Opowieści z trzewi - infekcja
Wyoblaczaste glamorule otaczały wszędy, ześluziałe i wzdęte siniały w pomrokach.
Spięty unerwieniem, pomykałem bladym limfocytem ku tępym mazgralom.
Gorze! gorze nam!
Bo oto horda fagów kończystych wyiskrzyła zgrzytliwie ze ślizgich ścian glamorul,
tnąc i siecząc na odlew bezwładne złogi mazgrali. Purchawiaście pykały, tchnienie
oddając ostatnie, zginłozielonym odorem wzdychały jeno pod okrutnymi razami.
Wysłałem alert rozpaczy unerwieniem pajęczym, bladym strzępkiem pomknął sygnał
pacierzem po stosie wprost do szarej istoty. Tam rozjaśniwszy się setką ogniw bengalskich,
fioletową racą strzeliwszy wypuścił z węzłów bladą jak śmierć armię wybawienia.
Popłynęła k nam wolno, ale nieustępliwie, majestatem świadoma swej potęgi.
Spłynęła zewsząd jak plaga egipska, glejową mazią zalała siepaczy fagów, ostrza kończyste
uwięzły i znieruchomiały.
A fala płynęła dalej, wchłaniając i trawiąc stopniowo zbursztyniałych najeźdźców, wypluwając
na koniec, defekacyjnym szlakiem na zewnątrz ustrojstwa.
Tak oto synowcu, krew z krwi mojej, dokonał żem czynu chwalebnego na pochybel fagom
okrutnym, ostrzegając nerwowo samą szarą istotę pod czerepem ukrytą.

Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania