Ostra gra - rozdział 2
Obudził mnie dźwięk budzika, który natychmiast stłumiłam, chowając pod poduszkę.
Ledwo zdążyłam się zaaklimatyzować w nowym miejscu zamieszkania, a tutaj jeszcze do szkoły... Ciężko było mi opuścić moich znajomych, bo wiedziałam, że nie mam łatwego charakteru (co zresztą nie raz słyszałam) i trudno jest mnie zaakceptować. Dlatego obawiałam się, że tutaj nie znajdę nikogo, komu będę odpowiadać.
– Alice! – krzyknęła mama z dołu. – Wstawaj do szkoły!
Podniosłam się do pół siadu i uśmiechnęłam szeroko do siebie.
Mama w końcu zaczęła się do mnie odzywać, w końcu przestała mnie ignorować, czy posyłać zawiedzione spojrzenia. Cholernie się z tego cieszyłam i wiedziałam, że mimo iż mi wybaczyła, o jej zaufanie jeszcze będę musiała się długo starać. W końcu to nie jest rzecz, którą dostaje się na pstryknięcie palca.
Wypuściłam powietrze ustami i zrzuciłam z siebie kołdrę, następnie wstając i kierując się do szafy.
Nowe miejsce zamieszkania, nowa ja – pomyślałam, gdy przeglądałam ubrania. Do tej pory ubierałam się na czarno, ale skoro mam się zmienić, to zmienię wszystko. Dlatego wyciągnęłam szarą bluzę i czarne rurki – zmiana zmianą, ale to trzeba robić stopniowo. Wiedziałam, że uczniowie będą się na mnie patrzeć, bo w końcu przeniosłam się do ich szkoły w połowie semestru, więc na to byłam przygotowana.
Ubrana i umalowana zeszłam na dół. W kuchni czekało już na mnie śniadanie i uśmiechnięta mama w fartuchu – jak mi tego widoku brakowało! Czułam się niepewnie, kiedy podeszłam do niej i przywitałam się buziakiem w policzek, ale widząc szczęśliwą minę mamy, wiedziałam, że zrobiłam dobrze.
Wychodząc z kuchni, spakowałam drugie śniadanie i wyszłam do szkoły, która była kilkanaście minut drogi od mojego domu. Droga nie była trudna, więc odmówiłam podwózki.
Stanęłam przed wielkim budynkiem Liceum Słodki Amoris i wzięłam głęboki wdech, następnie wchodząc do środka. Wiedziałam, że rodzice załatwili wszystkie formalności związane ze szkołą zaraz kiedy się przenieśliśmy, więc od razu skierowałam się do sali, w której miałam lekcje.
Była jeszcze pusta, więc ucieszyłam się, że będę mogła wybrać sobie miejsce. Usiadłam w przedostatniej ławce przy oknie. Na tych mniej interesujących lekcjach bardzo często odpływałam, a wtedy lubiłam patrzeć przez okno, więc miejsce, które zajęłam, było idealne. Zajmując miejsce, wyjęłam z torby kartkę papieru i zaczęłam na niej rysować.
W pewnym momencie ktoś stanął nad moją ławką, rzucając na nią cień.
Podniosłam wzrok, a moim oczom ukazał się czerwonowłosy chłopak-gbur.
– Czyli znalazłaś wyjście z lasu? – spytał, mrużąc oczy i przechylając lekko głowę na bok.
– Jak widać – odpowiedziałam chłodno i powróciłam do rysowania.
– No, czyli jednak trochę rozumu masz – dodał, a ja spojrzałam na niego srogo.
– Myślę, że więcej od ciebie.
– Naprawdę? – spytał, uśmiechając się krzywo. – Dobra, jak już miło się przywitaliśmy, to możesz sobie stąd iść.
– Słucham?
– Idź. – Pokazał ręką na salę. – Ta ławka jest moja.
Roześmiałam się gorzko.
– Tak? A gdzie jest to napisane, bo jakoś nie mogę znaleźć – powiedziałam, udając, że rozglądam się po ławce.
– Zawsze tu siedziałem i nie zamierzam zmieniać miejsca.
– To mamy problem, bo ja też go nie zamierzam zmieniać.
Znowu powróciłam do rysowania, ignorując Czerwonowłosego.
Usiadł w ławce za mną, chyba rozumiejąc, że nie ustąpię.
Po chwili do klasy zaczęło się schodzić więcej uczniów. Patrzyłam na ich twarze i na pewno nie wyglądały na niemiłe, ale jak naiwnym trzeba być, żeby oceniać człowieka na podstawie wyglądu.
– Hej – przywitała się ze mną dziewczyna, wyrastając znikąd. – Nazywam się Iris. Mogę z tobą usiąść?
– Jasne, siadaj – powiedziałam i przytaknęłam głową.
Iris była dziewczyną o niesamowicie rudym kolorze włosów, które – jak się okazało – były naturalne, dużych niebieskich oczach i dość drobnej figurze.
Dopóki nie weszła nauczycielka, rozmawiałam z nią i okazała się bardzo sympatyczną dziewczyną. Powiedziała, że jeśli będę miała jakieś pytania, mam śmiało pytać. I w zasadzie od razu w mojej głowie pojawiło się jedno pytanie.
Nachyliłam się nad jej uchem.
– Kim jest ten chłopak za nami? – spytałam, ciesząc się, że ławki są od siebie w miarę oddalone.
– To Kastiel – odpowiedziała szeptem. – Trudno... się z nim rozmawia, raczej jest samotnikiem.
– Zauważyłam – skomentowałam, podnosząc brwi.
– W każdym razie, jeśli nie chcesz mieć kłopotów, radzę ci się trzymać od niego z daleka. Cały czas się pakuje w jakieś tarapaty. Nie lubi się z gospodarzem i cały czas z nim walczy.
No tak, buntownik – pomyślałam.
Odwróciłam głowę w jego stronę i zobaczyłam, że mi się przygląda. Chciałam mu pokazać język, ale w porę się powstrzymałam. Na razie nie chcę mieć żadnych zgrzytów z rówieśnikami.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania