Otwórz oczy!/Choroba zwana nieśmiertelnością

Byłem nieśmiertelny i potężny… Wielki niemal niczym bóg. Od wieków zasiadałem na tronie Górnego i Dolnego Egiptu. Rządziłem jako największy z faraonów i wszystko na co padał mój wzrok, znajdowało się pod mą władzą. Mój lud drżał przed moimi sądami oraz gniewem. Czcili mnie i podziwiali, ale również drżeli ze strachu przed mym surowym obliczem, bowiem jedno słowo z mych boskich ust mogło kosztować ich życie.

 

Z mojego rozkazu wybudowano majestatyczne piramidy oraz inne zapierające dech w piersiach budowle. Stałem się opoką oraz symbolem rozwijającej się cywilizacji. Dałem ludziom ikonę, za którą mogli stanąć i zjednoczyć się ku wspólnej wielkości.

 

Minęły tysiące lat. Trwałem jako faraon Egiptu, póki trzymanie jego ludu w żelaznym uścisku władzy nie znużyło mnie i przestało obchodzić. Odszedłem, pozwalając, by królestwo i ziemie, którym piastowałem całe swoje życia, pogrążyły się w chaosie i obróciły w perzynę. Nawet raz nie odwróciłem się przy tym przez ramię i nie poświęciłem choć myśli, współczując temu, co po sobie pozostawiłem.

 

Zadomowiłem się w Atenach. Latami żyłem jako wybitny i powszechnie szanowany wynalazca, inżynier i matematyk. Moja wiedza przewyższała umysły otaczających mnie ludzi o stokroć. Gdybym tylko chciał, mógłbym obdarzyć ich technologiami, o jakich nawet nie przyszło im śnić.

 

Mimo iż zachowywałem umiar, to każdego dnia innowacje, które wprowadzałem, czyniły ich życie lepszym. Aż trudno mi opisać, jak wielką dumę czerpałem z tego faktu. W końcu jednak i na to przyszedł kres. Grecja została pokonana, a ja przeżyłem dużo dłużej niż ruiny, które po niej pozostały. Bez mrugnięcia powieką oglądałem, jak wszystko co znałem przez stulecia i co pomagałem tworzyć, odchodziło w zapomnienie.

 

Stałem się konsulem wielkiego imperium rzymskiego, genialnym strategiem i budzącym strach wśród wrogów zdobywcą. Dzięki moim armiom rzeki znanego świata spłynęły krwią mych przeciwników, a ja sam stałem się władcą wszystkiego, co można uznać za cywilizowane.

 

Lata, które spędzałem w tym świecie, mijały nieubłaganie, a mnie ogarniało znużenie… apatia… marazm i cierpienie. Wszystko wokół mnie starzało się i umierało, a ja trwałem dalej. Ludzie, którzy byli mi bliscy, zawsze i nieubłaganie czynili to samo. Odchodzili, pozostawiając mnie samego i pogrążonego w rozpaczy.

 

Miałem wiele żon, wiele potomstwa… Setki nawet. Tyle lat… Przeżyłem i pochowałem wszystkie ze swoich dzieci. Niezliczoną ilość razy musiałem patrzeć, jak umierają tuż przede mną. Z kolei kobiety, które kochałem, stawały się zmęczone i marniały z każdym dniem. Ich ciała więdły, a umysły poczęły nienawidzić mnie za to, że w przeciwieństwie do nich ja pozostawałem wieczny.

 

Historia ta powtarzała się i powtarzała aż do znudzenia. Stawałem się zmęczony i obojętny na otaczający mnie świat. Nie dostrzegałem już jego uroków. Jego piękno oraz przyjemności przestały mieć dla mnie znaczenie. Nie szukałem już władzy, trzymałem się z dala od ludzi. Usunąłem się w cień, obserwując jedynie to, co kiedyś było moje, a co przestało mnie obchodzić. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz się uśmiechnąłem. Żyłem tysiące lat, a jednak czułem się bardziej martwy, niż ktokolwiek kogo znałem.

 

Patrzyłem na narodziny i upadek dziesiątek imperiów. Żyłem na dworach wielu władców i sam stawałem się często jednym z nich. Walczyłem na niezliczonej ilości wojen i byłem świadkiem większej ilości śmierci niż ktokolwiek z żyjących. Patrzyłem jak świat ogarnia zaraza, niosąca ze sobą żniwa śmierci większe niż jakakolwiek wojna, której doświadczyłem. Widziałem miasta starte w proch, ludzi pogrążonych w rozpaczy. Patrzyłem, jak rodzi się teokracyjny reżim, a Wielka Inkwizycja sieje postrach w Europie. Widziałem, jak tysiące rycerzy przysięgają na siedem cnót, a następnie mordują i giną pozbawieni honoru w imię fałszywego boga. Ja byłem ich bogiem. I odszedłem…

 

Gdy nadeszło odrodzenie, pomagałem im odbudować to, co utracili. Dałem im naukę i ponownie usunąłem się w cień. Obserwowałem jak to, czemu dałem życie przeradza się w bezlitosny kapitalizm, bezwzględnie czerpiący ze wszystkich obfitości industrialnej rewolucji, dając początek mnogości ideologii, które rozdarły świat na krwawe części. Patrzyłem, jak człowiek wyrusza w kosmos, a Internet staje się dobrem powszechnym.

 

Kiedy wreszcie stanąłem tak pośród tego wszystkiego, co sam znałem już bardzo dobrze, dotarło do mnie, że mam dość. Żyłem zdecydowanie zbyt długo. Zbyt wiele straciłem i wycierpiałem. Dłużej nie byłem w stanie tego znieść. Nigdy więcej. Najwyższy czas wylogować się z tego koszmaru…

 

Gdy otworzyłem oczy, miałem wrażenie, jakbym nie robił tego od lat. Światło w pierwszej chwili oślepiło mnie tak mocno, że nieomal nie zsunąłem się z krzesła. Czułem się zdezorientowany i oszołomiony. Gdzie ja… gdzie ja byłem? Czy to mój pokój…? Każda część ciała bolała mnie, jak gdyby ktoś przypalał ją rozżarzonym żelazem. Kręciło mi się w głowie, a w uszach szumiało. Po chwili zorientowałem się też, że z nosa wąską strużką cieknie mi krew.

 

Prędko chwyciłem za pudełko z tabletkami, które dostałem. Wyjąłem naraz trzy i bez wahania połknąłem je najszybciej, jak tylko mogłem. Ból głowy stawał się nie do wytrzymania. Tysiące lat wspomnień i doświadczeń w ciągu zaledwie parędziesięciu minut zapisanych w moim mózgu poprzez matrycę neuronową. Taki wysiłek nie mógł obejść się bez nieprzyjemnego echa. Ostrzegano przed tym, ale ja nie wierzyłem…

 

Prędko spojrzałem na projektor mojej domowej cybercentrali. Symulacja dobiegła końca. Jeden z głównych klasterów obliczeniowych na orbicie planety przestał streamować dane. Świat, który stworzyłem na fundamentach historycznej przeszłości własnej cywilizacji, ostatecznie odszedł w zapomnienie. Umarł, a jego śmierć odbiła się bez większego echa… Miliardy znajdujących się tam świadomych instancji sztucznej inteligencji w jednej nanosekundzie zostało zredukowanych do binarnego ciągu zer i jedynek, a następnie bezpowrotnie wymazanych z pamięci. Czy to ich śmierć? Czy to kiedykolwiek była śmierć…? Powinienem się w ogóle przejmować…? Czyż wiele z nich nie powstało z wykorzystaniem mojego własnego genomu? Moje dzieci…

 

Z trudem podniosłem się z miejsca. Momentalnie zachwiało mnie na nogach i niemalże upadłem. W pulsującej bólem głowie wciąż kotłowały mi się miliony pytań. Czy ja naprawdę dokonałem tego wszystkiego? Budowałem i niszczyłem całe imperia? Za pomocą technologii kierowałem postępem zamieszkującej symulację ludzkości? Brałem żony? Dawałem życie dzieciom? Jak ocenić, czy to wszystko było prawdziwe? Czy miało jakąś wartość? Prawda, działo się w symulacji, ale ja to pamiętam! Zrobiłem to wszystko! Dla mnie każdy czyn, którego dokonałem, był prawdziwy i z każdym z nich będę musiał trwać do końca mojego życia tutaj. W świecie, który nie miał pojęcia, kim naprawdę jestem i czego dokonałem… Jak pogodzić się z tym wszystkim? Jak wrócić na powrót do normalności… Tysiące lat władałem milionami ludzi, a tutaj… Tutaj ludzie dalej będą traktować mnie jak…

 

Ile miałem lat…? Szesnaście…? Czy to w ogóle możliwe? W żołądku zacisnął mi się żelazny węzeł. Żyłem tysiące lat… Poczułem mdłości na myśl, że fizycznie wciąż miałem szesnaście lat, a mój umysł był równie stary, jak najstarsze z pism znanych człowiekowi. Pożółkłe stronice rozpadające się w proch przy najlżejszym powiewie wiatru. Zrobiło mi się słabo. Czułem się wiekowy, antyczny, tak samo kruchy jak ten papier…

 

Nagle do mojego pokoju weszła jakaś kobieta i zaczęła coś mówić. Jej słowa docierały do mnie jak przez betonową ścianę. Skąd ja ją znałem…? Czy to… Nie, to nie możliwe… To moja mama?

– Andromeda właśnie przyszła. Obiad zaraz będzie gotowy. Szykuj się, Garrusie, bo wyglądasz, jakbyś dopiero wstał z łóżka. Chyba nie grałeś znowu całą noc, co? – zerknęła na mnie podejrzliwie, po czym wyszła równie szybko, jak się pojawiła. Na odchodnym rzuciła jeszcze tylko: – Pamiętaj, że jutro rano musisz iść do szkoły. Pamiętasz o tym egzaminie, który zapowiedzieli wam tydzień temu? Miałeś się na niego uczyć.

 

Przez kilka dobrych minut stałem w szoku, nie mogąc ruszyć się z miejsca. Szkoła, egzamin… Co…? Po tysiącach lat… ledwo pamiętałem już, co było na początku. W moim umyśle wszystko zdawało się takie mgliste i niewyraźne… Nie byłem w stanie już przypomnieć sobie swoich rządów jako faraona, a co dopiero czasów sprzed symulacji. Cud, że w ogóle nie zapomniałem, że w niej jestem. Jeszcze zostałbym tam na zawsze… Ale jak mogłem zapomnieć twarz własnej matki…? I kim była ta cała Andromeda? To chyba nie… Moja dziewczyna…? Ale przecież do tej pory ja miałem chyba z pięćdziesiąt żon… i z dziesięć razy tyle kochanek… Czy ja coś kiedyś czułem do Andromedy…? Teraz nawet nie pamiętam jej twarzy… brzmienia jej głosu… barwy jej oczu… Nie znałem nikogo w tym świecie i mam żyć tu normalnie? Mam wrócić do szkoły? Co za nonsens! Władałem imperiami! Z mojej woli upadały całe królestwa, a z pojedynczego rozkazu ginęły dziesiątki tysięcy ludzi! A teraz mam zająć się… matematyką? Po moim trupie! Pokażę im, kim naprawdę jestem! Jeszcze zobaczą!

 

Tyle tylko, że… czułem się taki zmęczony… Wciąż doskwierało mi znużenie i obojętność. Usiadłem ciężko na kanapie i wbiłem wzrok tępo w przestrzeń. W swoim życiu widziałem już dosłownie wszystko. Nawet nie pamiętam już swojego prawdziwego wieku… Tyle przeżyłem… Jak cokolwiek tutaj może mnie jeszcze zainteresować? Jak mam teraz żyć w tym oderwanym od rzeczywistości, obcym świecie…?

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Angela 24.09.2016
    Wniosek nasuwa się tylko jeden: nieśmiertelność to przekleństwo. Tekst napisany lekko, czytało się z prawdziwą przyjemnością : ) 5
  • Angela 24.09.2016
    Wniosek nasuwa się tylko jeden: nieśmiertelność to przekleństwo. Tekst napisany lekko, czytało się z prawdziwą przyjemnością : ) 5
  • Numizmat 24.09.2016
    Dar będący jednocześnie przekleństwem. Wydaje mi się, że zdarza się to dosyć często. W każdym razie, dzięki za komentarz, a nawet dwa :D
  • Freya 24.09.2016
    "- zerknęła na mnie podejrzliwie, po czym wszyła równie szybko, jak się pojawiła.' - wyszła
    Wszystko to dzieje się w umyśle szesnastoletniego dzieciaka, dla którego rzeczywistość wirtualna stała się nadrzędnym celem. Wypełnia w ten sposób jakieś swoje braki, których najwyraźniej nie brakuje. Wszystkie interakcje w których uczestniczy na symulatorach, z czasem nudzą go i staje się biernym obserwatorem. Zawsze wówczas następuje regres. Ciekawe są te wizje; monarchii absolutnej, autokratycznej - psycholog w drodze? Jak już nic nie wie, to niech zostanie inżynierem oprogramowania i tyle. Heyka;-)
  • Numizmat 24.09.2016
    Hej, psycholog nie w drodze ;) Chociaż chyba miałby zadatki xD O wyjściu bohatera z symulacji nie zadecydowało, że nie miał temu światu już nic do dania od siebie, ale po prostu to, że w czasie zbliżył się już mocno do swej "współczesności" można by powiedzieć. Nie było więc już dla niego tam niczego nowego, co mógłby doświadczać. Pozdrawiam ;)
  • Rasia 12.11.2016
    "bowiem jedno słowo z mych boskich ust mogło kosztować ich życia." - tutaj tylko taka drobna przyczepka. Dałabym "życie", bo to brzmi tak, jakby jednego człowieka kosztowało kilka żyć :)
    "Trwałem jako faraon Egiptu póki trzymanie" - przecinek po "Egiptu"
    "Odszedłem pozwalając" - po "odszedłem"
    "piastowałem całe swoje życia pogrążyły" - po "życia"
    "które spędzałem w tym świecie mijały" - po "świecie"
    "byli mi bliscy zawsze i nieubłaganie czynili to samo. Odchodzili pozostawiając" - po "bliscy" i "odchodzili"
    "obserwując jedynie to co kiedyś było moje" - po "to"
    "Patrzyłem jak rodzi się teokracyjny reżim, a Wielka Inkwizycja sieje postrach w Europie. Widziałem jak tysiące rycerzy przysięgają" - po "patrzyłem" i "widziałem"
    "Gdy nadeszło odrodzenie pomagałem im" - po "odrodzenie"
    "ledwo pamiętałem już co było na początku." - po "już"
    "przypomnieć sobie swoich rządów, jako faraona" - bez przecinka
    "A teraz mam zając się… matematyką?" - zająć*
    Ciekawy pomysł. Troszkę jak przerobiona, bardziej poważna wersja Numiego, który bawił się w Boga :) To sobie puściłeś wodze wyobraźni z tymi żonami, kochankami i ogólną potęgą :p Chyba rzeczywiście najstraszniejszy z tego wszystkiego jest powrót do szkoły i zajęcie się matematyką :D 4,5 czyli 5, ze względu na te przecinki. Jeszcze tutaj wrócę, także czekaj cierpliwie :)
  • Numizmat 12.11.2016
    Dzięki, wszystko zaraz ładnie będę poprawiać ;)

    A czy puściłem wodzę fantazji to nie wiem. Moim zdaniem tak by właśnie rzetelnie się działo. Wyobraź sobie, żyjesz tysiące lat. Bliskie ci osoby umierają średnio raz na 30. Człowiek chyba staje się trochę samotny, nie? Zwłaszcza że jest niemal bogiem i może sobie pobłażać...

    Oki, czekam :P
  • Rasia 12.11.2016
    To zależy, czy rzeczywiście by tak było, czy też okazałoby się symulacją :)) Poza tym raczej mnie już taki zaszczyt nie spotka, więc... :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania