Ostatnią windą do piekła

Poprawione opowiadanie z ostatniej Bitwy Literackiej. Korekta, z którą nie wyrobiłem się w terminie. Bardziej w ramach autorehabilitacji za błędy w pierwotnym tekście, ale też jako ciekawe porównanie kolejnych wersji. Po ocenach sędziów, zrobię wersję trzecią, będzie więc możliwość prześledzenia kolejnych zmian.

 

Tekst pierwotny: http://www.opowi.pl/bitwa-literacka-12-najtrwalszymi-a22304/

__________________________________________________________________________________________________

 

– Co jest, do kurwy! Tu nie wolno wchodzić…

Trzy strzały padły w odstępach sekund. Zdziwienie strażnika zakończyło się tak szybko, jak się zaczęło. Nie zdążył nawet zareagować. Chłód posadzki był ostatnim, co poczuł.

– Wyjebcie chuja na zewnątrz. – Szlachcic nie zamierzał sprawdzać, czy mężczyzna przeżył. Strzałów z jego dwunastki nikt nie przeżywa. Nie trzech w samą pierś. – Zabrać dziewczynę na górę. Kupiec ma być za pół godziny. Dwóch zostaje przy drzwiach. Nie chcę żadnych niespodzianek!

– Jasne szefie. – Mały Clark był pierwszy do wykonywania poleceń przywódcy. Ufał, że ostentacyjne okazywanie zaangażowania, pomoże mu w szybkim awansie. Odczekał, aż za Szlachcicem zamkną się drzwi windy i od razu ruszył do egzekwowania rozkazów. – Chudy, Dolar, łapcie go za łachmany i za drzwi!

Wywołani spojrzeli po sobie, po czym prychnęli, niemal dławiąc się śmiechem.

– Sam go sobie wywalaj, konusie. – Rzucił Chudy i z wyrazem ulgi odłożył na ziemię półprzytomną dziewczynę. Taszczenie jej na ramieniu przez ostatnie kilkaset metrów ostro nadwyrężyło nawet jego syntetyczne mięśnie. Dopiero teraz miał chwilę, by się jej przyjrzeć. W samej koszulce i figach, była o wiele ciekawszym obiektem, niż przykurcz starający się zgrywać ich szefa.

– A jak ci nie starczy siły. – Dolar zbliżył się do Clarka tak szybko, że ten odruchowo cofnął się dwa kroki, niemal tracąc równowagę – To poproś Zgreda. Może jego tytanowa czaszka przepuści twoje skomlenia.

Potężny mężczyzna, który do tej pory nie reagował na przepychanki towarzyszy, podniósł się z siedziska dla gości. Serwomechanizmy w jego kończynach zgrzytnęły, dając znać, że pocisk, którym oberwał podczas ucieczki, mocno je nadwyrężył. Zgred burknął tylko na ten dźwięk i niemal bez wysiłku poderwał z ziemi swoją armatę. Ośmiolufowy gatling wydawał się zabawką w jego wielkich łapskach. Serwomechanizmy zgrzytnęły jednak po raz kolejny, tym razem dużo mniej przyjemnie.

– Kurwa, chłopaki, nie wygłupiajcie się. – Clark wiedział już, że źle zaczął. Próbował jednak raz jeszcze wesprzeć się autorytetem ich przywódcy – Szlachcic kazał się go pozbyć.

– Ja tam słyszałem – burknął Zgred – że kazał obstawić drzwi. - Ruszył w stronę wejścia, odpychając hotelowe meble, jak gdyby były ze styropianu. Serwomechanizmy trzeszczały przy każdym kroku.

– Kazał też zabrać na górę tę dupeczkę. – Dolar doskoczył do skrępowanej dziewczyny. Ostrze wysuwające się z jego dłoni przytuliło się do jej policzka. Łzy zmieszały się z ciepłą krwią. Niewiele rzeczy podniecało go tak silnie, jak strach i łzy ofiary. Przez chwilę przyglądał się, jak jej pierś unosi się w szarpanym nerwami oddechu. Kształtna, młoda pierś. Gdyby tak mieli więcej czasu, gdyby tylko mógł z nią zostać sam na sam. – Chuj wie, po co ją porywaliśmy.

– Dla kasy? – Chudy nie wydawał się specjalnie zainteresowany, jakie motywy stały za zleceniodawcą. Dla niego liczyło się tylko, że ktoś zapłacił, by wyrwali ją z domu i przywlekli do tego miejsca. Odliczał już, na jakie wszczepy wystarczy mu dola z tej fuchy. Szkoda było takiego ciałka, bo pewno trafi w obleśne ręce jakiegoś starego capa, ale póki te same obleśne ręce dawały w zamian srebrzyste chipy, potrafił schować sumienie do kieszeni. – Dobra bierz ją i jedziemy na górę. Chuj z tymi rozkminami.

– Chłopaki, nie zostawiajcie mnie samego. – Clark stał wciąż nad trupem. – Co mam robić?

Zgred zatrzymał się koło niego, wbijając pancerną stopę w posadzkę. Spojrzał na towarzysza z wysokości swoich dwóch metrów i wzruszył ramionami. – Masz obstawić wejście mały chujku.

 

Nie broniła się, gdy łapska jednego z nich chwyciły ją i poderwały do góry. Już jakiś czas temu zrozumiała, że opór prowokował ich jeszcze bardziej. Krew zaschnięta na policzku przypominała o przywitaniu, gdy próbowała krzyczeć. Lewa pierś nadal piekła bólem po uderzeniu, jakie otrzymała przy próbie ucieczki. Zaciągnęli ją do windy jak szmacianą lalkę. Siedemnastoletnią szmacianą lalkę w koronkowych figach za dwa tysiące baksów i koszulce od deSilvy. Drzwi zamknęły się, odcinając hol i zamykając całą trójkę w dwóch metrach kwadratowych. Winda powoli ruszyła w stronę osiemnastego piętra.

Hamulce awaryjne szarpnęły dziewięć pięter wyżej. Metalowa klatka zawisła w połowie drogi. Dość wysoko by nie słyszeli ich na dole. Dość nisko, by nie doszło do uszu Szlachcica. Dolar spojrzał na swojego druha, szukając w jego wzroku przyzwolenia. Uśmiech, jaki posłał mu Chudy, wyjaśniał wszystko. Mieli spokojnie ponad kwadrans. Jakieś osiem minut na każdego.

 

Gdy jeszcze Intercontinental przechodził lata swojej świetności, Szlachcic zerkał w jego stronę z zazdrością. Ceny były daleko poza jego możliwościami. Od klienteli, jaka bawiła w drink barze dzielił go szklany sufit. Zbrojony, szklany sufit powlekany dwustronnie nanokevlarem. Od tamtej pory wiele się jednak zmieniło. Zamieszki wywróciły stary porządek do góry nogami. Kto miał pieniądze, uciekał za rzekę, by nie trafił go zbłąkany pocisk. Brutalność gangów zadziwiła wszystkich, tak samo, jak brutalność sił porządkowych. W tydzień cała dzielnica zamieniła się w strefę walk. Dwa miesiące później, wszystko ustało. Dobrzy chłopcy oddali pole i uciekli z podkulonymi ogonami pilnować bogatych dzielnic. W Strefie zaczęły się rządy ulicy.

Wąska sylwetka hotelu była wybijającym się punktem w zniszczonej Zamieszkami okolicy. Dolne piętra pozbawione szyb, na górnych nieco lepiej, ale nadal stalowe belki sterczały spod odpadającej elewacji niczym odsłonięte żebra. Szkło i stal. Bród i zniszczenie. Zimny, nocny wiatr wpadał przez okna osiemnastego piętra i świszczał pomiędzy połamanymi krzesłami drink baru. Szlachcic był tu pierwszy raz w życiu i próbował wyobrazić sobie, jak to wszystko wyglądało kiedyś. Gdyby urodził się w innej rodzinie. Gdyby jego życie potoczyło się inaczej. Może mógłby teraz wspominać przyjęcia, jakie tu się odbywały. Gdyby nie Zamieszki, może nawet sam dorobiłby się na tyle, by przebić ten pierdolony sufit. Gdyby, gdyby, gdyby…

– Chuj z tym. – Wytarł nos w rękaw i spojrzał na zegarek.

Dochodziła druga w nocy, a to znaczyło, że ich gość powinien już dojeżdżać. Szybka akcja i zakończą temat, inkasując okrągłą sumę w błyszczących chipach kredytowych.

 

Czarny mat lakieru absorbował światło tak doskonale, że gdyby nie modyfikacje optyki, Zgred zauważyłby samochód dopiero pod drzwiami hotelu. Kasa wydana na japońską cybertechnikę nie poszła jednak na marne i nim pojazd się zbliżył, procesory zdążyły już przeanalizować sygnaturę pojazdu i czterech znajdujących się w nim osób. Wszystko wydawał się układać zgodnie z planem.

– Zapierdalaj na górę, Mały. Powiedz szefowi, że przyjechali.

Clark kiwnął głową i bez słowa odwrócił się w stronę windy. Jego detektory były starszej generacji, ledwo przebiły się przez ekranowane blachy furgonetki. Gdyby nie Zgred, analizowałby wciąż odczyty pasażerów. Cybertechnologie wyrównywały szanse, ale też wprowadzały zbyt duże dysproporcje. Kto miał kasę i dojścia, miał przewagę. Po tej robocie o kasę nie będzie musiał się martwić przez jakiś czas. Otrząsnął się z rozważań i wcisnął przycisk windy.

 

Klatka szarpnęła, ruszając w dół zupełnie bez ostrzeżenia.

– Co jest kurwa! – Dolar nie wiedział, czy powinien łapać się ściany, chwytać dziewczynę, czy trzymać opadające spodnie.

Drugi z mężczyzn próbował zatrzymać windę. Tym razem przycisk nie reagował. Parter zbliżał się z każdą sekundą. Chudy klął, uderzając losowo w panel.

Wyczuła szansę. Rzuciła się w bok, sięgając do pochwy wiszącej razem z pasem przy kostce oprawcy.

 

– Muszę wrzucić trochę szmalu w sensory, kurwa no nie ma opcji, muszę. – Clark wciąż czekał na windę, gdy furgonetka parkowała już przed drzwiami. Obrócił się, by sprawdzić, czy wszystko w porządku, ale rozluźniona sylwetka Zgreda z zarzuconym na ramię gatlingiem wkurzyła go tylko jeszcze bardziej.

Dzwonek windy oznajmił, że dotarła na parter dokładnie w momencie, gdy klienci wchodzili przez główne drzwi.

– Co jest, kurwa – wydukał Mały na widok Chudego celującego w półnagą dziewczynę i Dolara próbującego podciągnąć portki, by skryć swoją pałę.

– Zamykaj drzwi, kurwa, zamykaj! – Chudy próbował na oślep wcelować w jakikolwiek przycisk. – Są już przy drzwiach! Kurwa, za wcześnie.

Drzwi zasunęły się wreszcie, pozostawiając oszołomionego Clarka w holu. Winda ruszyła na samą górę.

– Jakiś problem?

Głos należał do mężczyzny w nienagannie skrojonym garniturze, który stał już kilka kroków za plecami Małego Clarka.

Konus przymknął mocno oczy, starając się zakląć rzeczywistość. Przez chwilę wydawało się, że świat wokół stanął, że może uda się go choć spowolnić, by wyjaśnić, co się dzieje. Odgłosy kolejnych kroków obstawy Garniaka przypomniały mu jednak, że w dwudziestym pierwszym wieku nie ma co liczyć na magię.

– Skąd. – Grał, na ile pozwalały rozdygotane nerwy. – Wszystko w najlepszym porządku. Uciekła nam po prostu winda i musimy poczekać na drugą.

Mężczyzna w garniturze skinął głową. Nie spieszył się. Wiedział, że z osiemnastego piętra nikt mu już nie ucieknie.

 

– Wreszcie, ile kurwa można…

Szlachcic zamilkł w pół zdania. Z windy wypadł Dolar, ściskając w dłoniach krwawiącego członka. Dziewczyna wyskoczyła zaraz za nim i od razu rzuciła się za bar. Chudy leżał oparty o ścianę z miazgą zamiast twarzy. Z lufy jego strzelby nadal unosiła się stróżka dymu.

– Dźgnęła mnie dziwka! – Dolar krzyczał, tarzając się po podłodze – w same jajca! Załatw ją szefie, kurwa! Kulka w łeb. Za Chudego!

 

– Czekamy jeszcze na kogoś? – mężczyzna w garniturze wyraził swoje zniecierpliwienie. Wskazał dłonią na windę, która stała już na dole od kilkunastu sekund. – Nie wiem jak dla ciebie, ale dla mnie jest dość godna, by pojechać nią na górę. Nie liczę na taką o wyższym standardzie.

– Tak – zaczął cedzić Clark. Szukał sposobu, by zyskać na czasie. Nerwowo myślał o tym, co działo się w windzie. Jeszcze bardziej przerażało go to, co stanie się na górze, gdy dojdzie do konfrontacji. – Myślałem, że zabierzemy jeszcze Zgreda.

Garniak spojrzał na stojącego wciąż przed drzwiami osiłka i jego armatę.

– Niech pojedzie towarową.

Nie czekał na odpowiedź. Pchnął Clarka przed sobą i po chwili cała czwórka znalazła się w windzie.

 

– Co tam się kurwa stało?! – Szlachcic doskoczył do rannego towarzysza.

– Miała schowany nóż – wydukał Dolar, z trudem powstrzymując ból.

– Gdzie, kurwa, niby go chowała, w dupie? I czy wyciągnęła go związanymi dłońmi, spuściła Ci spodnie, cięła w pindola i na koniec odstrzeliła Chudemu łeb?

Szlachcic był niemal pewien, co zaszło w windzie. Zbyt dobrze znał swoich ludzi i ich słabości. Na robotę, nie zabrał nikogo z przypadku. Tylko tych, których i tak musiał się pozbyć. – W sumie, chuj mnie obchodzi, co się stało. Ułatwiła mi robotę.

Wyciągnął swoją dwunastkę, wycelował w zdezorientowanego Dolara i pociągnął. Trzy razy. Wstał, nie oglądając się nawet na drgające jeszcze ciało ze spuszczonymi spodniami. Strzałów z jego dwunastki nikt nie przeżywa. Nie trzech w samą pierś.

– Możesz wyjść – rzucił w stronę baru – zaraz to wszystko się skończy, jeszcze tylko jeden drobiazg.

Dziewczyna nie zamierzała jednak wystawiać się na cel. W uszach nadal czuła trzy wystrzały, których echo niemal potłukło butelki nad jej głową. Skulona podciągała kolana pod brodę, osłaniając podartą koszulkę. To wszystko mogło być tylko złym snem. Czymś, z czego zaraz się obudzi. Mogło. Ale nie było.

 

– Jesteś jakiś spięty. – Mężczyzna w garniturze spojrzał na pot pokrywający już cały kark Clarka – Coś nie tak?

Pewnie, że coś było nie tak. Dwóch jego kumpli próbowało przed chwilą zerżnąć kobietę, po którą tu przyjechał. Istniała raczej mała szansa, że już się dogadali i dziewczyna puściła to niefortunne wydarzenie w niepamięć.

– W sumie – Garniak ciągnął dalej – to okrutne z mojej strony, że przedłużam twoje obawy. I tak miałem z wami skończyć po wymianie.

Nim Clark zrozumiał sens słów mężczyzny, ten skinął na swojego ochroniarza. Gest był subtelny. Tak samo, jak ostrze, które z chirurgiczną precyzją wsunęło się pomiędzy szyjne kręgi Małego. Bezwiedne ciało opadło na podłogę dokładnie w momencie, gdy winda zatrzymała się niemal w miejscu. Inercja poderwała ich do góry, by po chwili grawitacja cisnęła całą trójką o podłogę.

 

Szlachcic rozsunął drzwi szybu na osiemnastym piętrze. Chłodne powietrze od razu pchnęło go w stronę ziejącej pustki. – O kurwa! – W ostatniej chwili złapał się dłonią framugi. Stalowe palce zacisnęły się, wrzynając w ościeżnicę.

Winda tkwiła osiem pięter niżej. Dokładnie pomiędzy dziesiątym a jedenastym piętrem. Tam, gdzie miała się zatrzymać.

Odwrócił się w stronę baru, za którym wciąż skrywała się dziewczyna. Dla nawykłej do życia w bezpieczeństwie i luksusie jedynaczki ostatnie godziny musiały być koszmarem. Dla niego były codziennością, w jakiej dorastał. Nie żałował dziewczyny, nie zamierzał też oszczędzać jej prawdy.

– Wiesz, czemu tu jesteś? – Tak naprawdę nie pytał, jedynie odpowiednio dramatyzował wstęp. – Bo jakiś bogaty chujek, który się w tobie zakochał, zaoferował nam tyle kasy, że moglibyśmy balować przez kolejny rok. Wystarczyło wyrwać cię od ojca i oddać mu do rąk własnych.

Jakiś czas temu wzmocnił już swoje zmysły i teraz doskonale słyszał, jak jej oddech zwalniał, tętno powoli się uspokajało. Zaczynała mu wierzyć. Pragnęła tego bardziej niż czegokolwiek. Ten koszmar mógł się okazać wstępem do sennego marzenia. Całe to zamieszanie miało być tylko desperacką próbą jej mężczyzny.

– Problem w tym – ciągnął dalej Szlachcic – że Twój ojciec jest większym i bogatszym chujem niż twój kochaś.

W jednej chwili jej nadzieja roztrzaskała się na milion kawałków. Oddech przyspieszył. Źrenice rozszerzyły się ze strachu. Zaczynała rozumieć.

Szlachcic nie zamierzał odpuścić sobie ani kawałeczka przyjemności.

– Wiedział, że ten chłoptaś przyjdzie po ciebie osobiście. Wiedział, że bezmyślnie wejdzie w pułapkę kierowany miłością. A to kurwa, nie jest bajka, gdzie książę ratuje niewiastę z wieży. To obszczana przez bogów Strefa. Getto, jak zwykliście je nazywać po drugiej stronie rzeki. No cóż. Pora na fajerwerki kończące naszą historię…

- Stój! – krzyknęła, wychylając się zza baru – Puść nas. Obiecuję, że ci się to opłaci.

Mężczyzna zaśmiał się, spoglądając w dół szybu. – Nie wiesz, co mówisz gówniaro. Poświęciłem dla tej akcji trzech ludzi. Warunki były jasne. Nikt nie wychodzi żywy, nikt nigdy nie opowie, co się stało. Nie mam się teraz gdzie wycofać. Zresztą nie masz więcej kasy niż twój staruszek.

- To prawda, ale mam co innego…

Szlachcic nie słuchał. Wiązka granatów przygotowana wcześniej wisiała już w jego wyciągniętej dłoni dwadzieścia metrów ponad zablokowaną windą. Wyciągnął zawleczkę.

– …pełną zgodność genetyczną z moim ojcem.

– Wiem. – Odwrócił się do kobiety, nie cofając jednak ręki znad szybu. – I na tym też zamierzam zarobić.

Pęk granatów poleciał w dół, odbijając się kilkukrotnie metalicznym echem. Wybuch targnął całą konstrukcją. Fala powietrza wystrzeliła z szybu, niemal powalając Szlachcica.

Dla dziewczyny przestał istnieć jedyny powód, dla którego warto było żyć. Te kilka chwil wystarczyło, by przestała wierzyć we wszystkich, których do tej pory miała wokół siebie. Unoszący się z szybu dym był tym, co pozostało jej po ostatniej osobie, która była prawdziwa. Skończyć to! Ten absurdalny sen. W dowolny sposób.

Roztrzaskane okno było zaledwie sześć metrów na prawo. Po przeciwnej stronie od tego mordercy. Poderwała się i rzuciła biegiem w jego stronę.

Strzał. Dwunastka zagrzmiała tylko raz. Trzech mogłaby nie przeżyć. Nawet w nogę.

 

– Wszystko w porządku szefie? – Zgred czekał już pod drzwiami z odpalonym silnikiem matowo czarnej furgonetki.

– W najlepszym.

Szlachcic cisnął nieprzytomne ciało na tył. Sam rozparł się na fotelu pasażera.

– Chyba trochę przesadziłem – zastanowił się na głos, gdy byli już daleko. - Trzeba będzie wstawić jej trochę chromu zamiast nogi. Nie sądziłem, że jest aż tak delikatna. – Obrócił się, sprawdzając tętno dziewczyny. – Grunt, że to, co zostanie, nadal będzie miało pełną zgodność genetyczną z tym prykiem.

– I nadal będzie miało niezłą dupeczką – dodał z uśmiechem Zgred.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • aivoo 16.09.2016
    Przepraszam, że nie uzasadnię, ale 5 ode mnie ;)
  • Freya 16.09.2016
    Ten text sprawia wrażenie jakby był wyrwany z większej całości. Zbyt mało wiem o tym zcyborgizowanym świecie, w którym ludzie w postaci maszyn, albo maszyny w postaci ludzi (czemu to maszyny muszą być złe, a nie odwrotnie?) sprawują dominującą rolę. Domyślam się, że dziewczyna nie zostanie zwrócona "tatusiowi", tylko spożytkowana w jakimś innym celu...ciekawe;-)
  • Akwus 16.09.2016
    Ciekawe co piszesz o maszynach :) ciekawe to co piszesz o tym, że ktokolwiek jest zły :) poważnie potrafisz tak jednoznacznie napisać kto w tym opowiadaniu był złym charakterem?

    Oszem jest to element większej całości, ale będę obstawał przy tym, że samodzielnie jest zamkniętym rozdziałem i może sie śmiało bronić, bez wsparcia reszty serii :)
  • Freya 16.09.2016
    W temacie pozycjonowania wszelakich form "sztucznego życia", odnoszących się do dobra i zła, można strzelać w ciemno. Istnieją ustalone kanony tych relacji i tych pięknych jest niczym igieł w stogu siana. Pewnie dlatego bardziej zapadają w pamięć, podnosząc z ruin stereotypowe wyobrażenia o czymś nowym, obcym, niezrozumiałym itd.
    Mówisz, że istnieje całość tego opka, a więc tu się pojawia oczywisty problem w komunikowaniu z czytelnikiem. Nawet ten "wycinek" postrzgasz z perspektywy całości (sam operujesz pojęciem całości), nie potrafisz (bo się nie da) wejść w świadomość czytelnika, który jest ograniczony do fragmentu i żądasz uznania dla niewiadomego. Tutaj wniosek - rozmawiamy z różnych pozycji i kontekst jest utrudniony;-)
  • Akwus 16.09.2016
    Czyli z tymi złymi maszynami strzelasz? Bo tak Ci podpowiada statystyka? Ok, ni dyskutuje z tym w takim razie :)

    Zupełnie nie kupuję problemu "wycinka całości". Nie będę sie starał jednak przekonywać, że powinnaś rozumieć więcej niż rozumiesz. Widać za mało dałem informacji. Raz jeszcze podkreślę, że opowiadanie jest tu wstawione jako zamknięta historia. Jedna scena w jednej lokacji. To że będzie miało kontynuację jest drugorzędne i nie miało stanowić o jej wartości. Mogę więc przyjąć zarzuty o niedopracowanie tej historii, ale nie o to, że musi byc reszta by kawałek miał sens.

    Troszkę też się zastanawiam z tym wchodzeniem w świadomość czytelnika i jakimikolwiek żądaniami i z mojej strony :) To raczej prosty szorcik, nie za wiele od niego wymagasz? Bardziej zajawka by siegnąć po więcej i co by nie powiedzieć spełnia to zadanie :)
  • Elizabeth Lies 18.09.2016
    Zapewne zauważysz, ale jak coś napiszę tu, że wysłałam Ci swoją opinię.
  • Akwus 18.09.2016
    Dzięki, za ogrom pracy, świetna analiza :D
  • Elizabeth Lies 18.09.2016
    Akwus Nie no w porządku, sprawiło mi to przyjemność. W ogóle zbieram się do przeczytania innych Twoich prac, ale u mnie to może potrwać zarówno kilka minut jak i tygodni, tak więc jak się zjawię to będę. Sama nie wiem kiedy to nastąpi, ale nastąpi.
  • Akwus 18.09.2016
    Olej wcześniejsze, szkoda czasu by czytać wszystko. Jest tu wielu dobrych autorów, którzy cierpią na brak porządnych komentarzy :) U mnie czytaj tyko do przodu, to co będę wrzucał.
  • Elizabeth Lies 18.09.2016
    Akwus Skoro tak uważasz. A więc czekam na Twoją nową twórczość.
  • Joker 27.09.2016
    Panie Akwusie, polecono mi udać się do ciebie z prośbą o spojrzenie na mój tekst i wskazanie nieścisłości. Jeśli miałbyś czas oraz chęć, to to opowiadanie jest tu http://www.opowi.pl/kwarantanna-prolog-a20943/.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania