Ostatnia wycieczka (cz. 1/2)

CZĘŚĆ 1

 

Wszystko zaczęło się pewnego słonecznego dnia. Był początek lipca 1992 roku. Temperatura na zewnątrz sięgała blisko 30 stopni. Postanowiliśmy z żoną zabrać dzieci w góry Kaskasapakte. Byłem pod wrażeniem, że pojechaliśmy razem. Moja żona, mimo, że nie była w dobrym nastroju i tak pojechała. Od jakiegoś czasu nasze małżeństwo wisi na włosku. Nie mogliśmy się w niczym dogadać. Jedyne, co powstrzymywało nas od rozwodu, to nasze dzieci. Miałem nadzieję, że wspólny wyjazd poprawi nasze relacje, jednak Eva nie miała zamiaru pierwsza się odezwać.

 

- Piękna dziś pogoda, prawda? - zacząłem rozmowę

- Daj spokój James - prychnęła Eva, nie odrywając wzroku od okna

- O co Ci chodzi? Masz zamiar całą drogę siedzieć w milczeniu? Jeżeli chcesz, mogę Cię odwieźć do domu i pojechać tylko z dziećmi - Od razu pożałowałem, że to powiedziałem.

- A co? Będę Ci przeszkadzać? Może masz kogoś innego, z kim chcesz jechać, co? - zaczęła krzyczeć

- Uspokój się, chcę odpocząć od pracy i miło spędzić z Wami czas, a twoje fochy tylko psują atmosferę! - Straciłem cierpliwość - Jeżeli chcesz, wysiadaj. Nie będzie mi Ciebie brakowało.

- Przestańcie się w końcu kłócić, mamy dość! - Z tyłu odezwała się mała Kristina. Björn, który siedział obok niej, tylko pokiwał twierdząco głową.

 

Zapanowała cisza. Evie chyba zrobiło się głupio, bo nic nie odpowiedziała.

Zatrzymałem się na chwilę i bez słowa wysiadłem z auta. Zapaliłem papierosa i zacząłem krążyć dookoła śmietnika, żeby ochłonąć i pozbierać myśli. Musiałem się uspokoić i złapać trochę świeżego powietrza. Gdy papieros zgasł, wróciłem do samochodu i ruszyliśmy w podróż.

 

Droga była bardzo nużąca. Teraz każdy siedział cicho. Bjorn oglądał książkę o dinozaurach, Kristina spała, a Eva podziwiała las, przez który przejeżdżaliśmy.

Po godzinie jazdy w ciszy, oznajmiła, że musi wysiąść na chwilę. Wolałem się nie odzywać. Chciałem uniknąć zbędnych kłótni, więc po prostu zjechałem na pobocze. Plus był taki, że mogliśmy się przewietrzyć.

 

Eva pobiegła w krzaki. Po jakichś 10 minutach wróciła i oznajmiła, że możemy jechać. Zastanawiałem się, co tam robiła tyle czasu, ale nie wolałem nie pytać. Wtedy Björn powiedział, że też musi iść. Poszedłem z nim, a żona została z córką w samochodzie. Poszedł w krzaki, a ja tym czasie zdążyłem zapalić. Zacząłem jednak się niepokoić, ponieważ długo nie wracał. Dopaliłem papierosa i postanowiłem pójść go poszukać. Zaczął wiać wiatr i zrobiło się dość chłodno. Przeszły mnie dreszcze. Las był tak ogromny, że miałem wrażenie, jakbym błądził po nim zupełnie sam. Usłyszałem trzask dobiegający zza moich pleców. Miałem wrażenie, że Björn przebiegł między drzewami, jednak była to tylko gałąź, na którą nadepnąłem. Wtedy zza drzew wyłoniła się stara drewniana szopa, która przykuła moją uwagę. Wyglądała jak z horroru.

- Ciekawe, czy ktoś tam mieszka – powiedziałem sam do siebie.

Nagle rozległ się głośny krzyk, a zaraz po tym nastała cisza. Teraz byłem przekonany, że to Björn. Wbiegłem tam, wyważając drzwi. W powietrzu unosił się dym i czuć było smród papierosów. Czyli jednak, jakieś ślady cywilizacji . Drewniana podłoga strasznie skrzypiała. Była wyłożona czymś w rodzaju wykładziny i śmierdziała stęchlizną. Przechodząc po niej, wyczułem coś pod butem. Ostrożnie ją odsunąłem i zauważyłem zejście do piwnicy. Jednak, gdy chciałem tam zejść poczułem na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciłem się i zobaczyłem starszego mężczyznę. Wyglądał paskudnie. Miał sporą bliznę, która przechodziła mu przez lewe oko. Jego włosy były długie i brudne, a zęby miał czarne. Był wysoki i dość dobrze zbudowany. Nie wyglądał na zadowolonego moją obecnością.

- Przepraszam najmocniej, usłyszałem krzyki dochodzące stąd i pomyślałem, że może to mój syn - Chciałem się wycofać, jednak facet zasłonił mi przejście. Zbliżył się do mnie i jednym ruchem załapał. Przyjrzał mi się, po czym się uśmiechnął.

- A więc to Ty – powiedział. Miał straszny głos.

Wziął mnie pod pachę i zszedł do piwnicy. Była dosyć duża i miała strasznie mroczny, depresyjny klimat. Na środku leżał dywan. Ściany były szare i brudne. Rzucił mnie na łóżko, które stało pod ścianą.

Wyglądało, jakby ukradł je ze szpitala psychiatrycznego. Przywiązał mnie do niego i bez słowa wyszedł. Nie miałem pojęcia kim jest, ani co chce zrobić. Związał mnie tak mocno, że nie mogłem się ruszyć. Nie podobało mi się to i chciałem stąd uciec. Postanowiłem obmyślić plan ucieczki, jednak nie zdążyłem. Facet wrócił, trzymając w dłoni jakąś torbę. Zbliżył się do mnie i kucnął przy łóżku. Położył ją na podłodze i wyjął z niej parę rzeczy. Nie miałem pojęcia, do czego będą mu potrzebne, ale wyglądały dziwnie. Dotarło do mnie dopiero, gdy wyciągnął nóż. Spojrzał na mnie z tajemniczym uśmiechem. Przysunął się do mnie tak, że jego twarz prawie dotykała mojej. Wyciągnął swoje dłonie w moim kierunku i złapał za mnie za policzki, mrucząc coś pod nosem. Następnie odwiązał mnie i przewrócił na brzuch. Poczułem coś zimnego na plecach. Chyba coś rysował, tylko nie wiedziałem co i dlaczego.

Gdy skończył, wstał i poszedł na drugą stronę piwnicy. Podniósł coś, czemu przyglądał się przez dłuższą chwilę, po czym zaczął śmiać się pod nosem. Nie wiedziałem, co to jest, dopóki się nie odwrócił. To był Björn. Był cały blady i ledwo żył. Nie wiedział, co się dzieje. Facet złapał go za tułów, po czym z całej siły rzucił o ścianę. Nie chciałem na to patrzeć, więc zasłoniłem oczy. Poleciały mi łzy, gdy usłyszałem, jak Björn uderza o ścianę. Słyszałem, jak strzelają mu kości. Odsłoniłem oczy. Leżał bezwładnie, oparty o ścianę jak lalka. Byłem w takim szoku, że nie do końca do mnie dotarło to, co się właściwie stało. Björn leżał w plamie krwi, cały połamany.

 

- C co ty mu zrobiłeś? Co zrobiłeś z moim synem?.. - zapytałem - Dlaczego?

- To był twój syn? Jak mi przykro - Zaczął się śmiać - Jeżeli dalej Ci na nim zależy, to będziesz zachwycony, jak zobaczysz, co mam zamiar z Wami zrobić.

Zostawił Björna i ruszył w moją stronę. Wyciągnął z torby strzykawkę i wstrzyknął mi całą jej zawartość. Obraz przede mną zaczął znikać, aż w końcu odpłynąłem...

 

Obudziłem się, jednak czułem, że coś jest nie tak. Nie mogłem obrócić się na bok. Facet stał w drzwiach i bacznie się przyglądał.

Od samego przyjścia zdawał się być czymś strasznie podekscytowany. Trzymał w dłoni lustro.

 

- Co się stało? Gdzie mój syn? Co mu zrobiłeś, gadaj! - Zacząłem popadać w paranoję. On tylko stał się uśmiechał, kładąc lustro na podłodze.

 

- Wszystko w swoim czasie - odparł spokojnym głosem - Zrobiłem, co w mojej mocy, żeby Ci go nie brakowało..

 

Nie czekając na moją odpowiedź, podniósł mnie ostrożnie z łóżka i pomógł wstać. Przysunął lustro i postawił je przede mną

- Teraz spójrz, oto mój wielki projekt, dzięki któremu będę sławny na światową skalę!

Bałem się odwrócić i spojrzeć. Koleś wyglądał na zdolnego do wszystkiego. Wystarczyło, że lekko się obróciłem i już miałem dosyć. Zbierało mi się na wymioty. Nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem.

To Björn, był na moich plecach! Przyszył mi go do pleców. To nie mogła być prawda. Miałem nadzieję, że to koszmar, z którego zaraz się obudzę. To nie może się dziać...

Przechadzał się dumnie, podziwiając swoje “dzieło”. Małe, liche ciało Björna ledwo się trzymało. Jego małe rączki były przyszyte w taki sposób, że wyglądały, jakby mnie obejmowały .

- Co ty zrobiłeś... jesteś chory psychicznie. Ty widzisz, czym ja teraz jestem? Hybrydą żywego człowieka z martwym! - Brakowało mi słów, żeby to inaczej opisać. Przeklinałem los za to, co mnie spotkało.

Nie miałem zamiaru spędzić życia z martwym dzieckiem na plecach. Musiałem coś wykombinować.

 

- Nie zostało ci dużo czasu. Za kilka dni, a nawet mniej jego ciało zacznie gnić i się rozkładać, a wtedy zaczną go zżerać robale, które potem zaczną jeść również Ciebie, James - zaczął się śmiać

- Skąd znasz moje imię? - zapytałem przerażony. To wszystko wcale mi się nie podobało. Ani trochę.

- Wiem o Tobie więcej niż myślisz, jednak to nie jest teraz ważne. Teraz musisz tu zostać i odpoczywać, a potem pokażę Was światu.

Będziemy sławni! – Był niesamowicie podekscytowany, gdy o tym mówił. Po tych słowach wstał i wyszedł z piwnicy. Zakluczył drzwi, żebym nie próbował uciec.

Nie miałem czasu na rozmyślanie o tym, co będzie. Musiałem się stąd wydostać. Nie wiadomo, co jeszcze ma w planach...

Piwnica miała tylko jedno okno. Nie było daleko, jednak dalej byłem osłabiony po tym “zabiegu”. Nie miałem zbyt dużo siły, a Björn trochę ważył. Musiałem trzymać go z tyłu, żeby się nie odpruł. Wpadłem na pomysł, żeby przestawić łóżko, z którego przejdę przez okno. Jednak żeby to zrobić, musiałem mieć wolne obie ręce. Jeżeli puszczę Björna, rozerwie mi całe plecy, a to nie będzie przyjemne. Udało mi się złapać go jedną ręką, a drugą przesuwałem łóżko. Nie potrzebowałem dużo czasu, żeby wszystko zepsuć. Jedno z kółek od łóżka się zablokowało i z wielkim hukiem wszystko poleciało na podłogę, łącznie ze mną. Byłem niemal pewny, że zmarnowałem jedyną szansę na ucieczkę. Nastała grobowa cisza, a zaraz po niej usłyszałem kroki. Wiadome było kto to i wiedziałem, jaka będzie jego reakcja. Słyszałem, jak przekręca klucz w drzwiach, a następnie stanął w drzwiach. Rozejrzał się po piwnicy i zaczął mówić coś do siebie. Podniósł łóżko i odstawił je na miejsce. Stanął przy mnie i zaczął się śmiać.

- Jesteś taki nieporadny James, mogłeś lepiej wykorzystać moją nieobecność..

 

Nie miałem zamiaru mu odpowiadać. Pomógł mi wstać i położył mnie z powrotem na łóżku. Było już dość późno, więc facet poszedł na górę, jednak tym razem zostawił drzwi odkluczone. Chyba był na tyle zmęczony, że zapomniał je zakluczyć. Miałem drugą szansę, w dodatku tym razem było łatwiej bo nie musiałem już tak kombinować. Poczekałem jeszcze chwilę, żeby mieć pewność, że nie wróci. Gdy kroki ucichły, postanowiłem działać. Zszedłem powoli z łóżka. Jedną ręką trzymałem Björna, a drugą oparłem się o ścianę, żeby złapać równowagę. Ruszyłem przed siebie, puszczając się ściany, jednak byłem zbyt słaby.

Musiałem usiąść po paru krokach, żeby złapać oddech i odpocząć. Poczułem jednak coś dziwnego, jakbym o coś zahaczył koszulką. Chciałem ją poprawić, jednak to nie było to.

Okazało się, że nabiłem się (a raczej Björna) na pręt, który wystawał ze ściany. Gdy wstałem i go odczepiłem, w jego ciele została spora i dosyć głęboka dziura. Podparłem się o ścianę i powoli szedłem w kierunku drzwi.

Tym razem dotarłem do wyjścia. Kiedy przez nie przeszedłem, dostrzegłem dość długie schody. Na szczęście wzdłuż nich była poręcz, której mogłem się złapać. Zacząłem się wspinać. Miałem już dość tego wszystkiego. Wyjdę stąd, pójdę do najbliższego szpitala i powiem, żeby nas rozczepili i naprawili moje plecy i wszystko będzie jak dawniej. Prawie wszystko...

W połowie wspinaczki czułem, że nogi zaczynają mi się trząść. Były zbyt słabe na taki wysiłek, w dodatku nie jadłem nic od wczoraj, więc byłem wycieńczony. Noga mi się podwinęła, przez co lekko upadłem, jednak zrobiłem to bez hałasu. Wstałem i szedłem dalej. Czułem się, jak Frodo, który wspinał się na Górę Przeznaczenia, żeby pozbyć się pierścienia. Otworzyłem drzwi i nie dowierzałem własnym oczom. Byłem na górze, udało się! Rozpierała mnie duma. Zamknąłem delikatnie drzwi i zmierzałem w stronę wyjścia z tej obskurnej szopy. Nie zauważyłem jednak, że dosłownie przede mną była spora dziura w podłodze. Oczywiście wpadłem w nią. Noga mi utknęła i nie mogłem się z niej wydostać. Bolała i chyba była złamana. Wtedy zauważyłem, że zza ściany wyleciał pies. To był doberman. Björn zawsze się ich bał. Zaczął krążyć przy mnie i wąchać. Chyba wyczuł mięso z rany Björna, bo zaczął lizać tamto miejsce, a potem gryźć. Był bardzo chudy. Można nawet powiedzieć, że był wychudzony. Był dwa razy chudszy, niż przeciętny doberman. Machałem rękoma, żeby go spłoszyć. Nie spodobało mu się to. Zaczął szczekać i warczeć. Po chwili usłyszałem kroki i nadzieja przepadła. Tym razem facet przyszedł strasznie zaspany i śmierdziało od niego alkoholem. Przetarł oczy i rozejrzał się. Podszedł do mnie i podniósł, odsuwając psa nogą. Zmierzał w kierunku drzwi frontowych. Był strasznie zirytowany.

 

- Słuchaj James, na początku Cię lubiłem, było mi nawet Ciebie szkoda, ale teraz zaczynasz mi działać na nerwy i to strasznie. Miałeś siedzieć w piwnicy, a nie uciekać. Na zewnątrz nie czeka Cię nic dobrego, szczególnie teraz jak jesteś w takim stanie. Jeżeli rzeczywiście jest Ci tutaj tak źle, to wyjazd. Zostało Ci mało czasu,

Twoje dni są policzone - kończąc tymi słowami wyniósł mnie do lasu i poszedł z powrotem do domu.

- Czekaj, nie odchodź! Gdzie ja mam iść? - Zapytałem, jednak nie dostałem odpowiedzi. Facet mnie olał i poszedł.

Byłem skazany sam na siebie. Nie miałem nawet pojęcia, gdzie jestem. Było zimno, ciemno, w dodatku byłem głodny. Jedyne, co mogłem zrobić to położyć się i zamknąć oczy..

 

Gdy się obudziłem, było już jasno. Przetarłem oczy i rozejrzałem się po okolicy. Same drzewa. Nie byłem w stanie stanąć na nogi, więc próbowałem się czołgać. Gdy się ruszyłem, poczułem ciężar na plecach. Próbowałem wymacać ręką źródło ciężaru. Może leżałem na pułapce na niedźwiedzie? To byłby bezsens, bo by się zamknęła i poturbowała mi ciało, a to bym raczej poczuł. Wtedy do mnie dotarło. Przypomniały mi się słowa tamtego gościa:

- “Za kilka dni, a nawet mniej jego ciało zacznie gnić i się rozkładać, a wtedy zaczną go zżerać robale, które potem zaczną jeść również Ciebie”

 

Czyli ciało Björna po prostu zaczyna gnić. Muszę przyznać, że zaczynało też śmierdzieć. Z tego, co pamiętam, gazy w ciele, które wchodzi w fazę rozkładu, gromadzą się wewnątrz. Jeżeli w jego ciele uzbiera się wystarczająco dużo gazów, wybuchnie. Tułaczka z nim będzie jak z tykającą bombą. Na myśl o wybuchającym ciele Björna aż robi mi się niedobrze. Widziałem kiedyś coś takiego w filmach, jednak na żywo to zupełnie inna sprawa. Zanim wyjdę z tego lasu, jego ciało eksploduje, albo będzie pożarte przez robale. Jedno i drugie skończy się źle również dla mnie. Było niemal pewne, że umrzemy.

Leżałem bezradnie po środku ogromnego lasu, z dala od cywilizacji, z bombą na plecach. Nie było już dla mnie ratunku. Jedyne, co mogłem zrobić, to leżeć tu, i czekać na powolną śmierć...

 

2 dni później w telewizji:

„ Dwa dni temu odnaleziono mrożące krew w żyłach monstrum. W samym środku lasu Tandövala leżał martwy mężczyzna z przyszytym do pleców również martwym dzieckiem. Byli w połowie zżarci przez robale. Po identyfikacji zwłok okazało się, że są to 35- letni James Karlsson oraz jego 6-letni syn Björn. Leżeli bok starej szopy, jednak po przeszukaniu jej nie znaleziono nikogo…”

Następne częściOstatnia wycieczka (cz. 2/2)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania