Poprzednie częściOpowiastki- Milena cz1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Opowiastki- Klaudia cz3

Klaudia

Nikt nie mówił że macierzyństwo to taka ciężka praca. Karmienie, spanie, przewijanie. I tak cały czas. Nie dosypianie po nocach. Ulewanie się pokarmu, ciągły mdlący zapach mleka unoszący się w całym domu. Góry prania do zrobienia. Naczynia piętrzące się w zlewie i ciągły brak czasu dla siebie. Ale ten słodki maluch potrafi zrekompensować wszystkie nie dogodności. Marek biorący nadgodziny w pracy też jest ciągle zmęczony, już od nie pamiętnych czasów nie mają dla siebie chwili na czułości czy wspólny relaks na kanapie. Po ciężkim dniu oboje padają wycięczeni całym dniem na łóżku i zasypiają. Oboje wstają do małego na przemian. I oboje rano są nie przytomni. Strasznie mi żal Marka że w takim stanie musi wychodzić z domu do pracy, ona sama księgowością firmy zajmuje się w domu. Wszystko można przecierpieć aby tylko zacisnąć zęby i do przodu. Ale nie przy teściowej, o nie Irena burzy cały mój system nerwowy. Ten wścibski babol próbuje układać mi życie od podstaw. Ja i Marek jesteśmy ze sobą od bardzo dawna. Irena konserwatywna kobieta, bogobojna na pokaz, nie cierpi mnie od samego początku. Ojca z całego serca nienawidzi, mój Tadzio jak o nim mówię jest wspaniałym nauczycielem historii. Kocha młodzież a młodzież uwielbia jego. Ja i mój Marek żyliśmy w całkowicie innych światach. On poukładany wychowany w pełnej rodzinie. Jedynak idealny syn swojej matki. Uczęszczający do elitarnych szkół potem studjujący na najlepszej uczelni architektonicznej w całym kraju. Ja z kolei wychowana tylko przez ojca musiałam dbać o niego i o siebie. Mama zmarła na raka kiedy miałam pięć lat. Od tamtej pory byliśmy tylko we dwoje. Nie mogłam narzekać. Dzieciństwo miałam udane wesołe pełne radości i miłości ojca i ciotki Helenki która na wakacje zabierała mnie na wieś. To od niej nauczyłam się robić przetwory na zimę. Gotować wspaniałe polskie obiady. Kiedyś na zajęciach wykładowca zadał nam osobliwe pytanie. Z czym kojarzy nam się bezpieczeństwo, pamiętam te skupione miny koleżanek i kolegów którzy zastanawiali się co jest dla nich symbolem bezpieczeństwa. Padały różne odpowiedzi, dom, pełne konto w banku, ochrona. Ale dla większości bezpieczeństwo to rodzina. A dla mnie rodzina i kaczka z jabłkami. Ten zapach pieczonego mięsa rozchodzący się po domu i śmiech ciotki rozbawionej opowieściami mojego ojca. Te wspaniałe chwile których nie da się kupić za żadne pieniądze i skarby świata. Tak to jest właśnie to. Odkąd mam Marka i synka to oni stali się dla mnie symbolem bezpieczeństwa i stabilności. Jedyną zadrą w mojej przysłowiowej ranie jest Irena. Ciągłe udawanie dostojnej pani domu, grzeczne dyskusje przy kawie w niedzielę i po kościelne obiadki u nas w domu. Jedyną rzeczą którą nienawidzę w swoim mężu jest ślepa uległość swojej matce. Z kolei na teścia powodu do narzekań nie miałam to cudownie wesoły i błyskotliwy człowiek. Jednym zdaniem potrafił rozładować napięcie spowodowane niezgodnością wymiany zdań po między mną a Ireną. Pamiętam taką jedną rozmowę jeszcze przed moim porodem. Teście jak co niedzieli pojawili się u nas na obiedzie. Byłam w tedy na siłach i zaszalałam w kuchni. Zrobiłam barszczyk ukraiński i krokiety z kwaszoną kapustą na deser puszysty i pachnący wanilią sernik przepisu cioci Helenki. Wszystko było dobrze, Irce jakby dopisywał humor do czasu kiedy rozmowa zeszłą na temat naszej firmy. – Klaudiuś kochana powiedz mi jak tam rozliczenia za ubiegły rok się mają?- pytał teść - Dobrze tato, wszystko już przygotowałam teraz zajmuję się odnawianiem umów z naszymi najlepszymi pracownikami- powiedziałam z buzią pełną sernika który w czasie ciąży smakował jeszcze lepiej niż zawsze. Teść zaklaskał w dłonie jak mały chłopiec na tą wiadomość. – Widzisz Irenka taka kobieta jak nasza synowa to skarb, świetnie gotuje, zajmuje się naszym synem i jeszcze odwala czarną robotę w firmie. – Widzisz tatku bo jak ja się za coś biorę to porządnie nie żadne pół produkty tylko wszystko z górnej półki- szczerzył się Marek do ojca. – Kochanie zamknij buzie bo ci kapusta na stół wypada- zauważyłam grzecznie bo mój mąż wciągał czwartego z kolei krokieta. – A naddatek zabawna i potrafi wziąć cię w cugle synu- zagrzmiał rubasznym śmiechem teść waląc przy tym dłonią w stół. Irena na te wylewne uczucia i słowa zacisnęła tylko usta w cienką białą linie co rychło groziło wybuchem. – To nie normalne żeby kobieta w tej rodzinie pracował zamiast zajmować się całkowicie domem i mężem, a nie dzielić wszystko na połowę- syknęła w moją stronę. – Mamo daj już spokój ja mam 30 lat Klaudia 27 to normalne że chcemy oboje się realizować- staną w mojej obronie Marek chwytając pod stołem mnie za dłoń. – Realizować? Księgowość i ta biurokracja to szczyt marzeń młodej mężatki?- prychnęła Irka - Lepsze to niż życie cudzym życiem i realizowanie czyjegoś życia w brew ich woli- warknęłam czy też raczej zrobiły to moje hormony. Przy stole zapadła niezręczna cisza, nikt się nie odzywał a ja i Irka sztyletowałyśmy się wzrokami przez stół. Teść zaczął chichotać. – Przepraszam was, ale przypomniały mi się słowa mojej świętej pamięci mamy która zawsze mówił że na głupiej głowie to i włosy rosnąć nie chcą. Tato z kolei nosił zawsze tupecik i mawiał że dlatego w ich związku to mama rządzi i chyba u nas Irka też tak jest prawda? Ty podejmujesz decyzje i ja nie widzę w tym nic złego z kolei w związku naszego syna to Klaudia trzyma twardą ręką biznes i dom. Więc moje panie nie ma powodu do kłótni tylko radości że trafiamy na tak mądre i przyzwoite kobiety, prawda synu? - Oj tatku muszę przyznać ci rację mam cudowną matkę i wspaniałą żonę- tu podkreślając swoje słowa Marek pocałował mnie głośno w usta. Po takiej wymianie zdań Irka pod pretekstem spotkania ze swoją przyjaciółką Tereską wywlekła swojego męża z naszego domu i zapadła błoga niczym nie zmącona cisza. Teraz na wspomnienie takich chwil uśmiecham się cierpko sama do siebie bo nie rozumiem czym podpadłam tej kobiecie że darzy mnie taką nie chęcią. Teraz kiedy za dwa miesiące mają się odbyć chrzciny mojego maleństwa jest coraz gorzej ja mam inną wizje tej uroczystości jak twierdzi Irka taka prowincjonalną ona liczy na show. Już dwa razy przez to pokłóciłam się z Markiem. Skrycie za drzwiami łazienki zdarzyło mi się nawet popłakać. Czuję się wykończona fizycznie i psychicznie. Mam dość wszystkiego. `

CDN...

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Ritha 27.06.2016
    Już pierwsze zdanie i brak przecinka przed "że". Sytuacja z "że" powtarza się kilkukrotnie.
    Brak przecinków przed "który" (we wszystkich odmianach tego słowa), przed "bo", przed "żeby".
    "Nieprzytomni" piszemy razem, tak samo "pomiędzy", "wtedy","wbrew", "niechęć".
    Nie zaczynałabym zdania od "więc".
    Dialogi. Ściana tekstu. Wkurza mnie to, bo wszystko się zlewa. Trzeba to wyodrębnić, wyszczególnić, będzie dużo lepiej czytelne.
    To tak z grubsza, czyli dalej jedne i te same błędy, czyli dalej 3 zostawiam.
    Co do treści spoko, wywołała emocje, bo aż się we mnie zagotowało, jak pomyślę ile panien tak żyje, zaszczutych. Co to za życie, ehhh...
    No nic. Pozdrawiam :)
  • Linda 27.06.2016
    Jak wspominałam wcześniej przejdę na komp i poprawie teraz takiej możliwości nie ma. Dziękuję. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania