

1.schudnąć!!!!!!!!!!!

2.wziąć się za siebie np. włosy, zmarszczki pod oczami i bruzdy koło nosa

3.zmina wizerunku/ zachowania (bardziej odważna)

Tak to trzy główne cele które trzeba wykonać, reszta wyjdzie w praniu. Patrzę na czarny zegar na ścianie który wskazuje 15.40. - Ok. To najpierw kąpiel, potem kiecka i wychodzę. Jaki mam plan? Prosty. Szykuje się dzwonie po Gosie i Renie idziemy gdzieś na kolację i winko, wracam późno jemu nie mówię gdzie byłam i co robiłam. Tak pierwsza faza musi być. Wyłączam telewizor idę do szafy w sypialni i wyciągam czarną cekinową kieckę. Wchodzę do łazienki napełniam wannę gorącą wodą prawie do pełna, tak jak lubię wrzucam musujące kulki które uroczo zaczynają buzować w wodzie. Dolewam trochę wody różanej. Rozbieram się i zanurzam w wodzie aż po szyję. Takie cudowne ciepło rozchodzi się po całym moim ciele. Odpręża mnie. Relaksuje w taki subtelny sposób. O tak tu mogła bym spędzić całe lata. A nawet życie. Otwieram oczy i macam ręką po podłodze w poszukiwaniu maseczki. Gdzie ta skubana się podziała? Bingo! Mam cię spryciulo. Rozrywam zębami opakowanie i wyciskam brązową papkę na dłoń. Powoli i po omacku nakładam mazidło na twarz. Tak zagipsowana zamykam na powrót oczy i opieram głowę o brzeg białej świetnie wykrojonej wanny. Ja kocham wanny i wodę, mąż z kolei szybki prysznic. Toteż w rogu jasnej łazienki jest zamontowana czarna szpanerska kabina prysznicowa mogąca pomieścić co najmniej trzy dorosłe osoby. Wzdycham na głos. Nie chce myśleć co jeszcze lubi robić szybko i z kim. Choć wiem z kim. Jej twarz prześladuje mnie w nocnych koszmarach. On i ona. Ona i on. Nie stop! Nie myśl o nich, nie teraz. – Wynocha z mojej głowy- mówię na głos, i o dziwo pomaga. Wychodzę z wanny zakładam duży, za duży szlafrok i zmywam zastygłą maseczkę. Przechodzę do sypialni i zakładam czystą bieliznę następnie cieliste kryjące rajstopy i sukienka. Teraz buty. Chyba czarne matowe szpilki. Moje brązowe do ramion włosy zwijam w kok nisko na karku. Makijaż delikatny. Zakrywający sińce pod oczami na usta czerwona szminka. Dobrze to już. Wyciągam rękę po telefon na szafkę nocną i dzwonię do Reni po dwóch minutach jesteśmy umówione za godzine w centrum w włoskiej knajpce prowadzonej przez polaka. Ale jedzenie było na dość dobrym poziomie. Ale dziś to nie jedzenie jest ważne. Ważny jest plan. Jeszcze ci drogi mężu opadnie kopara jak mawia nasz syn.

CDN...

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Ritha 26.06.2016
    "...za każdym razem gdy moja ciężka noga..." - przecinek przed "gdy". Zresztą brakuje milion przecinków, przed "więc", "bo", "że", "który" i tak dalej. Ogonki - "czuję", "sobotę", "boję", "Gosię", "Renię" i tak dalej. "Pomiędzy" piszemy razem. No cholera 3 dam za te błędy, te przecinki. A co do treści, to główna bohaterka też powinna go puścić w trąbę, aż się we mnie zagotowało. Już ja bym wiedziała, jak powiedzieć takiemu, że "wiem". Wrrr... Pracuj nad przecinkami i detalami, pozdrawiam :)
  • Linda 26.06.2016
    Dziekuje. Nastepnym razem pstaram sie wstawiac teksty ktore nie gryza w oczy na wstepie. Dzieki takim komentarzom mozna wiele sie nauczyc. Pozdrawiam
  • Ritha 26.06.2016
    Ogarniaj dodawanie tekstów na kompie, na komórce to męka :)
  • Linda 26.06.2016
    *postaram
  • Linda 26.06.2016
    Wlasnie tego doswiadczam :) ale jak jestem poza domem jak w tej chwili to wyboru nie mam. Wiec wychodzi analfabetyzm wtorny.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania