Otyliada 2023, czyli maraton pływacki

W 2014 r. po raz pierwszy odbył się Ogólnopolski Nocny Maraton Pływacki "OTYLIADA", a jego pomysłodawcą było Stowarzyszenie Osiedlowe PODLAS w Myszkowie. Założenie proste, wygrywa ten, kto w ciągu dwunastu godzin pływania pokona najdłuższy dystans. 18 października 2023 r. odbyła się już ósma edycja i moja piąta styczność z nieco dłuższym przebywaniem w wodzie. Każdy, to chociaż raz był na tych zawodach, prędzej czy później będzie chciał się ponownie sprawdzić. Bo to nie jest walka o zwycięstwo, tylko najpiękniejsza ze wszystkich walk, z samym sobą.

 

Cel i zarazem marzenie od kilku już lat miałem jedno – dwadzieścia kilometrów i za każdym razem coś nie wypaliło, a to choroba, a to pandemia, która spowodowała dwuletnią przerwę w maratonach, a to znowu skrócenie maratonu z dwunastu godzin do niecałych sześciu. W tym ostatnim przypadku pozwoliło mi to na przepłynięcie czternastu kilometrów i zajęcie trzeciego miejsca. Pozdrowienia dla Prudnika. Tym razem miało być inaczej.

 

Czekała na mnie Nysa, a tymczasem na Wodnej Nucie w Opolu wciąż grasowała bakteria, przebrana tymczasowo za „awarię techniczną” (prośba, by nie mylić z awariami dystrybutorów Orlenu, bo to podobno nie to samo). Po trwającym nieco ponad dwa miesiące remoncie, który zakończył się we wrześniu tego roku, zaatakowała po raz czwarty (oficjalnie trzeci). Ludzi wygnano, zawody dla dzieci odwołano i ponownie medalista olimpijski w podnoszeniu ciężarów, kierujący już od czterech lat pływalnią, musiał zmierzyć się z problemem. A nie jest łatwo, jak sam mówił, technologia jest ogromna i wszystko może się zepsuć. A niestety około dziesięcioletni obiekt w środku wygląda wiele starzej i założę się, że w monopolowym nikt by się nie pytał o jego wiek.

 

Pal licho Wodną Nutę, byłem wraz z synem w Nysie, a tam wszystko działało, nawet prysznice, a woda była czysta. Od razu poczuliśmy się jak w domu (zresztą podobnie było w Prudniku). Wokół nas inni fascynaci i wielu z nich było oczywiście z Opola. Wybraliśmy tor trzeci i jak się okazało, to był strzał w dziesiątkę. Było nas trzech, a więc byliśmy już pewni, że tłoku nie będzie. Przygotowanie przed zawodami jest proste, stawiamy obok naszego toru napoje oraz jedzenie, gdyż bez tego po czasie bylibyśmy odwodnieni i nie mielibyśmy siły na dalsze pływanie. Oczywiście przed pływaniem usta muszą byś czyste, a więc trzeba je solidnie przepłukać. Ważną zasadą jest też możliwość przerwy piętnastominutowej, która wydaje się niezbędna w tego typu zawodach.

 

No i zaczęliśmy. Każdy w swoim tempie i okazało się, że tempo Marcina jest zdecydowanie większe niż moje, czy też mojego syna. Tak więc płynęliśmy po swojemu i każdy z nas walczył z samym sobą. Pierwsze pięć kilometrów nieco się dłużyło, jednak organizm wydawał się wciąż świeży. Kolejna piątka (oczywiście w międzyczasie zrobiłem sobie przerwę) także wiele nie zmieniła, czyli organizm dawał radę. Pierwsze schody pojawiły się w okolicach czternastego kilometra. Czułem wyraźne zmęczenie, a do dwudziestu wciąż było daleko. Marcin zaś płynął w swoim tempie i dwudziestkę już pokonał. Tak więc bolały przede wszystkim ramiona i właściwie tylko one. Nogi, nadgarstki, kark wciąż nie sprawiały kłopotów, a przecież na innych zawodach to nogi, czy też nadgarstki stanowiły największy problem.

 

Było dobrze, ale dosyć daleko, zbyt daleko. Tylko, czy mogłem marzenie przesunąć na kolejny raz, jeżeli warunki były idealne, a woda nie uczulała pod pachami, co było częste w przypadku pływania na Wodnej Nucie. Tak więc płynąłem, a ramiona coraz to bardziej bolały. Po osiemnastym kilometrze miałem dość, ale przecież było już tak blisko, zresztą syn już przekroczył tę magiczną granicę. No to płynąłem siłą woli i w granicach dziewiętnastki zrobiłem sobie dłuższą przerwę – ostatnią zresztą. Masowanie mięśni niewiele dawało, ale cel był bardzo blisko. Jeszcze kilkadziesiąt basenów i mogłem świętować – miałem dwadzieścia kilometrów! Dodałem jeszcze trzysta metrów i mogłem wyjść z basenu. Zawody zaczęły się o osiemnastej, skończyłem, tak jak i syn o trzeciej trzydzieści. Do godziny szóstej pływało jeszcze jedenaście osób i dla nich szczere gratulacje. Byli wielcy, tak jak i my. Podziękowania także dla organizatorów, to dzięki nim mogliśmy zmierzyć się z samym sobą. Zająłem siódme miejsce, Tomek czwarte, a nasz kolega z toru wygrał z wynikiem przekraczającym trzydzieści trzy kilometry.

 

Tak właśnie spełnia się marzenia, najpierw praca, później zaś kilkudniowy ból mięśni i ogólne wycieńczenie. Naprawdę warto.

 

A na Wodnej Nucie trwa usuwanie usterek. Tylko czy aby na pewno, po poprzednim dwumiesięcznym remoncie nie było widać żadnej poprawy. Czy teraz będzie inaczej, czy też grasująca bakteria zniechęci mieszkańców do korzystania z basenu. W końcu to jest igranie ze zdrowiem ludzi, a tak raczej być nie powinno.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Grafomanka 5 miesięcy temu
    Pokonać swoje słabości, to jest COŚ... gratuluję!
  • Józef Kemilk 5 miesięcy temu
    Dzięki 😀
  • il cuore 5 miesięcy temu
    /Wokół nas inni fascynacji i dużo z nich było/ – fascynaci – może lepiej zastąpić /dużo/ na /wielu/
    Sporo pływałem tego lata, Wisła była moja.
    cul8r
  • Józef Kemilk 5 miesięcy temu
    Dzięki skorygowałem
    Pozdrawiam
  • Maurycy Lesniewski 5 miesięcy temu
    „ prośba, by nie mylić z awariami dystrybutorów Orlenu, bo to podobno nie to samo” :)

    Uwielbiam wodę, jednak prywatnie traktuję bardzo rekreacyjne. Jak widać niektórzy mają bardziej wyzywające podejście do tego jednego z żywiołów, zawsze podziwiam ludzi potrafiących pokonywać kolejne bariery i ograniczenia.
    Ciekawy tekst, dobrze się czyta.
  • Józef Kemilk 5 miesięcy temu
    Dzięki. Ja też rekreacyjnie 😀. Powoli zbieram się po zawodach👍
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania